rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Co się tu udało? Wizja świata 3 wieki po wydarzeniach Upadku jest całkiem ciekawa, a nitki łączące ją z akcją poprzednich książek potrafią być ukazywane z sposób angażujący i tajemniczy, choć niestety też niesamowicie skrótowy. Początek (na Hyperionie) zaciekawia i rozbudza płonny apetyt na resztę książki. I to chyba tyle. No, może jeszcze główny pies gończy PAXu nie jest najgorzej napisaną postacią...

... w przeciwieństwie do trójki bohaterów. Mamy tu Eneę, która jest cudownym dzieckiem - nie dlatego, że coś wie czy potrafi, ale dlatego, bo tak. Nie ma kompletnie nic ciekawego do powiedzenia, z resztą komunikuje się lakonicznymi zdaniami, z których część to niebezpieczne dyspozycje, bez większego zająknięcia wykonywane przez dorosłych. Mamy tytułowego Raula, sprawnego fizycznie i niesprawnego umysłowo. Jego dialogi z Eneą ograniczają się do powtarzania ze zdziwieniem jej wypowiedzi za pomocą zdań pytających i cytowania "Pieśni" Silenusa, które tak świetnie pamięta, bo 30 lat temu babcia-starowinka mu opowiadała przed snem. Mamy też androida-statystę, używanego jako rekwizyt typu wciągarka liny lub pilot, gdy pozostała dwójka śpi.

Relacja między Raulem i Eneą jest okropna - rozmowy naturalnie narzucające się w ich sytuacji, z pytaniami po co, dlaczego i powiedz nam co wiesz, nie istnieją. Istnieje zdawkowa komunikacja odnosząca się do bieżącej akcji i próba wciśnięcia czytelnikowi wielkiej rodzącej się więzi.

Nie raziłoby to tak w oczy, gdyby akcja była ciekawa. Niestety cała książka to wyprawa podróżnicza po kolejnych planetach korytem dawnej Tetydy. Jakby Simmons obudził się pewnego ranka i stwierdził, że trzeba wykorzystać wszystkie opisy o tych planetach, które nie zmieściły się w poprzednich książkach. Bohaterowie więc sobie płyną z A do B, z B do C itd. przeżywając po drodze jakieś mało fascynujące historie, a całość ubarwiają nam opisy flory, fauny i koloru nieba i kąta padania słońca. Nie ma w nich ani nic oryginalnego, ani dobrze napisanego. Wręcz jest to tak mało ciekawe, że nawet do opisu Endymiona na górze tej strony wydawca (?) musiał wziąć kulminacyjny moment, bo po drodze de facto nie dzieje się nic poza pozorowanymi wydarzeniami.

Drugi i toczący się równolegle wątek pościgu za bohaterami jest lepszy. Nawet nie dlatego, że bohaterowie są bardziej złożeni, ale zwyczajnie tam się co nieco dzieje - szczypta polityki, łyżeczka opisu funkcjonowania PAXu i aktualnej sytuacji w znanym wszechświecie, jest jakaś dynamika i są średnio nakreślone dylematy. To zdecydowanie za mało, ale na bezrybiu i rak ryba.

Podsumowując - męczące rozczarowanie, które skończyłem jedynie z szacunku do Simmonsa. To taka kontynuacja, która psuje fenomenalne wrażenie po poprzednich częściach i jest wręcz szkodliwa (coś jak ostatni sezon serialowej Gry o Tron). Kolejna część zapowiada jakąś kulminację, może jest lepsza, ale szczerze się waham, czy po nią sięgnąć.

Co się tu udało? Wizja świata 3 wieki po wydarzeniach Upadku jest całkiem ciekawa, a nitki łączące ją z akcją poprzednich książek potrafią być ukazywane z sposób angażujący i tajemniczy, choć niestety też niesamowicie skrótowy. Początek (na Hyperionie) zaciekawia i rozbudza płonny apetyt na resztę książki. I to chyba tyle. No, może jeszcze główny pies gończy PAXu nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczynając od końca - warto przeczytać.

