rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książkowy pierwowzór głośnego filmu jest dokładnie tym czym takie książki są dla swoich adaptacji. Całą spektakularną oprawę audiowizualną oczywiście czytelnik musi sam sobie wyobrazić, ale występuje szereg innych aspektów, których film jest pozbawiony lub które są tylko lekko zaznaczone.

Historia trapera okradzionego i zostawionego na śmierć przez niedawnych towarzyszy, którzy mieli za zadanie przypilnować jego godnego odejścia po dramatycznym w skutkach spotkaniu z niedźwiedziem w Górach Skalistych, jest oparta na faktach. Możemy dużo dowiedzieć się o tym trudnym i niebezpiecznym fachu, warunkach życia w górach i równinach środkowej Ameryki Północnej (Terytorium Missouri). Przede wszystkim są nam ukazane relacje między napływającym strumieniem Europejczyków skupionych w Kompanie szukające futer, złota itp., a rdzennymi mieszkańcami kontynentu. Indianie i traperzy są przedstawieni szczerze i realistycznie, nie są potraktowani zbyt stereotypowo lub jednostronnie, co musi współgrać z faktem, iż samo ich życie skupiało się w dużej mierze na jego przeżyciu. W przypadku gdy wszystko dookoła chciało uczestników wypraw zabić, musiały być one starannie zaplanowane logistycznie i co chyba najważniejsze trafnie pod kątem osobowym. Na tym wątku opiera się cały koncept powieści – zemsty człowieka praktycznie zza grobu.

Śledzimy brutalne losy Hugha Glassa: w pierwszej kolejności wydostania się z grobu sformowanego za jego życia, potem stopniowego wyjścia z krytycznego stanu zdrowia, prób pożywiania się i łapania zwierzyny, aż po powolny proces przemieszczania się na większe odległości. Wszystko to jest okraszone halucynacjami, zmaganiem się z okrutnie poturbowanym ciałem i ciągle napędzane żądzą zemsty. Czytelnik automatycznie wczuwa się w dolę skrzywdzonego trapera i żyje jego, coraz bardziej pełnym witalności, życiem. Całość jednak zostawia nas z dość prawdopodobnym i przez to okrutnym zakończeniem. Nie ma tu spektakularnego dramatycznego finału, wymyślonego w filmie. Owszem, dochodzi do konfrontacji między adwersarzami, ale na kompletnie innych zasadach i z innym skutkiem. Poddane zostają w wątpliwość racje głównego bohatera, nie jego wiara w to co się stało, a jego obiektywna ocena tego na czym opierała się ta wiara.

Powieść czyta się szybko i aż za lekko jak na jej tematykę. Nie ma tu chwili nudy i czasu na wytchnienie. Katharsis tu nie doświadczymy, ale impresji na temat czasów minionych i ducha człowieka w starciu z przeciwnościami losu już na pewno.

Książkowy pierwowzór głośnego filmu jest dokładnie tym czym takie książki są dla swoich adaptacji. Całą spektakularną oprawę audiowizualną oczywiście czytelnik musi sam sobie wyobrazić, ale występuje szereg innych aspektów, których film jest pozbawiony lub które są tylko lekko zaznaczone.

Historia trapera okradzionego i zostawionego na śmierć przez niedawnych towarzyszy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Duch (z ang. The Spirit) jest doskonałym przykładem lekkiego horroru, który jest niegłupi, świetnie napisany i zostawiający po lekturze trochę nowych faktów w głowie i ciekawych wrażeń. Tytułowe stworzenie jest czymś na kształt amalgamatu mglistych pojęć jak Yeti, Sasquatch czy Wielka Stopa. Otacza go aura tajemnicy, jest symbolem strachu i grozy, ale też na swój sposób jest wyrazem ludzkich pragnień i punktem odniesienia do naszych wartości.

Poznajemy Indianina Johna Moona, dla którego podążanie jego ścieżką jest misją duchową, i którego z czasem coraz bardziej zaczyna irytować debilizm jego Przewodnika, jak i coraz bardziej narastające uczucie własnego obłędu po uczestnictwie w wojnie w Wietnamie. Drugim głównym bohaterem jest Amerykanin, łowca Raymond Jason, którego ścieżkę duchową wypełnia polowanie na Ducha, a którego z czasem zaczyna irytować wszystko: jego cel, Indianin i on sam. Wreszcie sam Duch, który jest jedną z ciekawiej przedstawionych tego typu kreatur jakich historie czytałem. Jego zachowanie jest często kompletnie irracjonalne, niekiedy wykazuje sporą inteligencję (rzuca grzechotnikami) by za chwilę zaplątać się w suszące się pranie, nadrabia to brutalną siła, którą wie jak, często dość finezyjnie, wykorzystywać by wyeliminować swoich upierdliwych wrogów. Jego zwierzęcy rys jest wymieszany z zachowaniami bliższymi człowiekowi, w toku samej fabuły dowiadujemy się różnych hipotez na temat genezy jego pochodzenia - jest tu sporo wątków antropologicznych, biologicznych (genetyczne teorie na temat pochodzenia i możliwości istnienia takich istot) i związanych z wierzeniami ludowymi.

