Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nastawiłam się na smoki, dostałam tandenty romans z najbardziej zniewieściałymi żołnierzami w historii literatury. Nie polecam

Nastawiłam się na smoki, dostałam tandenty romans z najbardziej zniewieściałymi żołnierzami w historii literatury. Nie polecam

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pełna historii pasjonatów, przepełniona miłością do zwierząt. Moim ulubionym reportażem jest ten opowiadający o prokuratorze, dla którego znęcanie się nad zwierzętami jest czynem jak najbardziej godnym potępienia (rzecz niestety wciąż rzadka w polskim wymiarze sprawiedliwości) i który przygarnia zwierzęta należące do skazanych, jeżeli nie ma kto się nimi zająć.

Ale oczywiście w beczce miodu jest i łyżka dziegciu. Jest nią ostatnia historia, której bohaterem jest biznesmen posiadający prywatne zoo. To co mnie denerwowało najłatwiej wymienić w punktach. No to jedziemy.

- Prowadzenie zoo nie wynika z pasji i miłości do zwierząt. Po prostu pan postanowił mieć menażerię, a że ma i pieniądze to łatwo poszło. Tak to odczuwam.

- Zwierzę urodzone w niewoli nie może być zwrócone naturze. BZDURA. Wiele ginących gatunków rozmnaża się w niewoli a potem wypuszcza po odpowiednim przygotowaniu. Polskie rysie. Kondory kalifornijskie. Żurawie mandżurskie.

- Białe lwy nie przeżyją na wolności, bo matka w niewoli nie nauczyła ich polować. Nie. Białe lwy nawet urodzone na wolności nie przeżyją, bo są (niespodzianka) białe. Z perspektywy ofiary wyglądają więc, jakby ktoś zawiesił im mad głową czerwoną strzałkę z napisem "Tu jestem".

- Zwierzęta najlepiej pozyskać od prywatnych hodowców, bo ogrody zoologiczne prowadzą tylko wymianę. Ech... Taka wymiana ma służyć zróżnicowaniu puli genowej, nie podtrzymaniu koleżeńskich stosunków (choć i to się zdarza).

- Zwykłe lwy są nudne i lamerskie. Ja sobie sprawię parę białych, bo mogę.

- W poprzednich rozdziałach stosunek właścicieli do zwierząt jest przedstawiany jako emocjonalna więź. Bohater ostatniej historii zaś, nadał zwierzętom imiona i czasem pogłaszcze tapira po brzuchu. Żadnej wzmianki o tym, jakie te zwierzaki mają charaktery, co lubią. Nie. Dostajemy informacje o tym, ile ton siana potrzebuje zoo i jaką długość będzie miała kolejka. I półtorastronicowe wyjaśnienie, dlaczego bioenergoterapeutka kazała zdjąć obrazy że ścian. Nie tego oczekuję od reportażu poświęconego zwierzętom w ogrodzie zoologicznym.

A teraz coś, co mną zatrzęsło, wstrząsnęło i sprawiło, że siedzę o drugiej nad ranem pisząc recenzję.


Jako "pozytywnie zakręceni" są tu przedstawieni ludzie, którzy kupują pumę w Niemczech, po czym przywożą ją do Polski, nie sprawdziwszy, czy im wolno. Nie wolno, więc w praktyce są przemytnikami.

Skoro już wiedzą, że nie wolno, to jadą samochodem do zoo celem oddania pumy, trzymając rzeczoną pumę na kolanach. Ech (nr 2). Do transportu małych zwierząt służy transporter, do transportu dużych zwierząt służy bagażnik. Do transportu dużych i dzikich zwierząt służy klatka w bagażniku. Albo w ogóle specjalny pojazd. Nigdy nie wiadomo, czy nasz zwierzaczek w pewnym momencie nie uzna, że chciałby sobie poskakać po wnętrzu auta. Skutki mogą być tragiczne, ale hej! jesteśmy fajni i mamy pumę!

Puma zostaje przywieziona do ogrodu zoologicznego i w gabinecie dyrektora bawi się z siedmioletnim synem tegoż. To. Jest. Puma. Dzikie zwierzę, kłąb mięśni, kłów i pazurów! Komuś zabrakło wyobraźni.

Następnie państwo jak gdyby nigdy nic, zostawiają kotka w gabinecie i wychodzą z dyrektorem i jego synkiem obejrzeć ogród. Proszę bardzo, spróbujcie zostawić swojego psa/kota/szczura/węża/muchę/karalucha w obcym miejscu, samemu sobie. No właśnie. W najlepszym wypadku zacznie szczekać/miauczeć/piszczeć/jakikolwiek dźwięk wydają karaluchy. A przypominam, że puma to zwierzę dzikie, więc odbiera bodźce silniej. Okazuje się wszak, że gabinet stoi i nie został zdemolowany, a kotek śpi sobie na kanapie. Moja konkluzja: musieli go czymś nafaszerować. Jakie dzikie zwierzę (w ogóle zwierzę) zasypia, ot tak, w obcym sobie miejscu?

Podsumowanie: książka naprawdę poruszająca serce, pokazująca, że można i trzeba pomagać zwierzętom. Ale ostatni rozdział radzę sobie darować.

