-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-05-22
2024-05-17
2024-05-16
„– Nie ma nic, co mogłabyś zrobić, żebym był na ciebie zły.
– Brzmi jak wyzwanie – mruczę”.
Ach! Gdybym mogła połknęłabym książkę na raz, ale czas mi na to nie pozwolił. Jednak ilekroć wracałam do lektury, czułam ciepło rozlewające się po serduszku. Rosa Lucas chwyta swoją lekkością pióra i bohaterami, którzy oddają swoje serce bezgranicznie miłości.
Nie ukrywam, że czekałam na tę część najbardziej ze wszystkich. Lubię tajemniczych gości, a Jack od samego początku się taki wydawał. Jego bohater jednak krył więcej niż myślałam. Jego zachowanie budziło mój zachwyt. Pragnął, aby Bonnie mu zaufała. Pragnął pokazać jej, że ma jego zaufanie. Pragnął pokazać, że jest dla niego ważna.
Bonnie, która sparzyła się już w związku ponosi sromotne porażki. Jej natura nie pozwala w pełni zaufać Jackowi. Jednak ich potyczki są pełne pasji, namiętności i dobrego, acz ciętego humoru! Kocham ich duet i to w jaki sposób okazują sobie uczucia. Piękno ich relacji kryło się na różnych płaszczyznach – od małych gestów po spektakularne wyznania.
Ta dwójka ma na swoim koncie trudną przeszłość, która w dalszym ciągu wpływa na ich teraźniejsze życie. Ich domknięcie wiąże się bólem, cierpieniem i przede wszystkim zmiany priorytetów. Gwarantuję jednak, że ta historia Was pochłonie, zaskoczy i da olbrzymią radość. Polecam!
[REKLAMA WYDAWNICTWO NIEZWYKŁE]
„– Nie ma nic, co mogłabyś zrobić, żebym był na ciebie zły.
– Brzmi jak wyzwanie – mruczę”.
Ach! Gdybym mogła połknęłabym książkę na raz, ale czas mi na to nie pozwolił. Jednak ilekroć wracałam do lektury, czułam ciepło rozlewające się po serduszku. Rosa Lucas chwyta swoją lekkością pióra i bohaterami, którzy oddają swoje serce bezgranicznie miłości.
Nie ukrywam, że...
2024-05-15
2024-05-14
2024-05-13
2024-05-09
2024-05-09
2024-05-09
„Przez chwilę stoimy tak serce w serce, oddech w oddech. Mogę niemal udawać, że to nie jest magiczny sen na jawie, który zniknie, gdy tylko to z nas, które przeniosło nas tu z rzeczywistości, do niej powróci”.
„Dom składanych obietnic” to mój wyczekany finałowy tom trylogii Królestwa Wron, którą pokochałam od samego początku. Wciągająca! Magiczna! Pochłaniająca! Ja jestem nią totalnie urzeczona.
Wciąż czuję przyspieszone bicie serca na samą myśl o bohaterach tej historii. Uwielbiam Fallon, kocham Lorcana, ale ich duet to bezgraniczna miłość i pełne napięcia dialogi, które wzbudzają mój zachwyt. I chociaż w początkowych rozdziałach znacznie mi ich brakowało, to późniejsze wydarzenia zrekompensowały mi tę rozłąkę. Jest pewien rodzaj intymności w rozmowach pomiędzy przeznaczonymi, gdzie tylko oni słyszą swoje myśli, pragnienia i bolączki. I to jest piękne w tym wszystkim i ja dosłownie czekam na te momenty!
Ten tom jest piękny i dynamiczny, a przepowiednia, którą znamy już od pierwszego tomu, w końcu ma się spełnić. Droga bohaterów do zakończenia jest wyboista i pełna sprzeczności, ale ich upór i walka wciąż się godne podziwu.
Fallon uzmysławia sobie miłość do swojego przeznaczonego w ujmujący sposób, sprawiając, że czytelnik rozpływa się pod napięciem i oczekiwaniem.
