rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nieprawdopodobne jak bardzo nudna jest to książka. Nie wiem jakim cudem udało mi się dotrzeć do ponad 400 stron, czytając ją z zaangażowaniem i zaciekawieniem na poziomie zerowym. Przysięgam. Wszystko w tej książce było takie mdłe, przewidywalne, nieinteresujące, że w końcu, gdy zaczęłam przewijać strony już kompletnie pozbawiona nadziei, że ta książka jeszcze mnie wciągnie, stwierdziłam, że nie chce mi się z nią dłużej bawić. I tak poświęciłam jej zbyt dużo mojego czasu. I choć boli mnie ilość ostatnich DNF-ów, tak równie mocno boli mnie czas poświęcany na książki, które nie są go warte. Przede mną na półce jeszcze jedna książka tej autorki - ponoć lepsza, ale na ten moment czuję się dość zniechęcona do jej twórczości.

Nieprawdopodobne jak bardzo nudna jest to książka. Nie wiem jakim cudem udało mi się dotrzeć do ponad 400 stron, czytając ją z zaangażowaniem i zaciekawieniem na poziomie zerowym. Przysięgam. Wszystko w tej książce było takie mdłe, przewidywalne, nieinteresujące, że w końcu, gdy zaczęłam przewijać strony już kompletnie pozbawiona nadziei, że ta książka jeszcze mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tak ciężko mi jednoznacznie ocenić tę książkę, była dla mnie tak kosmicznie skrajna, że z samej przyjemności czytania, faktu, że dosłownie nie mogłam się od niej oderwać i zarwałam dla niej część nocy - z chęcią przyznałabym jej ósemkę, naprawdę dobrze się przy niej bawiłam, ale nie mogę zapomnieć o momentach, przy których (zwłaszcza na początku) myślałam, że skończy ona jako DNF, które były tak bezmiernie głupie i irytujące, i prześladowały mnie nawet w tej połowie książki, przy której zaczęłam ją bardziej kochać, niż nienawidzić. Bo, błagam, w ilu jeszcze książkach będziemy musieli czytać o takim natężeniu potężnych, kamiennych męskich klat, umięśnionych udach i mięśniach, które mają swoje rodziny i małe mięśniątka... Ja nie żartuję, w tej książce dosłownie poleciał taki tekst. I za to szczerze jej nie cierpię. Za dużo, za pusto, zbyt infantylnie, oczy dosłownie zaczęły mnie boleć od wywracania nimi za każdym razem, gdy wspomniane zostało o mięśniach, sile, byciu jak kamień, byciu niemożliwie pięknym, TYM BARDZIEJ, że ta książka miała być finalnie o czymś innym, wręcz przeciwnym, o pięknie wewnętrznym i tym, co mamy do zaoferowania światu poza naszym wyglądem. Więc tu mamy lekki zgrzyt.
Nie przekonywał mnie również motyw klątwy, był nieco dziwny, zbyt abstrakcyjny jak na książkę, która nie jest fantastyką, ale nie raziło mnie to tak, jak przy innych książkach z podobnym motywem.
No i mamy jeszcze motyw z matką bliźniaczek, obsesyjną, chorą, niestabilną, który był bardzo ciekawy, czekałam na jego rozwinięcie, na interakcje między nimi, czekałam aż w końcu prawda wyjdzie na jaw, ale momentami był tak abstrakcyjny i przekoloryzowany, a fakt, że nikt inny nie zwrócił na to uwagi, jak różnie traktowane są bliźniaczki był dla mnie dość szokujący.
No i zakończenie... Kolejny raz spotykam się z takim zwieńczeniem akceptacji siebie, przemianą w myśleniu, która dzieje się na pstryknięcie palcem i nie jest to dla mnie autentyczne. Nie daje mi to nadziei, nie wzbudza we mnie wiarygodności czy chęci pogodzenia się z samą sobą, a jedynie frustrację, że kolejny raz to wydaje się przychodzić tak łatwo, gdy wcale tak nie jest. To jest moment, który mnie trochę rozgniewał.
Gdyby wyciąć z tej książki wszystkie fragmenty o klacie Santiago, książka zmniejszyłaby się o około sto stron i byłaby świetna. Miałaby dalej trochę wad, mankamentów i głupotek w sobie, ale i tak by zyskała. A tak nie jestem w stanie dać jej więcej niż 7 gwiazdek. Generalnie za całokształt zasługuje na szósteczkę, ale nie mogę jej odjąć tego, jak cudownie się przy niej bawiłam i jak bardzo nie mogłam się od niej oderwać, jak bardzo przeżywałam to, co się w niej działo, to, jak czuła się Moon.