Na plus:
* bardzo plastyczne i budujące odpowiednio klaustrofobiczną atmosferę opisy
* dobrze wplecione wizje, sny i majaki, których zazwyczaj nie lubię - tutaj mocno wspierają paranoiczny nastrój
* wciąga - trzeba przebrnąć kilkadziesiąt stron, ale potem idzie jak z płatka
* czuć rosyjski klimat
* zakończenie - o ile nie czytało się pewnego hitu literatury s-f, którego jest zżynką, ale o tym na samym dole, żeby nie spoilować

Na minus:
* Bohater jest postacią dość bezpłciową, trudno o jego charakterze cokolwiek powiedzieć.
* Wizja metra z tak mocno różniącymi się ustrojami stacjami oddalonymi od siebie o kilkaset metrów - no ok, można przymknąć oko
* Ale na totalną rewolucję w ewolucji stworzeń zaledwie po bodaj 20 latach od wojny już oko przymknąć trudniej
* trochę za dużo deus ex machina - fabularnie autor próbuje to tłumaczyć, ale w trakcie czytania drażni
* O ile samo zakończenie mi się podobało, to mam z nim 2 problemy - [średniego kalibru SPOILER niżej]
.
.
.
.
.
1. problem - cała książka okazuje się wariacją motywu z Gry Endera. Zżynka jest dośc ordynarna.
2. problem - nie jestem w stanie zaakceptować powstania w sposób naturalny w ciągu circa 5 lat (bo spotkał ich już młody Artem) tak odmiennego bytu postludzkiego, który dodatkowo jeszcze na tyle zdążył się rozmnożyć, że nie dość, że ma dorosłych osobników, to jeszcze może zalewać metro. To zwyczajnie głupie.

Zaczynając od końca - warto przeczytać.

Na plus:
* bardzo plastyczne i budujące odpowiednio klaustrofobiczną atmosferę opisy
* dobrze wplecione wizje, sny i majaki, których zazwyczaj nie lubię - tutaj mocno wspierają paranoiczny nastrój
* wciąga - trzeba przebrnąć kilkadziesiąt stron, ale potem idzie jak z płatka
* czuć rosyjski klimat
* zakończenie - o ile nie czytało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak lubisz książkowe popcorniaki, dodaj do oceny 2 gwiazdki. Bo niestety ta książka niczym więcej nie jest, choć w kilku miejscach czuć potencjał na coś znacznie lepszego.

Fabularny punkt wyjścia daje fajne pole do popisu przy konstrukcji bogatych charakterów, eksploracji alternatywnych ścieżek ich życia i obserwowania ich w sytuacjach, w których nie muszą teoretyzować odpowiadając sobie na pytanie "a co by było, gdybym wtedy postąpił/a inaczej". Można to było spiąć z trzymającym w napięciu scenariuszem i powieść miałaby szansę stać się całkiem ambitną rozrywką.

Crouch ledwie jednak lizie takie psychologiczne wątki (najciekawsze fragmenty książki), zasypując w zamian czytelnika pościgami, ucieczkami i strasznie tanimi wizjami alternatywnych światów. Czyta się to płynnie, bardzo szybko, ale cały czas ze świadomością, że to tylko książkowy odpowiednik kina klasy B. Emocje są letnie, kolejne sceny akcji męczą i nawet jak pojawi się lekki zwrot akcji w 2/3 powieści, to jego potencjalnie interesujące implikacje szybko rozmieniane są na motywacje do następnych scen akcji.

Takie sobie czytadło, zdecydowanie niezasługujące na ocenę rzędu 7,5 na lubimyczytac.

Jak lubisz książkowe popcorniaki, dodaj do oceny 2 gwiazdki. Bo niestety ta książka niczym więcej nie jest, choć w kilku miejscach czuć potencjał na coś znacznie lepszego.

