Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Piotr Michałowski

11
7,5/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,5/10średnia ocena książek autora
15 przeczytało książki autora
25 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

2022
Niepospolite ruszenie słów. Liryka Heleny Raszki w zbliżeniach i przekrojach
Piotr Michałowski
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2022

2020
Teksty Drugie nr 2 / 2020
Piotr Michałowski, Katarzyna Chmielewska
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2020

2017
Teksty Drugie 5/2017: Przeszłe przyszłości
Piotr Michałowski, praca zbiorowa
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2017

2015
Od pióra do sieci. Zmienne media literatury
Piotr Michałowski, Erazm Kuźma
0,0 z ocen
2 czytelników 0 opinii
2015

2014
Narożnikowo, centralnie, pogranicznie. Szkice szczecińskie i europejskie
Piotr Michałowski
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2014

2008
Głosy formy światy Warianty poezji nowoczesnej
Piotr Michałowski
4,0 z 1 ocen
5 czytelników 1 opinia
2008

2008
Historia literatury i kultury polskiej, tom 4. Literatura współczesna
Piotr Michałowski, Anna Czabanowska-Wróbel
8,0 z 2 ocen
16 czytelników 0 opinii
2008
Najnowsze opinie o książkach autora
Światy Równoległe Piotr Michałowski 
10,0