Ode mnie - polecajka, ale zgodzę się, jeśli ktoś uzna ją za irytującą i infantylną! Jest okropnie skrajna!

Tak ciężko mi jednoznacznie ocenić tę książkę, była dla mnie tak kosmicznie skrajna, że z samej przyjemności czytania, faktu, że dosłownie nie mogłam się od niej oderwać i zarwałam dla niej część nocy - z chęcią przyznałabym jej ósemkę, naprawdę dobrze się przy niej bawiłam, ale nie mogę zapomnieć o momentach, przy których (zwłaszcza na początku) myślałam, że skończy ona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kompletnie nie wiem, co mam myśleć o tej książce. Z pewnością nie spodziewałam się tego, co dostałam, ale jak to u mnie bywa - ja po prostu miałam wyobrażenia i oczekiwania związane z poprzednią twórczością autorki, jak i okładką, bo w opis, jak zwykle, się nie wgłębiałam.
To jest bardzo dziwna książka, pewnie dla niektórych może być dość groteskowa, niepokojąca, ja natomiast już jestem dość uodporniona na takie zabiegi, ciężko jest książkom sprawić, bym naprawdę poczuła ten mroczny, gęsty, oblepiający klimat.
Książka pisana jest z dwóch perspektyw - Oblubieńca, pisane z teraźniejszości oraz Azure - której wspomnienia toczą się w przeszłości. I zdecydowanie wątek Azure tu wygrywa, był zdecydowanie bardziej ciekawszy, potrafił mnie momentami wciągnąć, choć były i momenty, które nawet u niej dość mocno mnie nużyły i były ponownie wałkowane. Gdzie ta książka wcale nie jest obszerna, wydaje się większa niż jest w rzeczywistości, ale to za sprawą bardzo grubych stron. Z kolei to, co działo się u Oblubieńca... tego mogłoby w ogóle nie być. Tak naprawdę przydaje się to jedynie w finałowej scenie i... to by było na tyle. Jego perspektywa była tak nudna, przerysowana, przegadana i PRZEINTELEKTUALIZOWANA, że naprawdę, ciężko mi było znieść te strony, okropnie mnie frustrowały.
Oczywiście, parę razy książka wzbudziła we mnie emocje, czułam frustrację Azure, czułam ciężar jej relacji z Indygo, rosnącą, chorobliwą obsesję jej "drugiej połowy" na jej punkcie i to było naprawdę niezłe, fascynujące było oglądanie jak z małych dziewczynek, które dopiero co się poznały, ich relacja zmienia się w chorobliwą obsesję na punkcie magii i drugiej osoby, jak ta obsesja popycha Indygo do popełniania obrzydliwych i odrażających czynów. Tylko nie wiem, czy klimat ich relacji oraz niejaka psychoza Indygo wystarczy, żebym była w stanie pozytywnie ocenić tę książkę. Bo trochę mnie ona zmęczyła, uważam, że autorka trochę przegięła, poszła w zbyt skrajną stronę ze swoim językiem, wymyślając pokrętne gry między małżeństwem i niesamowicie dziwną naturę ich relacji, której ja nie byłam w stanie zrozumieć i zaakceptować jako faktycznej miłości. Przynajmniej nie zostało nam to w dobry sposób ukazane. Wręcz przeciwnie, początek związku Oblubieńca z Indygo był tak płytki, jak tylko się dało.
Dochodzi do tego jeszcze fakt, że jest to ta dziwna hybryda literatury pięknej połączonej jakimś dziwnym związkiem z elementami fantastyki, ale przez to, że książka nie jest stricte fantastyką, a my sami nie do końca wiemy, ile w niej jest faktycznej magii, a ile wymysłu umysłów dziewczyn i ich odbierania świata. Bardzo nie lubię takiego zamieszania, nie lubię nie wiedzieć, co jest prawdą, co fikcją, a co zwykłym zafiksowanym wymysłem.
Nie wiem, jak ją ocenić. Biję się z myślami, czy puścić ją dalej w świat, bo nie jestem do niej przekonana, ale jej wydanie, które, o matko, jest tak piękne, a przynajmniej te malowane w kwiaty brzegi, skutecznie mnie powstrzymuje. Ciężko oddaje mi się piękne wizualnie książki, nawet jeśli ich wnętrze nie jest tak samo piękne.
Nie polecam, nie odradzam. Jest dziwna. Może komuś ta dziwność się spodoba.

Kompletnie nie wiem, co mam myśleć o tej książce. Z pewnością nie spodziewałam się tego, co dostałam, ale jak to u mnie bywa - ja po prostu miałam wyobrażenia i oczekiwania związane z poprzednią twórczością autorki, jak i okładką, bo w opis, jak zwykle, się nie wgłębiałam.
