HornedOwl

Profil użytkownika: HornedOwl

Bydgoszcz / Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 7 lata temu
42
Przeczytanych
książek
69
Książek
w biblioteczce
5
Opinii
26
Polubień
opinii
Bydgoszcz / Poznań Kobieta
Dodane| Nie dodano
lubię pizzę, książki i lalki. lubię też grać, niezależnie, czy ściskam w ręku pada czy otuliniaka lub kości, bo larpy i planszówki też są ok. kocham Lovecrafta i Poego. nienawidzę Kinga, bo mnie nudzi. a fantastyka jest epicka. lubię też folk i doom metal. chociaż darkwave i rock gotycki równie chętnie odtwarzam - najchętniej wszystkiego słuchałabym z winylu. inspiruję się Jimem Morrisonem. jestem społeczniakiem, uwielbiam organizować i zajmować się wydarzeniami; jestem czeladnikiem rzemiosła artystycznego, cosplay, stroje larpowe, ubrania codzienne, malarstwo, rękodzieło, jakie tylko się da. próbuję sztuki słowa pisanego. jestem Mart.

Opinie


Na półkach: , ,

Od jakiegoś czasu w środowisku fanów polskiej fantastyki toczy się bój. Walka o to, czy Jarosław Grzędowicz prześcignął już okrzykniętego królem Andrzeja Sapkowskiego. Osobiście od dyskusji na ten temat uciekam, nie potrafiłabym zdecydować, którego z autorów cenię bardziej. Wszak stworzone na potrzeby sagi o wiedźminie uniwersum jest moim ukochanym, jednak to, co gwarantuje Grzędowicz w każdej swej książce zdobywa moje serce i trafia w poczucie estetyki, powodując swego rodzaju orgazm czytelniczy.

Nic zatem dziwnego, że musiałam sięgnąć po „Popiół i Kurz. Opowieści ze świata Pomiędzy”, która to zagwarantowała autorowi drugą w dorobku Nagrodę im. Zajdla.

Z nazwiskiem Grzędowicz bardzo szybko kojarzy się Midgaard i Vuko. Fińskie przekleństwa i Hieronim Bosch. Nie bez powodu, nie ma co ukrywać, że jest to jedna z lepszych pozycji w polskiej fantastyce. Ale jest też inny Grzędowicz. Jest Grzędowicz, który tworzy bohaterów nie będących wyszkolonymi superbohaterami; bohaterów, których mijam każdego dnia idąc na uczelnię (patrz: narrator „Opowieści terapeuty” lub Irena z „Czarnych motyli”).

Prawdopodobnie wstyd przyznać, ale Jarosława Grzędowicza poznałam trochę ponad rok temu, kiedy to przyjaciel podrzucił mi pierwszy tom „Pana Lodowego Ogrodu”. Historia, którą zostałam poczęstowana, spodobała mi się do tego stopnia, że szybko zainwestowałam w „Księgę Jesiennych Demonów”, a potem w „Popiół i Kurz. Opowieści ze świata Pomiędzy”. W pierwszej wspomnianej książce zawarte jest opowiadanie, które skradło moje serce, „Wiedźma i Wilk”. Natomiast w „Popiele i Kurzu” poznaję kuzynkę tytułowej wiedźmy i… i jeszcze raz przeżywam zachwyt nad opisaną przez Grzędowicza historią rodziny czarownic.

Jednak to nie Patrycja jest główną bohaterką książki. Główną postacią i narratorem jest schizofrenik, wykładowca akademicki i specjalista od etnologii. Zwykły szary człowiek, osoba bezimienna.

Ale nie tylko. Główny bohater potrafi poruszać się pomiędzy światem żywych i światem Pomiędzy, gdzie trafiają zagubione dusze. A duszom tym trzeba pokazać, gdzie mają iść dalej. Tym właśnie zajmuje się profesor. Sam zwykł nazywać siebie Charonem i żądać obola za „przewiezienie”. Obolem może być wszystko, co było bliskie zmarłemu, mogą być to także pieniądze. W ten sposób, główny bohater zdobywa wiele rupieci, które w świecie Pomiędzy nadal przeżywają lata swojej świetności i są zdatne do użytku.

