-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2019-11-25
2015-01
2015-01
2015-02
Jedenasty wiek. Zamierzchłe średniowiecze. Jakoś do tej pory nie ciągnęło mnie do tak odległej epoki. Ale pewnie powinnam wiedzieć, że to wszystko kwestia czasu (w końcu dzieje Henryka, Eleonory i ich diabelskich synalków to ledwie sto lat później).
No i wpadła mi w ręce (a ściślej rzecz biorąc – na ekran laptopa) powieść Hilary Rhodes o Wilhelmie Zdobywcy. A właściwie jeszcze o Wilhelmie Bękarcie – bo pod takim (znienawidzonym przez siebie) przydomkiem był znany, zanim jeszcze dokonał ostatniego, jak dotąd, udanego najazdu na angielską wyspę.
Część pierwsza opowiada o jego trudnym dzieciństwie i młodości. Książę Normandii, w próbie ekspiacji za swoje prawdziwe i domniemane grzechy, postanawia udać się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Daleka, pełna niebezpieczeństw wyprawa kończy się sukcesem – Robert szczęśliwie dociera do Jerozolimy. Ale tu szczęście się kończy – w drodze powrotnej umiera, prawdopodobnie otruty.
Następcą Roberta i prawowitym księciem Normandii jest jego jedyny syn, Wilhelm. Ale nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. I nie chodzi nawet o to, że Wilhelm jest dzieckiem nieślubnym – owocem gorącego romansu księcia z piękną córką skromnego garbarza, Herlevą. Ważniejsze jest to, że chłopiec ma zaledwie siedem lat i liczni wrogowie jego ojca widzą w tym szansę na uszczknięcie z jego dziedzictwa kawałka dla siebie, a najlepiej na przejęcie całości. Aby ułatwić sobie zadanie, starają się pozbyć małoletniego pretendenta. Następne kilka lat życia Wilhelma to nieustanna ucieczka przed skrytobójcami, ciągłe ukrywanie się i trzymanie się na baczności. Skromne grono tych, którzy pozostali mu wierni, robi się coraz szczuplejsze, dziesiątkowane przez zbrodnie, trucizny i zdrady.
Wreszcie uciekinier trafia na dwór swego suwerena – króla Francji. Henryk I nie jest może władcą silnym, a i wojować specjalnie nie lubi, ale ze swego lennego obowiązku jednak się wywiąże – z jego pomocą Wilhelm rozbija armię buntowników. Do odzyskania pełni władzy jest co prawda jeszcze daleko i trzeba będzie stoczyć jeszcze wiele bitew (w tym z obecnym, królewskim sojusznikiem, którego nadmiernie przedsiębiorczy wasal zaczął po pewnym czasie uwierać). Pierwszy, najważniejszy krok został jednak zrobiony – w Normandii stopniowo zaczyna panować pokój i praworządność.
Wizyta na francuskim dworze oznacza dla Wilhelma coś więcej, niż tylko pozyskanie niestałego sprzymierzeńca – zdobywa tam sobie przychylność hrabiego Flandrii, królewskiego szwagra i głównego doradcy. I poznaje jego córkę, Matyldę. Piękna, inteligentna i samowolna panna również zwróciła uwagę na młodego człowieka tak niepodobnego od wszystkich – nie tylko z uwagi na swój nieprzeciętnie wysoki wzrost i nieco nieokrzesany sposób bycia, ale też dlatego, że w przeciwieństwie do innych nie zabiega usilnie o jej względy. To powierzchowne nieco zainteresowanie z jej strony nie przerodzi się jednak w nic głębszego, a książęcy diadem Wilhelma nie robi na niej, królewskiej siostrzenicy, szczególnego wrażenia – do tego stopnia, że gdy usłyszy, że książę Normandii ubiega się on o jej rękę, z całym przekonaniem i zupełnie spokojnie powie „nie”.
Nie docenia jednak przeciwnika – jej konkurent nie należy do tych, którzy łatwo się zniechęcają, a małżeństwo z córką hrabiego Flandrii ma duże znaczenie w jego politycznych planach. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce….
Jedenasty wiek. Zamierzchłe średniowiecze. Jakoś do tej pory nie ciągnęło mnie do tak odległej epoki. Ale pewnie powinnam wiedzieć, że to wszystko kwestia czasu (w końcu dzieje Henryka, Eleonory i ich diabelskich synalków to ledwie sto lat później).
No i wpadła mi w ręce (a ściślej rzecz biorąc – na ekran laptopa) powieść Hilary Rhodes o Wilhelmie Zdobywcy. A właściwie...
2015-02
2015-08
Jako że konsekwencja nie jest podobno mocną stroną żeńskiego rodzaju – a ja podobno jestem kobietą – to choć po poprzedniej książce Philippy Gregory zarzekałam się, że "już nigdy więcej", skusiłam się jednak na jej kolejne dzieło: "Klątwę Tudorów".
Zrobiłam to głównie ze względu na bohaterkę – lady Małgorzatę Pole. Córka niepoprawnego Jerzego księcia Clarence, który zakończył swój barwny, bogaty w zdrady żywot w Tower (jak wieść gminna głosi, utopiony w beczce ze swoją ulubioną małmazją), wnuczka sławnego Twórcy Królów, bratanica dwóch królów z dynastii Yorków – po bitwie pod Bosworth miała się przekonać, jak bardzo niebezpiecznym spadkiem w tudorowskiej Anglii było mieć w żyłach krew Plantagenetów.