To jest bardzo dziwna książka, pewnie dla niektórych może być dość groteskowa, niepokojąca, ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ktoś stwierdził, że napisze sobie anime. Jako książkę. Inny ktoś powinien wybić autorce ten pomysł z głowy, bo nie wyszło to dobrze. Anime i mangi powinny pozostać tym, czym są, bo w tym tkwi ich urok, a próby przelania tego na papier wypadają żenująco i niezręcznie. Dosłownie skręcało mnie przy dialogach, wtrącanych japońskich słówkach, które zaraz potem były tłumaczone, co było kompletnie bezsensowne, czy zachowaniach bohaterów. W połowie stwierdziłam, że nie chce mi się tego czytać, książka jest nieciekawa, bez polotu i zbyt przerysowana. W dodatku sztampowa, bo to motyw z anime, który przewijał się x razy. Szkoda mi na to czasu, a i tak mam poczucie, że zmarnowałam go zbyt wiele. Nie polecam.

Ktoś stwierdził, że napisze sobie anime. Jako książkę. Inny ktoś powinien wybić autorce ten pomysł z głowy, bo nie wyszło to dobrze. Anime i mangi powinny pozostać tym, czym są, bo w tym tkwi ich urok, a próby przelania tego na papier wypadają żenująco i niezręcznie. Dosłownie skręcało mnie przy dialogach, wtrącanych japońskich słówkach, które zaraz potem były tłumaczone,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo cenię sobie takie zaskoczenia literackie, a jeszcze bardziej cenię autorów, którzy się rozwijają.
Z twórczością autorki miałam już styczność parę lat temu, przy ,,Pocałunku zdrajcy" i choć książka ta nie była tragiczna, zdecydowanie nie należała też do najlepszych, ot, taki sztampowy, przewidywalny przeciętniaczek, który nie skłonił mnie do sięgnięcia po kolejne części.
,,Krew i księżyc" dostałam w prezencie, więc gdy w końcu skojarzyłam i zweryfikowałam autorkę - przyznaję, nieco się przestraszyłam i tak od urodzin czekała na swoją kolej.
I gdy w końcu po nią sięgnęłam - spotkało mnie ogromne zaskoczenie, bo styl autorki, fabuła, relacje między bohaterami przeskoczyły o tyle poziomów, o ile bym się nie spodziewałam po jej wcześniejszej twórczości.
Jest dobrze, naprawdę, bardzo dobrze.
Ogromnie cieszą mnie takie progressy u autorów, bo, nie okłamujmy się, nie zdarzają się one często. Było wiele autorów, którym dawałam szansę kilka razy, ich starszym i nowszym książkom i było albo tak samo źle... albo jeszcze gorzej.
Podobnymi zaskoczeniami do tej książki były dla mnie ,,Taniec złodziei" Mary E. Perason, której poprzedni ,,Fałszywy pocałunek" był co najmniej średni, a ,,Taniec" z kolei trafił do moich ulubieńców, czy Paulina Hendel i ,,Cmentarz osobliwości", gdzie jej cykl ,,Żniwiarz" był dla mnie strasznie żenujący. Czy Alexandra Brecken i jej ,,Lore", którą również bardzo doceniłam za ogromny wkład w książkę, a z kolei jej kultowej ,,Pasażerki" nie byłam w stanie doczytać z nudów.
To dla mnie jeden z największych plusów tej książki i odczuwam naprawdę ogromną radość z przeczytania jej, gdy na każdej stronie widziałam jej rozwój, ale, rzecz jasna, samo progressowanie to nie wszystko i ta książka jest po prostu bardzo dobra.
Wciągająca od pierwszych stron historia, fabuła, która nie jest nudna, ma trochę zwrotów akcji, potrafi wciągnąć czytelnika w swój świat i go w nim zatrzymać. Uważam, że klimat, jaki chciała oddać swojemu światu autorka wyszedł bardzo dobrze odwzorowany, trochę brudny, trochę staromieszczański, niepozbawiony uprzedzeń, ale też z potencjałem na przemianę z biegiem lat.
W dodatku jestem świeżo po reportażu o seryjnych mordercach, zapoznaniu się z rozwojem profilowania w naszym świecie, a do tego w trakcie serialu w podobnym klimacie, więc tym bardziej cieszyło mnie, gdy widziałam bardzo dużo nawiązań do tego tematu. Wątek kryminalistyczny w tej książce jest dość wyjątkowy - jak na literaturę fantastyczną -, nie jest potraktowany po łebkach, nie jest to po prostu sprawa do rozwiązania, tutaj mamy więcej, mamy profilowanie, całkiem zgrabnie tworzone jak na wiedzę, którą posiadam, mamy tu szukanie motywu, ustalanie modus operandi, wgłębianie się w psychikę mordercy, robota naprawdę godna pochwały.