Powyższą recenzję wrzuciłam też tu:http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=980757

Książka pełna historii pasjonatów, przepełniona miłością do zwierząt. Moim ulubionym reportażem jest ten opowiadający o prokuratorze, dla którego znęcanie się nad zwierzętami jest czynem jak najbardziej godnym potępienia (rzecz niestety wciąż rzadka w polskim wymiarze sprawiedliwości) i który przygarnia zwierzęta należące do skazanych, jeżeli nie ma kto się nimi zająć.

Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poczułam się personalnie dotknięta tą książką. Tak się bowiem składa, że jestem studentką WPiA na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tego WPiA na tym Uniwersytecie Jagiellońskim, który aŁtorka opisała jako zbiorowisko napalonych, wulgarnych, rozpuszczonych studentów, którzy później zostają napalonymi, wulgarnymi, obrzydliwie bogatymi (chociaż w sumie... prawnicy nie biedują), bijącymi żony prawnikami. Aha i oczywiście pracują dla MAFII, bo dla aŁtorki nie istnieją uczciwi prawnicy. Jakimś cudem ani ja ani żaden mój znajomy/znajoma nie wpisuje się ten schemat.
Główna bohaterka jest pustą, egoistyczną idiotką, która bez wyraźnego powodu gnębi jedyną przyjazną jej osobę, czyli głównego bohatera. A to oskarża go o gwałt, a to składa obciążające go zeznania. I oczywiście jest piękna, tak piękna, że staje się obiektem pożądania absolutnie wszystkich mężczyzn, z czego większość usiłuje ją zgwałcić. Nie rozumiem tej fascynacji gwałtem, naprawdę. To nie jest normalne.
Dla aŁtorki mężczyzna jest chyba jakimś gorszym gatunkiem człowieka, który za jedyny cel w życiu ma picie, gwałcenie i bicie. Nieliczne wyjątki są traktowane jako ciekawostka przyrodnicza. Obrzydliwe.
Naprawdę, szkoda tych wszystkich drzew, które musiały zginąć, by ta - ekhem - książka mogła powstać.

Poczułam się personalnie dotknięta tą książką. Tak się bowiem składa, że jestem studentką WPiA na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tego WPiA na tym Uniwersytecie Jagiellońskim, który aŁtorka opisała jako zbiorowisko napalonych, wulgarnych, rozpuszczonych studentów, którzy później zostają napalonymi, wulgarnymi, obrzydliwie bogatymi (chociaż w sumie... prawnicy nie biedują),...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam trochę problem z tą książką. Z jednej strony opisy morderstw i portrety możliwych podejrzanych są naprawdę ciekawie opisane, z drugiej zaś uważam za zbędne przedstawianie historii Londynu począwszy od czasów Celtów i opisywanie prywatnych rozterek polityków. Poza tym o ile opisano pierwsze morderstwa łączone z Rozpruwaczem i "kanoniczną piątkę", to już zabrakło wzmianki o późniejszych morderstwach, co do których nie wykluczano sprawstwa Rozpruwacza.
I na koniec rzecz dość błaha, ale denerwująca: przypisy na końcu książki. Dla mnie było niewygodne przeskakiwanie co rusz od czytanego tekstu na koniec książki.

Mam trochę problem z tą książką. Z jednej strony opisy morderstw i portrety możliwych podejrzanych są naprawdę ciekawie opisane, z drugiej zaś uważam za zbędne przedstawianie historii Londynu począwszy od czasów Celtów i opisywanie prywatnych rozterek polityków. Poza tym o ile opisano pierwsze morderstwa łączone z Rozpruwaczem i "kanoniczną piątkę", to już zabrakło wzmianki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, której bohaterami są słowiańskie demony - to jest to! Demonologia Słowian wciąż jest traktowana po macoszemu, a szkoda, bo to prawdziwa kopalnia świetnych pomysłów.

Książka, której bohaterami są słowiańskie demony - to jest to! Demonologia Słowian wciąż jest traktowana po macoszemu, a szkoda, bo to prawdziwa kopalnia świetnych pomysłów.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bohaterowie są płascy i nieprzekonujący. Czarne charaktery są tak złe, że aż groteskowe (wątpię, by było to zamierzone). Do ich charakterystyki brakowało mi tylko kopania szczeniaczków. Praca lekarza i sądu przedstawiona w zupełnie odrealniony sposób. Główny bohater jest dobrym ojcem, bo tak i już. Nie liczy się to, że pije i zaniedbuje swoje dzieci, w oczach autorki najważniejsze jest to, że nie stosuje przemocy - chociaż jest blisko. To ma być wzór ojca?
Zła i szkodliwa książka.

Bohaterowie są płascy i nieprzekonujący. Czarne charaktery są tak złe, że aż groteskowe (wątpię, by było to zamierzone). Do ich charakterystyki brakowało mi tylko kopania szczeniaczków. Praca lekarza i sądu przedstawiona w zupełnie odrealniony sposób. Główny bohater jest dobrym ojcem, bo tak i już. Nie liczy się to, że pije i zaniedbuje swoje dzieci, w oczach autorki...

więcej Pokaż mimo to