I chociaż może nie powinnam, to kocham uzależnienie, które czuję w związku z tą serią. Kocham Wrony, kocham zawiłość tej historii i to, że wydaje się, że znamy bohatera, a on jednak totalnie zaskakuje. W gruncie rzeczy nie wiesz, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem i ta nutka niepewności podąża za tobą aż do samego końca! Warto było czekać na takie zakończenie ♥
[REKLAMA WYDAWNICTWO NOWE STRONY]
„Przez chwilę stoimy tak serce w serce, oddech w oddech. Mogę niemal udawać, że to nie jest magiczny sen na jawie, który zniknie, gdy tylko to z nas, które przeniosło nas tu z rzeczywistości, do niej powróci”.
„Dom składanych obietnic” to mój wyczekany finałowy tom trylogii Królestwa Wron, którą pokochałam od samego początku. Wciągająca! Magiczna! Pochłaniająca! Ja jestem...
2024-05-05
2024-05-04
„- Tak, ogarniam temat – zapewnił mnie. – Nie martw się.
To mi nie dawaj powodów do martwienia się, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos”.
Kolejna książka K. L Walther, która zachwyca! „Spotkajmy się o północy” to wylęgarnia easter eggów i tym samym wspaniała czytelnicza podróż!
Poza tym, że akcja toczy się w tak krótkim czasie, jest też bardzo dynamiczna. Ani na chwilę nie zwalnia tempa, a czytelnik razem z bohaterami bierze udział w zabawie i skrywaniu wskazówek.
W jakiś sposób, podświadomie czułam, jaki sens może mieć nie tylko gra, ale i cały układ, któremu dowodził Błazen. Tegoroczny żart miał okazać się pełen skomplikowanych trudności. Bohaterowie podejmują ryzyko, które łączy się z zabawą i pewnymi uczuciami. To jak podróż w przeszłość, tworząc własną przyszłość.
Lily jest pewna obaw. Jej niezdecydowanie szybko rozwiewa spontaniczność i chęć przeżycia czegoś niezwykłego. Dla niej samej stawka jest olbrzymia – nie tylko, jako córki nauczycielki, ale też przez ożywienie dawnych uczuć. Czy ta gra będzie dla niej warta poświęcenia?
Wielkim atutem tej powieści są ciągłe nawiązania do twórczości Taylor Swift. Jako, że kocham artystkę z olbrzymim zaangażowaniem szukałam tych wskazówek.
„Spotkajmy się o północy” to pełna ciepłych emocji powieść, której głównym wątkiem jest motyw drugiej szansy. Zakochacie się w nim i w bohaterach! A czytając, będziecie po prostu szczęśliwi ♥Bo przecież… „nie ma ciała, nie ma zbrodni”, prawda? :D
[REKLAMA MOONDRIVE]
„- Tak, ogarniam temat – zapewnił mnie. – Nie martw się.
To mi nie dawaj powodów do martwienia się, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos”.
Kolejna książka K. L Walther, która zachwyca! „Spotkajmy się o północy” to wylęgarnia easter eggów i tym samym wspaniała czytelnicza podróż!
Poza tym, że akcja toczy się w tak krótkim czasie, jest też bardzo dynamiczna. Ani na...
2024-05-03
„Nienawidzę się nim interesować. Od początku z tym walczę. Ale jestem sobą i muszę wiedzieć różne rzeczy, więc otwieram usta, żeby zadać więcej pytań”.
Po moim serduszku spływa ciepło, gdy tylko pomyślę sobie o tej książce. „Podróż z tobą” to powieść, która zostaje z czytelnikiem jeszcze na długo po jej skończeniu. Motyw od wrogów do kochanków, połączony z humorem i ciętymi ripostami bohaterów to coś C-U-D-O-W-N-E-G-O!
Wiecie, co jest fajne? Na początku wszystko tworzy przypadek. Przypadek wybił TikToka Noelle. Przypadek doprowadził ją do jej licealnego wroga. Ale później? Bohaterowie biorą sprawy w swoje ręce. I sprawiają, że ich podróż znaczy dla nich wszystko.
Z wielkim zaangażowaniem śledziłam, nie tylko rozwijające się uczucie między Noelle i Theo, ale też pierwszą miłość ich dziadków. Jedno jest pewne, mimo wszelkich przeciwieństw między bohaterami, ich uczucia względem dziadków były najpiękniejsze na świecie.
Kiedy Noelle to gaduła, Theo skrywa się i przetwarza własne emocje w samotności, aby móc się nimi podzielić, gdy już będzie gotowy. Ta różnica charakterów sprawiała, że oboje musieli nauczyć się swoich reakcji obronnych i być elastycznym na ważne momenty.