Życie głównego bohatera toczy się między wejściami do świata Pomiędzy (chociaż pamięta, aby nie robić tego zbyt często, gdyż to niebezpieczne dla zdrowia psychicznego), a prowadzeniem zajęć na uczelni. Już dawno zrezygnował ze znalezienia kobiety i ustatkowania się. Pozornie jest przeciętnym Kowalskim i rodzinnym wyrzutkiem.

Za rozrywkę służy mu towarzystwo zaprzyjaźnionego duchownego, Michała. Panowie prowadzą ożywione dyskusje na temat wiary i teorii spiskowych dotyczących kościoła, grywają w szachy. Życie głównego bohatera, mimo jego zdolności, jest ustatkowane i spokojne.

Do czasu, gdy Michał umiera. Oficjalnie zmarł z przyczyn naturalnych, jednak narratorowi nie pozwala tak myśleć paczka, którą zostawił mu przyjaciel i wbrew swojemu postanowieniu o zakończeniu przygody w krainie Pomiędzy, próbuje rozwikłać zagadkę.


Grzędowicz mistrzowsko stworzył krainę, która hipnotyzuje w niepokojący sposób. Klimat ciszy przed burzą jest fantastycznie dopasowany do fabuły książki, która powoli przeradza się w kryminał, jakiego nie powstydziłby się Dan Brown. Mrocznego nastroju dodaje znikoma ilość dialogów, które jeżeli już się pojawiają, są niezwykle interesujące. Ponadto, autor częstuje nas sporą ilością rozterek egzystencjalnych i rozmyślań na tematy filozoficzne. Kolejną wartą zaznaczenia rzeczą, są stworzone przez Grzędowicza stworzenia zamieszkujące krainę Pomiędzy. Ich różnorodność porusza wyobraźnię na wiele dni po zakończeniu lektury.

Bardzo rzadko zdarza mi się podkreślać fragmenty w książkach, jednak u Grzędowicza robię to bez wahania. Opisy, które zachwycają i sprawiają, że książkę trawiłam tygodniami, lub nawet – jak w przypadku tej – miesiącami. Właśnie dzięki takim książkom wierzę, że sztuka słowa pisanego, to najpotężniejsza dziedzina magii. Ku potwierdzeniu mojej teorii, poniżej zamieszczam jeden z najpiękniejszych opisów seksu w historii literatury. :-)

Zderzyliśmy się zębami, gwałtownie i boleśnie, wpadając na siebie jak pociągi jadące po tym samym torze z punktu A do punktu B i z punktu B do punktu A. Przez punkt G.
Jarosław Grzędowicz „Popiół i kurz. Opowieści ze świata Pomiędzy"

Jest to bardzo dojrzała powieść. Myślę, że do młodszych czytelników, którzy nade wszystko cenią cwanych herosów, takich jak Vuko, może nie trafić. Do tej historii trzeba zwyczajnie dorosnąć. Mnie opowieść serwowana przez Grzędowicza w tej pozycji, wciągnęła po same buty, czego cykl Pana Lodowego Ogrodu nie zrobił - a przynajmniej nie w tak dużym stopniu.

Czy jest coś, co przemawia przeciwko niej? Myślę, że nie. Jest to książka, którą czyta się z zapartym tchem i nie przeskakuje wzrokiem co kilka linijek tekstu. Jest to książka, której zwyczajnie, nie można pominąć w kolejce tych do przeczytania. Pozycja obowiązkowa.


Powyższy tekst został zamieszczony na moim blogu pod adresem http://kotysowyismutki.blogspot.com/2016/10/34-j-grzedowicz-popio-i-kurz-opowiesci.html

