Najnowsze artykuły
- ArtykułyNie uwierzysz, kto to napisał. Nietypowe książki znanych pisarzyBartek Czartoryski8
- ArtykułyLicho nadal nie śpi, czyli książki z motywami słowiańskimiSonia Miniewicz42
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj egzemplarz książki „Dziewczyna o mocnym głosie“LubimyCzytać1
- ArtykułyCzytamy w weekend. 6 września 2024LubimyCzytać341
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Henri-Irénée Marrou
Źródło: http://www.google.fr/search?q=henri-Irenee+Marrou&hl=fr&client=firefox-a&hs=96W&rls=org.mozilla:en-US:official&prmd=ivnsbo&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=fwOwTe_mFsyGhQeSzpmVBw&ved=0CGcQsAQ&biw=1280&bih=814
5
7,3/10
Pisze książki: historia
Francuski historyk, badacz okresu późnego średniowiecza i historii wychowania.
7,3/10średnia ocena książek autora
81 przeczytało książki autora
201 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Zmierzch Rzymu czy późna starożytność? III-VI wiek
Henri-Irénée Marrou
6,8 z 14 ocen
46 czytelników 2 opinie
1997
Historia Kościoła. Tom I. Od początków do roku 600
Henri-Irénée Marrou, Jean Daniélou SJ
7,3 z 15 ocen
68 czytelników 3 opinie
1986
Historia Kościoła. 1, Od początków do roku 600
Henri-Irénée Marrou, Jean Daniélou SJ
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
1984
Najnowsze opinie o książkach autora
Historia Kościoła. Tom I. Od początków do roku 600 Henri-Irénée Marrou
7,3
Nieco już wiekowa, ale cały czas niepozbawiona wartości historia Kościoła obejmująca okres do pontyfikatu Grzegorza Wielkiego. Narracja poświęcona jest różnym aspektom: rozwojowi doktryny i sporom teologicznym, rozwojem organizacji kościelnej, wybitnym postaciom (dużo miejsca zajmują tu Ojcowie Kościoła) oraz - w nieco mniejszym jednak stopniu - ogółowi wiernych. Najbardziej podobały mi się w książce te rozdziały, które mówiły o powolnym rozchodzeniu się dróg chrześcijaństwa i judaizmu oraz o tzw. judeochrześcijaństwie. Gdybym miał napisać, czego moim zdaniem zabrakło, to wskazałbym na dość pobieżne omówienie chrześcijaństwa poza światem grecko-rzymskim: w Syrii, Etiopii, na Kaukazie. Ale ogólnie rzecz biorąc dobra książka.
Tomasz Babnis
Historia wychowania w starożytności Henri-Irénée Marrou
8,2
Przesycona sympatiami i antypatiami, emocjonalnym związkiem autora z historycznymi postaciami, miejscami i wydarzeniami, a to sprawia, iż nie można tej pozycji polecić przeciętnemu czytelnikowi. Może stanowić zaledwie uzupełnienie bardziej profesjonalnych opracowań… ale mówiąc bez ogródek, to przytłaczająco nudna lektura, skupiona na stronie organizacyjno-administracyjnej. Faktycznej praktyki i treści wychowania jak na lekarstwo.
A do tego:
Absurdalna interpretacja Platona, być może pod wpływem popperowskiej mody na przyklejanie mu łatki „totalitarysty”. Marrou stara się nakreślić Platońskie wychowanie przez pryzmat „Państwa” i „Praw”, odczytywanych jako polityczne manifesty! Tymczasem Platon w „Państwie” szuka definicji Sprawiedliwości, a żeby to lepiej zobrazować, żeby było dokładniej widać: posługuje się obrazem abstrakcyjnego państwa, zbudowanego na kształt wnętrza człowieka (uczucia – chłopi i rzemieślnicy, wola – żołnierze, rozum – mędrcy) – ale to tylko pretekst do tego, aby zastanowić się nad moralnością człowieka!
Henri również błędnie przedkłada zamiłowanie Platona do matematyki ponad etykę (opartą na triadzie Dobra, Prawdy i Piękna).
Ja wiem, że zabrzmi to szursko, zwłaszcza z ust laika / dyletanta, który nie może pochwalić się tytułem n-a-u-k-o-w-y-m, ale od dwóch wieków środowisko akademickie produkuje tony bzdur, zwłaszcza w naukach humanistycznych, a uchodzą one głównie dlatego, że wszyscy się wzajemnie cytują i odnoszą do bzdur produkowanych przez innych tłuków, zasłaniających się tytułami naukowymi i osiągnięciami w innych dziedzinach – lecz jest to obserwacja nie tylko moja, a wielu wybitnych filozofów i wykładowców, którzy „nie kraczą jak i one”. Aby na poważnie brać wszystkie doniesienia Diogenesa Laertiosa, trzeba albo być ćwierćinteligentem, albo mieć niecne intencje - Tales wpadający do studni przez zapatrzenie się w rozgwieżdżone niebo przytaczany jest przez Henriego chyba ze cztery razy, żeby czytelnik wbił sobie do głowy, jak odklejeni od rzeczywistości są mędrcy i filozofowie – w domyśle: nie to co my, współcześni naukowcy. W kwestii Platona polecam posłuchać na YT profesora Marka Piechowiaka – a zwłaszcza po przeczytaniu „Historii wychowania w starożytności”.
