Urodził się w Białej Krakowskiej, był synem nauczyciela Tytusa Zegadłowicza i Elżbiety Kaiszarówny. Dzieciństwo spędził w Gorzeniu Górnym niedaleko Wadowic, gdzie jego ojciec miał dwór letniskowy. Uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, ukończył je w 1906. Studiował polonistykę, germanistykę i historię sztuki na UJ, a następnie w Wiedniu i w Dreźnie.
W latach 1919–1921 pracował w Ministerstwie Kultury i Sztuki, gdzie był urzędnikiem Wydziału Literatury. W latach 1929–1931 mieszkał w Poznaniu, pracując jako kierownik literacki Teatru Polskiego, doradca Księgarni św. Wojciecha, redaktor czasopism. W 1932 wrócił do Gorzenia. Pracował wówczas w teatrze katowickim i wykładał historię sztuki w konserwatorium w Katowicach. W 1936 nawiązał współpracę z jednolitofrontowym „Dziennikiem Popularnym”.
27 lipca 1915 poślubił Marię Kurowską, ze związku tego urodziły się dwie córki Halszka (1916-1966) i Atessa (1920-2013).
Zmarł w Sosnowcu w wieku 52 lat. Pochowany jest na cmentarzu parafii św. Tomasza na pograniczu Pogoni i Małobądza (w granicach Będzina).
Zadebiutował w 1908. W 1921 wszedł do redakcji czasopisma „Ponowa”. W tym samym roku wraz z Edwardem Kozikowskim założył w Gorzeniu Górnym grupę poetycką „Czartak” (działała do 1929 r.) i zainicjował wydawanie czasopisma „Czartak”. W 1928 był współzałożycielem kabaretu Ździebko w Poznaniu.
Pisał poezje, organizował spotkania artystów, gromadził wiele artystycznych dzieł. Dał się poznać jako znakomity (choć także mocno krytykowany) tłumacz z języka niemieckiego (Faust Goethego). Był odkrywcą swoistego fenomenu rzeźbiarstwa ludowego – świątkarza Jędrzeja Wowry.
W 1930 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1930),a w 1935 – Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury. W 1933 z okazji dwudziestopięciolecia twórczości otrzymał honorowe obywatelstwo Wadowic. Po wydaniu powieści pt. Zmory, w której przedstawione zostały Wadowice w czasie sprzed I wojny światowej, na początku lutego 1936 Rada Miejska odebrała Zegadłowiczowi honorowe obywatelstwo miasta oraz przywróciła ulicy jego imienia poprzednią nazwę (Tatrzańska).
Pierwszy raz przeczytałem w początkowych klasach liceum.Wypożyczona z biblioteki,trochę owoc zakazany.Słyszałem ostatnio rozmowę dzieci z pierwszej,drugiej klasy szkoły podstawowej,które oglądały chyba filmy pornograficzne i włos zjeżył mi się na głowie.Za "Zmory" Zegadłowicz został pozbawiony honorowego obywatelstwa Wadowic.Książka zrobiła na mnie wrażenia,bo gdy zamieszkałem w Bielsku,zacząłem jeździć do Gorzenia Górnego do dworku Zegadłowicza.Obecnie jest tutaj jedno z najładniejszych,muzeum pokazujące sztukę dwudziestolecia międzywojennego.Niestety rzadko odwiedzane.Często rozmawiałem z córką Zegadłowicza,Atessą,przemiłą uśmiechniętą osobę i kilka lat temu zrobiłem jej piękne zdjęcie w ogrodzie otaczającym dwór.Niestety p.Atessa zmarła w zeszłym roku w wieku 93 lat.Jeżeli będzie ktoś w pobliżu Wadowic,musi koniecznie wpaść do Gorzenia Górnego.Piękne krajobrazy(tło erotyków Zegadłowicza,jeden z najpiękniejszych wersów: "Piersi twe wonne zakwitły różowym głogiem".) i wspaniałe muzeum.
Gdy poezja spotyka na swojej drodze muzykę, to czuję się poruszony podwójnie. Ponieważ, tak jak obie te dziedziny sztuki posiadają zdolność do oddziaływania na swoich odbiorców niezliczoną ilością środków przekazu, ja także nie pozostaję nieczuły na bodźce płynące z instrumentarium tego królestwa doznań. Nie potrafię się zdystansować od magii słów i dźwięków połączonych we wspólnym zdobywaniu serca, potrzebującego czegoś więcej niż dają czasy współczesne z ich szybkością i spłycaniem wzruszeń. Janusz Nowosad celnie to ujął w przedmowie, że zarówno poezja jak i muzyka przemawiają do nas swym pięknem. Ja bym jeszcze do tego dodał umiejętność poruszania najczulszych strun w ludzkiej duszy. Chyba tylko te dwie sztuki potrafią tak wyraźnie kreować nasze odczucia, aby stwarzać złudzenie zdobywania szturmem, tkliwej strony ludzkiej osobowości.
Ta antologia jest niczym udane koncertowanie. Przypomina granie wierszy na fortepianie w Żelazowej Woli, wzrusza lirycznością przy dźwiękach skrzypiec na grobie Niccola Paganiniego w Parmie. Śladami poezji prowadzi nas Janusz Nowosad do historii towarzyszącej powstaniu "Pstrąga" Franza Schuberta. Ożywia architektów duchowych wrażeń o których w wielu przypadkach można by powiedzieć, że zostali dawno przysypani warstwami niepamięci. To w ich utworach zawarto swoisty konglomerat tonów w które uderzają mistrzowie. Odcieni smutku i radości, ukrytych pokładów pragnień od zawsze kierujących człowiekiem, pytań z których to zadane przez Ludwika Jerzego Kerna, wyznacza kierunek naszych zainteresowań:
"Czym jest muzyka? Nie wiem.
Może po prostu niebem
Z nutami zamiast gwiazd".
Już Jan Kochanowski pisał o mapach nieba, na których gwiazdozbiór Lutni rozczulał światową poezję tonami tego instrumentu. Jednak muzyka nie pochodzi jedynie z wytworów ludzkich rąk. I o tym też wspominają inni poeci, którzy słyszą tęsknotę w podmuchach wiatru i szumie liści, kołysaniu fal nadają takiego samego znaczenia jak najczulszym szmerom skrzypiec. To już cała łąka wygrywa do rytmu wersów, ptaki wyśpiewują ody do Ludwiga van Beethovena, "niedotykalne poruszy religia czysta, muzyka". Tak, "te pieśni wyszły z ziemi,z lasów i miedzy", dla przyrody muzykowanie staje się najlepszym sposobem na przetrwanie. Ludzkość miała potężną nauczycielkę muzyki w postaci natury.
Chyba nie było większego malarza polskości w muzyce nad Fryderyka Chopina. Tworzone przez niego emocje emanują tęsknotą, w cudnych tonach fortepianu wyrywa się utracona wolność. Wielu poetów próbowało oddać czarowne chwile, podczas których na dźwięk nokturnów i mazurków mdleją serca. Myślę, że poeta bardziej rozumie kompozytora niż pozostali twórcy. Bo poeci i muzycy chadzają tymi samymi drogami. Dysponują podobnymi narzędziami przydatnymi do oddziaływania na ludzi, instrumentami zbudowanymi z podobnego tworzywa, którego podstawą jest wrażliwość. Zachęcam wszystkich tych, którzy chcą zobaczyć gwiazdy polskiej poezji na muzycznym niebie, do skosztowania bemoli na kartach tej antologii.