Od jakiegoś czasu w środowisku fanów polskiej fantastyki toczy się bój. Walka o to, czy Jarosław Grzędowicz prześcignął już okrzykniętego królem Andrzeja Sapkowskiego. Osobiście od dyskusji na ten temat uciekam, nie potrafiłabym zdecydować, którego z autorów cenię bardziej. Wszak stworzone na potrzeby sagi o wiedźminie uniwersum jest moim ukochanym, jednak to, co gwarantuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moi znajomi wiedzą, co sądzę o young adult i retellings. Natomiast dla osób, które przypadkiem zerkają na tę opinię i nie mają wątpliwej przyjemności obcowania ze mną, spieszę z wyjaśnieniem: uważam, że powyższe gatunki to nowa granica kiczu.
Czy coś zmieniło się, skoro zarwałam noc na pozycję z tego rodzaju literatury?
Absolutnie nie. Ale z drugiej strony, gdzieś głęboko we mnie, żyje sobie dziewczyna, która… lubi proste historie i miłosne opowieści. A przy okazji nade wszystko wielbię bajki – zwłaszcza „Piotrusia Pana” oraz „Piękną i Bestię”.
Właśnie tą drugą inspirowana jest powieść „Dwór cierni i róż”. Autorka, Sarah J. Maas, znana jest głównie z bardzo rozbudowanego cyklu „Szklanego Tronu”, który liczy sobie kilka książek i opowiadań.
Pozycja, na której się skupię, otwiera nowy cykl, który nosi taki sam tytuł, jak pierwszy tom. Bardzo łatwo domyślić się, że będziemy mieli do czynienia z wariacją (retellingiem) na temat jednej z piękniejszych baśni.

Odpowiedniczka Belli nazwana jest Feyrą, a Bestia nie jest Bestią, tylko… przedstawicielem Wysokiego Rodu Fae. Są to istoty magiczne, potężne i znienawidzone przez ludzi. Jednak żyją w innych rejonach świata.
Jak to się stało, że Feyra i Tamlin spotkali się?
Dziewczyna wywodziła się z zamożnej rodziny, która jednak straciła swój majątek, gdy główna bohaterka była dzieckiem. Była jedyną karmicielką rodziny i któregoś razu, na polowaniu zabiła wilka.
Szybko okazuje się, że zabite zwierzę nie było zwykłym drapieżnikiem. W drzwiach chaty dziewczyny zjawia się bestia, która żąda zadośćuczynienia. Śmierć człeczyny za śmierć fae, lub porwanie winowajczyni do krainy za Murem, gdzie żyją magiczne istoty. Feyra godzi się na niewolę od razu planując ucieczkę.
Kiedy wraz z Tamlinem dociera do jego Dworu, bardzo długo nie traci swoich kolców, i mimo że fae stara się, jak może, aby Feyra nie nudziła się, dalej uważa go za swego oprawcę. Chociaż ta relacja także ulega zmianie, aby w końcu przerodzić się w ognistą miłość. Podczas pobytu w świecie fae, dziewczyna poznaje historię świata według magicznych istot, która różni się od tej, którą poznała z ludzkich legend i bajań. Dostrzega, że nie ma czerni i bieli, a zarówno wśród ludzi, jak i uzdolnionych magicznie stworzeń są dobrzy i źli.
A gdy wydaje się, że mogliby żyć długo i szczęśliwie, okazuje się, że to jeszcze nie koniec. Dalszej fabuły zdradzać nie będę, aby uniknąć zdradzenia zbyt wielu szczegółów.

