Lobo to konkretny Baddas. Zabija dosłownie każdego, kto go wnerwi. Nieważne czy to na świecie, w którym żyje, czy w zaświatach. Jest to bardzo problematyczna postać, która nie dość, że ma sporo antagonistów, to ma nawet też swój funklub, szaleńców, którzy chcą go naśladować. Oczywiście działa zgodnie ze swoim kodeksem honorowym, według którego zawsze dotrzymuje słowa, choćby wydawało się niewykonalne. Komiks pełny brutalności i latających flaków, o dziwo bez wulgaryzmów. Kreska typowa dla początku lat 90, czyli taka, jak lubię. Nie każdemu się spodoba, ale na pewno znajdzie swoich fanatyków, oby nie naśladowców ;)
Po rozpadzie oryginalnej Ligi Sprawiedliwości w lat 80. usiłowano stworzyć drużynę złożoną z mniej znanych postaci. Pierwsza próba nazywana potocznie „Ligą Sprawiedliwości Detroit” nie spotkała się z pozytywnym przyjęciem i przy okazji historii „Legendy” również została rozwiązana. Drugiej próby dokonano w 1986 r. Koncept tej drużyny okazał się na tyle chwytliwy, że przetrwała 10 lat. Tom 71 pokazuje właśnie początki tej drużyny.
Batman razem z Martian Manhunterem postanawiają stworzyć nową inkarnację Ligi złożoną z mniej wówczas znanych bohaterów takich jak Blue Beetle, Mister Miracle czy Guy Gardner. Szybko jednak okazuje się, że również pewna anonimowa postać stara się na własną rękę rekrutować kolejnych członków Ligi.
Słyszałem wiele pozytywnych opinii na temat humoru i relacji między członkami Ligi. Rzeczywiście, bohaterowie zebrani tutaj to bogata mieszanka charakterów. Jednakże ich relacje polegają głównie na wzajemnych kłótniach, co na początku jest zabawne, ale szybko robi się męczące. O wiele lepiej wypadają tutaj bardziej poważne momenty pokazujące emocje czy problemy bohaterów. Z bohaterów najciekawiej wypada „tajemniczy manipulator” o początkowo nieznanej motywacji.
Jeśli zaś chodzi o same akcje superbohaterskie, to większość jest bardzo typowa. Starcie z terrorystami, zmanipulowanymi superbohaterami czy superłotrami na zlecenie to bardzo typowe historie jakich wiele. Ciekawiej się robi wraz ze spotkaniem „Szarego Człowieka”, który sam w sobie jest bardzo interesującą magiczną koncepcją, co pozwala się wykazać doktorowi Fate. Również pewna akcja polegająca na ratowaniu przez bezosobowym zagrożeniem dobrze pokazuje współpracę grupy.
Warstwa graficzna jest moim zdaniem poprawna. Dobrze udaje się tu oddać mimikę twarzy, a postacie wyglądają bardzo realistycznie. Jednakże scenom akcji brakuje dynamiki.
Odnoszę wrażenie, że tutaj scenarzysta jeszcze musiał odkryć w jakim kierunku ma podążyć ta drużyna. Widać tutaj zalążki pewnych pomysłów, które jeszcze nie do końca wykiełkowały. Mam nadzieję, że w drugiej części będzie bardziej interesująco.