-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus2
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz2
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-07-14
2018-07-26
Pierwsze i zarazem najważniejsze, co mogę powiedzieć o tej książce to to, że jest ona po prostu przeciętna. Nie mogę powiedzieć, że jest zła, ale jest taka... nijaka. Nie ma co jej porównywać do "Za zamkniętymi drzwiami", bo te dwie książki dzieli od siebie tak na prawdę jedna wielka przepaść. Przez większą połowę książki dowiadujemy się praktycznie tego samego - główna bohaterka żyje w strachu, ponieważ w okolicy krąży morderca, który zabił jej znajomą. Ona zaczyna podejrzewać, że cierpi na demencję, jak jej matka. Wciąż powtarzają się głuche telefony, których ona się boi i to tak na prawdę tyle.Najmocniejszą stroną tej książki, która trochę ją ratuje, jest dalszy wątek, gdzie zasadzie wszystko zaczyna się wyjaśniać, jednakże i on nie jest zbytnio szokujący. Czytelnik czeka tak na prawdę tylko na zakończenie, bo jest ciekawy, co się stanie z Cass, a gdy już do tego dojdzie to jest takie "aha". Jest to bardzo przeciętna książka, której zabrakło pewnego elementu grozy i spójności jak w poprzedniej książce autorki.
Książkę da się czytać jednak nie warto oczekiwać od niej czegoś nazbyt spektakularnego.
Pierwsze i zarazem najważniejsze, co mogę powiedzieć o tej książce to to, że jest ona po prostu przeciętna. Nie mogę powiedzieć, że jest zła, ale jest taka... nijaka. Nie ma co jej porównywać do "Za zamkniętymi drzwiami", bo te dwie książki dzieli od siebie tak na prawdę jedna wielka przepaść. Przez większą połowę książki dowiadujemy się praktycznie tego samego - główna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-30
Myślę, że na samym początku tej recenzji wypada powiedzieć, że nie skończyłam tej ślicznej książki ze zdjęcia... Nadal jestem bardzo oczarowana oładką, jednakże reszta to dla mnie temat tabu. Nie sądziłam, że powieść ta aż tak bardzo mi się nie spodoba, bo właśnie wręcz przeciwnie - wydawało mi się, że historia Eleonore będzie dla mnie wręcz idealna! No ale cóż... Tak więc w tej opinii będę opierać się na połowie przeczytanej przeze mnie książki.
Główna bohaterka Eleonore to bardzo nieśmiała i skryta osoba. Obecnie mieszka sama ze swoim ojcem i młodszym braciszkiem i śmiało można powiedzieć, że to ona zastępuje im wszystkim zmarłą mamę. Kiedyś dziewczyna była jednak bardzo otwarta na nowe znajomości i świetnie radziła sobie w większym gronie rówieśników. Gdy jednak dwójka jej najlepszych przyjaciół ją zostawiła (oraz jej mama odeszła), Eleonore bardzo się załamała. Choć sama nie ma tak na prawdę problemu ze swoją nieśmiałością, to jest niestety bardzo szykanowana z tego powodu w szkole. Pewnego dnia na jej drodze staje nowy uczeń Jason, który już od pierwszego ich spotkania bierze ją sobie za cel - chce zrobić wszystko, żeby Ruda go pocałowała, aby mógł zaliczyć ją do grona swoich zdobyczy. Kto jednak wiedział, że ta dwójka z czasem się zaprzyjaźni?
Zacznę może od tego, co mi się w tej książce podobało, a jest to przede wszystkim zarys fabuły oraz narracja w wykonaniu Eleonore. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł na przedstawienie historii, natomiast rozdziały w wykonaniu dziewczyny pochłania się dosłownie jednym tchem. Ale to by było na tyle, jeśli chodzi o plusy. Tym, co przede wszystkim zniechęciło mnie całkowicie do wytrwania przy tej książce były rozdziały pisane z perspektywy Jasona. Ja nie wiem co ten chłopak miał w głowie, albo co autorka myślała, jak pisała rozdziały z jego perspektywy, ale no dla mnie to jest po prostu strasznie dziwne. Czytając to, jak on postrzegał Eleonore i w zasadzie wszystkie dziewczyny miałam wrażenie, że wyrośnie z niego w przyszłości jakiś seryjny morderca albo prześladowca. Z resztą nie bardzo pasowało mi to do tego, jak Jason postrzegał własną mamę. Mówiąc w wielkim skrócie bardzo ją szanował i zawsze był z nią w świetnych stosunkach. Natomiast przez to, że raz w życiu się sparzył w związku chciał się odegrać na każdej chodzącej dziewczynie na ziemi. Nie pojmuję tego.