Książkę połknęłam w noc, dosłownie, zrezygnowałam ze snu, aby śledzić losy bohaterów. To z pewnością przemawia za sięgnięciem po tę pozycję. Jednak… wielokrotnie miałam ochotę rzucić tomiszczem w kąt i sięgnąć po coś innego.
Odrzucali mnie bohaterowie, mam wrażenie, że to charakterystyczne dla tego gatunku, ale postacie są tak sztuczne i irytujące, jak w żadnej innej kategorii literatury. Jako pierwsze, niesmak budziły we mnie siostry Feyry. Naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć w tak głupie istoty, jak one. Czy gdziekolwiek na świecie istnieją kobiety, które nie mając co włożyć do garnka, żądają nowego płaszcza lub butów za jedyne pieniądze, jakie ma rodzina?! Kiedy one zeszły ze sceny, skupiłam się na głównej bohaterce. Prawdopodobnie miała być silną, potrafiącą o siebie zadbać kobietą, ale wyszła na zbuntowaną – i głupią - nastolatkę. Taką, która w naszym świecie wykłócałaby się z nauczycielami, że wcale nie musi uczyć się o potopie szwedzkim, i ostentacyjnie żuła gumę na lekcji – znamy wszyscy ten typ, prawda? Następnie Tamlin i jego przyjaciel, Lucien. Potężni, magicznie uzdolnieni i zabójczo przystojni i… żałośni. Aby to wyjaśnić, spróbuję odwołać się do fanfiction, ponieważ ta pozycja bardzo przypomina mi stylistycznie blogi, które czytałam. Kiedy młode autorki starały się, aby ich James Potter i Syriusz Black byli szarmanccy i męscy wychodzili… myślę, że pamiętamy, jak. Nie było to dobre. A Tamlin i Lucien są takimi Jamesami i Syriuszami. Podczas lektury miewałam obraz zakrwawionych policzków, w myśl powiedzonka, że oczy mi krwawią.
„Dwór cierni i róż” czytałam przetłumaczony na język polski. Fae mają w zwyczają nazywać ludzi „człeczynami”, często „nędznymi”. Nie ma w tym nic złego, bardzo wyraźnie zarysowana pogarda Wysokiego Rodu, dla maluczkich. Jednak… słowo „człeczyna” jest śmieszne. To tak, jakby w opowiadanie szóstoklasisty powklejać pojedyncze słowa, których 12-latek raczej nie zna. Wychodzi tak, że czułam się niezręcznie, czytając coś tak głupiego.
Jednak spędziłam nad lekturą tyle czasu i mimo opadających powiek, przeczytałam! Bo czyta się przyjemnie. Naprawdę, mimo powyższych wad jest to całkiem ciekawa historia, miejscami zbyt przekoloryzowana, ale warta poznania. W tej powieści nie uświadczymy pięknych opisów i cytatów. Brakuje także ciekawych dialogów i godnych polubienia bohaterów, no może Rhysand jest postacią, która wzbudziła moją sympatię. Jako jedyny ma kilka płaszczyzn i bardzo chętnie czytałam rozdziały, w których się pojawiał.
Myślę, że jest to pozycja, którą mogę polecić na znużenie. W moim przypadku wleciała jednym okiem, a drugim wyleciała. Jest nieabsorbująca i łatwa, nawet trochę bezpłciowa. Jednak nadaje się na samotny jesienny wieczór, jak i letnią noc. Nadaje się, aby zabić czas.
A kolejne tomy także – o dziwo - chętnie przeczytam.