Fabularny punkt wyjścia daje fajne pole do popisu przy konstrukcji bogatych charakterów, eksploracji alternatywnych ścieżek ich życia i obserwowania ich w sytuacjach, w których nie muszą teoretyzować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim zabrałem się za Echopraksje przeczytałem po latach ponownie Ślepowidzenie i nic z pierwotnego zachwytu nie umknęło. Tym chętniej sięgnąłem po kontynuację .

Zaczyna się dobrze, jasno, wartko i klarownie. A potem bohaterowie lecą w kosmos i nadchodzi bełkot. W Ślepowidzeniu Watts, mimo średniego warsztatu typowo pisarskiego, potrafił połączyć wątki naukowe, filozoficzne z tradycyjną akcją i dialogami. Było to czasem lekko pretensjonalne, ale niemal w całości fascynujące. W Echopraksji kompletnie to mu nie wychodzi.

Liczne paragrafy z opisami Korony Cierniowej (statek kosmiczny), z której projektu Watts najwyraźniej był bardzo dumny, męczą okrutnie. Logika stojąca za kolejnymi wydarzeniami jest bardzo mocno rozmyta i czasami nie wiadomo właściwie o co chodzi. Zwroty akcji są tak chaotycznie opisane, że naprawdę trzeba się mocno starać, by zrozumieć co tu się w ogóle dzieje.

Książka nie broni się też klimatem, w przeciwieństwie do np. serii o Ryfterach Wattsa, które też kulały literacko, ale broniła je unikalna atmosfera. Właściwie jedynym czynnikiem pozwalającym mi naciągnąć ocenę na 5/10 są naprawdę ciekawe rozważania o transhumaniźmie i inteligencji oraz ponownie niezgorsze przedstawienie odmiennej formy życia. Tutaj Watts jak zwykle nie zawodzi, w przeciwieństwie do powieści jako takiej - z czystym sumieniem nie mogę jej polecić.

Zanim zabrałem się za Echopraksje przeczytałem po latach ponownie Ślepowidzenie i nic z pierwotnego zachwytu nie umknęło. Tym chętniej sięgnąłem po kontynuację .

Zaczyna się dobrze, jasno, wartko i klarownie. A potem bohaterowie lecą w kosmos i nadchodzi bełkot. W Ślepowidzeniu Watts, mimo średniego warsztatu typowo pisarskiego, potrafił połączyć wątki naukowe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam poważny problem z serią Podlewskiego. 1 tom nakreślał naprawdę fascynujące uniwersum, z bogatą, pełną tajemnic historią, barwnie opisane i na tyle zaciekawiające, że nie zwracało się większej uwagi na ledwie naznaczone postaci, dziwne zabiegi narracyjne i słowne (słynne "x błękitnych minut/godzin", czy wskazanie efektów świadomego przebycia głębi powtarzane co 5 zdań). Sci-fi pełną gębą i podczas czytania wyobrażałem sobie, jak epicki serial można by z tego nakręcić przy odpowiednim budżecie.

Kolejne tomy jednak systematycznie z sci-fi skręcały w stronę fantasy w kosmicznych fatałaszkach. Do tego takie z łapanki z różnych bajek. Transgresje, wszechmocne byty, żywe trupy z lodowymi szpikulcami, latające katedry i blady król. Miejsce banana na ustach coraz częściej zajmowało głośne WTF?, gdy autor wyciągał kolejnego królika z kapelusza, lub z uzdolnionych ale "zwykłych" jak tamte realia ludzi robił wszechmocnych w danej dziedzinie mutantów.

Tom IV podąża tym tropem. Niby coś wyjaśnia, ale strasznie bełkotliwie, właściwie jedną 5-zdaniową wypowiedzią. Niby wszystko zmierza do emocjonującego końca, ale to uparte poświęcanie czasu nic nieznaczącym bohaterom pobocznym oraz ciągłe skoki w czasie skutecznie rozbijają napięcie. A z losami samych bohaterów dzieją się naprawdę cudaczne momentami rzeczy, nieumotywowane w żaden głębszy sposób, czasami wręcz z "pupy". Na to nakłada się fatalnie przedstawione zagrożenie, jakaś bzdurna adaptacja Gry o tron na warunki kosmosu, że lekturę ciągnąłem już bardziej po to, żeby skończyć i nie żyć z poczuciem rozgrzebanego 4. tomu, niż czerpiąc z tego jakąkolwiek przyjemność.