Jedyny minus - pod koniec zostało zrobione zbyt wielkie zamieszanie wśród podejrzanych, dosłownie przeskakiwaliśmy z jednej osoby do drugiej, potem do trzeciej, potem z powrotem do drugiej, nagle do czwartej, do pierwszej... i tak przez dobrą chwilę. To mnie lekko zmęczyło, nieco skonfundowało i sfrustrowało, za dużo motania się.
Bohaterowie są w porządku, przede wszystkim - nie irytowali, poza tymi postaciami, które rzecz jasna miały to robić, może nie znajdą sobie miejsca w moim serduszku, ale myślę o nich ciepło, rozwijali się w trakcie książki, nie byli wymuszeni ani przesadzeni - tak samo jak i dialogi między nimi, relacje między nimi również były bardzo dobrze rozpisane, wszystkie, od niechęci, przez troszczenie się o siebie, gniew, aż po bardziej romantyczne uczucia.
Ja jestem szczerze zachwycona - ale nie ukrywajmy, mój zachwyt wywodzi się z tego, jak ogromną różnicę widzę w piórze autorki i jak dobrze czytało mi się tę książkę.
Jest dobrze napisana, jest ciekawa, ma dobrych, stabilnych bohaterów, niezły wątek kryminalny - od siebie, serdecznie polecam. ♥

Bardzo cenię sobie takie zaskoczenia literackie, a jeszcze bardziej cenię autorów, którzy się rozwijają.
Z twórczością autorki miałam już styczność parę lat temu, przy ,,Pocałunku zdrajcy" i choć książka ta nie była tragiczna, zdecydowanie nie należała też do najlepszych, ot, taki sztampowy, przewidywalny przeciętniaczek, który nie skłonił mnie do sięgnięcia po kolejne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miałam dylemat, między 6 a 7, ale ostatecznie do siódemeczki jej trochę brakuje, niemniej, była to bardzo miła i przyjemna lektura! Więc powiedzmy, że jest to takie 6 z plusem.
To nie jest nic wybitnego, ale ja lubię twórczość Kerstin Gier, dobrze się bawię przy jej książkach, to była dość ciepła, przyjemna i dość wciągająca lektura. Oczywiście, momentami naiwna, momentami bywała głupiutka, bohaterowie nie są bohaterami, których pokochałam i będę wspominać, ale byli w porządku. No, może poza Benem. No właśnie - DLACZEGO BEN? To właśnie on przyczynił się do obniżenia oceny, bo ten wybór był dla mnie totalnie niezrozumiały przez jego momentami toksyczne i irracjonalne zachowania.
Jeżeli nie przeczytacie tej książki - niczego nie stracicie, ja jednak nie żałuję jej przeczytania, dobrze się bawiłam, historia mnie wciągnęła. No i mam ogromny sentyment do Kerstin Gier. ♡

Miałam dylemat, między 6 a 7, ale ostatecznie do siódemeczki jej trochę brakuje, niemniej, była to bardzo miła i przyjemna lektura! Więc powiedzmy, że jest to takie 6 z plusem.
To nie jest nic wybitnego, ale ja lubię twórczość Kerstin Gier, dobrze się bawię przy jej książkach, to była dość ciepła, przyjemna i dość wciągająca lektura. Oczywiście, momentami naiwna, momentami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Choć z początku się na to nie zapowiadało, wręcz przeciwnie, byłam przekonana, że szybko zmęczę się tą książką, zirytuję, rzucę w połowie (lub nawet mniej) czytania, a potem sobie ponarzekam, ale, o dziwo, spędziłam z nią bardzo miłe chwile!
Owszem, dość często była mocno żenująca, dużo zachowań było irracjonalnych, wręcz przekoloryzowanych, ale dla mnie miały one dla mnie wydźwięk bardziej... komiksowy? niż sprawiający kłopot i denerwujący. Dosłownie, momentami widziałam sceny tej książki jak kadry z komiksu. I to było całkiem fajne.
To nie jest książka wysokich lotów, ale też i nie tych najniższych, jest na tyle długa, by całkiem dobrze wykreować w niej świat, a ten został przedstawiony naprawdę nieźle i dość ciekawie. Nie wyjątkowo, nie odkrywczo, ale nie było to też napisane po łebkach. No bo jednak ta książka to mała cegiełka i gdybym przez te ponad 700 stron dostała same głupkowate dialogi, sceny seksu, mordowania i innych błahostek - zdecydowanie nie pochlebiałabym tej książce.
