Michał Cichy urodził się w 1967 roku w Warszawie. Studiował historię i historię sztuki. Pracował w „Gazecie Wyborczej”, w jury Nagrody Literackiej Nike i dla Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Mieszka na Ochocie.
na początku jest zachwyt, nad spojrzeniem, nad miłością do miasta i Warszawy (bo to arcywarszawska książka),nad strukturą. bo zdania są krótkie, esencjonalne, w punkt. a póżniej pojawia się znudzenie, bo dokąd to prowadzi? co z tego? i trudno przewrócić stronę dalej. i już się nie chce, robi się nudno, powtarzalnie. i taka jest ta książka. jest bardzo zen i japońska, tylko mam z nią problem jest o niczym. bo nie jest o przemijalności życia i kruchości piękna. to zapis spaceru, który trwa pewnie całe życie a raczej błądzenia. szkoda, bo chciałem dać maksimum, a z każdą stroną ocena spadała...
Jest to dziwne dla mnie samej, że oceniam tak nisko tą książeczkę, ponieważ autora lubię, a inną jego książkę: "Do syta" wręcz polecam, jako bardzo dobrą. Tutaj coś nie zagrało.
Doceniam jak zwykle miłość do szczegółów, dużą spostrzegawczość i momentami poetyckość opisów (choć krótką frazą i oszczędnie, jak lubię). Ale wyczuwam w tej pozycji zbyt dużo malkontenctwa, niezgody, melancholii. "Do syta" jest budujące. A tutaj jest smutno, czuć dekadencję, rozpad. W "Do syta" mamy opis rzeczy zwyczajnych, ale pięknych w swojej zwyczajności.. Tutaj mamy kontemplację brzydoty: popękane płyty chodnikowe, odpadające tynki, powybijane szyby, przewracające się ogrodzenia, zardzewiałe druty, burdel (dupa, cycki, ryj). Są kruki pastwiące się nad zdechłym gołębiem, rozjechanie żuczka.. No NIE.
Być może ma to oddać kruchość otaczającego nas świata, przemijanie.. Mnie nie ujęło. Odrzuciło, przygnębiło.
Pod sam koniec nastąpiły udane opisy przyrody, zmiany pór roku: schyłku lata, przejścia jesieni i początku zimy. Zwłaszcza ostatni opis pełen był uroku. Ale to za mało, żeby uratować tą książkę. Może dodam jedną gwiazdkę za Myszkę.