Marrou pokazał się również jako osoba ukąszona freudyzmem, stąd związek mistrza z uczniem upatrywał jako n-i-e-u-c-h-r-o-n-n-i-e erotyczny. Wychodzi na to, że podstawą greckiej filozofii jest pederastia, a być czyimś uczniem oznacza być czyimś kochankiem. Tylko po co ci wszyscy pedagodzy, towarzyszący młodym w drodze między domem i gimnazjum, skoro stosunki erotyczne między mistrzem i uczniem były czymś normalnym, akceptowalnym i powszechnym? Skąd niesłuszne oskarżenie Sokratesa o „bałamucenie młodzieży”, skoro miałoby to być powszechną praktyką, na którą godziła się Starożytność?! Który normalny rodzic zabiegałby u takich uczonych pederastów, aby łaskawie zechcieli „zająć się” ich dzieckiem?
„Paideia osiąga swój cel poprzez paiderasteia”. [Srogie piguły Henri]
„(…) trzeba będzie uznać bez wątpienia [Podkreślam: bez wątpienia XD], że całe to wychowanie tchnie miłosną namiętnością i od niej nabiera barwy: „Będę ci udzielał dobrych rad jak ojciec synowi”, powiada Teognis. Dostatecznie podejrzana strona tej ojcowskiej miłości ujawnia się w czułych wyrzutach i niepokojach, jakie przeżywa zazdrosny kochanek, i w bolesnych skargach porzuconego. („Niczym już dla ciebie nie jestem. Omamiłeś mnie, jak się omamia małe dziecko”). [Ty masz coś z głową chłopie!] Przyznaję zresztą, że można w nieskończoność się spierać w kwestii treści zmysłowej zawartej tutaj lub nie”.
– Nie, nie można. Zastosowałeś właśnie prostą manipulację, w której zupełnie absurdalną tezę chcesz uczynić przynajmniej prawdopodobną. Coś jak: Psia kupa jest oczywiście smaczniejsza od czekolady, ale w swojej łaskawej wyrozumiałości przyznaję, że ci co sądzą inaczej, też mają uzasadnione argumenty i możemy się o to spierać w nieskończoność. Możemy?!
Starożytni Grecy wyodrębniali co najmniej 8 różnych rodzajów miłości. Jezus też k-o-c-h-a-ł swoich uczniów! „Homoseksualizm! Wszędzie homoseksualizm!” Sam Platon pisał o dwóch różnych Erosach (biednym i bogatym) i dwóch różnych Afrodytach (wszeteczna i boska). Marrou momentalnie skojarzył mi się z Michaelem Cooganem, który instrumentalnie posługuje się znaczeniami związków frazeologicznych w Biblii pod swoją zboczoną perspektywę, przez co dochodzi do takiej interpretacji, że Ismael i Izaak byli młodocianymi homosiami, bo się razem „bawili” (he he, you know what i mean, he he). Jeśli założymy, jak autor, że młodzieniec może „podobać się” w jeden tylko sposób, to budzimy się w panseksualnym świecie z mokrego snu Freuda (tak, Marrou sam o nim wspomina, więc można się domyślać, skąd taka śmiałość w dzieleniu się swoimi absurdalnymi tezami),gdzie każdy każdego chce przelecieć, a zwłaszcza syn matkę, tylko najwyżej nie zdaje sobie z tego sprawy – ale „mistrz podejrzeń” Freud wie jak jest, on sam tak miał, więc każdy tak ma.
„(...)Wykaz gorszących stosunków w panteonie kultury klasycznej ukazuje nam cały rząd słynnych kochanków.
Jeżeli chodzi o filozofów, wystarczy wspomnieć Sokratesa, który gromadził wokół siebie i powoływał najznakomitszych spośród złotej młodzieży ateńskiej. Brał ich „na lep” miłosnej namiętności i przybierał postawę znawcy spraw Erosa. Przykład jego nie jest osamotniony: Platon kochał, i to zdaje się nie tylko „platonicznie”, Aleksego lub Diona [a mi się zdaje, że powinieneś odwiedzić psychiatrę]. Dynastia „scholarchów” w jego Akademii przez trzy pokolenia przekazywała kierownictwo kochanemu przez kochającego. Ksenokratesa kochał Polemon, Polemona Krates, a Arkezylaos Krantora. To samo widzimy i poza szkołą Platona. Arystoteles kochał swego ucznia Hermiasza, tyrana Atarnei. Zapewnił mu nieśmiertelność w słynnej pieśni. Miłość taka łączyła nie tylko filozofów; spotykamy ją u poetów, artystów i uczonych. Eurypides kochał tragika Agatona; Fidiasz – swego ucznia Agorakritosa z Paros; lekarz Teomedon – astronoma Eudoksa z Knidos”.