Ale dostałam nieźle zarysowany świat, dość ciekawą, wciągającą historię - bohaterów, no, dla mnie momentami irytujących, ale nie raz uśmiechnęłam się przy czytaniu, parę razy nawet parsknęłam, nie wkurzałam się, co najwyżej przewracałam oczami, gdy dochodziło do moich granic (bo momenty przesłodzenia też się tu zdarzają, ale przy całokształcie - jestem w stanie przymknąć na to oko). Byli okej, byli przyjemni, nie miałam ochoty rozwalić im głów i zwyzywać, więc jest naprawdę dobrze!
Oczywiście, scena seksu (scena! dziękuję, że tylko jedna, bo więcej mogłabym już ciężej znieść!) była... cringe'owa. Po prostu. Ale dla mnie to nic nowego, 95% scen intymnych w książkach jest dla mnie taka. Albo obrzydliwa. Albo obleśna. Albo tragiczna. Tu była, trochę mnie skręciło od padających tekstów, no ale co, przetaksowałam ją wzrokiem i skupiłam się na tym, co było dalej.
Podsumowując, powtórzę jeszcze raz - to nie jest wybitna książka, nie jest niesamowita, wspaniała, najlepsza, jaką czytałam, ale z góry, po paru stronach, czułam, że będzie tragiczna, że nie dam z nią rady, że szybko będę mieć jej dość, a przeżyłam miłe zaskoczenie, bo strony leciały mi w mgnieniu oka, a przypominam, że jest to dość pokaźna lektura. Naprawdę dobrze się przy niej bawiłam i z przyjemnością sięgnę po kontynuację. Traktuję ją jak taki lekki "odmóżdżacz", chociaż w teorii nie miała być ona lekką lekturą. Niby leje się tam krew, niby umierają ludzie i inne stworzenia, niby bywa trochę brutalnie, ale wszystko to "niby", bo spotykałam się ze znacznie brutalniejszymi książkami i to, co działo się w tej, pod tym względem nie robiło na mnie wrażenia. No, może poza końcówką, bo tego akurat się nie spodziewałam, ale ćśśś! Przecież nic wam nie zdradzę.
Polecam spróbować. Na pewno nie spodoba się każdemu, na pewno niektórym wyda się zbyt infantylna i głupkowata, bo sama jestem w stanie ją tak określić. Ale dalej, ja bardzo miło spędziłam z nią czas!

Choć z początku się na to nie zapowiadało, wręcz przeciwnie, byłam przekonana, że szybko zmęczę się tą książką, zirytuję, rzucę w połowie (lub nawet mniej) czytania, a potem sobie ponarzekam, ale, o dziwo, spędziłam z nią bardzo miłe chwile!
Owszem, dość często była mocno żenująca, dużo zachowań było irracjonalnych, wręcz przekoloryzowanych, ale dla mnie miały one dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oczywiście, kolejny raz dałam się nabrać. A ja bardzo nie lubię, kiedy mnie się nabiera, a jeszcze bardziej, gdy się mnie oszukuje.
A tak właśnie się czuję, gdy sięgam po książkę, widzę zagraniczne nazwisko - cóż, nie sprawdzam każdego autora, którego książkę czytam - a potem przez całą książkę mam niejasne wrażenie, że coś mi nie gra.
Nie bez powodu nie sięgam i wręcz stronię od polskich autorów, a zwłaszcza autorek - zaś tych, które nie potrafią podpisać się własnym nazwiskiem, nie trawię najbardziej. Wyjątki mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Więc tak. W tym momencie jestem bardzo zła, bardzo oszukana i bardzo rozczarowana. Bo gdybym była świadoma - nie sięgnęłabym po tę książkę i oszczędziłabym sobie zmarnowanego na nią czasu.
Oczywiście, mogłam domyślić się znacznie szybciej, zrzuciłam to jednak na karb przypadku, może jakiegoś zainteresowania kulturą, czymkolwiek, niestety, gdy moje domysły zaczęły pukać w drzwi rozumu coraz mocniej, było już za późno i mój czas został już zmarnowany.
Może i nie jest to tragiczny debiut, nie jest na pewno tak głupi i toksyczny jak nasze słynne "dzieła" literackie z wattpada, których obecnie mamy wysyp, ale nie jest to też książka, której przeczytania pragnęłam.
Jest nijaka i przede wszystkim - mój największy zarzut - okropnie nudna. Fabularnie wszystkie wydarzenia są tak mało interesujące, tym bardziej, gdy żadnego z bohaterów nie da się obdarzyć jakąś większą sympatią, bo również są dość nudni, że już od samego początku ciężko szło mi przewracanie kolejnych stron i nie odkładanie tej książki na później.