Sama fabuła, jak pisałam, zapowiadała się w sumie ciekawie, ale całość była nudna jak flaki z olejem. Problemy bohaterów były jak dla mnie za bardzo przerysowane, błahe i przesadzone. Tak na prawdę z większości autorka mogłaby spokojnie zrezygnować i wyszła by całkiem niezła młodzieżówka. Nie bardzo pojmowałam też relacji Eleonore i jej dawnych przyjaciół. I tutaj taki mały spojler - jeśli nie chcecie sobie zdradzać fabuły, nie czytajcie! Znała się z Tylerem na prawdę bardzo dobrze, bo sumie mówiła, że byli nierozłączni, a ona nie wiedziała nic o jego rodzinie i nie miała pojęcia, że ma siostrę? Ha, ha... bardzo zabawne....
Żałuję, że ta książka tak bardzo mnie do siebie zniechęciła, bo zapowiadało się na prawdę świetnie i liczyłam, że może sięgając po Nieśmiałą otrzymam kolejną świetną młodzieżówkę. A tu nic... Może gdybym tylko doczytała tą powieść do końca, to moja opinia o niej byłaby nieco inna, ale szczerze ostatnio trochę zmieniło się moje postrzeganie na samo czytanie i stwierdziłam, że na prawdę nie warto męczyć się z jedną książką tyle czasu, jeśli mogłabym wówczas poznać coś o wiele lepszego. Tak więc jeśli o mnie chodzi tym razem niestety nie polecę wam tej książki, bo jak dla mnie jest ona zwyczajnie bardzo przeciętna. Może kiedyś jeszcze zmienię zdanie i postanowię ją dokończyć, ale wydaje mi się, że w najbliższym czasie raczej to nie nastąpi.
Myślę, że na samym początku tej recenzji wypada powiedzieć, że nie skończyłam tej ślicznej książki ze zdjęcia... Nadal jestem bardzo oczarowana oładką, jednakże reszta to dla mnie temat tabu. Nie sądziłam, że powieść ta aż tak bardzo mi się nie spodoba, bo właśnie wręcz przeciwnie - wydawało mi się, że historia Eleonore będzie dla mnie wręcz idealna! No ale cóż... Tak więc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-05
CZEŚĆ! Jak już nie raz wam wspominałam, raczej staram się trzymać jak najbardziej z daleka od wszelkich poradników i innych, nazwijmy to "nie-fikcyjnych" książek. Ale czasem zdarza się, że tego typu pozycja mnie zainteresuje i jak najszybciej chcę ją poznać. Właśnie tak miałam z książką Mały sennik. Co oznaczają twoje sny. Nie dość, że zaciekawiła mnie tematyka ów poradnika, to ta cudowna okłada sprawiła, że czym prędzej musiałam go mieć u siebie. No i przeczytałam... i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że to była lekka strata czasu...
ALE NAJPIERW, zanim zacznę mówić wam, co mi się w tej książce nie podobało, wypadałoby przedstawić, o czym ona jest. Jak więc pewnie zdążyliście się już przekonać po tytule, w poradniku Mały sennik dowiemy się wszystkiego (a może prawie wszystkiego?) co powinniśmy wiedzieć o naszych snach, aby jak najlepiej móc wykorzystać to w życiu codziennym.
Książka podzielona jest na dwie części - pierwsza jest taka powiedziałabym czysto teoretyczna. To właśnie tam znajdziemy wszystkie te informacje typu co to są w ogóle sny, do czego są one nam potrzebne, czym są koszmary, itp. W tej części znajdziemy też zagłębienia nieco bardziej psychologiczne, nawiązujące do filozofii Freuda i Junga. Druga część natomiast to słownik snów, w którym znajdziemy najczęstsze symbole senne oraz ich wyjaśnienia.
ZACZYNAJĄC tą książkę podchodziłam do niej raczej optymistycznie, bo nie ukrywam, że sam temat snów bardzo mnie ciekawi i już nie raz z resztą chciałam spróbować swoich sił w śnieniu świadomym (jeśli dobrze pamiętam tak to się nazywa), gdzie mogłabym decydować o tym, jak potoczy się dalej mój sen. Często też ciekawiło mnie, co jakiś mój konkretny sen znaczy i czy ma on jakiś wpływ na moje życie. Także jak mówiłam czytać zaczęłam pozytywnie nastawiona do tematu, ale niestety już po paru stronach zwątpiłam w to, czy lektura ta będzie należała do przyjemnych.
