Amerykański pisarz z Nowego Jorku, mieszka w Sunset Park na Brooklynie. Absolwent Phillips Academy w Andover, gdzie studiował język mandaryński, następnie podjął studia na Uniwersytecie Harvarda, które porzucił po dwóch latach. Dopiero po trzydziestce powrócił na Harvard i obronił pracę z zakresu matematyki. Jego debiutancka powieść "Następne życie" (Preparation for the Next Life, 2014) uzyskała kilka nagród.
Zdarzyło mi się obserwować kilometrami slamsy w Kairze z okna turystycznego autokaru i zrobiło to na mnie duuuuże wrażenie. Ta książka mi to przypomniała tylko w wersji amerykańskiej. Atmosfera beznadziei i życia na marginesie. Ale ja jako czytelnik jestem w tym autobusie. Nie mogę w tym znaleźć nic dla siebie. Nie utożsamiam się z bohaterami i nie chcę o tym czytać. Moja ocena dotyczy mojego gustu czytelniczego a nie książki. Nie polecam.
Nie jest łatwo żyć w mieście które nas osacza. Znacząco różni się od tego, co można zobaczyć w kolorowych czasopismach. A już szczególnie wtenczas, gdy jesteśmy nielegalnymi imigrantami. Główna bohaterka upatruje w USA wolność , pragnie odnaleźć szczęście, zapuścić tam korzenie. Bańkę zbudowaną ze złudzeń łatwo przebić, a już szczególnie wtenczas gdy niepewność, chroniczny lęk o kolejny świt siedzi na kolanach. Tylko miłość może być wybawieniem. Pozwolić wstać z kolan. Otulić, być schronieniem. Niestety fortuna lubi podkładać człowiekowi kłody pod nogi. Nie bez powodu mówi się, że jak się coś sypie, to wszystko jednocześnie. A przeszłość często determinuje przyszłość. Doświadczenia zaś kładą się cieniem na przyszłości, uderzają w nas jak pięść.Najbardziej w tej historii urzeka mnie prostota, dosadność tej opowieści. Tu autorka nie owija traum w złoty papierek. Rzuca nas w sidła obcego systemu, nie demonizuje jestestwa ludzi na uchodźctwie, ukazuje je realnie. Sprawia, że cierpimy, boimy się, targa nami nieotulony szloch. Daje emocjom prawo głosu. Doświadczamy wiwisekcji stresu pourazowego. Obarcza nas problemami głównych bohaterów w sposób niemalże namacalny, przejmujacy. Pozwala złapać oddech przy dialogach, sugestywnych i obrazoburczych opisach życia w Nowym Jorku- jeśli się tam jest niechcianym. Nie dajcie się zwieść opisowi który sugeruje, że jest to historia miłosna. To walka o kolejny dzień, odnalezienie tożsamości, miejsca które będzie nasze,bezpiecznych ramion które będą domem przed burzą. Melancholijny nastrój będzie wam towarzyszem przez całą tę powieść, a koszmar jakim staje się Ameryka będzie w Waszych oczach odbijać jej zagrożenia . Tu walka i samotność nadaje kompozycji tytuł. Himalaje problemów nie milkną, używki zaburzają percepcję, a pozbycie się przyjaciela o imieniu stagnacja jest możliwe jedynie wtenczas gdy zawalczymy o siebie. To jedna z książek do których z pewnością wielokrotnie powrócę pomimo zawoalowanych uczuć jakimi mnie ten debiut karmił. Tu wszystko jest po coś. Chociaż będziecie cierpieniem, nadzieja nie pozwoli Wam odłożyć przed przeczytaniem ostatniego akapitu.