Powrót do przeszłości w postaci listów wprowadził prawdziwy urok do całej historii. Z oczekiwaniem wypatrywałam momentów, gdzie tylko będę się mogła przenieść w czasie i dać się porwać tym emocjom.
Kocham tę książkę! Ten humor i zabawne wstawki, ale przede wszystkim dialogi bohaterów, którzy mimo ciętych ripost okazywali sobie tak piękne i urocze emocje! Polecam ♥
[REKLAMA WYDAWNICTWO HYPE]
„Nienawidzę się nim interesować. Od początku z tym walczę. Ale jestem sobą i muszę wiedzieć różne rzeczy, więc otwieram usta, żeby zadać więcej pytań”.
Po moim serduszku spływa ciepło, gdy tylko pomyślę sobie o tej książce. „Podróż z tobą” to powieść, która zostaje z czytelnikiem jeszcze na długo po jej skończeniu. Motyw od wrogów do kochanków, połączony z humorem i...
2024-05-02
„Ta chwila, gdy myśleli, że mieli szansę na ucieczkę, stanowiła moją ulubioną część całej operacji. Uwielbiałam patrzeć, jak nadzieja powoli gasła im w oczach, gdy zdawali sobie sprawę, że nie uda im się przedrzeć przez moich pomocników”.
Pierwsze, co pomyślałam po przeczytaniu „Satan’s Affair” to – bajecznie chore! I ta historia serio taka jest. Nieoczywista, drastyczna i pełna emocji. To idealny wstęp do dylogii HA bądź uzupełnienie całości.
Sibby zaintrygowała mnie od samego początku. Jej osobowość była pełna zagadek i taka też pozostała. Dopiero tutaj dostałam cały jej obraz (chociaż ciągle mi mało).
Ta powieść jest dla osób o mocnych nerwach. Brutalność to motyw, który nie odstępuje tej historii nawet na krok. Wszystko to, co dzieje się w poszczególnych rozdziałach przyprawia o gęsią skórkę. To drapieżnictwo i wymierzanie sprawiedliwości to obsesyjne punkty całości.
Brutalne i pełne przemocy spicy sceny dodatkowo nadawały charakteru. Jest pewna specyfika w bohaterach, których tworzy autorka i tak było też w tym przypadku. Niewyjaśnione okoliczności powodowały, że czytelnik pragnął poznać każdy, pojedynczy motyw, którym kieruje się Sibby.
„Satan’s Affair” to mroczna, przerażająca, ale też rozrywkowa lektura, która odciska piętno na duszy czytelnika. Jeśli ktoś lubi popaprane historie ta potrafi hipnotyzować. Uwielbiam ten klimat, mrok i aurę nawiedzonego domu. Co więcej? W tym mroku kryje się bohaterka warta odkrycia!
[REKLAMA WYDAWNICTWO NIEZWYKLE]
„Ta chwila, gdy myśleli, że mieli szansę na ucieczkę, stanowiła moją ulubioną część całej operacji. Uwielbiałam patrzeć, jak nadzieja powoli gasła im w oczach, gdy zdawali sobie sprawę, że nie uda im się przedrzeć przez moich pomocników”.
Pierwsze, co pomyślałam po przeczytaniu „Satan’s Affair” to – bajecznie chore! I ta historia serio taka jest. Nieoczywista, drastyczna i...
2024-05-02
„Pierwsze zawody miłosne ranią duszę. Miłość jest skomplikowanym labiryntem, w którym łatwo się zgubić, ale wcześniej czy później zapomina się o pierwszych fałszywych krokach”.
„Jeżeli dobrze się nad tym zastanowić, muzyka to jedna z niewielu towarzyszek, które do siebie dopuszczamy, kiedy chcemy być sami, i słucha nam jej się łatwiej niż rad na siłę udzielanych przez innych”.
„Nocą stajemy się bardzie bezbronni. Kiedy znika słońce i zapada cisze, nasze myśli rozjaśniają mrok niczym maleńkie świetliki”.
Każda era Taylor Swift niesie dla fana nowe przesłanie. Ta podróż, którą możemy doświadczyć w „Taylor Swift. Podróż przez wszystkie ery” jest jak powiew delikatnego wiatru, który niesie spokój i daje chwile wytchnienia. Perspektywa uwzględniona w książce jest wielkim naciskiem w stronę fana do artystki, którą kocha, a który jeszcze bardziej pragnie otworzyć na nią swoje serce.
