-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022
2023-02-10
Bardzo ciekawy pomysł, zaczyna się dobrze, niestety opowieść jest płytka i ciężko w nią uwierzyć... Polubiłam główną bohaterkę, pomysł z opisem historii z perspektywy osoby niesłyszącej jest genialny, jednak całej powieści zabrakło polotu. Ucieczka przed krwiożerczymi potworami, opuszczenie domu, śmierć przyjaciela i członków rodziny owszem przeraża, przeraża chaos informacyjny, czy to w TV, czy mediach społecznościowych ale zabrakło mi szczegółów, detali, smaczków, które nadałyby tej historii więcej prawdopodobieństwa. Dlaczego ojciec rodziny nie musiał ani razu narąbać drewna, żeby napalić w piecu lub kominku? Skąd Milczący mieli kilkanaście lub kilkadziesiąt dzwoniących naładowanych komórek plus drugie tyle działających telefonów, żeby na nie w tej samej chwili zadzwonić? Sorry, ale nie kupuję tego. Dodatkowo mam wrażenie, że im bardziej ciągnie się akcja, tym wespy stają się mniej groźne.
Daję mocne 6/10.
Bardzo ciekawy pomysł, zaczyna się dobrze, niestety opowieść jest płytka i ciężko w nią uwierzyć... Polubiłam główną bohaterkę, pomysł z opisem historii z perspektywy osoby niesłyszącej jest genialny, jednak całej powieści zabrakło polotu. Ucieczka przed krwiożerczymi potworami, opuszczenie domu, śmierć przyjaciela i członków rodziny owszem przeraża, przeraża chaos...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bardzo klimatyczna opowieść. Szkoda, że taka krótka! Bardzo podoba mi się zakończenie. Znów mija 30 lat i .... ;)
W środku opowieści byłam zła na autorkę, za takie przedstawienie wsi. Brudne, lepiące się ceraty, obwisłe kobiece cycki i szerokie dupska, nawet kochana babcia nie została przedstawiona w milszym świetle, ale tak widocznie musiało być. Wartka akcja i ciekawa historia nadrobiły i mam wielką ochotę na więcej od Pani Anny Musiałowicz. Sceny walki diabła z kotem bezcenne, jak również fakt, że kot był obrońcą, ochroniarzem - fantastyczne. Do naszego domu żaden diabeł nie podejdzie - chroni go 9 kocich duszyczek, po 9 żyć każda ;)
Książka idealna na długi listopadowy wieczór przy kominku.
Bardzo klimatyczna opowieść. Szkoda, że taka krótka! Bardzo podoba mi się zakończenie. Znów mija 30 lat i .... ;)
W środku opowieści byłam zła na autorkę, za takie przedstawienie wsi. Brudne, lepiące się ceraty, obwisłe kobiece cycki i szerokie dupska, nawet kochana babcia nie została przedstawiona w milszym świetle, ale tak widocznie musiało być. Wartka akcja i ciekawa...
Przerażająca. Ale po przeczytaniu artykułu o wywiadzie z Warrenami gdzie powiedzieli jakoby do autora, żeby pisał co che, byle było jak najbardziej przerażające, bo przecież ci ludzie co przychodzą do nich z tymi sprawami i tak normalni nie są, nie wierzę, żeby choć połowa zdarzeń była prawdziwa. Ale książka jest dobra. W istnienie drugiej strony wierzę, bo sama miałam z nią styczność, ale zdarzenia opisane w tej książce są naprawdę hardkorowe. Po lekturze tej książki musiałam sobie zrobić przerwę od Warrenów ;) Nie czytać przed snem.