Jak już wspomniałam - bohaterowie również są nijacy, ot, po prostu są. Zora miała być bohaterką dzielną, z trudem znoszącą wszystkie nieszczęścia, które zesłał na nią los, oczywiście nikomu nie mogła powiedzieć o swoich kłopotach i wszystko spoczywa na jej barkach, zaś Levi jest klasycznym bogatym, urzekającym przystojniakiem, który wszystko ma na skinienie palca, a, no i ma kompleks mamuśki!
Chemii między nimi nie wyczułam, uczucie między nimi zrodziło się w sumie tak o, jak w każdej średniego lotu lekturze, od nagłych porywów zazdrości, gorąca od swoich spojrzeń oraz obleśnych, seksualizujących tekstów.
No i jeszcze te przepychanki słowne na miarę dwunastolatków. Gdy nasi bohaterowie mają, uwaga, uwaga, po ponad dwadzieścia lat! Pewne rzeczy się nie zmieniają!
Przyznaję się, że choć książka mnie nie zachwyciła i szczerze wynudziła, to mój osąd przyćmiewa otoczka żalu o całe to kłamstwo z autorką. Bardzo tego nie lubię. Książki polskie od książek zagranicznych znacznie różnią się dla mnie stylem i wiem, że (poza wcześniej wspomnianymi wyjątkami) nie są dla mnie, z reguły mnie zawodzą, mało która autorka jest w stanie napisać książkę neutralną, pozbawioną tej negatywnej części "polskości". Tutaj nawet została zastosowana zmiana nazwy Bydgoszczy, byleby tylko brzmiało to bardziej światowo, a dla mnie, gdy już wszystko stało się jasne, stało się jedynie żenujące.
Jestem zła na tę książkę, jestem zła na autorkę, dla mnie wszystko wygląda tylko i wyłącznie jak próba oszukania, by książka bardziej sprzedała się pod zagranicznym nazwiskiem, nie polecam i serdecznie odradzam.
Za samą książkę trzy gwiazdki, za całokształt - najchętniej przyznałabym piękne zero.

Oczywiście, kolejny raz dałam się nabrać. A ja bardzo nie lubię, kiedy mnie się nabiera, a jeszcze bardziej, gdy się mnie oszukuje.
A tak właśnie się czuję, gdy sięgam po książkę, widzę zagraniczne nazwisko - cóż, nie sprawdzam każdego autora, którego książkę czytam - a potem przez całą książkę mam niejasne wrażenie, że coś mi nie gra.
Nie bez powodu nie sięgam i wręcz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy to jest innowacyjna opowieść? Nie. Czy jest powiewem świeżości w literaturze, czymś nowym, wyjątkowym? Też nie.
Owszem, jest dość schematyczna, porusza wątki, z którymi spotykałam się już x razy, przypominała mi odrobinę ,,Słoneczny Gon", była jednak tysiąc razy bardziej przyjemniejsza w odbiorze i nie tak irytująca oraz frustrująca jak wspomniana książka.
W przyjemności czytania przypominała mi ona zaś ,,Czwarte skrzydło", wobec którego miałam takie same odczucia, na zasadzie: to nie jest nic wybitnego, nic szałowego, nic wyjątkowego czy bardzo ambitnego, ale czas spędzony na jej czytaniu był dla mnie mile spędzonym czasem, dałam się wciągnąć w tę historię, a jej czytanie mnie nie męczyło, co ostatnio, niestety, przy wielu książkach zdarza się coraz częściej.
Bohaterowie są w porządku, są jasno nakreśleni, może nie są bardzo rozbudowani, ale za to solidni, żywi się do nich takie uczucia, na jakie naprowadza nas autorka i to jest okej, na szczęście nie są bardzo przerysowani, może poza momentami, gdy niemal wszyscy mężczyźni są piękni, niesamowicie przystojni i dobrze zbudowani, ale, na szczęście, nie jest to podkreślane dwieście razy, a może z piętnaście przez całą książkę, więc nie jest tragicznie.
Historia jest przyjemna, ja przez nią sunęłam, wszystko było względnie ładnie opisane i schludnie poprowadzone, nie doszukałam się jakichś większych dziur logicznych, ale też specjalnie się do tego nie przykładałam, nie oszukujmy się - robię to wtedy, kiedy książka bardzo mnie do siebie zniechęca.
To jest dobra książka, poprawna i bardzo przyjemna w odbiorze, szybko i miło się ją czyta. Ja od siebie polecam, uważam czas z nią spędzony za dobrze wykorzystany, dobrze się przy niej bawiłam, ale to nie jest nic wybitnego, bierzcie na to poprawkę. Jeżeli szukacie książek na miarę Tolkiena, Sandersona czy Sapkowskiego - to nie tutaj. Ale jeżeli macie ochotę na chwilę sobie odsapnąć, przeczytać coś luźniejszego, to zachęcam.