Żyjemy na tym świecie zupełnie bez świadomości, refleksji oraz czujności na drugiego człowieka, a tymczasem gdzieś obok nas przechadzają się ludzie, żyjąc swoim życiem równoległym do naszego, jakby symultanicznie, ale nie bezkolizyjnie. Musimy pamiętać bowiem, że wiele z tych losów, istnień, zdarzeń nie jest bez znaczenia dla nas samych. Prędzej czy później spotkamy się na skrzyżowaniu i już nie będzie to równoległe, ale prostopadłe. Nagle z kogoś, o kim nie wiemy zupełnie nic, przerodzą się te istoty w byty nam znajome. Staniemy się współzależni bez względu na to, czy tego chcemy czy nie.
Autor "Światów równoległych" Piotr Michałowski oddaje absurd tych nieoczekiwanych styków różnych osobowości, chwil, momentów często tak absurdalnych, że wypada się tylko z nich naśmiewać, ironizować czy zwyczajnie ignorować.
Michałowski w książce idealnie piętnuje niektóre sytuacje, osadzając fabułę w jak najbardziej współczesnej i znanej nam, czytelnikom rzeczywistości. Na pozór trywialne porównania do ptaków nabierają innego znaczenia, gdy zestawimy te zwierzęta z pandemią, która jednych przeraża, a drugich śmieszy.
Żyjąc tylko dla siebie i nie oglądając się na innych, nie mamy świadomości, jak bardzo możemy mieć znaczenie dla drugiego człowieka we wszystkim, co robimy. Nasza każda decyzja powoduje ciąg nieoczekiwanych zdarzeń na pozór niezwiązanych ze sobą. To dowodzi, jak bardzo bezrefleksyjnie traktujemy nasze życie oraz istoty przewijające się przez życie. Traktujemy się bardzo indywidualnie, jednostkowo, a przecież jesteśmy stworzeniu do funkcjonowania w zbiorowości.
Los szykuje więc dla nas całą masę ślepych uliczek, w które nieustannie wchodzimy i musimy znaleźć z nich wyjście. To powoduje, że stajemy się jednak zależni od siebie, ale jednocześnie ocalimy autonomię, niepodległość, którą tak chronimy. Paradoksalnie niezależni stajemy się zależni w tej niezależności, ponieważ nasze życiorysy łączą się ze sobą niczym węzeł. Egzystujemy więc wzajemnie się uzupełniając jako postacie przebywające w świecie na jednej osi czasu, z jednym miejscem zdarzeń, gdzie różne wątki łączą się ze sobą, gubiąc przyczynę i skutek.
"Światy równoległe" to opowieść o codzienności współistniejącej z historią, w której wątki kryminalne przecinają się z ironicznym humorem. Wszystkie sytuacje przedstawione mogą, ale nie muszą się rozgrywać w określonym czasie czy miejscu. Mamy tu bowiem, nie tylko pandemię czy stan wojenny, lecz odnajdziemy też okolice doskonale nam znane, jak Kołobrzeg, Szczecin czy Paryż sprzed lat. Ta przeciwstawna nieokreśloność pomaga dopasować się do aktualnie opisywanej rzeczywistości. Nie mamy tu bowiem możliwości identyfikacji z czymkolwiek. Sytuacja może więc mieć miejsce zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości.
Ten labirynt splątuje nam nogi, krzyżuje plany, zabiera w ślepe uliczki i każe dalej iść. Te kręte uliczki wyostrzają zmysły na rzeczy błahe, nie pozwalają jednak kontrolować sytuacji, co zaczyna niepokoić, ponieważ za rogiem może czaić się niebezpieczeństwo, o którym dowiemy się dopiero po fakcie. Droga do wyjścia niestety nie jest łatwa, podobnie jak życie. Urodzić się jest prosto, ale przeżyć trzeba umieć.
Jeśli przeciętny czytelnik czyta w tym zbiorze opowiadań typowej dla fabuły linearności – rozczaruje się. Zostały one zburzone. Wszystko jest tutaj jednym wielkim chaosem dziejącym się na granicy jawy i snu. Michałowski bawi się specyficznym humorem, słowem, używa akronimów. Tworzy napięcie, aby potem szybko je obniżyć. Suspens i dezorientacja to klucz do próby zrozumienia toku myślenia autora. To nowy poziom poznania tajemnicy.
Dlatego trzeba sobie ten świat przedstawiony ułożyć na nowo, po swojemu, a dopiero potem spróbować go pojąć, znaleźć punkty styczności czy jakkolwiek próbować się odnieść. Oniryczność nie pozwala na prosty układ ciągu zdarzeń, więc opowieści złożone są jedynie ze skrawków, strzępków następujących po sobie historii pozostających konsekwentnie bez początku i zakończenia. Pozostaje nam w tym momencie tylko stworzyć coś nowego, niezależnego od tego, co już się zdarzyło.