Wszystko to jest zgrabnie wplecione w fabułę, która śmiało idzie do przodu, nie przyzwyczajając czytelnika do jednej konwencji. To nie jest typowy (kwazi) animal slasher, gdzie schemat jest naznaczony kolejnymi trupami. Jest trochę refleksji, naprawdę dobrego humoru i przede wszystkim nieustanne wrażenie tajemniczości powodującej, że możemy wczuć się w zasadzie w każdą z przedstawionych postaci. Całość uzupełniają dające do wyobraźni scenerie, jak wielkie lasy, kopalnie w górach czy kurorty narciarskie oraz znakomita okładka polskiego wydania. Duch przygody miesza się w tej powieści z horrorem tak zgrabnie, że aż człowieka ogarnia duch zdziwienia jak to mogło nie ukazać się w złotych czasach pulpy początku lat 90.

Duch (z ang. The Spirit) jest doskonałym przykładem lekkiego horroru, który jest niegłupi, świetnie napisany i zostawiający po lekturze trochę nowych faktów w głowie i ciekawych wrażeń. Tytułowe stworzenie jest czymś na kształt amalgamatu mglistych pojęć jak Yeti, Sasquatch czy Wielka Stopa. Otacza go aura tajemnicy, jest symbolem strachu i grozy, ale też na swój sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczny neo western tytana amerykańskiej i światowej literatury zapewnia to czego po nim oczekujemy i to z dostatkiem. Na pozór zwykła historia dwójki chłopaków chcących wyruszyć w podróż z Teksasu do Meksyku mającą zrobić z nich mężczyzn, okazuje się dla nich horrorem, a dla pisarza okazją do jakże typowego dla niego skonstruowania całego tła dla czytelnika do różnorakich impresji, analiz, dywagacji na tematy moralne, przemyśleń filozoficznych czy wreszcie sentymentalnej zadumy nad zwykłym ludzkim żywotem. Tempo jest niespieszne, opisy drobiazgowe (dialogi są na tyle lakoniczne, że gdzieś zanikają w poczuciu odmalowywanego słowami absolutu), można odnieść wrażenie, że wszystko jest pisane z punktu widzenia czegoś ponadczasowego, a na pewno nie operującego w skali typowej dla ludzkich potrzeb, pragnień i namiętności. Przedstawiony świat jest niezgłębiony i w pełni niemierzalny ludzkim umysłem, ludziom nie zostaje nic innego tylko się w nim zatopić i dzięki swojej sile woli czerpać z niego tyle na ile starcza im sił. Jedynie on jest sensownym punktem odniesienia, główni bohaterowie są jak pyłki na wietrze, gnane przypadkiem, ale z góry napiętnowani warunkami brzegowymi dynamiki tego świata. Dobrze za to ma się często występująca u autora spirala przemocy, pozornie błahe zdarzenie powoduje dramatyczne konsekwencje, wyprawa się nagle popsuła i wszystko co niedobre zaczęło się nawarstwiać. Trudno nawet jakoś zaklasyfikować warstwę emocjonalną tego dzieła, dziejąca się historia robi z jej bohaterów prawie że psychiczne i fizyczne wraki, a mimo skrzywdzenia przez Los wykazują się oni faktycznym bohaterstwem nieustannie i niestrudzenie stawiając czoła zaserwowanym przez niego przeciwnościom. Sama w sobie taka literatura stanowi tajemnicę, jest niewzruszalna i konieczna jak same siły Natury i zostawia po sobie bliżej nieokreślone uczucie spełnienia, choć okupionego bolesnymi bliznami. Będziemy dzięki niej bliżej Absolutu, ale ciągle tęskniąc za początkową dziecięcą niewinnością i jej nieskrępowaną niczym wyobraźnią i wiarą w przyszłość.