To, co najbardziej nie podobało mi się w tym poradniku to to, że wiele z tego, co było tam napisane, zostało przedstawiony w taki niezbyt zrozumiały dla laika sposób. Odniosłam wrażenie nawet, że autorka tak jakby chciała, aby ta książka była skierowana dla osób nie związanych z tematem snów, powiedzmy dla zwykłego Kowalskiego, ale jak dla mnie nie za bardzo jej to wyszło. Chyba nie do końca umiała ona wytłumaczyć w prosty sposób niektórych kwestii, przechodząc w tryb nieco bardziej naukowy, a to jak dla mnie ogromny minus tej książki. Jak wspomniałam jestem laikiem w tym temacie, i często miałam taką sytuację, że musiałam czytać jakiś fragment nawet z dziesięć razy, aby jego sens w końcu do mnie dotarł (niekiedy nawet wtedy nie docierał... 😐). Na tym polega w sumie mój główny zarzut odnośnie tego poradnika - ktoś chciał coś zrobić, coś przeznaczonego dla konkretnej grupy odbiorców, ale nie do końca wiedział, jak ugryźć temat i wyszło to... co wyszło.
ODNIOSŁAM też wrażenie, że kwestie przedstawione w Małym senniku zebrano i uporządkowano w dość chaotyczny sposób. Czytając wydawało mi się, że dość mocno skakałam od jednego do drugiego tematu - tak, jakbym na początku czytała, że drzewa na jesień zrzucają liście, potem nagle, że latem rosną owoce, i znów, że liście zrzucane na jesień są brązowe... Może tylko mi się tak wydaje, bo jak mówiłam, temat snów jest mi trochę obcy, jednak coś mi mówi, że tak jednak być nie powinno. Zabrakło mi w niej także konkretnych przykładów odnoszących się do danego wątku. W sumie na przestrzeni całej lektury były bodajże dwa przykłady snów (w tym jeden samej autorki). Jak dla mnie to zdecydowanie za mało, gdyż jeśli się nie zna tematu, to najlepiej jest wytłumaczyć coś temu komuś właśnie na podstawie konkretnych przykładów. Jak dla mnie poradnik ten byłby wówczas zdecydowanie bardziej przejrzysty i ciekawy.
ŻEBY NIE BYŁO, że tylko narzekam, to powiem, że mimo wszystko coś tam się z tej książki dowiedziałam i niektóre fragmenty, jak właśnie o tym śnieniu świadomym, czy o koszmarach sennych, nawet mnie zaciekawiły. Zaintrygowała mnie też myśl, że jeśli uda nam się opanować tą naszą ... senną sferę? ... to możemy przez to nawet osiągnąć nie mały sukces w naszym życiu, poznać odpowiedzi na dręczące nas pytania związane z naszą osobą, itp. Autorka zamieściła tam nawet kilka wskazówek, jak do tego wszystkiego dojść i chętnie wypróbowałabym to na sobie. Jednak myślę, że to by było wszystko z tych pozytywów, które udało mi się wynieść z ów poradnika.
TAKŻE PODSUMOWUJĄC, jak dla mnie (przypomnę jeszcze raz - osoby, która temat snów dopiero co poznaje) książka ta okazała się dość mocno niezrozumiała i chaotyczna. Jedyny duży plus to dla mnie zdecydowanie ta przepiękna okładka, która zapewne nie jedną osobę zachęciła do czytania. Znacie mnie i wiecie, że starałam się wyszukać jak najwięcej plusów tej książki (nawet tych najmniejszych), jednak niestety nic więcej, co przemawiało by na jej korzyść, nie potrafię już znaleźć.
Tym razem nie będę wam tej książki ani polecać, ani odradzać - wybór pozostawiam wam!
CZEŚĆ! Jak już nie raz wam wspominałam, raczej staram się trzymać jak najbardziej z daleka od wszelkich poradników i innych, nazwijmy to "nie-fikcyjnych" książek. Ale czasem zdarza się, że tego typu pozycja mnie zainteresuje i jak najszybciej chcę ją poznać. Właśnie tak miałam z książką Mały sennik. Co oznaczają twoje sny. Nie dość, że zaciekawiła mnie tematyka ów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-04
Już na samym początku tej opinii musze powiedzieć, że bardzo mocno zawiodłam się na "Sercu na zakręcie". Po tym, jak zakończył się pierwszy tom serii, oczekiwałam, że autorka przygotuje w kontynuacji coś, co będzie stanowiło świetne uzupełnienie dla "Serca na walizkach", a także sprawi, że jak na szpilkach będę czekałam na kolejne kontynuacje. Oj tej książce zdecydowanie bardzo daleko do tego...
