Wierzby Algernon Blackwood 7,7
ocenił(a) na 96 tyg. temu "Wierzby budziły we mnie niepokój nie tylko z powodu ich ogromnej liczby, ale także wrażenia, że kryje się wśród nich jakaś inna potęga, nie do końca wobec nas przyjazna.[...] Wzbudzały lęk, to prawda, ale był to lęk podszyty prawdziwą grozą. Ich zwarte szeregi ciągnące się dookoła i ciemniejące z każdą godziną poruszały się wściekle, a zarazem miękko na wietrze, wywołując we mnie nieprzyjemne wrażenie, że weszliśmy do obcego świata, w którym jesteśmy intruzami, świata, do którego nikt nas nie zapraszał, i w którym nikt nas nie chciał."
"Klimat tego odludnego miejsca zaczął nam się udzielać, przez co cisza wydawała się naturalna, a przerywanie jej naszymi głosami - wymuszone. Szept zdawał się właściwym sposobem komunikacji, a ludzki głos, zawsze jakoś absurdalny wobec ryku żywiołów, tutaj stawał się czymś nie na miejscu. Jakbyśmy rozmawiali głośno w kościele albo gdzieś, gdzie było to niedozwolone, a nawet nie do końca bezpieczne."
"Coś mocno napierało na boki i górę namiotu. Czy to był wiatr? Czy był to deszcz spadający z liści? Rozpryski rzeki przyniesione przez wicher?"
Literatura grozy na stałe zagościła w wielkich aglomeracjach i cieniach ludzkich siedzib, jednak osobiście lubię wracać do miejsc i punktów, które kształtowały jej kierunki. Od początku osiadłego trybu życia, ludzkość widziała w lasach siedzibę bóstw i domenę wszystkich nadnaturalnych bytów, więc powrót i obcowanie z twórczością Algernona Blackwooda, traktuję jako odkrywanie naturalnej i pierwotnej grozy na nowo.
W swoim ostatnim tekście pisałem o motywacji wydawnictwa IX odnośnie prezentowania kolejnych wydań klasycznych historii, więc dziś pozwolę sobie przejść prosto do meritum tematu, jakim są „Wierzby” wspomnianego Blackwooda. Algernon był pisarzem, którego odkryłem i doceniłem stosunkowo późno, lecz w jego przypadku okazało się, że była to miłość od pierwszego czytania i niezdrowa fascynacja naturalną grozą, która trwa do dziś.
„Wierzby” to opowieść dwóch podróżników, którzy przemierzywszy kawał świata, postanowili zapuścić się w niegościnne i dzikie rejony Dunaju. W opowiadaniu nie zostały jasno określone ich motywacje, jednak autor niejako sugeruje, że podróżnicy postanowili eksplorować niezbadane dotąd rejony i na trwałe zapisać się w księdze odkrywców.
Prezentowana powieść to jedna z reprezentacyjnych historii Blackwooda i w mojej ocenie opowieść, która śmiało może konkurować z współczesnymi powieściami grozy. Autor zadbał o przekonujące kreacje bohaterów i dobrze rozrysowany świat z naciskiem na przyrodę, jednak w dalszym ciągu podstawową wartością prezentowanej historii są stopniowo dociskana obręcz strachu na głowie czytelnika i rosnąca panika granicząca z obłędem. W „Wierzbach” pada sporo słów i jeszcze więcej odgłosów natury, jednak milkną one pod naporem zewu płynącego gdzieś za ciemnymi drzewami. Blackwood nie musi nam pokazywać strachów, wystarczy jedynie by dał nam wszelkie powody, aby czuć się obserwowanym.
Pisząc wrażenia odnośnie prezentowanego opowiadania, muszę dodać, że podoba mi się delikatność i sugestywność z jaką porusza się autor. Algernon, który był przekonującym pisarzem prezentuje nam historię, w której jest ważny każdy szczegół i fragment otoczenia, a także i w końcu rozmieszczenie tytułowych wierzb. Drzewa, które zazwyczaj budzą zachwyt, zdają się z każdą godziną napierać na obóz bohaterów, jednocześnie wyciągając w ich stronę pokręcone „palce”.Natura w powieściach Blackwooda to wrogie człowiekowi miejsce, a każdy jej element zdaje się szczerzyć kły.
Gorąco polecam. Mało jest autorów, którzy tak jak Blackwood wzbudzają strach i niepokój.