Klasyczny neo western tytana amerykańskiej i światowej literatury zapewnia to czego po nim oczekujemy i to z dostatkiem. Na pozór zwykła historia dwójki chłopaków chcących wyruszyć w podróż z Teksasu do Meksyku mającą zrobić z nich mężczyzn, okazuje się dla nich horrorem, a dla pisarza okazją do jakże typowego dla niego skonstruowania całego tła dla czytelnika do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tej króciutkiej książce (pięknie wydanej!) zawarta jest niby klasyczna historia o zemście, o dobrych i szlachetnych ludziach w konfrontacji z tymi mniej szlachetnymi, którzy świadomie przekraczają granice pomiędzy dobrem a złem. A faktycznie mamy do czynienia z jakimś lokalnym Piekłem na Ziemi pozostałej po zgliszczach wojny amerykańsko-meksykańskiej. Nie ma tu rozwlekłych opisów, a mimo tego świat jest niesamowicie piękny i sugestywny w swej upiorności. Brutalność zawarta w książce nie jest jak na jednego z ojców założycieli horroru ekstremalnego zbyt przesadzona, ale gdy trzeba to dosłownie potrafi sprasować mózg. Wydestylowanie tego elementu z westernów McCarthy’ego i wstrzyknięcie go prosto w umysł czytelnika byłoby dobrym porównaniem. Innym świadectwem talentu Ketchuma jest umiejętność wykreowania złożonych i charakternych postaci przy minimalizmie scen, dialogów z ich udziałem, potrafi po prostu znakomicie wyczuć co jest istotnego w swoich bohaterach i jednym pociągnięciem pędzla przenieść ich w całości do wyobraźni czytelnika. I tym samym lekturze towarzyszy ciągły niepokój (z gatunku tego naprawdę męczącego) o dalsze losy uczestników tej jatki, jest to kolejna książka tego aućtora, gdzie fizyczne przewracanie kartek powoduje dyskomfort z niemą prośbą by to może się jakoś nie najgorzej skończyło.
Niekiedy sam się zastanawiam po co w ogóle takie rzeczy czytam... Oczywiście aż do następnej podróży w świecie zrodzonym w głowie tego wybitnego, choć względnie mało znanego pisarza.

W tej króciutkiej książce (pięknie wydanej!) zawarta jest niby klasyczna historia o zemście, o dobrych i szlachetnych ludziach w konfrontacji z tymi mniej szlachetnymi, którzy świadomie przekraczają granice pomiędzy dobrem a złem. A faktycznie mamy do czynienia z jakimś lokalnym Piekłem na Ziemi pozostałej po zgliszczach wojny amerykańsko-meksykańskiej. Nie ma tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O ile twórczość Meyrinka, Ewersa czy Strobla jest w grozowych kręgach raczej znana polskiemu czytelnikowi tak ten pacyfistyczny wojenny kompan (służyli w jednym pułku w I Wojnie Światowej) Hitlera jest stosunkowo mało rozpoznawany. Zbiór 11 opowiadań (oryginalny tytuł każdego z nich zaczyna się na literę V – jakie to uroczo niemieckie, lwie...) Spuk des Alltags jest pierwszym pełnokrwistym wydaniem na naszym rynku, i jest to bardzo konkretne powitanie tego autora.

Opowiadania są utrzymane w konwencji niemieckiej fantastyki czy też realizmu magicznego wczesnych lat XX wieku z naciskiem na pierwiastek weirdowy. Choć różny od typowo amerykańskiej odmiany mamy tu dużo inspiracji np. Edgarem Allanem Poe, przefiltrowanej przez wrażliwość niemieckiego społeczeństwa tamtych czasów. Poruszana tematyka dotyczy wyzwań i problemów owego, ale skupiająca się na tej bardziej niewidzialnej, podświadomej sferze, gdzie wręcz egzystencjalna groza dosięga jednostek, które bezwiednie zostały uwięzione w takich niekomfortowych rejonach i nie za bardzo mogą sobie to wszystko poukładać, zracjonalizować i sobie z tym wszystkim poradzić. Mamy więc opowiadania prowadzone z perspektywy ludzi z nakreślonymi dość ponurymi i patologicznymi rysami psychologicznymi, np. mordercy, szaleńca, człowieka przedwcześnie uznanego za zmarłego i nie będącego pewnym swojego istnienia, opętanego żądzami, pogrążonego w traumie itd.; jest to pewna eksploracja rejonów ludzkiej psychiki, które nie były jeszcze wtedy tak często i dosłownie brane na tapet, a tu są one postawione w centrum wydarzeń.