Czy to jest innowacyjna opowieść? Nie. Czy jest powiewem świeżości w literaturze, czymś nowym, wyjątkowym? Też nie.
Owszem, jest dość schematyczna, porusza wątki, z którymi spotykałam się już x razy, przypominała mi odrobinę ,,Słoneczny Gon", była jednak tysiąc razy bardziej przyjemniejsza w odbiorze i nie tak irytująca oraz frustrująca jak wspomniana książka.
W...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To jest tak strasznie słaba książka. A w porównaniu do ,,Końca Maskarady" po której skończeniu świeżo jestem, a którą czytałam równolegle z ,,Belladonną", jest to tak ogromna przepaść intelektualna zarówno tekstu, stylu pisania, jak i głównych bohaterek.
Bo Signa jest zwyczajnie beznadziejnie głupia i pusta.
Całą "wielką zagadkę" rozwiązuje tak naprawdę dzięki fortunnym zdarzeniom i prowadzeniu za rączkę, bo sama nie jest w stanie nic zrobić, no ale to całkowicie zrozumiałe, kiedy jej myśli zajmują tak ciężkie i trudne sprawy jak dymne oczy, postawna i umięśniona sylwetka, najlepiej przyparta do jej pleców lub piersi, ręce błądzące po jej ciele... Mimo że dziewczyna taka jak ona nie powinna myśleć o takich rzeczach, bo to niestosowne! No, ale mimo niestosowności przewija się to średnio pięć razy na stronę. Nawet gdy jest w niebezpieczeństwie. Nawet gdy w niebezpieczeństwie jest ktoś dla niej bliski. Dla Signy priorytetem jest herbatka w towarzystwie, bo tak wypada (mimo że bliska jej osoba może w tym momencie umrzeć bez jej pomocy, NO ALE PRZECIEŻ TRZEBA SIĘ POKAZAĆ W TOWARZYSTWIE, TAK?) i smalenie swoich pięknych oczu do partnera idealnego, mimo że Signa ma już dwójkę niebezpiecznych i tajemniczych drani na oku, ale w końcu wymaga się od niej dobrej partii i ustatkowania, ale ona to w sumie nie chce, ale... I tak w kółko, kumacie?
Signa jest pusta, banalna, głupiutka, bez instynktu samozachowawczego, ale oczywiście do tego szybko opanowuje swoje nowe paranormalne zdolności, więc jest bohaterką doskonałą.
A Śmierć... Idealny przykład książkowego pantofla. Ma być trochę groźny, trochę niepokojący, ale oczywiście przy tym jest delikatny i łagodny, UWIELBIA Signę i zrobi dla niej wszystko. Przypominam. To. Jest. Śmierć. Istnieje od zarania dziejów. Widział wiele. I nagina zasady, których nie powinien, dla panienki, bo ona tupnęła nóżką i tak chciała. No przecież mnie trzęsie, jak można stworzyć tak beznadziejnych, pustych i pozbawionych mózgu czy jakiejkolwiek realności bohaterów.
Historia jest bo jest, byłaby o niebo lepsza i nawet ciekawa, gdybym co chwila nie musiała czytać o rozterkach Signy, jej niezdecydowaniu i wszystkich ochach i achach w kierunku facetów, których dopiero co - nie, nawet nie poznała - zobaczyła. W dodatku jej obiekty zauroczenia zmieniają się jak w kalejdoskopie i praktycznie do końca ona nie jest zdecydowana i nie wie, czego chce.
A "plotwist", który chciała zafundować nam autorka, był do przewidzenia od samego początku. Nieźle poszło.
Ja odradzam, jeśli ktoś lubi poczytać coś na minimalnym poziomie. Dla mnie to jest gniot, głupota goni głupotę, bohaterowie są nie do zniesienia, a wszystko dookoła jest tylko otoczką dla ich wielkiej, niesamowitej miłości, zamiast realnymi wydarzeniami, które mogłyby nadać tej książce charakteru. Bo potencjał był. Szkoda, że tak zmarnowany.

To jest tak strasznie słaba książka. A w porównaniu do ,,Końca Maskarady" po której skończeniu świeżo jestem, a którą czytałam równolegle z ,,Belladonną", jest to tak ogromna przepaść intelektualna zarówno tekstu, stylu pisania, jak i głównych bohaterek.
Bo Signa jest zwyczajnie beznadziejnie głupia i pusta.
Całą "wielką zagadkę" rozwiązuje tak naprawdę dzięki fortunnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ALE JAK TO NIE JEST OSTATNI TOM??

ALE JAK TO NIE JEST OSTATNI TOM??

