Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina John Geiger 7,5
Eksploracja nowych, wcześniej nieznanych terenów, to bardzo nośny temat filmowy i literacki. Wyprawy badawcze, podróżnicy z żyłką odkrywcy, niebezpieczeństwo, związana z nim adrenalina… Lubimy o tym czytać, czujemy się tak, jakbyśmy w tych wydarzeniach współuczestniczyli, z bezpiecznej wszakże pozycji „kanapowego wylegiwacza”.
„Na zawsze w lodzie” opisuje losy wyprawy sir Johna Franklina, która w 1845 roku wyruszyła na poszukiwanie drogi morskiej prowadzącej z Europy do Azji. Wypłynęły dwa okręty: „Erebus” i „Terror”, nie powrócił nikt. Bo też nikt ze 129 uczestników wyprawy nie przeżył. Co się wówczas wydarzyło? I czemu się wydarzyło? Te pytania stawiano sobie przez długie lata. Około 140 lat później, w wyniku ekshumacji ciał 3 podróżników, można było zacząć potwierdzać lub też obalać postawione hipotezy.
To niesamowite, ile informacji można odczytać z fragmentów szkieletu. Okazuje się, że da się odtworzyć ostatnie chwile marynarzy z dużą dozą prawdopodobieństwa, a los niektórych z nich był o wiele bardziej dramatyczny, dużo straszniejszy niż moglibyśmy sobie wyobrazić.
„Na zawsze w lodzie” to nie tylko literatura faktu, książka na poły historyczna, traktująca o jednej z wypraw geograficzno-podróżniczych, której losy długo pozostawały nieznane. To jedna z lepszych powieści detektywistycznych, w której rolę Columbo pełnią archeolodzy. Przy czym trzeba podkreślić walory stylu, w jakim tę opowieść napisano. Gawędziarski, choć pełen dat i szczegółów, zagłębiający się w niuanse historyczne i naukowe, ale w tak interesujący sposób, że przyswajamy je sobie jakby mimochodem, pochłonięci bez reszty lekturą.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak trudno płynie się przez rejony arktyczne i jakie niespodzianki mogą spotkać żeglarzy. Najmniejsza z nich to konieczność przezimowania po drodze do czasu ustąpienia lodowych przeszkód. Na to akurat wszyscy zawczasu są przygotowani.
W tej książce jest wiele, i jeszcze więcej: wielkie ambicje, euforia i pewność zwycięstwa, konfrontacja z okrutną rzeczywistością, która przerosła wszelkie wyobrażenia, rozpacz, choroby, walka o przetrwanie, a nawet kanibalizm. Można powiedzieć, że w tak ekstremalnych sytuacjach człowieczeństwo podlega ostrej weryfikacji.
Możemy się przekonać, jak wiele zależy tu od inwencji, dobrej woli i doświadczenia dowódcy: „musiał postarać się o to, by jego ludzie byli bez przerwy tak zajęci, by nie mieli czasu na myślenie o swoim trudnym położeniu. Cały dzień wypełniał im różnymi czynnościami (…)”, a dla ochrony przed szkorbutem kazał im zbierać rosnący wokół szczaw i polować, by mieli świeże mięso. Potrzeba było prawdziwie racjonalizatorskich pomysłów, by jak najlepiej wykorzystać zaistniałe warunki, znaleźć każdą możliwość mogącą polepszyć katastrofalną sytuację marynarzy.
Sir Franklin twierdził, że ma zapasy, które z pewnością wystarczą uczestnikom wyprawy na pięć lat, a jeśli będzie nimi dobrze gospodarował, to nawet na siedem. Dlatego też dopiero po trzech latach zorganizowano pierwszą ekspedycję ratunkową. Dzisiaj, w dobie znakomitej komunikacji satelitarnej, wprost nie mieści się nam to w głowie. Co musieli czuć bliscy marynarzy nie mając z nimi tak długo żadnego kontaktu?
Szkorbut okazał się paskudną i bardzo podstępną chorobą, o której do teraz miałam zaledwie szczątkową wiedzę. Tymczasem niszczy on ludzi nie tylko fizycznie, ale psychicznie, czyniąc ich coraz bardziej osłabionymi i rozdrażnionymi, na granicy świadomości.
Książka zawiera sporo informacji o wcześniejszych wyprawach w rejon Arktyki, o trudnościach, jakie napotykano i które w trakcie przygotowań do ekspedycji Franklina wzięto pod uwagę. Czemu więc doszło do dramatu? O tym w dalszej części książki, która sprawia wrażenie niezłego thrillera, zagadki, której tropy to się plączą, to rozplątują częściowo, aż w końcu, po odnalezieniu szczątków trójki marynarzy, dowiadujemy się rzeczy, o których chyba nie chcielibyśmy wiedzieć.
Oprócz historii spełniającej wszystkie wymagania filmowego scenariusza dramatu historyczno-przygodowego, otrzymujemy w pakiecie, niejako przy okazji, ogromną wiedzę z zakresu organizacji wypraw podróżniczych, trudnego i wymagającego żelaznej dyscypliny życia na statku, niebezpieczeństw i niespodzianek, jakie mogą zaistnieć. No i możliwości badania wszelkich śladów archeologicznych, z naciskiem na szczątki ludzkie, co pozwala odtworzyć wydarzenia sprzed prawie 200 lat.
No i ta niezwykła umiejętność snucia opowieści, bez której satysfakcja z lektury byłaby niewspółmiernie niższa. Teraz pozostaje nam mieć nadzieję, że znajdzie się zdolny scenarzysta i odpowiednio zaadaptuje tekst, abyśmy do tych wszystkich wrażeń, jakich doznaliśmy, mogli dodać jeszcze te wzrokowe, których dostarczy nam kinowy ekran.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/