oryginał recenzji na: www.kotysowyismutki.blogspot.com

Moi znajomi wiedzą, co sądzę o young adult i retellings. Natomiast dla osób, które przypadkiem zerkają na tę opinię i nie mają wątpliwej przyjemności obcowania ze mną, spieszę z wyjaśnieniem: uważam, że powyższe gatunki to nowa granica kiczu.
Czy coś zmieniło się, skoro zarwałam noc na pozycję z tego rodzaju literatury?
Absolutnie nie. Ale z drugiej strony, gdzieś głęboko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na ogół, jeżdżąc na Woodstock, nie kupuję książek. Ewentualnie zerknę na biografie muzyczne, poostrzę ząbki na coś. W tym roku było inaczej. Kupiliśmy pięć książek. W tym tylko jedną biografię! Szaleństwo.
Obok uzupełnienia (dokończenia?) klasyki grozy poprzez „Przyszła na Sarnath zagłada” Lovecrafta, „Frankensteina” Mary Shelly oraz „Golema” Gustava Meyrinka, nabyliśmy „Krawędź czasu”, którą bystrym wzrokiem wyłowił Krasnolud.
Książkę autora, którego nie znaliśmy. Książkę, która zwróciła uwagę steampunkową okładką. Książkę, którą skwitowałam „no kosztuje mało, możemy wziąć”. Książkę, którą bez najmniejszego problemu określam dzisiaj, jako najlepszą z książek, przeczytanych tego roku. A mamy sierpień, więc to wiele znaczy :-)
Chociaż myślę, że dużą zasługę w moich pozytywnych opiniach ma Ksin, który był beznadziejny i wciąż czekam na wypłacenie mi odszkodowania za szkody moralne po tejże lekturze.
Krzysztof Piskorski każe nam uciekać od pierwszej strony. Wraz z głównym bohaterem biegniemy przez ciemne uliczki i… nie do końca wiemy, o co chodzi. A potem jest już tylko dziwniej. Wszelkie domysły nigdzie nie prowadzą. Momentami miałam wrażenie, że podobnie do bohatera powieści, z mojej piersi wyrywa się szaleńczy wrzask.
Z każdą stroną powieści utwierdzałam się w tym, że to jeden z nielicznych przypadków, kiedy opis na tylnej okładce, nie oddaje ni grama tego, jak wybitna ona jest.
W klimacie epoki pary ciężko jest znaleźć coś, co nie odrzuci tandetą. Dlatego też sceptycznie podchodziłam do tej pozycji. Nic nie odda mi smaku rozczarowania ocenienia książki po okładce!
Autor zaskakuje na każdym kroku. Tworzy powieść ponadprzeciętną. Oczarowuje czytelnika, który w pewnym momencie, przestaje myśleć, o tym, co czyta. Streszczenie fabuły jest tu wyjątkowo trudne, ponieważ bardzo szybko pochłonęłam tę historię. Każdy smaczek całości sprawił, że opisanie niniejszej książki jest graniczące z cudem.
Moim zdaniem, głównie dzięki migawkom obrazów. Opisy działają na wyobraźnię do tego stopnia, że zaniechane przeze mnie malarstwo, powróciło do łask. Każda scena zbudowana jest w bardzo plastyczny sposób. Nigdy, równie wyraźnie nie widziałam doskonałych kadrów w filmie, który tworzyłam sobie w głowie (chociaż niektóry opisy w „Wikingach. Wilczym Dziedzictwie” pana Radosława Lewandowskiego są w podobnym stopniu przyjemne)
Autor zabiera nas na wycieczkę poza czasem. Gdzieś, gdzie zegar nie odmierza chwil, a ludziom żyjącym w owej dziwnej pustce, towarzyszy mdłe światło, będące substytutem słońca. Sielankę trwającą wiecznie, przerywają coraz częstsze ataki złowrogiego mechanizmu, nazywanego mechanem. Mechan dosłownie wchłania ludzi, co widzimy w pierwszym opisie syzyfowej pracy Maksyma oraz Mikołaja, przy próbie walki z nim. Od siebie dodam, że to jeden z bardziej obrazowych opisów w tej książce.
Czytelnik zostaje oczarowany secesyjnymi zawijaskami, miedzianymi trybikami, zaskakującymi zwrotami akcji oraz, niebanalną historią. A zwłaszcza wyobraźnią, którą udało się autorowi okiełznać i ubrać w słowa. Przyjemności czytania dodaje prowadzona początkowo, dwutorowa historia (panie Lewandowski, autorze kotołaka! Można to zrobić dobrze!), w której poznajemy Maksyma oraz Franka Znajdę.
Równie dopracowanej i przemyślanej fabuły, nie czytałam dawno. Prawdopodobnie od czasu Tolkiena lub Sapkowskiego. Piskorski nie stworzył całego świata z historią i religiami, jak dwaj wcześniej wspomniani. Stworzył coś mniejszego, bo jedynie wyrwany kawałek naszej rzeczywistości, jednak pieczołowicie przemyślanej i ustawionej. A poza ciekawą akcją, w „Krawędzi czasu” znajdziemy także filozoficzne rozmyślania na temat podróży w czasie oraz samego czasu.
Mam w zwyczaju zawsze doszukiwać się drugiej strony medalu. Nie wierzę w skrajne przypadki bieli i czerni. Jednak tutaj mogę ze spokojem powiedzieć, że to najlepsza powieść steampunkowa, jaką przeczytałam.

/tekst popełniony na mojego bloga, dostępny także tutaj: http://kotysowyismutki.blogspot.com/2016/08/31-k-piskorski-krawedz-czasu.html

Na ogół, jeżdżąc na Woodstock, nie kupuję książek. Ewentualnie zerknę na biografie muzyczne, poostrzę ząbki na coś. W tym roku było inaczej. Kupiliśmy pięć książek. W tym tylko jedną biografię! Szaleństwo.
Obok uzupełnienia (dokończenia?) klasyki grozy poprzez „Przyszła na Sarnath zagłada” Lovecrafta, „Frankensteina” Mary Shelly oraz „Golema” Gustava Meyrinka, nabyliśmy...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika HornedOwl

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Carlos Ruiz Zafón
Ocena książek:
7,5 / 10
13 książek
3 cykle
6701 fanów
Andrzej Sapkowski
Ocena książek:
7,6 / 10
60 książek
7 cykli
Pisze książki z:
9851 fanów
Jakub Ćwiek
Ocena książek:
6,7 / 10
80 książek
9 cykli
1476 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
42
książki
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
26
razy
W sumie
wystawione
42
oceny ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
286
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
6
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]