Klimat jest często oniryczny, irracjonalny, będący mieszaniną snu, jawy i halucynacji na granicy poczytalności. Nie zawsze wiadomo co jest prawdą, a co fałszem, co jest wrażeniem i interpretacją umysłu, a co rzeczywistością wychodzącą poza granice pojmowania głównych bohaterów. Jest bardzo gęsto od paranoi, której nie powstydziłby się Roman Polański, Roland Topor i wspomniany Poe. Uzupełniają to świetne rysunki dodane do każdego opowiadania. Nie brak też elementów humorystycznych i można niektóre opowiadania odczytywać jako satyrę na wybrany temat. Styl jest momentami dość ekwilibrystyczny, a choć zastosowana forma literacka może dziś lekko trącić myszką to lektura jest zajmująca i płynna.
Jednak przede wszystkim zaletą i przesłaniem książki jest oddanie cześci ludzkiemu umysłowi i jego rozmaitym stanom klasyfikowanym w obrębie tabu, o których nie zawsze się tak jawnie mówiło, ale które w jakimś zakresie dotyczą każdego z nas, nawet jeżeli się do tego nie przyznamy.

O ile twórczość Meyrinka, Ewersa czy Strobla jest w grozowych kręgach raczej znana polskiemu czytelnikowi tak ten pacyfistyczny wojenny kompan (służyli w jednym pułku w I Wojnie Światowej) Hitlera jest stosunkowo mało rozpoznawany. Zbiór 11 opowiadań (oryginalny tytuł każdego z nich zaczyna się na literę V – jakie to uroczo niemieckie, lwie...) Spuk des Alltags jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Potrójne uderzenie Tomasz Czarny, Karolina Kaczkowska, Edward Lee
Ocena 6,4
Potrójne uderz... Tomasz Czarny, Karo...

Na półkach:

Trzy krótkie nowelki bardzo zgrabnie się ze sobą komponują, pierwsza i ostatnia są trochę podobne w stylu, przedzielone typową makabreską od Edwarda Lee. Otwierająca Pieśń Zielenicy Karoliny Kaczkowskiej jest w pewnym zakresie opowieścią o radzeniu sobie ze smutkiem w pochmurnej, deszczowej scenerii posępnego Bałtyku. Do tej pory kojarzyłem autorkę raczej z pomysłowych i przegiętych jajcarstw, ale tu zachodzi w nieco poważniejsze tematy. Jest mrocznie, niepokojąco i na tyle sugestywnie by poważnie wczuć się w uczucia osób, które coś gdzieś na pewnym etapie życia straciły i nie mogą mimo starań sobie z tym poradzić. Sama opowieść jest luźno osnuta wokół morskiej legendy i w związku z tym dostajemy odpowiednią dawkę makabry. Bardzo mnie urzekł klimat i atmosfera tajemniczości wydarzeń w nadmorskim miasteczku i jego plażach.

Środek należy do niezawodnego Eda Lee, który tym razem bierze sobie za cel fantazji zszywacz chirurgiczny i wokół niego konstruuje fabułę (tytułowy The McCrath Model SS40-C, Series S). Jest tu wszystko typowe dla autora gdy zabiera się za ten wesoły styl horroru ekstremalnego, czyli jest połykanie rzygów, są tortury, jest gówno i gwałciki. Są też zabawne dialogi prostaka (tu szef mafii) z przemądrzałym wykształciuchem (tutaj doktorek, który trochę przesadził z robieniem użytku ze swojej wiedzy), przywodzące na myśl nowelkę Pan Kadłubek. Całość ma nawet lekki twist fabularny, ale ogólnie to taki hardcore’owy romansik, lekki, niezbyt na serio i dla śmiechu.

Końcówka zbioru na powrót jest poważna, gdy wkraczamy do Domu ciał Tomasza Czarnego. Jest znowu mrocznie i niepokojąco gdy wraz z konstablem wizytujemy małe miasteczko, celem wyjaśnienia zaginięć małych dzieci. Klimat oscyluje w rejonach gore i weird, i mimo że setki takich rzeczy już powstały jest tu obecny element niesamowitości i tajemnicy, który przyciąga uwagę. Dodatkowo nastrój halucynacji wzmaga uzależnienie od morfiny postaci głównego bohatera. Jest ona na tyle ciekawa, że szkoda, że nie możemy się o nim dowiedzieć więcej i prześledzić trochę bardziej wnikliwie jego losów. To jest główny zarzut do tej noweli, jest świetny wstęp i zawiązanie akcji, i nagle wszystko się w trymiga kończy, jakby autor gdzieś niepotrzebnie się śpieszył.
Nie jest to jakiś must-have dla fanów horroru, ale czytelnicy zaznajomieni z autorami bez wątpienia powinni po ten zbiorek sięgnąć. Dobra lekturka na kilka godzin lub jazdę pociągiem (koniecznie nad morze!).

