rozwiń zwiń
Tomek

Profil użytkownika: Tomek

Warszawa Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
135
Przeczytanych
książek
277
Książek
w biblioteczce
9
Opinii
160
Polubień
opinii
Warszawa Mężczyzna
Dodane| 5 książek
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Jeśli warto coś zrobić, warto też zrobić to marnie. („Świat Dysku #03 – Równoumagicznienie”)
--
http://tomek.buszewski.com/2012/06/13/jesli-warto-cos-zrobic-warto-tez-zrobic-to-marnie-%E2%80%9Eswiat-dysku-03-rownoumagicznienie/
--
Kilka lat temu prze­czy­ta­łem, żeby każ­dej książce dawać szansę w postaci stu stron. Jeżeli do tego czasu mi się nie spodoba – można odło­żyć. Dobrze, że z tej rady korzy­stam, bo w prze­ciw­nym wypadku „Rów­no­uma­gicz­nie­nie” szybko znik­nę­łoby z mojej półki aktu­al­nie czy­ta­nych pozycji.
W 1987 rów­no­upraw­nie­nie było tema­tem dość gło­śnym, co Prat­chett wyko­rzy­stał. Jego trze­cia z kolei powieść dzie­jąca się w Świe­cie Dysku mówi wła­śnie o rów­no­upraw­nie­niu kobiet. Zaczyna się naro­dzi­nami – teo­re­tycz­nie ósmego syna ósmego syna (to nie pomyłka, napi­sa­łem to dwa razy). Prak­tycz­nie – rodzi się córka, czego w pierw­szej chwili nie dostrze­żono. To spo­wo­do­wało, że dziew­czynka dostała już magiczną laskę, a ta zro­biła już swoje.
Akcja roz­po­czyna się we wsi Ramp­topy. Ta, jak każda sza­nu­jąca się osada, ma swoją cza­row­nicę – Bab­cię Weather­wax. Bie­rzę ona na naukę małą Esk, jed­nak ona, mimo suk­ce­sów pod okiem przy­szy­wa­nej babci, zde­cy­do­wa­nie bar­dziej inte­re­suje się magią niż cza­row­nic­twem. W Świe­cie Dysku panuje nie­stety zało­że­nie, że męż­czyźni to mago­wie, a kobiety to cza­row­nice. I nic tego nie zmieni, nawet gdyby chciał. Esk to jed­nak nie znie­chęca i — wraz z Bab­cią – wyru­szają do Ankh-Morpork, by zapi­sać dziew­czynkę do Nie­wi­dzial­nego Uniwersytetu.
Mając nie­spełna 200 stron, „Rów­no­uma­gicz­nie­nie” przez pierw­szą połowę – nie ma co tu uwi­jać w bawełnę – nudzi. Docho­dząc do sześć­dzie­sią­tej strony, mia­łem poważne obawy, czy skoń­czę. Na szczę­ście wraz z wyru­sze­niem Esk do mia­sta, zaczyna robić się cie­ka­wie, cho­ciaż i tu nuda prze­bły­skuje gdzie nie gdzie.
Gdyby skró­cić ją o jakieś trzy­dzie­ści, czter­dzie­ści stron, byłaby to naprawdę dobra pozy­cja. W tej chwili – nie­stety – dłuży się, szcze­gól­nie na początku, a i póź­niej są frag­menty, które można by spo­koj­nie skró­cić. Nie­mniej styl i humor Prat­chetta są jak naj­bar­dziej – i to chyba najważniejsze.

Jeśli warto coś zrobić, warto też zrobić to marnie. („Świat Dysku #03 – Równoumagicznienie”)

--

http://tomek.buszewski.com/2012/06/13/jesli-warto-cos-zrobic-warto-tez-zrobic-to-marnie-%E2%80%9Eswiat-dysku-03-rownoumagicznienie/

--

Kilka lat temu prze­czy­ta­łem, żeby każ­dej książce dawać szansę w postaci stu stron. Jeżeli do tego czasu mi się nie spodoba – można odło­żyć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mój święty blagier

Znam dwie definicje słowa „blagier”. Jedna pochodzi ze Słownika języka polskiego PWN i odnosi się do osoby, która kłamiąc i udając oczekuje na (określony) efekt. Druga to odnośnik prowadzący do hasła „Dean Moriarty”.

Wokół książki „W drodze”, jej powstania, postaci i samego autora krąży masa legend. Jedna z nich mówi, że Kerouac napisał powieść będąc w trzytygodniowym narkotycznym transie. Inna zgadza się z nią, dodaje jednak, że pisarz nosił przy sobie notesiki, w których wszystko zapisywał, a we wspomniane tygodnie jedynie to spiął to w jedną całość. Co do postaci, to ich odnośniki do prawdziwych osób są dziś powszechnie znane i wymieniają m.in. Gore Vidala, Williama S. Burroughsa, Allena Ginsberga i innych. Legend o samym Kerouacu przytaczać nie będę, bo ich liczba sięga setek, tysięcy albo i lepiej.