Odbiorca literatury może mimo wszystko mieć wrażenie, że nie ma kontroli nad tym, co czyta, co w pewnym momencie doprowadza do poważnej irytacji. Groteska i absurd to jedno, co można zauważyć w opowiadaniach Michałowskiego.Żyjemy na tym świecie zupełnie bez świadomości, refleksji oraz czujności na drugiego człowieka, a tymczasem gdzieś obok nas przechadzają się ludzie, żyjąc swoim życiem równoległym do naszego, jakby symultanicznie, ale nie bezkolizyjnie. Musimy pamiętać bowiem, że wiele z tych losów, istnień, zdarzeń nie jest bez znaczenia dla nas samych. Prędzej czy później spotkamy się na skrzyżowaniu i już nie będzie to równoległe, ale prostopadłe. Nagle z kogoś, o kim nie wiemy zupełnie nic, przerodzą się te istoty w byty nam znajome. Staniemy się współzależni bez względu na to, czy tego chcemy czy nie.
Autor "Światów równoległych" Piotr Michałowski oddaje absurd tych nieoczekiwanych styków różnych osobowości, chwil, momentów często tak absurdalnych, że wypada się tylko z nich naśmiewać, ironizować czy zwyczajnie ignorować.
Michałowski w książce idealnie piętnuje niektóre sytuacje, osadzając fabułę w jak najbardziej współczesnej i znanej nam, czytelnikom rzeczywistości. Na pozór trywialne porównania do ptaków nabierają innego znaczenia, gdy zestawimy te zwierzęta z pandemią, która jednych przeraża, a drugich śmieszy.
Żyjąc tylko dla siebie i nie oglądając się na innych, nie mamy świadomości, jak bardzo możemy mieć znaczenie dla drugiego człowieka we wszystkim, co robimy. Nasza każda decyzja powoduje ciąg nieoczekiwanych zdarzeń na pozór niezwiązanych ze sobą. To dowodzi, jak bardzo bezrefleksyjnie traktujemy nasze życie oraz istoty przewijające się przez życie. Traktujemy się bardzo indywidualnie, jednostkowo, a przecież jesteśmy stworzeniu do funkcjonowania w zbiorowości.
Los szykuje więc dla nas całą masę ślepych uliczek, w które nieustannie wchodzimy i musimy znaleźć z nich wyjście. To powoduje, że stajemy się jednak zależni od siebie, ale jednocześnie ocalimy autonomię, niepodległość, którą tak chronimy. Paradoksalnie niezależni stajemy się zależni w tej niezależności, ponieważ nasze życiorysy łączą się ze sobą niczym węzeł. Egzystujemy więc wzajemnie się uzupełniając jako postacie przebywające w świecie na jednej osi czasu, z jednym miejscem zdarzeń, gdzie różne wątki łączą się ze sobą, gubiąc przyczynę i skutek.
"Światy równoległe" to opowieść o codzienności współistniejącej z historią, w której wątki kryminalne przecinają się z ironicznym humorem. Wszystkie sytuacje przedstawione mogą, ale nie muszą się rozgrywać w określonym czasie czy miejscu. Mamy tu bowiem, nie tylko pandemię czy stan wojenny, lecz odnajdziemy też okolice doskonale nam znane, jak Kołobrzeg, Szczecin czy Paryż sprzed lat. Ta przeciwstawna nieokreśloność pomaga dopasować się do aktualnie opisywanej rzeczywistości. Nie mamy tu bowiem możliwości identyfikacji z czymkolwiek. Sytuacja może więc mieć miejsce zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości.
Ten labirynt splątuje nam nogi, krzyżuje plany, zabiera w ślepe uliczki i każe dalej iść. Te kręte uliczki wyostrzają zmysły na rzeczy błahe, nie pozwalają jednak kontrolować sytuacji, co zaczyna niepokoić, ponieważ za rogiem może czaić się niebezpieczeństwo, o którym dowiemy się dopiero po fakcie. Droga do wyjścia niestety nie jest łatwa, podobnie jak życie. Urodzić się jest prosto, ale przeżyć trzeba umieć.
Jeśli przeciętny czytelnik czyta w tym zbiorze opowiadań typowej dla fabuły linearności – rozczaruje się. Zostały one zburzone. Wszystko jest tutaj jednym wielkim chaosem dziejącym się na granicy jawy i snu. Michałowski bawi się specyficznym humorem, słowem, używa akronimów. Tworzy napięcie, aby potem szybko je obniżyć. Suspens i dezorientacja to klucz do próby zrozumienia toku myślenia autora. To nowy poziom poznania tajemnicy.
Dlatego trzeba sobie ten świat przedstawiony ułożyć na nowo, po swojemu, a dopiero potem spróbować go pojąć, znaleźć punkty styczności czy jakkolwiek próbować się odnieść. Oniryczność nie pozwala na prosty układ ciągu zdarzeń, więc opowieści złożone są jedynie ze skrawków, strzępków następujących po sobie historii pozostających konsekwentnie bez początku i zakończenia. Pozostaje nam w tym momencie tylko stworzyć coś nowego, niezależnego od tego, co już się zdarzyło.
Odbiorca literatury może mimo wszystko mieć wrażenie, że nie ma kontroli nad tym, co czyta, co w pewnym momencie doprowadza do poważnej irytacji. Groteska i absurd to jedno, co można zauważyć w opowiadaniach Michałowskiego.
Zaginiony w kreacji. Poemat z przypadku Piotr Michałowski 
10,0