Trochę mi w tej powieści przeszkadzał przybierany przez Małgorzatę ton wyższości i niejaka wzgarda wobec tych wszystkich, którzy nie mieli szczęścia urodzić się na szczytach ówczesnej hierarchii społecznej, a którzy mieli znaczący wpływ na los jej i jej rodziny, jak również nieustanne wspominanie swego plantagenetowskiego rodowodu – choć może u córki Jerzego Clarence’a nie powinny być niczym dziwnym. Nie przekonałam się też do – obecnej już w „Wiecznej księżniczce” – łzawej opowieści o tym, jak to Artur na łożu śmierci wymusza na Katarzynie przysięgę, że poślubi ona jego młodszego brata i u jego boku zostanie królową Anglii. No i nie „kupiłam” będącej niejako clou tej powieści teorii o klątwie rzuconej przez dwie Elżbiety (żonę Edwarda IV i jej najstarszą córkę) na tych, którzy przyczynili się do śmierci „książątek z Tower”.
No i chyba nigdy nie przywyknę do stylu pisania Pani Gregory – a mianowicie jej pierwszoosobowej narracji w czasie teraźniejszym.
Co jednak nie oznacza, że nie sięgnę - kiedyś - po najnowsze dzieło Autorki, czyli „The Taming of the Queen”, opowiadające o Katarzynie Parr – bo po wstępie, jaki wydawca podłączył mi do e-booka poczułam się zainteresowana…. ;)
Jako że konsekwencja nie jest podobno mocną stroną żeńskiego rodzaju – a ja podobno jestem kobietą – to choć po poprzedniej książce Philippy Gregory zarzekałam się, że "już nigdy więcej", skusiłam się jednak na jej kolejne dzieło: "Klątwę Tudorów".
Zrobiłam to głównie ze względu na bohaterkę – lady Małgorzatę Pole. Córka niepoprawnego Jerzego księcia Clarence, który...
2015-08
Właściwie nie wiadomo, jak wyglądała. Nie wiadomo, czy była wybitnie inteligentna. Ale z pewnością musiała być wyjątkową osobą, skoro mimo swego skromnego pochodzenia zwróciła na siebie uwagę najpotężniejszego człowieka w Anglii… Więcej – zdobyła jego miłość.
Historia Katarzyny Swynford jest jak bajka o Kopciuszku: bezposażna córka rycerza z Hainaut, dla której już małżeństwo z sir Hugonem Swynfordem było nie byle jaką karierą, niespodziewanie spotyka na swojej drodze królewskiego syna, Jana, księcia Lancaster. Miłość od pierwszego wejrzenia? Bynajmniej. W pierwszej chwili Katarzyna budzi w księciu nawet pewną niechęć (bo odciąga uwagę jego rycerzy od planowanej wojny). Jan nie może zrozumieć, dlaczego jego piękna żona tak bardzo interesuje się losem tej dziewczyny. COŚ jednak go do niej ciągnie i nie pozwala mu o niej zapomnieć. Ich losy krzyżują się raz po raz, drogi schodzą się i rozchodzą – aż do chwili, gdy oboje uświadomią sobie, że nie potrafią żyć bez siebie, że muszą być razem, bez względu na wszystko i wszystkich.
Tak zaczyna się historia jednego z najsłynniejszych, najbardziej skandalicznych romansów średniowiecza – historia burzliwa, jak czasy w jakich się rozgrywała i niezwykła – bo ileż podobnych romansów zakończyło się takim happy endem…?
Właściwie nie wiadomo, jak wyglądała. Nie wiadomo, czy była wybitnie inteligentna. Ale z pewnością musiała być wyjątkową osobą, skoro mimo swego skromnego pochodzenia zwróciła na siebie uwagę najpotężniejszego człowieka w Anglii… Więcej – zdobyła jego miłość.
Historia Katarzyny Swynford jest jak bajka o Kopciuszku: bezposażna córka rycerza z Hainaut, dla której już...
2016-05
2017-07
2017-11
2017-11
2017-12
2018-02
2018-04
2018-05
2018-05
2018-05
Generalnie jest to fajne uzupełnienie "czarnych dziur" w mojej wiedzy na temat Anglii czasów Henryka V i regencji za dziecięcych lat nieszczęsnego Henryka VI. Choć przyznam, że konwencja, w jakiej autor tę książkę napisał, trochę mi przeszkadzała.
Jak wskazuje tytuł, jest to pamiętnik - żona Humphreya księcia Gloucester, lady Eleonora Cobham, za uprawianie czarów skazana na dożywotnie więzienie, przebywa w walijskim zamku Beaumarais i tam spisuje historię swojego życia. Mamy więc relację pierwszoosobową, bez żadnych dialogów. Z jednej strony ten zabieg pozwolił autorowi uciec od potencjalnych zarzutów braku obiektywizmu (bo oglądamy całą historię oczyma Eleonory, więc siłą rzeczy z jej punktu widzenia). Z drugiej jednak z biegiem czasu ta monotonna relacja staje się coraz bardziej męcząca. A szkoda - bo historia jest bardzo ciekawa. Córka zwykłego rycerza i dama dworu księżnej Gloucester najpierw zdobywa serce męża swojej pani, a potem zajmuje jej miejsce jako jego żona i pierwsza dama królestwa. Ten olśniewający awans społeczny kończy się jednak gwałtownym upadkiem (została oskarżona o praktyki czarnoksięskie i spiskowanie na życie króla), a jej proces stał się chyba jednym z największych skandali tamtych czasów.
Generalnie jest to fajne uzupełnienie "czarnych dziur" w mojej wiedzy na temat Anglii czasów Henryka V i regencji za dziecięcych lat nieszczęsnego Henryka VI. Choć przyznam, że konwencja, w jakiej autor tę książkę napisał, trochę mi przeszkadzała.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak wskazuje tytuł, jest to pamiętnik - żona Humphreya księcia Gloucester, lady Eleonora Cobham, za uprawianie czarów skazana na...