„W drodze” jest jedną z pierwszych książek zanurzonych po uszy w czymś, co sam autor określił jako „beat”, w kulturze bitników, ludzi Ameryki lat 40-tych i 50-tych XX wieku, odrzucających normy i wymogi społeczne, spokojnie i dostatnie życie, biorąc w zamian wieczny pęd, chęć zabawy (nierzadko niemoralnej w oczach ogółu), ale i ubóstwo, niepewność, nierzadko tułaczkę, konflikty z rodziną i bliskimi. Chociaż, dla bitników, to oni sami stali się dla siebie jedną wielką rodziną, jedynymi przyjaciółmi i kompanami.

Kerouac na blisko 400 stronach opisuje kilka lat z życia swojego alter-ego – Sala Paradise – dzielącego czas między jazdę samochodem, autostopem, autobusem, wędrówkę pieszo, siedzenie w domach swoich znajomych, poznawanie nowych, coraz to bardziej szalonych ludzi, imprezy i słuchanie w klubach San Francisco dzikiego, gorączkowego i granego całą noc bopu.

W swoich wyprawach nie jest sam. Towarzyszy mu wspomniany Dean Moriarty, ochrzczony przez samego autora Świętym blagierem. To on tak naprawdę jest ucieleśnieniem beatu, największym, niemal mitycznym, wielkim bitnikiem. Jego pojawienie się zawsze zwiastuje kłopoty, nie tylko dla siebie, ale i dla wszystkich wokół. Niemniej, to właśnie to szaleństwo sprawia, że przyciąga Sala jak magnes.
Główną siłą powieści jest styl. Luźny, swobodny, nieraz przypominający gawędę snutą przez dobrego przyjaciela, spotkanego gdzieś w przydrożnym barze, po długich latach rozłąki. Faktem w końcu jest, że „W drodze” powstała jako jeden ciągły tekst, bez nowych akapitów czy podziału na rozdziały. Na publikację zresztą czekała kilka lat, podczas których przechodziła liczne modyfikacje, takie jak wycięcie scen uznanych wtedy za pornografię, zamiana prawdziwych nazwisk na fikcyjne i podział, na rozdziały, akapity, części.

Książkę szczerze polecam wszystkim. I tym, którzy tęsknią do życia takiego, jak niegdyś bitnicy, i tym, dla których taka droga jest niczym więcej, jak mrzonką.

Mój święty blagier

Znam dwie definicje słowa „blagier”. Jedna pochodzi ze Słownika języka polskiego PWN i odnosi się do osoby, która kłamiąc i udając oczekuje na (określony) efekt. Druga to odnośnik prowadzący do hasła „Dean Moriarty”.