Trzy krótkie nowelki bardzo zgrabnie się ze sobą komponują, pierwsza i ostatnia są trochę podobne w stylu, przedzielone typową makabreską od Edwarda Lee. Otwierająca Pieśń Zielenicy Karoliny Kaczkowskiej jest w pewnym zakresie opowieścią o radzeniu sobie ze smutkiem w pochmurnej, deszczowej scenerii posępnego Bałtyku. Do tej pory kojarzyłem autorkę raczej z pomysłowych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lovecraft chyba byłby przerażony widząc jakie pastisze (często przechodzące w parodie) wyczyniają się nad jego spuścizną, wspominając choćby dzieła Alana Moore’a czy też Edwarda Lee, bo one dotyczą sfery seksualności, która u ojca Cthulhu była niepokojąco ukryta. W krótkiej powieści Matta Shawa również ten motyw jest eksploatowany. Fabuła sama w sobie nie jest jakoś może przesadnie oryginalna, mamy tutaj ledwo wiążące koniec z końcem mieszkające ze sobą młode dziewczyny, z których jedna próbuje wciągnąć drugą do erotycznych zabaw u bogatych klientów. Główna bohaterka jak i jej nieco rozwiązła przyjaciółka są świetnie wykreowane, kibicujemy tej pierwszej by mimo wszystko się nie zeszmaciła bo zwyczajnie łatwo ją polubić. Dużą część książki zajmują jej ciekawe, mimo pewnej banalności tematu, przemyślenia o granicach, których nie jest w stanie przekroczyć. Decyduje się w końcu wziąć udział tylko jako bierna modelka w imprezie pewnych bogatych małżonków, którzy oczywiście okazują się być perwersami pierwszej wody. Oni również są świetnie napisani, parszywcy aż niemiło czytać. Fabuła nie gna jakoś przesadnie do przodu, mamy trochę tajemnic związanych z planami bogaczy wobec głównej bohaterki, rozwikłanych w ostatnich rozdziałach. A to tam rozgrywa się cała makabra, jest znienacka ostro, brutalnie, krew sika, flaki latają, prawdziwy horror ekstremalny. Całość jednak w moim odczuciu zbyt nagle się kończy, bez jakiegoś wyciszenia, treściwej konkluzji, tu po prostu byli bohaterowie i koniec. Są dalsze części tej opowieści, ale czegoś tutaj chyba zwyczajnie zabrakło by zgrabnie tę koniec końców fajną opowieść zamknąć.

Lovecraft chyba byłby przerażony widząc jakie pastisze (często przechodzące w parodie) wyczyniają się nad jego spuścizną, wspominając choćby dzieła Alana Moore’a czy też Edwarda Lee, bo one dotyczą sfery seksualności, która u ojca Cthulhu była niepokojąco ukryta. W krótkiej powieści Matta Shawa również ten motyw jest eksploatowany. Fabuła sama w sobie nie jest jakoś może...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sabat. Antologia. Tom 1 Wojciech Chmielarz, Marta Guzowska, Łukasz Orbitowski, Łukasz Radecki, Guy N. Smith, Robert Ziębiński
Ocena 7,2
Sabat. Antolog... Wojciech Chmielarz,...

Na półkach:

