Tłumaczki i tłumacze. Czego nie robią, a na co niekiedy dadzą się namówić?
Międzynarodowy Dzień Tłumacza – od wieczora tego dnia wszystko się zaczęło. Facebook przypomniał o święcie. Było już późno, więc pytania o to, co czują, otwierając obcojęzyczną literaturę polskim czytelnikom, zastały jednych na wieńczących święto imprezach, innych w domowych pieleszach, jeszcze innych w podróży. Pytania zostały zadane, odpowiedzi padły więc, mimo iż Międzynarodowy Dzień Tłumacza Anno Domini 2021 jest już historią – podsumujmy…
Stanisław Barańczak – tłumacz totalny
Właściwie, pisząc cokolwiek o przekładach, możnaby jedynie zrobić abstrakt lub przepisać: „Mały, lecz maksymalistyczny Manifest translatologiczny” albo: „Tłumaczenie się z tego, że tłumaczy się wiersze, również w celu wytłumaczenia innym tłumaczom, iż dla większości tłumaczeń wierszy nie ma wytłumaczenia” Stanisława Barańczaka. Manifest ów otwiera zbiór: „Ocalone w tłumaczeniu” – i jest, jak zwykle w przypadku tego poznańskiego poety, ironicznym, chwilami złośliwym, esejem na temat zasad, jakie obowiązywać powinny podczas przekładów; głównie poezji, oraz pułapek, w jakie wpadali sami twórcy przekładów. Teksty z tomu szkiców „O warsztacie tłumacza” nadają się jako „czytania” na coroczne święto parających się tym zawodem. Niemniej mimo statusu wyroczni, jaki ma, i słusznie, Barańczak – przynajmniej w materii poezji anglojęzycznej – warto było zasięgnąć języka u innych, parających się głównie prozą. Tym bardziej że wśród tłumaczy mamy przecież różne szkoły. Dwie główne, idące odmiennymi nieco ścieżkami, to – poznańska i, a jakże, warszawska.
Co wolno tłumaczom?
Zadanie tłumacza prozy odrobinę różni się od tego, który przekłada poezję. W tym drugim wypadku konieczne jest twórcze podejście do tekstu – aby oddać rytm i ducha tłumaczonego wiersza. Znamy to choćby z przekładów autorstwa Adama Mickiewicza, czy jeszcze wcześniejszych Jana Kochanowskiego, które, mimo że silnie wsparte na byronowskich czy horacjańskich fundamentach, stały się, de facto, nowymi utworami ich autorstwa. W przypadku prozy wolno, zdaniem fachowców, nieco mniej. Hanna de Broekere twierdzi, że naczelną zasadą jest tłumaczenie sensu, nie słów. Czasem dodaje coś, czego literalnie nie ma w oryginale, ale wynika z ducha tekstu. Jednak tu już przebiega granica – dodanie słowa lub frazy, która oddaje sens i ani odrobinę więcej. Zdaniem Wojciecha Charchalisa tłumacz powinien przepuścić przez siebie tekst, nie odciskając na nim żadnego piętna. Jednak jego zdaniem jest to ideał nie do spełnienia, albowiem czasami, w uzasadnionych sytuacjach, jak zastrzega – można dopisać coś, co pomoże czytelnikowi w zrozumieniu. Podaje też przykład z niemieckiego przekładu „Don Kichota”, w przekonaniu kilku tłumaczy przekraczający niewidzialną granicę. Otóż tłumaczka doprowadziła w swym przekładzie Kichota i Sancza do wioski, w której sama mieszka, gdzie bohaterowie spędzili noc, i w której nie zdarzyło się nic godnego odnotowania. Ten translatorski figiel podoba się Wojciechowi Charchalisowi, który dodaje, że jemu nigdy nic takiego się nie przydarzyło (widać, że troszkę żałuje). Zresztą, tu warto odesłać do najnowszego polskiego tłumaczenia „Przemyślnego szlachcica don Kichota z Manczy”, autorstwa wspomnianego wcześniej Charchalisa i do wstępu tłumacza.
Anna Sawicka-Chrapkowicz - inna z indagowanych tłumaczek przypomina dylemat, jak sama twierdzi, odwieczny: czy przekład powinien być wierny, czy piękny?
Ideałem, bardzo trudnym do uzyskania, jest trafienie „pomiędzy”.
Tłumacz – wykonawca usługi. Czy wolno powiedzieć: „nie”?
W kwestii odmowy dalszej pracy nad tekstem, zdania wśród tłumaczy są dość podzielone. Maciej Studencki sam co prawda nie przerwał już rozpoczętego przekładu, jednak przytacza opinie koleżanek i kolegów po fachu, którym takie sytuacje się zdarzały, najczęściej, gdy liczba błędów rzeczowych w tekście oryginału przekraczała dopuszczalną granicę i gdy praca tłumacza stawała się najpierw pracą redaktora oryginału. Hanna de Broekere odmówiła raz, gdy powieść była w zdecydowanie złym guście i ocierała się o pornografię. Z kolei Anna Sawicka-Chrapkowicz, której większość tłumaczeń dotyczy literatury fachowej, odmówiła też raz, gdy zawiódł ekspert – konsultant do spraw terminologii psychologicznej. W przypadku Wojciecha Charchalisa był to również jeden raz u początków jego pracy translatorskiej. Książka go, jak mówi, przerosła. Potem, jak twierdzi, zahartowany tą porażką, nie poddawał się i po siedemdziesięciu pięciu przełożonych książkach nie wyobraża sobie tekstu, którego nie mógłby przełożyć.