Wokół książki „W drodze”, jej powstania, postaci i samego autora krąży masa legend. Jedna z nich mówi, że Kerouac napisał powieść będąc w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyobraź sobie, że wszystko co robisz, mówisz, myślisz i czujesz – zapisujesz albo dokładnie analizujesz w myślach. Ale nie tylko znaczące zdarzenia, wszystko! Ciężko? Joyce’owi się udało i nawet napisał tak powieść.
„Ulisses”, bo o nim mowa, jest jednym z najsłynniejszych dzieł literatury światowej, które zapewniło jej autorowi – Jamesowi Joyce’owi – nieśmiertelność, co zresztą sam zaplanował. Legendarna wręcz jest jej i objętość (około tysiąc stron) i styl - rewolucyjny, nowatorski i… trudny - strumień świadomości. Dlaczego trudny? Jak mówiłem na wstępie, jest tu opisane wszystko bez wyjątku, więc momentami ciężko to zrozumieć. Zdarzenia zewnętrzne mieszają się z wewnętrznymi a wypowiedzi z myślami. Co jeszcze warte odnotowania, każdy rozdział jest pisany innym stylem. Na przykład, jeden jest utrzymany w lekkim nurcie romansów, inny zaś cechuje się językiem staropolskim (staroangielskim w oryginale). Jest też fragment sztuki teatralnej ze wszystkimi adnotacjami i podziałem na role i część pisana jako pytania i odpowiedzi.
Styl jest fenomenalny, to już stwierdziłem. Ale czy fabuła mu wtóruje? To już zależy od odbiorcy. Bo akcja książki toczy się w jednym dniu i jest opowieścią o agencie reklamowym - Leopoldzie Bloom i jego znajomym - młodym artyście nazwiskiem Stefan Dedalus. Obaj panowie o godzinie ósmej rano wychodzą z domów i rozpoczynają swą wędrówkę po Dublinie, napotykając przy tym wiele indywiduów, jednych przychylnych, innych wręcz przeciwnie, odwiedzają różne miejsca, jedzą, wypróżniają się. I wszystko to skrupulatnie jest opisane. Więc, czy fabuła jest interesująca?
Tytuł może sugerować, że powieść ma jakieś połączenie z antykiem. Tak też jest. Ulisses, czyli Odyseusz, był ulubionym bohaterem Joyce'a z dzieciństwa a wyprawa Blooma jest parafrazą przygód dzielnego Greka. Parafrazą jednak bardzo luźną, wyczerpującą termin w całości. Bo kiedy Odyseusz i jego Penelopa byli sobie wierni przez wiele lat rozłąki, Leopold już w trzecim rozdziale, wychodząc po mające delikatny posmak moczu nerki cielęce (które jadał z upodobaniem), nie mógł oderwać wzroku od pośladków dziewczyny kupującej przed nim serdelki, a jego Molly, leżąc jeszcze w łóżku i rozmawiając z mężem, dostaje list od swojego kochanka. Potem jest już tylko lepiej.
"Ulisses" jest książką trudną, momentami męczącą i wycieńczającą. Trudną z uwagi na długość i styl, ale wybitną pod wieloma względami. Męczącą dlatego, że wiele fragmentów jest trudnych do przebrnięcia (dla każdego są to inne części). Wycieńczającą, bo zawiera tyle odniesień do kultury, literatury, filozofii i samej siebie, że ciężko przeczytać jedną stronę nie zachodząc w głowę nad tym, co dokładnie zostało napisane.
Sztandarowe dzieło literatury modernistycznej, wymieniane w wielu listach podsumowujących dokonania pisarzy XX-wiecznych i nie tylko, zachęca, ale równie mocno jak zaprasza, tak może odepchnąć. Na szczęście, ja przeczytałem pierwsze dwadzieścia stron tak, jakbym czytał jedną i wiedziałem od razu, że to będzie coś wartego mojego czasu.
P.S.
Chodząc sobie po różnych miejscach, gdzie ludzie wypowiadają się na temat literatury, często sprawdzam co mówią na temat "Ulissesa". Szczerze, jestem dość zaskoczony, że zdecydowana większość ludzi czyta połowę, ćwierć, sto stron albo coś w tych okolicach, a następnie nazywa powieść stratą czasu czy bełkotem. Poważnie, co jest? To, że w książka nie jest napisana stylem który jest przykładny w lekturach szkolnych i że nie ma w niej wartkiej akcji na każdej stronie, to od razu ją dyskryminuje? Bo trudna? Wiem, że to brzmi jakbym się uważał za nie wiadomo kogo, ale dziwię się, bo ludzie chyba nie odróżniają "klasyki" w postaci przygód Harry'ego Pottera od klasyki takiej jak twory Joyce'a, Camusa czy Kafki. Nie mówię, że każdy ma to czytać z zachwytem czy namaszczeniem, ale myślę, że brak zrozumienia danej publikacji nie upoważnia do mieszania jej z błotem.

Wyobraź sobie, że wszystko co robisz, mówisz, myślisz i czujesz – zapisujesz albo dokładnie analizujesz w myślach. Ale nie tylko znaczące zdarzenia, wszystko! Ciężko? Joyce’owi się udało i nawet napisał tak powieść.

„Ulisses”, bo o nim mowa, jest jednym z najsłynniejszych dzieł literatury światowej, które zapewniło jej autorowi – Jamesowi Joyce’owi – nieśmiertelność, co...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Tomek Buszewski

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [9]

Jack Kerouac
Ocena książek:
6,8 / 10
26 książek
1 cykl
443 fanów
Witold Gombrowicz
Ocena książek:
7,3 / 10
67 książek
3 cykle
1493 fanów
Stanisław Lem
Ocena książek:
7,3 / 10
138 książek
9 cykli
3276 fanów

Ulubione

Charles Bukowski Kobiety Zobacz więcej
Charles Bukowski Kłopoty to męska specjalność Zobacz więcej
Franz Kafka Listy do Mileny Zobacz więcej
James Joyce Ulisses Zobacz więcej
Jarosław Iwaszkiewicz Księżyc wschodzi Zobacz więcej
F. Scott Fitzgerald Wielki Gatsby Zobacz więcej
James Joyce Ulisses Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
135
książek
Średnio w roku
przeczytane
8
książek
Opinie były
pomocne
160
razy
W sumie
wystawione
135
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
652
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
7
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
5
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]