Przerażająca. Ale po przeczytaniu artykułu o wywiadzie z Warrenami gdzie powiedzieli jakoby do autora, żeby pisał co che, byle było jak najbardziej przerażające, bo przecież ci ludzie co przychodzą do nich z tymi sprawami i tak normalni nie są, nie wierzę, żeby choć połowa zdarzeń była prawdziwa. Ale książka jest dobra. W istnienie drugiej strony wierzę, bo sama miałam z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-27
Czytając "Bat na koty" miałam przed oczami postacie z "Rancza". Uroczo nakreślony krajobraz wiejskich Mazur i wiejskiej społeczności, gdzie jednym bieda aż piszczy, a drugim ubrania z metkami przelewają się w szafach. Asi, samotnej matce, mieszkającej w rozwalającej się chatce obok domu teściów, którzy jej nie lubią i najchętniej ukradliby jej córkę, naprawdę się nie przelewa. Teść w zeszyciku zapisuje każdy grosz wydany na wnuczkę. I w tle tajny agent. Do Asi los uśmiecha się raz za razem, a ona bierze z tego pełnymi garściami. Powieść bardzo optymistyczna, szybko się ją czyta, a zakończenie pozostawia spory niedosyt. Moim zdaniem w powieści dużo jest niewykorzystanych wątków, ale pozostaje ona jedną z moich ulubionych przeczytanych książek. Wszak autorem jest scenarzysta "Rancza". Może pokusi się On kiedyś o drugą część (mrugam do Pana Jerzego Niemczyka jednym oczkiem).
Czytając "Bat na koty" miałam przed oczami postacie z "Rancza". Uroczo nakreślony krajobraz wiejskich Mazur i wiejskiej społeczności, gdzie jednym bieda aż piszczy, a drugim ubrania z metkami przelewają się w szafach. Asi, samotnej matce, mieszkającej w rozwalającej się chatce obok domu teściów, którzy jej nie lubią i najchętniej ukradliby jej córkę, naprawdę się nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zauroczyła mnie historia Blaze'a z dziurą w czole. Dobry, wielki, głupawy olbrzym skrzywdzony w dzieciństwie przez ojca. Nie chciałam kończyć tej książki. Ostatnie strony to był katorga. Nie chciałam tak szybko kończyć tej książki. Tak bardzo chciałam zostać z Blaze'm na dłużej i tak bardzo pragnęłam, żeby mu się udało, żeby nikt go już nie skrzywdził (co za mindfuck, kibicowałam porywaczowi...).
Postać farmera, który wynajmował dzieci z sierocińca do zbierania borówek zapadła mi na zawsze w pamięć. Oby jak najwięcej takich ludzi na tym świecie. Bardzo, bardzo dobra książka Kinga (pod pseudonimem Bachmana). Niepotrzebnie tak długo leżała w szufladzie.
Zauroczyła mnie historia Blaze'a z dziurą w czole. Dobry, wielki, głupawy olbrzym skrzywdzony w dzieciństwie przez ojca. Nie chciałam kończyć tej książki. Ostatnie strony to był katorga. Nie chciałam tak szybko kończyć tej książki. Tak bardzo chciałam zostać z Blaze'm na dłużej i tak bardzo pragnęłam, żeby mu się udało, żeby nikt go już nie skrzywdził (co za mindfuck,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza książka Mariusza Kaczyńskiego "Skarb w glinianym naczyniu" była tak rewelacyjna, że okrzyknęłam autora polskim Stephenem Kingiem. Niestety druga przeczytana przeze mnie pozycja "Pogorzelisko" to pomyłka. Przez 4/5 książki nic tylko wchodzą i schodzą ze schodów, wchodzą do pokojów i wychodzą z pokojów. Już nie mogłam tego czytać. Dopiero pod koniec coś zaczęło się dziać, ale niestety słabo, słabiutko... Perełka to scena snu Beaty (rewelacja!!!) i końcówka, która jest naprawdę dobra. Jednak uważam, że należało właśnie skupić się na dobrej końcówce i ją rozwinąć, pokazać jak Beata i Stefan próbują się kontaktować z samymi sobą, a skrócić rozwleczoną część przed pożarem. Materiał na dobre, krótkie opowiadanie, nie na całą książkę.
Szkoda, bo miałam chęć przeczytać "Syrenę", ale teraz sobie odpuszczę...
Pierwsza książka Mariusza Kaczyńskiego "Skarb w glinianym naczyniu" była tak rewelacyjna, że okrzyknęłam autora polskim Stephenem Kingiem. Niestety druga przeczytana przeze mnie pozycja "Pogorzelisko" to pomyłka. Przez 4/5 książki nic tylko wchodzą i schodzą ze schodów, wchodzą do pokojów i wychodzą z pokojów. Już nie mogłam tego czytać. Dopiero pod koniec coś zaczęło się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to