Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa. Prawdziwe śledztwo twórcy Sherlocka Holmesa Margalit Fox 7,0
ocenił(a) na 832 tyg. temu O morderstwie Marion Gilchirst mówiło się, że zostało jedną z najgłośniejszych zbrodni epoki edwardiańskiej. Biorąc pod uwagę kulturę, moralność i obyczaje dwudziestowiecznego społeczeństwa uwięzionego w okowach pruderyjności, pamiętającego doskonale lata panowania królowej Wiktorii, a jednocześnie rozdartego poprzez nagły postęp nauki oraz industrializacji – trudno myśleć o nim inaczej, niż w kategoriach sensacyjnych. Nieprawość popełnionego czynu musiała zresztą wzbudzać tak skrajne emocje.
Zabójstwo starszej damy, dobrze sytuowanej, ogólnie poważanej i wyjątkowo bogatej, to okrucieństwo samo w sobie; ale szczegółowo zaplanowane, dokonane z premedytacją, w celach czysto rabunkowych, to wręcz świętokradztwo. Wrzawa, która wybuchła kiedy odkryto zwłoki panny Gilchirst w mieszkaniu przy West Princes Street 49, była uzasadniona. Wieść lotem błyskawicy obiegła całe Glasgow, zaś wszystkie ‘smaczki’ (bezwzględność sprawcy, kradzież diamentów, brawurowa ucieczka i policyjny pościg) towarzyszące tamtym zdarzeniom, do granic możliwości rozpaliły wyobraźnię publiki.
Czy dziwi więc fakt, że w tę nadzwyczajną sprawę wmieszał się nie kto inny, jak sam Arthur Conan Doyle? Lekarz, pisarz, spirytysta, wreszcie – twórca jednej z najwybitniejszej postaci literackiej – autor cyklu opowieści o utalentowanym detektywie Sherlocku Holmesie?
****
Margalit Fox przeczy powyższemu pytaniu. Zainteresowanie przez Conan Doyle’a ówczesną sprawą, nie było niczym szczególnym; można nawet powiedzieć, że była to dla niego rzecz absolutnie oczywista i właściwa. Rozwój nowych metod śledczych, badania nad naturą zbrodni, eksperymentalne czynności oraz – jak się z czasem okazało – daleko idące, lecz bezzasadne wnioski w kwestii postępowań danych jednostek, fascynowały wielu, a naturalnie i kogoś, kto ‘na co dzień’ zajmował się zbrodnią. Choć działania Doyle’a w głównej mierze opierały się na pracy umysłowej, czyli - głębokiej analizie, dedukcji oraz drobiazgowej obserwacji – miały w rzeczywistości okazać się dużo bardziej przydatnymi, niż zbiór poszlakowych dowodów; angażując się bowiem w przypadek Oscara Slatera, A.C. udowodnił wyższość żelaznej logiki nad pozornie jednoznacznymi zarzutami.
W swojej książce Fox porusza cały wachlarz tematów znamiennych dla początków XX wieku. Morderstwo Gilchirst i proces sądowy Slatera przez znaczną część historii znajdują się na pierwszym planie, jednak momentami usuwają się we własny cień; to doskonały zabieg, który umożliwia nakreślenie właściwego tła społeczno – obyczajowego, jednocześnie stwarzając pretekst do sięgnięcia po niemniej istotne aspekty. Ma się zresztą wrażenie, jakby Margalit wcale nie tworzyła publikacji faktograficznej, a po prostu snuła zajmującą opowieść, pełną ciekawostek i różnorakich odniesień ważnych przy zrozumieniu ogólnego kontekstu wydarzeń z 1908 roku.
Autorka rzuca światło na szereg zmian przebiegających w zagadnieniach z dziedziny kryminologii, psychologii i prawa; przywołuje sylwetki postaci odpowiedzialnych za fundamentalne odkrycia; obala wszelkiego rodzaju mity i szalone teorie; wreszcie – odnosi się do samej postaci szkockiego pisarza, jego życia i twórczości.
,,Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa’’ to rozległy pejzaż przełomu epok wiktoriańskiej i edwardiańskiej; malowniczy fresk dwóch ścierających się światów, dwóch różnych nurtów stających przeciwko sobie; niedwuznaczny opis prawdziwego skoku w przyszłość, momentu rozwojowego; tryumfu nauki nad zabobonem; zarysu pierwszych prób podjętych na rzecz walki w imię sprawiedliwości i moralności. Iście pasjonująca przygoda!