Źródło: By Tadeusz Langier - http://wyborcza.pl/5,91689,5506878,Witkacy_i_fotografia.html?i=4, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=18072273
Malarz, fotograf, pisarz, dramaturg i filozof. Autor koncepcji Czystej Formy, właściciel studia portretowego.
W roku 1917 przyłączył się do grupy „formistów” i brał udział w jej wystawach. Dwa lata później, w roku 1919, wydał swoje główne dzieło estetyczne Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia zawierające Teorię Czystej Formy. Ta teoria estetyczna (bo nie był to program, w przeciwieństwie do ówczesnych, licznych nowych kierunków artystycznych) zdeterminowała jego późniejszą twórczość malarską oraz teatralną. I chociaż teoria ta stanowiła najlepszy opis tego, co się wówczas w sztukach plastycznych działo (m.in. kubizm, abstrakcjonizm),to pozostała właśnie niezrozumiana, budząc szereg nieporozumień (uprzedzonych niejako samym tytułem publikacji) i w zasadzie trwa to do dzisiaj. Teoria Czystej Formy została wykorzystana także w teatrze. Tutaj Witkacy okazał się wizjonerem i inspirował reżyserów. Pod wpływem teorii Witkacego wykreował swój teatr Tadeusz Kantor.
Mimo ówczesnych niepowodzeń inscenizacyjnych jego sztuk teatralnych, Witkacy nie zrezygnował z dalszego ich pisania. Jego sztuki doczekały się udanych inscenizacji w latach 70. XX wieku, np. Szewcy. Witkacy był także płodnym pisarzem. Po młodzieńczej powieści 622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta napisał Pożegnanie jesieni, Nienasycenie oraz niedokończone Jedyne wyjście.
W 1935 roku ukazało się podstawowe dzieło filozoficzne Witkacego: Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia – zwane przez niego „hauptwerkiem”. Napisał wiele pism krytycznych i filozoficznych (szczególnie estetycznych). Jako krytyk Witkacy był równie radykalny i nonkonformistyczny jak Stanisław Brzozowski, co nie przysparzało mu przyjaciół. Ostatnie dzieło filozoficzne Witkacego, uzupełnienie „hauptwerku”, to Zagadnienie psychofizyczne (1938) – oryginalna filozofia: biologiczny monadyzm, inspirowana monadyzmem Leibniza. Mimo że prawie całe jego archiwum przepadło podczas powstania warszawskiego, jego dzieła zebrane (bez wszystkich listów) obejmują 25 tomów.
Szewcy" to zawsze jest dla mnie wyzwanie, a czytam przecież nie pierwszy raz. Być może w tym tkwi też błąd, bo to nie jest sztuka do czytania, to jest sztuka przede wszystkim do grania w teatrze i tam wypada genialnie. Miażdży po prostu. Jako tekst czytany wydaje mi się w zasadzie hermetyczna dla odbiorcy, który nie rozumie/nie zna założeń awangardy oraz teorii Czystej Formy Witkacego czy w ogóle specyfiki tego artysty (określenie "mózg wariata na scenie" mocno ją oddaje...). Dla mnie po przedarciu się przez neologizmy, kontrasty stylów, parodie, makaronizmy i gry słowne, przez nieprawdopodobne łączenia kategorii i konwencji (rzeczywiście burleskowe jak pisał Głowiński, ale widzę to dopiero teraz),"Szewcy" to przede wszystkim pondaczasowa sztuka o władzy, o jej mechanizmach i prawidłowościach powtarzalnych w historii i o rozpaczliwej sytuacji jednostki, którą demoralizująca siła władzy musi rozpruć i zmiażdżyć. Wychodzi na to, że jestem team Sajetan, a przecież trzy razy go zabili.
Myślę, że warto rozpocząć tą recenzję od stwierdzenia faktu, że Stanisław Ignacy Witkiewicz ma bardzo specyficzny styl pisania. Pełno w nim luzu, lekkiego odbiegania od tematu i czuć osobistość tego dzieła i jest to cecha, która już na starcie może odrzucić część czytelników. Pomimo tego, uważam że każda osoba mająca jakiekolwiek zdanie na temat używek powinna przeczytać tą pozycję.
"Narkotyki" są pełne detalicznych opisów skutków (negatywnych i pozytywnych) zażywania używek, tych krótkotrwałych oraz długotrwałych. Autor operuje racjonalnymi argumentami do przekonania nas o szkodliwości narkotyków, zamiast grać na emocjach. Nie boi się napisać o dobrych stronach danej substancji, jeżeli takowe istnieją.
Jedynym moim zarzutem jest długość rozdziału o kokainie, który w zasadzie wygląda jakby Witkacy nic na ten temat nie wiedział, ale dodał tam ten fragment aby oczyścić się z zarzutu kokainisty. Oprócz tego w rozdziale o morfinie, który został napisany przez znajomego pisarza - Bogdana Filipowskiego - autor powołał się na słowa francuskiego naukowca, jednak nie uraczył czytelnika jak nazywał się ten Francuz. Przez to musimy uwierzyć zarówno Witkacemu jak i Filipowskiemu, że taka postawa rzeczywiście miała miejsce, a nie została wymyślona, aby obalać własne tezy.