– Tak tak, wszyscy się wzajemnie dymali, to jest sedno filozofii. Filozofia, pedofilia, jak zwał tak zwał. No i oczywiście, jak to „filozofowie”, jedno pisali, drugie robili, dlatego w pismach JEDNOZNACZNIE potępiali homoseksualizm, jako wynaturzenie, a w praktyce wszyscy się wzajemnie bzykali.
A jakieś dowody, poza spaczoną interpretacją, na te rewelacje?!
Warto przywołać choć w niewielkim fragmencie Giovanniego Realego ("Historia filozofii starożytnej" t I): „Jednym słowem także przyjaźń zostaje sprowadzona do wymiaru psyche i oparta na arete. Dokładnie w tym kierunku Sokrates wybierał swoje przyjaźnie i chciał, żeby jego naśladowcy byli nie tyle uczniami, co przyjaciółmi. A jeśli się dobrze przypatrzeć, to sztuka miłowania, w której uważał się za szczególnie biegłego, nie była niczym innym, jak jego sposobem «dbania o dusze»”.
„Miłość safijska nie przeszła jeszcze przez metafizyczne przeistoczenie, przez które przejdzie w myśli Platona pederastia przemieniona w tęsknotę za ideałem”.
Jesteś poważnym historykiem, czy psychologizującym fanatykiem freudyzmu?
Zachwyty nad sofistami i zafałszowywanie ich konfliktu z Sokratesem, Platonem i Arystotelesem pozostawię bez polemiki. Nie ma sensu przedłużać, a dla każdego, kto przeczytał Platona i Arystotelesa, bez freudystycznego fioła na punkcie seksu, sprawa jest jasna, za co Sofiści byli ganieni, pomimo wyrazu uznania dla ich umiejętności i wiedzy. Wszak historycy też potrafią wyrazić uznanie dla blitzkrieg, przy jednoczesnej odrazie dla samego Adolfa H.
„Należy też przypomnieć, że wiedza historyczna, stanowiąc pewną część wiedzy o człowieku, jest czymś z samej istoty ruchomym, ale ciągle zmieniającym się w czasie. Nasze wyobrażenia o człowieku, o świecie i o życiu zmieniają się nieustannie. Nie ma takiego zjawiska historycznego, do którego nie trzeba by od czasu do czasu powracać, aby je umieścić w odpowiedniej perspektywie; zmieniło się bowiem naświetlenie całości zagadnienia”.
– Albo ujmując to inaczej: zmienił się „duch czasu” rozumiany jako „mądrość etapu” (o-d-p-o-w-i-e-d-n-i-a perspektywa). Teraz będziemy wszystko odczytywali przez ducha trzech mistrzów podejrzeń (Ricoeur: Marks, Nietzsche, Freud). Nie jest to zatem historia wychowania w starożytności, a historia patrzenia na starożytność przez okulary freudyzmu i strachu przed „faszyzmem” (utożsamianym już z samym dążeniem do porządku).
To, że minie 500 lat nie sprawi, że urojenia Gazety Wyborczej staną się bardziej realne. To, że coś zostało napisane dwa tysiące lat temu jeszcze nie sprawia, że jest wierne prawdzie. Starożytność nie była wolna od paszkwili. Rewelacje Diogenesa Laertiosa czy Arystofanesa są powszechnie krytykowane przez rozsądną część środowiska akademickiego. Wciąż jednak znajdą się tacy, którzy instrumentalnie posłużą się ich cytatami, licząc na ignorancję czytelników.
Stanowczo nie zgadzam się z twierdzeniem innych użytkowników, że dobrze się to czyta – może komuś, kto nie ma żadnej wiedzy, przez co naiwnie daje się prowadzić za rączkę. Ale jak już wspomniałem na początku, zawartość dotyczy głównie organizacji edukacji, a nie treści wychowania. Kolejny nieudany zakup, a książka do tanich nie należy :/
Gwoli wyjaśnienia. To nie jest tak, że ta książka jest całkowicie zła – co to, to nie. Uważam jednak, że mamy rosnący problem z zalewem bezużytecznych, fałszywych czy wręcz szkodliwych książek, a lwią część tego wysypiska stanowią pozycje właśnie takie – przeplecione faktami z urojeniami. Należy oczyścić atmosferę, a w obecnej sytuacji można to zrobić tylko bezwzględnym odrzucaniem każdej pozycji, która jest choćby tylko trochę ubrudzona, a pozostawianiem tylko absolutnych perełek. Stąd moja surowość.