Co autor miał na myśli?
Czy konsultować tłumaczenie z autorką lub autorem książek, czy nie? Czy dopytywać, o co im chodziło, jeśli żyją, czy dać sobie spokój? Wojciech Charchalis ceni sobie spotkania z autorami książek na gruncie towarzyskim, ale rozmowa z nimi o ich książkach lekko go żenuje. Poleca też, w przypadkach dzieł przekładanych częściej – zapoznanie się z opracowaniami ich dotyczącymi. Jeśli chodzi o samo tłumaczenie, twierdzi dość rygorystycznie, że najważniejsze jest stanięcie z utworem twarzą w twarz i zmierzenie się z nim samodzielnie. Hanna de Broekere i Anna Sawicka-Chrapkowicz mają inne zdanie. W przypadku prozy kontakt z autorkami i autorami bywał bardzo twórczy i pozwalał na głębsze zrozumienie przekładanego tekstu. Maciej Studencki konsultuje z autorami wyłącznie rzeczy niezrozumiałe, natomiast próbuje wprowadzić się w atmosferę przekładanych książek. Słuchanie odpowiedniej muzyki pomaga mu na przykład przy pracy nad książkami, w których wspominane są słuchane utwory. Anna Sawicka-Chrapkowicz podaje przykład z dziedziny dotyczącej literatury fachowej. Kiedy tłumaczyła książkę na temat terapii, która dopiero pojawiała się w Polsce, musiała, praktycznie od zera, stworzyć fachowe nazewnictwo metod i narzędzi. Współpracowała w tej materii ze zlecającym przekład specjalistą i efekt był bardzo udany.
Hanna de Broekere wspomina jeszcze o konieczności dodatkowych lektur i konsultacjach z fachowcami z wielu dziedzin. Podkreśla też rolę redaktorek i redaktorów tłumaczonych tekstów widząc w nich „kontrolerów i sojuszników w jednym”.
Z krótkich, internetowych rozmów z tłumaczami widać, jak bardzo są potrzebni i jak ważną pełnią rolę, otwierając przed czytelnikami literackie okno na świat. Dbają przy tym, by zawikłani w treść i zaplątani w zdania odbiorcy przez owo okno nie wypadli; czego i im i tłumaczom życzyć wypada.
komentarze [10]
Najlepszą książką o tłumaczach i tłumaczeniach jest dla mnie Przejęzyczenie. Rozmowy o przekładzie w której Zofia Zaleska rozmawia z czołowymi polskimi translatorami. Ciekawie mówi tam Jan Gondowicz: "Tłumacz to jednak w ogóle jest ktoś taki, kto próbuje wbić kwadratowy kołek w okrągłą dziurę albo odwrotnie."
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postGdyby ktoś przetłumaczył "Nightmare Abby" T.L. Peacock'a na polski byłabym wdzięczna. Dziwne, że nikt tej książki jeszcze na polski nie przetłumaczył - podobno w krajach anglosaskich należy do kanonu lektur, których nie wypada nie znać.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZawsze będę wdzięczna Irenie Tuwim, że przetłumaczyła Winnie the Pooh jako Kubusia Puchatka ... 😀
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mam wiele szacunku dla tłumaczy, czasami zachwycam się nimi w pierwszej kolejności, nawet przed autorem, bo po prostu czuć, że tłumacz ma wielki talent i zrobił doskonałą pracę. Dlatego życzę wszystkim tłumaczom by ich praca była bardziej doceniana, a jeśli tego sobie życzą, by ich nazwiska trafiały na okładki książek.
Życzenia nie tylko do tłumaczy książek, ale też np....
zawsze podziwiałam tłumaczy. sama znam angielski, ale mam problem z przekładem na własny język ojczysty - mimo, że doskonale rozumiem znaczenie - , tak aby oddało to dokładny sens i było wierne. jestem perfekcjonistką i generalnie sama jestem bardzo krytyczna względem jakości tłumaczenia innych (zresztą, będąc po studiach z filologii angielskie oraz z publikowania...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejDobry/a tłumacz/ka to skarb, który warto należycie docenić. Dlatego cieszą zachodzące ostatnimi czasy zmiany polegające na tym, by nazwisko tłumacza/ki umieszczać na okładce danej książki.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTłumacze Dziś Wasze Święto. Dzięki ,za Waszą pracę.Dzięki temu. Mopgę czytać książki zagraniczne. 😇
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTo święto było wcześniej :). To tekst trochę spóźniony :). Ale niech Święto Tłumacza będzie nawet codziennie ! Jestem za !
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTłumacze to artyści! Dzięki ich umiejętnościom mamy możliwość obcowania z literaturą obcych języków w naszym ojczystym. Wielkie dzięki Pani Annie Sawickiej - tłumaczce Jaume Cabre. Podczas lektury "Glosow Pamano" pierwszy raz w życiu zainetersowalam się kto jest tłumaczem. Od tamtej pory sprawdzam:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post