Tym razem akcja powieści rozgrywa się w Polsce, a dokładniej na terenie pensjonatu "Margaret", który należy do rodziców głównej bohaterki - Gośki. Po ciężkim rozstaniu z Raulem kobieta musi wrócić do kraju z powodu śmierci ojca i związanego z tym pogrzebu. W przypadku recenzji pierwszego tomu wspominałam, że mamy do czynienia z dwoma Gosiami - pierwsza z nich to znajdująca się pod ogromną presją męża szara mysz, która godzi się na każde zło, jakie mąż dla mniej zgotował. Druga jest pewną siebie kobietą żyjącą pełnią życia. I tak, jak w "Sercu na walizkach" przez większość czasu towarzyszyła nam ta druga wersja bohaterki, tak w tym tomie przez cały czas mamy do czynienia z Gosią w pierwszej wersji. Oj jak mnie to denerwowało! Na prawdę! Rzadko zdarza mi się, żeby bohater czy bohaterka jakiejś książki wywoływał u mnie takie emocje, a Gosi udaje się to bez żadnego problemu. Rozumiem, że jest zdołowana wszystkim tym, z czym musi się zmagać - ze śmiercią ojca, nieudanym małżeństwem i romansem - jednak to, co Gosia tu wyczynia jest dla mnie tak nieracjonalne i niezrozumiałe, że aż mi się to w głowie nie mieści.
W przypadku "Serca na zakręcie" ciekawe jest to, że trochę więcej dowiadujemy się o Michale, mężu Gosi, oraz o jej relacjach z rodzicami (czy raczej z matką). Pomijając to jednak bardzo ciężko jest mi znaleźć jakieś plusy dla tej książki. Mam wrażenie, iż ten tom został napisany przez autorkę tylko po to, żeby "zabić czas", aby mogła trochę dłużej popracować nad nowymi wątkami z życia Gosi. Cała powieść dotyczyła tak na prawdę jednego - uratowania pensjonatu "Margaret", aby matka Gośki była w stanie zaopiekować się nim na własną rękę po śmierci męża. Ciągle czytałam tylko o tym, jak to rodzice kobiety się zadłużyli, a ona była tak okropnym dzieckiem, że postanowiła porzucić rodziców i zająć się własnym życiem. Dodatkowo wszystko przeplatane było obecnością Michała, który wiecznie krytykował żonę (powiedzmy wprost - stosował przemoc psychiczną), a ta niby była na niego zła, by po chwili stwierdzić, że musi być w tym związku i nie może myśleć o Raulu... Kompletnie tego nie kupuję...
Nie będę się zbyt długo rozpisywać na temat tejże książki, ponieważ sądzę, że nie ma to najmniejszego sensu, a i sama jej fabuła w ogóle na to nie pozwala, więc powiem tylko tyle, że bardzo zawiodłam się zarówno na tej serii, jak i na autorce. Owszem, zawsze zdarzało mi się wyłapywać w jej twórczości fragmenty, które kompletnie mi nie pasowały, ale koniec końców dobrze bawiłam się czytając jej powieści. Tym razem zdecydowanie nie mogę tego powiedzieć. Tego tomu zwyczajnie mogło nie być, bo wszystko, co było w nim zawarte, można by przedstawić w kilku rozdziałach.
Książka "Serce na zakręcie" bardzo mocno mnie zawiodła - sprawiła, że poważnie zastanawiam się nad tym, czy dalej oczekiwać kolejnego tomu serii, by móc poznać losy bohaterów, a także czy w ogóle sięgać jeszcze po książki spod pióra K.A. Figaro. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że powieść okazała się być dla mnie jedną wielką stratą czasu - a szkoda, bo historia Gosi i Raula mogła być na prawdę ciekawie przedstawiona.
Już na samym początku tej opinii musze powiedzieć, że bardzo mocno zawiodłam się na "Sercu na zakręcie". Po tym, jak zakończył się pierwszy tom serii, oczekiwałam, że autorka przygotuje w kontynuacji coś, co będzie stanowiło świetne uzupełnienie dla "Serca na walizkach", a także sprawi, że jak na szpilkach będę czekałam na kolejne kontynuacje. Oj tej książce zdecydowanie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to