Ta pięknie wydana przez Phantom Books antologia jest koniecznym nabytkiem dla fanów pisarstwa Smitha, a zwłaszcza przygód Marka Sabata – kiedyś księdza, później członka sił specjalnych, a obecnie swoistego detektywa mroku (i co szalenie istotne jest on obrzezany by żadne nieczystości pod napletkiem nie przeszkadzały mu w magicznych rytuałach – to takie klimaty!). W pierwszej części wydania zbiorczego dostajemy trzy powieści: Cmentarne sępy, Handlarze krwią i Kult kanibali plus Wioskę wampirów i kilka dodatkowych tekstów i materiałów.
Pisarstwo Guya jest jak cios siekierą, jest dosłowne i treściwe, ale nie pozbawione pewnej poezji ostrza. Wszystko jest mocno skoncentrowane na wydarzeniach dotyczących Sabata, bo to on jest osobą odpowiedzialną za ratowania świata (jest to trochę przesadzone, ale ta konwencja nie razi w oczy) przed złymi mocami, manifestującymi się pod różnymi postaciami. Sabat jest jakby mrocznym odpowiednikiem Jamesa Bonda, charyzmatycznym, pełnym sprzecznych namiętności wyrzutkiem od mokrej (w zasadzie czarnej) roboty. Dodatkowo jest opętany przez swojego demonicznego brata, ale i bez tego przemoc, tortury i gwałty (ale w słusznej sprawie) przychodzą mu dość swobodnie. A ma na kim się wyżywać, mierzy się z kanibalami, istotami wampirycznymi z upodobaniem do nazizmu czy też satanistycznymi prorokami. Menażeria łotrów jest naprawdę bogata i nie są oni faktycznie zbyt potulni, krew leje się gęsto, brutalność niektórych scen jest na granicy dobrego smaku i to jest znak firmowy Guya, który kochamy. Poza oczywiście czarnym humorem, którego jest w bród. Jest też znany miłośnikom np. Dzwonu Śmierci, Wyspy czy Szatana klimat tak gęsty że można by go nożem albo ową siekierą kroić. Do tego dochodzą halucynacje, majaki i podróże po sferach astralnych potęgujące ciężki klimat i w zasadzie wtedy już nie można nie zrozumieć udręczonego żywota naszego mrocznego detektywa.
Osobną kategoria są kobiety, które w ten czy inny sposób są związane z losami Sabata. Są one pełnokrwiste, żywe i pełne namiętności. Manipulują, zwodzą i chcą być zrobione. Można by ryzykować twierdzenie, że są one skrojone pod Marka Sabata, którego raz po raz atakuje niepowstrzymana erekcja, ale żyją one trochę w swojej kategorii, i tylko ich niepohamowany apetyt każe im nieustannie przecinać szlaki z głównym bohaterem. Relacje te cechuje niewątpliwie perwersyjność i dziki pierwotny instynkt, dodający pikanterii i erotycznego mroku fabule. Markiz de Sade byłby dumny z takich bohaterek.
Przyznam, że nigdy nie rozumiałem zarzutów dotyczących rzekomej bylejakości pisarstwa Smitha, owszem konwencja jest pulpowa, ale jest to świetnie napisane, to dobry stylistycznie horror i to horror pełną gębą, choć często z przymrużeniem oka. Długość każdej z części jest odpowiednia by czytelnika nie znużyć gęstym, dusznym klimatem. Ma ta książka jakieś w sobie mroczne przemyślenia i przekaz wynoszące ją poza kategorię zwykłych porządnych czytadeł; postać Sabata i tkwiący w nim mrok, ekstremalne sytuacje które napotyka w swoim sąsiedztwie i całym społeczeństwie stanowią przesadzone odzwierciedlenie nawet dzisiejszych czasów.
Całość antologii uzupełniają jeszcze materiały dodatkowe jak np. zdjęcia, listy czy zabawny wykaz poziomów gujowej świromanii. Są też dwie nowelki polskich autorów. Łukasz Orbitowski napisał bardzo przyzwoity (mimo dość sztampowego początku), mroczny klimatycznie tekst, który spokojnie mógłby wyjść spod ręki Guya. Drugie opowiadanie Wojciecha Chmielarza ma dobry pulpowy pomysł, ale warsztatowo jest zbyt trywialnie i za lekko napisane (w końcu nawet rzeczy nie do końca poważne powinny być poważnie robione). Książka ma jednak ponad 600 stron i można się Sabatem wystarczająco nasycić. I żałować, że innych tego typu i tak wspaniale wydanych i zredagowanych antologii pewnie szybko nie zobaczymy.

Ta pięknie wydana przez Phantom Books antologia jest koniecznym nabytkiem dla fanów pisarstwa Smitha, a zwłaszcza przygód Marka Sabata – kiedyś księdza, później członka sił specjalnych, a obecnie swoistego detektywa mroku (i co szalenie istotne jest on obrzezany by żadne nieczystości pod napletkiem nie przeszkadzały mu w magicznych rytuałach – to takie klimaty!). W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W zasadzie jest to przypadek dzieła, które stoi jakby w antyrezonansie między horrorem, a „klasyczną” literaturą opisującą te bardziej ponure i paskudne odcienie rzeczywistości używając jednak bardziej standardowej formy ekspresji. O ile w przypadku np. Drogi McCarthy’ego, wyłapuję bez problemu elementy wspólne, tak ta książka nijak mi do tych kategorii (nawet w szerszym słowa znaczeniu) nie pasuje, będąc przy tym uderzającym w psychikę i duszę czytelnika pociskiem artyleryjskim, którego moc i spustoszenie każdy dojrzały czytelnik doceni. Jest to trochę osobny świat sam w sobie, w zgodzie z ideą autora, że literatura po Hiroszimie, Auschwitz itp. naturalnie musiała się przekształcać i przedefiniować swoją rolę pod służbę dotkniętych tymi zjawiskami społeczeństw, i ogólniej ludzkości (bo o takiej skali tu mowa).