Szkoda, szkoda, szkoda. Potencjał był. Zabrakło samokontroli i chyba umiejętności. Całościowo nie polecam.

Mam poważny problem z serią Podlewskiego. 1 tom nakreślał naprawdę fascynujące uniwersum, z bogatą, pełną tajemnic historią, barwnie opisane i na tyle zaciekawiające, że nie zwracało się większej uwagi na ledwie naznaczone postaci, dziwne zabiegi narracyjne i słowne (słynne "x błękitnych minut/godzin", czy wskazanie efektów świadomego przebycia głębi powtarzane co 5 zdań)....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Długa Ziemia Stephen Baxter, Terry Pratchett
Ocena 7,0
Długa Ziemia Stephen Baxter, Ter...

Na półkach:

Właściwie nie sposób w krótkim komentarzu wyliczyć, jak wiele rzeczy jest w tej książce nie tak. Sam pomysł jest ok, dawał naprawdę spore pole do popisu. Tymczasem autorzy chyba przedstawili go jakiemuś 7-latkowi i spisywali jego fantazje - mniej więcej na takim poziomie operują ich koncepcje.

Pratchett zaznacza swoją obecność jedynie miejscami, do tego czuć tu pewne wysilenie, brak firmowej lekkości i ogólny brak wyczucia klimatu. Baxtera widać bardziej, ale nie tego z Wyprawy czy Statków Czasu - raczej z początków jego kariery i nieporozumień typu Tratwa.

Fatalne, więcej niż papierowe i nijakie postaci, nuda, powtarzalność, opisy wyróżników innych Ziemi idące po najniższej linii oporu, budząca jeszcze jakąś nadzieję zapowiedź kulminacji, która okazuje się czymś tak słabym, że witki opadają - jest źle. Do kontynuacji nawet się nie zbliżam.

Właściwie nie sposób w krótkim komentarzu wyliczyć, jak wiele rzeczy jest w tej książce nie tak. Sam pomysł jest ok, dawał naprawdę spore pole do popisu. Tymczasem autorzy chyba przedstawili go jakiemuś 7-latkowi i spisywali jego fantazje - mniej więcej na takim poziomie operują ich koncepcje.

Pratchett zaznacza swoją obecność jedynie miejscami, do tego czuć tu pewne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaskakująco sprawna militarna hard s-f. Bardziej opowiadanie niż powieść. Dużo się dzieje, akcja wciąga i jest logicznie poprowadzona. Postaci bardzo proste, ale dobrze zakreślone i wyraziste. Duży plus za dynamiczne, przejrzyste sceny walk, które często są piętą achillesową wielu uznanych autorów.

Najprościej Incydent na Rigil Prime porównać do pilota dobrego serialu - świetnie wprowadza w nowy świat i daje potężny apetyt na ciąg dalszy.

Gorzej z warstwą edytorską. Nie brakuje literówek i błędów gramatycznych, przynajmniej w wersji e-bookowej. Biorąc pod uwagę tę parę groszy, które kosztuje, nie jest to wielki zarzut. Polecam.

Zaskakująco sprawna militarna hard s-f. Bardziej opowiadanie niż powieść. Dużo się dzieje, akcja wciąga i jest logicznie poprowadzona. Postaci bardzo proste, ale dobrze zakreślone i wyraziste. Duży plus za dynamiczne, przejrzyste sceny walk, które często są piętą achillesową wielu uznanych autorów.

Najprościej Incydent na Rigil Prime porównać do pilota dobrego serialu -...

więcej Pokaż mimo to