Każda era jest opisana w sposób, w którym sama sobie niesie przesłanie. Taylor Swift w swoje piosenki wkłada całe serce i przenosi nas w głąb siebie, pokazując czego się lęka, co kocha, co daje jej szczęście i łamie serce.
Taylor Swift to artystka, która obecnie na rynku muzycznym wiedzie prym i to też zostaje opisane. A sama książka ukazuje ją od samego początku aż do ery MIDNIGHTS. Pamiętacie jeszcze dziewczynę w białej sukience, która stanęła na scenie z gitarą i była postrzegana jako grzeczna dziewczynka w stylu country? Macie jej obecny obraz w głowie? „Bo Taylor wciąż pozostała Taylor. A jednocześnie się zmieniła”. I to zdanie idealnie oddaje sens jej kariery.
Jest pewna nostalgia, którą daje ta książka, bo chociaż ja osobiście od początku fanką Taylor nie byłam, teraz znajduję się w gronie osób, do której trafia każdy jej przekaz. Jest jedną z niewielu artystek, która kładzie tak wielki nacisk na kontakt z fanem. Jej easter eggs przejdą do historii, a każda wersja płyty daje niezwykła wyjątkowość.
Taylor Swift na przestrzeni lat przeszła wiele trudności, zniknęła z social mediach i powróciła ze zdwojoną siłą. Ta książka opowiada o jej wzlotach i upadkach. O najmroczniejszej erze w jej życiu i tej najbardziej optymistycznej, ale przede wszystkim życiowej, bo chociaż jej piosenki na rynku są już dobrych kilkanaście lat, wciąż cieszą się popularnością dzięki swojej uniwersalności. Piękne wydanie, połączone z fajnymi ciekawostkami daje czytelnikowi niezłą frajdę!
[REKLAMA WYDAWNICTWO ZNAK]
„Pierwsze zawody miłosne ranią duszę. Miłość jest skomplikowanym labiryntem, w którym łatwo się zgubić, ale wcześniej czy później zapomina się o pierwszych fałszywych krokach”.
„Jeżeli dobrze się nad tym zastanowić, muzyka to jedna z niewielu towarzyszek, które do siebie dopuszczamy, kiedy chcemy być sami, i słucha nam jej się łatwiej niż rad na siłę udzielanych przez...
2024-05-01
2024-04-30
2024-04-29
2024-04-28
„- Bałem się, że jestem inny, niż mnie zapamiętałaś, i że będziesz rozczarowana.
- I faktycznie mnie rozczarowałeś – szepczę. – Sprawiłeś, że myślałam, że to wszystko tylko sobie wymyśliłam. Że to była moja wyobraźnia.
- Wcale tak nie było – zaprzecza. – Uwierz mi, to nie w twojej głowie tkwił problem”.
Wciąż czuję w sobie nuty wzruszenia. Coś ma w sobie ta historia. Takiego delikatnego i niepewnego, co sprawia, że czytelnik spotyka się z bohaterami tej powieści na ich terenie, gdzie natura i proste piękno koją duszę, ale też przynoszą mu ich ból i cierpienie.
„Spotkasz mnie nad jeziorem” to historia pełna nadziei, ale też złamanych serc. To lek na całe zło. Odnalezienie siebie i własnej drogi, ale też duszy, która dąży do spełnienia marzeń.
Ta historia jest krucha, tak jak i jej bohaterowie. Bazują na własnych niepewnościach, na wyznaczaniu własnej ścieżki i podejmowaniu ważnych decyzji.
Fern i Will połączył jeden dzień. Dzień, który zmienił ich historię, by po latach mogli odbudować ją w miejscu, gdzie kiedyś, nie mieli na to odwagi.
Ta spowita mgłą historia odkrywa przed czytelnikiem własne tajemnice, które refleksyjnie prowadzą go przez poszczególne rozdziały. Razem z bohaterami czuje się ich emocje: pustkę, miłość, szczęście i wytrwałość. Ta historia daje drugie szanse. Ta historia uczy zaufania i wyjścia naprzeciw miłości.