„To wiersz, którego nie da się zatrzymać,
bo nieskończonym żonglowaniem trzema
rymami musi, pozostając w rymach,
myśleć o nowych, których jeszcze nie ma,
a już kiełkują i bez szans odwrotu
ani przystanku – muszą być na temat.
Rozpoczynam zdania, a wciąż nie wiem, co tu
będzie tematem, który się rozmazał
albo nie dojrzał, nie był jeszcze gotów;
wcześniej mnie bowiem dopadła zaraza
automatyzmu i pokusa, by nim
brykającego ujeżdżać Pegaza”.
Natchnienie muz, ponoszący Pegaz, poetyckie natchnienie – to bardzo stare chwyty, które miały w pewien sposób usprawiedliwić poruszane przez twórców tematy, usprawiedliwić pozornie niespójną całość tworzącą specyficzny obraz. Tak jest i tu. Piotr Michałowski – świadomy istnienia podobnych tekstów do tego, który tworzy – pisze również, że czeka go piekło, a tam miejsce w specjalnym kręgu:
„Lecz w tej krainie za czyn tak zbrodniczy
mnie przedostatni czeka krąg: plagiatu
albo ostatni za wiersze o niczym”.
Opowieść wciąga od pierwszych stron. Dajemy porwać się akcji snutej wokół ucieczki, pościgu, ukrywania się. Mamy tu bohatera niczym z opowieści „Tożsamość Bourne’a” czy o Jamesie Bondzie, które na ekranie przyspieszone są do granic możliwości. Jednak podmiot liryczny jest świadomy, że powołany przez niego bohater jest tylko pretekstem do poruszenia ważnych spraw wplecionych w motyw pościgu, przebieranek, wypadku/zamachu. Wszystko to świadomie zaczerpnięte z innych dzieł, przerobione i podane w lekkiej, zabawnej formie, której głównym przesłaniem jest to, że obecnie trudno na wyzwolić się od bycia obserwowanym. Czujne oko kamer czy lokalizatorów GPS lub adresów punktów płacenia kartą sprawiają, że łatwo prześledzić nasze codzienne kroki. Możemy próbować wtapiać się w tłum, paranoicznie uciekać przed śledzeniem, ale czy jesteśmy w stanie się od tego uwolnić?
W poemacie Piotra Michałowskiego widać jego świadomość istnienia odwołań. Jeśli czytelnik nie jest w stanie sam ich odkryć, bo bywają niejednoznaczne to podpowiada, a czasami mówi wprost. „Zaginiony w kreacji” to dzieło naukowca, który jest też poetą (a może poety, który jest też naukowcem?) świadomym, że w komunikacji potrzebne jest puszczanie oka, podpowiadanie, podsuwanie kontekstu. Efekt tego jest zaskakujący: niby poemat, a czytamy jak trzymającą w napięciu opowieść o pościgu. Całość przypomina kryminał lub powieść sensacyjną: szybka akcja, rosnące napięcie, chwile wytchnienia, po którym tempo jeszcze bardziej przyspiesza. W czasie całej opowieści nasuwają nam się pytania: Kim jest główny bohater? Dlaczego się ukrywa? Przed kim ucieka? Kim jest podmiot liryczny? Po czyjej stronie stoi? Jak dobrze zna uciekającego? Jaki jest powód ucieczki? Wers po wersie przybliżamy się do lepszego poznania postaci, ale czy będziemy mieli szansę dowiedzieć się o niej coś więcej? Czy nadal pozostanie anonimowym „Każdym” przemierzającym ulice, kryjącym się w galerii handlowej, szybko zmieniającym wygląd, ale i tak śledzonym?
Niespełna sześćdziesięciostronicowy tomik składa się z ośmiu pieśni właściwych, przeprowadzających nas przez kolejne etapy akcji i siedmiu przerywników przybliżających podmiot liryczny, jego spojrzenie na akcję. To z jednej strony pozwala wyhamować pędzącemu tekstowi, a z drugiej wprowadzić autoironię, humor. Całość językowo dopracowana, dość prosta, odwołująca się do skojarzeń i doświadczeń z codzienności. Budową utwór przypomina „Boską komedię” Dantego napisaną tercyną, czyli strofą z trójwarstwowym układzie rymów aba, bcb, cdc, ded... W naszej poezji wiele było dzieł napisanych właśnie w taki sposób. Wśród najbardziej znanych twórców należy Jan Kochanowski, Jan Kasprowicz, Juliusz Słowacki, Leopold Staff czy Ignacy Krasicki. Oczywiście nie są to wszyscy nasi poeci wykorzystujący taką budowę. Każdy z nich mniej lub bardziej poważnie podchodził do opowiedzianych w nich historii. U Piotra Michałowskiego mamy poważne podejście do ironii i humoru, przy czym obie te cechy skierowane są nie od siebie tylko do siebie, swojej umiejętności tylko przetwarzania tego, co już przecież było, czyli mamy tu popkulturowe spojrzenie na poematy: cóż stworzyć nowego? Pozostanie tylko przetwarzać i plagiatować. Ale czy na pewno? Nim zdążymy zadać sobie te podsunięte na początku poematu pytania mamy już koniec, który bardzo zaskakuje, wywołuje niepokój i zachęca do zadawania pytań o granice naszej wolności. Wtedy pojawia się kolejna wątpliwość: czy to na pewno poemat o zagubieniu w kreacji i powstał z przypadku?
Książkę polecam osobom, które nie boją się sięgać po poematy, wyszukiwać w nich licznych aluzji, zastanawiać się nad etycznym przesłaniem. Jednego możecie być pewni: „Zaginiony w kreacji. Poemat z przypadku” to książka napisana przez erudytę, językoznawcę, krytyka literackiego i teatralnego i to w tekście jest odczuwalne.