Mówi o tym sam narrator w niektórych opowiadaniach, pokazując np. umierającego z wycieńczenia poetę, który dostaje przedśmiertnego błysku oświecenia co do roli jemu współczesnej sztuki i esencji poetyckiego natchnienia. Podczas gdy drugie najsłynniejsze dzieło traktujące o systemie łagrów Rosji Radzieckiej i Związku Radzieckiego, czyli oczywiście Archipelag Gułag, imponuje w dużym stopniu faktografią (oczywiście nie odbierając mu obecnych tam filozoficznych i poetyckich walorów), tak ten zbiór wręcz kipi od emocjonalnych treści, paradoksalnie jednak często podawanych czytelnikowi w dość beznamiętnej, wręcz bezosobowej narracji. To podróż przez Piekło na Ziemi, gdzie autor przedstawia samemu czytelnikowi do osądu to co dane mu było widzieć i przeżyć. Nie ma tu wielkiego moralizowania, krytyki politycznej i systemu czy też wyolbrzymiania tragedii obozowego dnia codziennego lub sensacyjnego ubarwiania zdarzeń. Z tych powodów nie jest to prosta lektura, zostajemy postawieni przed światem, o którym instynktownie wiemy, że był zły z ludzkiego punktu widzenia, ale nie dane nam jest pomacać jąder tego świata, by znaleźć jakiś oczywisty środek ciężkości wokół którego kręci się ta karuzela okrucieństwa i bezwględności wydarzeń, a ludzkie losy nie mogą poradzić sobie z wszechobecnym bezwładem systemu.

Jakby porównywać język i styl (a bardziej ogólnie, formę wyrazu) do czegoś bardziej znanego, to zarekomendowałbym książkę jako miks J. Ketchuma i C. McCarthy’ego, ale w ostrym sosie własnym. Z racji kalibru opisywanego problemu i naturalistycznego, obiektywnego przedstawiania zdarzeń, zjawisk, a nawet własnych impresji, całość nabiera potężnego i uniwersalnego wydźwięku. Jest to otóż znamienne, że chcąc głębiej poznać historię, znaczenie i specyfikę tamtych czasów i ludzi, tamtego państwa i miejsca na ziemi, zainteresowany ma przed sobą ogrom źródeł, relacji, opracowań itp. Wyrobienie sobie nie powierzchownego oglądu na tamtą epokę ludzkości jest dlatego zadaniem bardzo trudnym dla dzisiejszej, pojedynczej jednostki ze względu na np. brak bezpośrednich doświadczeń czy też zawiłych sposobów komunikacji i często niezrozumiałych zestawów informacji do przetrawienia. Jednak ostatecznie to język i przelewane uczucia pisarzy, poetów, humanistów i artystów są czymś co do nas bezpośrednio przemawia, rezonuje ze strunami duszy i pozwala znaleźć jakiś punkt zaczepienia do zrozumienia, wspólnego przeżycia i reinterpretacji minionych zdarzeń. W tym sensie pióro jest silniejsze od miecza, warto o tym pamiętać i docenić, że dziś żyjemy w świecie gdzie mając uczciwych i mądrych artystów, mogą nam oni przedstawiać problemy nie tylko pod kątem np. politycznej propagandy i doraźnych celów, ale z bardziej ludzkiego punktu widzenia. Jeszcze.

W zasadzie jest to przypadek dzieła, które stoi jakby w antyrezonansie między horrorem, a „klasyczną” literaturą opisującą te bardziej ponure i paskudne odcienie rzeczywistości używając jednak bardziej standardowej formy ekspresji. O ile w przypadku np. Drogi McCarthy’ego, wyłapuję bez problemu elementy wspólne, tak ta książka nijak mi do tych kategorii (nawet w szerszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na tę książkę wpadłem nieco z rozpędu, po uprzedniej lekturze Wiedźmy z Buchenwaldu tegoż samego autora. Tematyka, wiadomo, okropna, ale nie czytając wcześniej niczego o eksperymentach medycznych z czasów II Wojny Światowej, wybór tej fikcyjnej kwazi-autobiografii wydawał się dobrym punktem startowym. Powieść jest bliższa opracowaniom naukowym, literaturze faktu i dokumentaryzmowi niż zwykłej beletrystyce czy też nurtowi eksploatacji, oczywiście bez pretensji do bycia pełnoprawnie zaliczaną do tych pierwszych. Nie taki jest jej zamysł. Znanym atutem Czornyja jest umiejętność prowadzenia fabuły pod dyktando ukrytej w niej, wiodącej psychologii i sprawne wydobywanie jej na wierzch w formie dostosowanej do zwykłego czytelnika. Wybierając na głównego antybohatera znanego nazistowskiego zbrodniarza, miał możliwość, używając narracji pierwszoosobowej, poprowadzić czytelnika przez świat człowieka, któremu los zesłał możliwość prowadzenia badań na żywym organizmie (w sensie dosłownym) w masowej skali i który z tej możliwości w pełni korzystał.