Carley Fortune połączyła przeszłość i teraźniejszość bohaterów nicią, która splata ich losy w niespodziewany sposób. Piękny, nieprzewidywalny i pełen prawdziwych emocji. Ta historia chwyciła mnie za serce! KOCHAM ♥
[REKLAMA CZWARTA STRONA]
„- Bałem się, że jestem inny, niż mnie zapamiętałaś, i że będziesz rozczarowana.
- I faktycznie mnie rozczarowałeś – szepczę. – Sprawiłeś, że myślałam, że to wszystko tylko sobie wymyśliłam. Że to była moja wyobraźnia.
- Wcale tak nie było – zaprzecza. – Uwierz mi, to nie w twojej głowie tkwił problem”.
Wciąż czuję w sobie nuty wzruszenia. Coś ma w sobie ta historia....
2024-04-28
„– Co ty robisz?
– Kruszę – mówi, kładąc dłonie na moich barkach, które zaczyna miarowo ugniatać – każdą – sunie kciukiem po podstawie szyi – cegiełkę – pochyla się i muska delikatnie mój kark ustami – po kolei”.
Takiej historii potrzebowałam! Dla takiej historii uwalniam swoje emocje i topię swoje kruche serduszko. Jakie to było piękne! „Mascarade” można czytać na tysiąc różnych sposobów, a ja właśnie na tyle przeżyłam tę opowieść. Co więcej, mam wrażenie, że jakkolwiek bym ją nie przeczytała przeżywałabym za każdym razem coś innego! Dosłownie te rozdziały i dwie ZUPEŁNIE RÓŻNE historie sprawiły, że odczuwałam je na szalenie innych poziomach.
Romans współczesny? Romans kostiumowy? Na co tu się skusić? Teraz nawet nie trzeba wybierać, bo ten tytuł ma w sobie to wszystko. I żeby nie było! W środku historii na prowadzenie wysuwają się dwie przebojowe i pyskate bohaterki, które kocham całym sercem.
WSPÓŁCZEŚNIE – Leah, która pisze historię Charlotte. To piękne jak obie te historie się dopełniają!
Magdalena Szponar stworzyła pełną intryg i tajemnic powieść, która od samego początku skradła moje serce. Przepychanki i słowne potyczki nadawały tak wspaniałych humor, że czuło się lekkość i nutę sarkazmu w każdym z dialogów. Kocham to, w jaki sposób rozwijało się uczucie między bohaterami – spokojnie, lecz w olbrzymim chaosie, gdzie każda ścieżka prowadziła ich do czegoś nadzwyczajnego!
„Mascarade” to powieść, która niejednokrotnie zaskakuje i przede wszystkim… czaruje! To historia, którą czyta się z uśmiechem na twarzy i chce pamiętać jeszcze długo po przeczytaniu. Polecam, jako moją #polecajkaodzaczytanej ♥ A na koniec? Poczujcie to szaleństwo! LOVE.
„– Nie wiem, co począć. To, co nas połączyło, to szaleństwo.
– Owszem – przytaknął. – Ale czy nie piękne szaleństwo?”
[REKLAMA WYDAWNICTWO NIEZWYKŁE]
„– Co ty robisz?
– Kruszę – mówi, kładąc dłonie na moich barkach, które zaczyna miarowo ugniatać – każdą – sunie kciukiem po podstawie szyi – cegiełkę – pochyla się i muska delikatnie mój kark ustami – po kolei”.
Takiej historii potrzebowałam! Dla takiej historii uwalniam swoje emocje i topię swoje kruche serduszko. Jakie to było piękne! „Mascarade” można czytać na tysiąc...
Połączenie wszystkiego, co kocham najbardziej! Ma w sobie klimat, a co więcej? Widziałabym ją na wielkim ekranie! Ale w sumie, gdyby połączyć High School Musical, Camp Rock itp... to MVP w pełnej okazałości (tylko lepsze♥). Rozpływałam się, gdy czytałam i do tej pory żałuję, że nie ma więcej. KOOOOOOOOOCHAAAAAM!
Połączenie wszystkiego, co kocham najbardziej! Ma w sobie klimat, a co więcej? Widziałabym ją na wielkim ekranie! Ale w sumie, gdyby połączyć High School Musical, Camp Rock itp... to MVP w pełnej okazałości (tylko lepsze♥). Rozpływałam się, gdy czytałam i do tej pory żałuję, że nie ma więcej. KOOOOOOOOOCHAAAAAM!
Pokaż mimo to