-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant1
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant5
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
Biblioteczka
2020-10-05
2020-12-02
2020-06-11
2018-11-25
2017-05-20
2016-02-11
2016-02-04
Kiedy byłam dzieciakiem, Piotrusia Pana oglądałam niezliczoną ilość razy. I chociaż sama bajka nigdy nie porwała mojego serca, do Chłopców podchodziłam z dużym entuzjazmem. Wprost przekonana byłam, że dodatek pieprzu może znacznie poprawić tę opowieść. W przypadku Ćwieka okazało się to być całą pieprzniczką, ale czy wyszło? - owszem, i to jeszcze jak!
Na początek jednak - ostrzeżenie. Bo jeżeli, tak jak ja, wspominasz dzwoneczka jako postać zazdrosną, upierdliwą i wiecznie naburmuszoną, to wiedz, że ciężkim bywa przeskoczenie tego uczucia. Wprawdzie dostrzega się jej poświęcenie jakiego wymagała opieka nad chłopcami, ale wciąż nie opuszczało mnie poczucie, że z samolubnej transformowała w zgorzkniałą. No, ale przynajmniej zaokrągliła się tu i ówdzie.
Na duży plus zaliczam natomiast język. Czytając opinie innych wciąż zastanawiało mnie czy głosy sprzeciwu tyczą się warsztatu czy może samej treści (ew. wydania). Bo co do tego pierwszego, wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak przyjemnie się to czytało. Zdania nie były ani przekombinowane, nazbyt długie, krótkie czy nieskładne - były idealne. Zaś treść, mimo chętnie stosowanej tam "łaciny", uważam za świetnie wyważony. Jak gardzę przekleństwami niczym dzwoneczek w powieści, tak dialogi między bohaterami czyniły ich nadzwyczaj realnymi.
Zresztą, do samych bohaterów w ogóle ciężko się przyczepić. Sympatię zaskarbiają sobie od pierwszych chwil, a wraz z postępem książki, uczucie to tylko narasta. Bo "chłopcy" to prawdziwi twardziele, którzy lubią prędkość, wyzwania i przygodny seks, ale w tym wszystkim są naprawdę poczciwi. Oczywiście względnie pstro im głowie, ale czyż nie jest tak, że mężczyźni nigdy nie dorastają? Cały to w nich urok :)
I czarem tym na tyle od siebie uzależniają, że tuż po rozstaniu, już tęskno mi do tych Zagubionych Chłopców. Gorąco polecam i czym prędzej wracam do ulubionego duetu, Kędziora i Milczka :)
Kiedy byłam dzieciakiem, Piotrusia Pana oglądałam niezliczoną ilość razy. I chociaż sama bajka nigdy nie porwała mojego serca, do Chłopców podchodziłam z dużym entuzjazmem. Wprost przekonana byłam, że dodatek pieprzu może znacznie poprawić tę opowieść. W przypadku Ćwieka okazało się to być całą pieprzniczką, ale czy wyszło? - owszem, i to jeszcze jak!
Na początek jednak -...
Motyw anielski w literaturze fantasy jest jednym z moich ulubionych. Sympatia ta dyktowania jest przede wszystkim sposobem w jaki autorzy powieści rysują swoje anioły - z reguły "w krzywym zwierciadle". Daleko im do istot boskich a zderzenie ich mitu z dość przyziemnym zachowaniem tworzy naprawdę przedni humor.
Nie inaczej jest w "Kłamcy" Jakuba Ćwieka, z tą różnicą, że oprócz aniołów autor serwuje tu prawdziwy mityczno-religijny galimatias. Mamy tu Anubisa, szyderczo porównanego do pieska, Światowida w stroju Świętego Mikołaja czy w końcu tytułowego kłamcę, "schrystianizowanego nordyckiego boga", człowieka od brudnej roboty na posyłkach aniołów... za opłatą oczywiście - Lokiego.
Było to moje trzecie "spotkanie" z autorem, po serii Chłopców oraz Grimm City, i chociaż nie jestem fanem książek składających się z kilku pomniejszych historii, jestem naprawdę zadowolona z lektury. Co prawda w Kłamcy brakuje mi tych "starych dobrych chłopców", do których pałam dużym sentymentem, ale dane było mi ponownie zetknąć się z humorem i dystansem, którego brakowało mi chociażby w Grimm City.
Nie oznacza to jednak, że nie zapałałam sympatią do postaci z Kłamcy, a przynajmniej Lokiego, bo inni bohaterowie są - w moim odczuciu - troszkę tłem i, przynajmniej w pierwszej części, wydali mi się odrobinę bezosobowi. Protagonista natomiast jest typem bohatera, którego - nie ukrywam - w powieściach bardzo lubię, czyli cynik o chwilowych napadach dobroci serca z niezgorszą facjatą i ciętym dowcipem.
Książkę, ze względu na malutką ilość stron, czyta się "na raz" i osobiście rozważam natychmiastowe sięgnięcie po tom drugi. Nie jest to typ powieści, po której trudno wrócić do rzeczywistości, ale przyjemnie nadaje się na weekendowy relaks i zachęca do kontynuowania cyklu. Wewnętrznie liczę na rozwój postaci pobocznych, a tom pierwszy szczerze polecam - zwłaszcza jeżeli ktoś skończył właśnie trudniejszą pozycję i ma ochotę na coś lekkiego, z humorem :)
Motyw anielski w literaturze fantasy jest jednym z moich ulubionych. Sympatia ta dyktowania jest przede wszystkim sposobem w jaki autorzy powieści rysują swoje anioły - z reguły "w krzywym zwierciadle". Daleko im do istot boskich a zderzenie ich mitu z dość przyziemnym zachowaniem tworzy naprawdę przedni humor.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie inaczej jest w "Kłamcy" Jakuba Ćwieka, z tą różnicą, że...