Całość jest sprawnie napisana i mimo prostego języka bogata w treść; mamy przedstawione elementy polityki, życia prywatnego i umysłowości Mengelego, obrazu społeczeństwa niemieckiego, opisu życia obozowego, ale oczywiście akcja jest centrowana na działalności medycznej w Auschwitz. O ile ogólnie lektura nie nuży, tak w tym kluczowym elemencie autor paradoksalnie chyba trochę przeszarżował jeśli chodzi o natężenie wplatania tych elementów do fabuły. Było to po pewnym czasie trochę męczące, ale z drugiej strony pozwalało wczuć się w beznadziejną rolę ludzkich królików doświadczalnych. Na ile opisane zdarzenia są zgodne z prawdą, tego nie jestem w stanie ocenić bez fachowej wiedzy, ale ogólna atmosfera i klimat zła otaczająca tych ludzi jest ukazana przekonująco. Największa moim zdaniem wada to swego rodzaju „przefilozofowanie” tematu i osoby doktora. Obecne było to już w poprzedniej książce Czornyja o Ilse Koch, ale tam całość jakoś sprawniej się domykała w obrębie wielopoziomowego opowiadania i te elementy nie raziły tak mocno swoją odrębnością. Chodzi mianowicie o robienie z Mengelego jakiegoś arcygeniusza zła, faszystowskiego Hannibala Lectera, którego każde słowo, myśl czy spostrzeżenie jest nacechowaną taką dawką treści, że można by nimi obdzielić całe konsylia i gremia naukowców i filozofów. Przemawia na każdy temat mądrością stuleci, sfera emocjonalna jakby u niego nie istnieje, nie ma nigdy żadnych wątpliwości czy rozterek, kieruje nim wyłącznie skrajny sadyzm manifestowany wszystkim bezustannie itp. Mimo że był człowiekiem uczonym i inteligentnym, pracującym w tego typu środowisku, to koniec końców był to tylko jeden z wielu trzydziestokilkulatek, którego konstytucję umysłową i granice działania tworzyło wiele czynników jak np. obecne wtedy w Europie ideologie, prawo, otoczenie akademickie, mentalność ludzi itp. i nie przekonuje mnie aż taki poziom wykoncypowania jego charakteru i osobowości. Rozumiem, że wzmacniany jest tym sposobem element szoku, ale gdzieś tu jest tracona ta banalność zła i prawdziwość opowieści.

Książka jest napisana z wyczuciem wobec poważnego tematu, nie ma tutaj elementów godzących w pamięć ofiar, trywializowania tragedii itp. Końcówka książki, gdzie opisane są rejterada zbrodniarza i jego powojenny żywot wypełniony zgorzknieniem i niepewnością pozwalają poczuć lekką namiastkę sprawiedliwości. Wydźwięk całości jest w moim odczuciu jednak dość pesymistyczny jeśli chodzi o kwestie sensowności i możliwości pojawiania się takich nadgorliwych sług systemu/państwa/nauki w dziejowym biegu. Dla kogo zatem jest ta książka? Fanów Slayera pewnie nie trzeba namawiać, dla fachowców i profesjonalnych badaczy to raczej zbyt mało rygorystyczne i za mocno sfabularyzowane podejście do tematu, ale dla zwykłych amatorów thrillerów, horrorów czy powieści mocno osadzonych w konkretnych realiach historycznych książka będzie ciekawym zapoznaniem z tematem, z gatunku tych niekomfortowych.

Na tę książkę wpadłem nieco z rozpędu, po uprzedniej lekturze Wiedźmy z Buchenwaldu tegoż samego autora. Tematyka, wiadomo, okropna, ale nie czytając wcześniej niczego o eksperymentach medycznych z czasów II Wojny Światowej, wybór tej fikcyjnej kwazi-autobiografii wydawał się dobrym punktem startowym. Powieść jest bliższa opracowaniom naukowym, literaturze faktu i...

więcej Pokaż mimo to