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwszy i zarazem dość mocny DNF w tym roku. Wyczuwałam go noskiem już od kilku pierwszych stron, ale usilnie dawałam szansę i brnęłam dalej w tę "historię". Niestety, poległam. Pokonała mnie. I to dobitnie.
Dosłownie poległam w momencie, gdy główna bohaterka z tak błyskotliwym tekstem:
,,- Jestem jedną z was! - krzyknęłam, wyrzucając ramiona w górę. - I nawaliłam się w trzy dupy!"
Tak, to był fragment, w którym powiedziałam sobie "Pierdolę, nie dam rady". Przepraszam za wulgaryzmy, ale tak właśnie było.
I może to nie był jakiś super mocny, ogromnie żenujący czy obrzydliwy tekst, ale on przelał czarę goryczy, która zbierała się już od samego początku.
A jeśli o początku mowa - ta książka jest OBRZYDLIWIE NUDNA. Od pierwszych stron ona opowiadała dosłownie o niczym, w żaden sposób nie próbowała mnie sobą zainteresować, zachęcić do czytania i wgłębiania się w tę historię, bo ja już wiedziałam, co będzie się działo.
Główna bohaterka przyjeżdża do dziwnego miasteczka na "wezwanie" swojego dziadka, którego nigdy nie spotkała, ale jest jej jedynym żyjącym krewnym. "Wezwanie", bo gdy przyjeżdża na miejsce, okazuje się, że ten wcale jej tam nie chce, ale w sumie chce i właśnie tu zaczyna się już moja frustracja, gdy autorka stara się stworzyć pseudozabawne-burkliwe-alekochającecałymsercem postaci. No bo ten dziadek niby jej nie zapraszał, ale w liście dawał znać, że jest samotny i potrzebuje pomocy i w sumie dla niego to ona może sobie jechać, ale ma już dla niej przyszykowane miejsce pracy, miejsce do spania i wszystko inne. Nieźle.
No i oczywiście, już pierwszego dnia po wyjściu na klify spotyka dziwnego nieznajomego w masce, który jest burkliwy (nowość!!) i nieprzystępny, i generalnie wcale nie chce gadać z naszą główną bohaterką, która i tak go zagaduje, a on odpowiada, MIMO ŻE WCALE NIE CHCE TEGO ROBIĆ, co podkreśla. No i ja już wiem, co będzie dalej, zresztą, moje przypuszczenia się sprawdzają, bo co nasza główna bohaterka go widzi, to on przykuwa jej spojrzenie (a propos spojrzenia, pod koniec wstawię wam kilka niesamowicie malowniczych i błyskotliwych cytatów z książki, zapamiętajcie sobie te spojrzenia), budzi w niej pożądanie (po jednym spotkaniu, pamiętajcie, po zaledwie paru wymienionych zdaniach), no generalnie dziewczyna dostaje fioła na jego punkcie, wszędzie go wyszukuje i wypytuje o niego.
Nawet gdy chłop ZABIJA KOZŁA NA JEJ OCZACH, podrzyna mu gardło, to ona zwraca uwagę tylko na to, jak pot cieknie po mięśniach jego brzucha. Uroczo.
Poza tym ta książka jest tak... bezsensowna. Chyba że główna bohaterka ma jakieś problemy, o których nic nie jest wspomniane, jakieś zaniki pamięci, wczesny Alzhaimer czy może powinna mieć wniosek o niepełnosprawność umysłową, BO INACZEJ JEST JEDNĄ Z NAJGŁUPSZYCH BOHATEREK JAKIE SPOTKAŁAM.
Dziewczyna po tym, jak spotkany chyba dzień wcześniej dziennikarz powypisywał jakieś bzdury w gazecie zabiera się i wyjeżdża z miasta. No a przynajmniej taki ma zamiar, bo to miasto jest takie złowrogie, nikt z niego nie może wyjechać - no i ona też. Nie może. Kiedy z niego wyjeżdża pojawia się przy wjeździe do miasta. Spotykałam się już z takim motywem, okej. Tylko że ona w jakiś sposób nagle wjeżdża w drzewo, rozwala auto, następnie na pieszo idzie do domu swojego dziadka i ostatecznie decyduje się zostać, na następny dzień idzie normalnie do pracy błagać o przebaczenie, że w nocy (kiedy próbowała wyjechać) nie przyszła do pracy i... koniec.
Temat tego, że ona nie może się stamtąd wydostać nie jest poruszony. Ona nie jest przestraszona, przerażona, skonfundowana, zaniepokojona CZY NAWET ZACIEKAWIONA, O CO CHODZI. Nie. ONA PO PROSTU PRZECHODZI Z TYM DO PORZĄDKU DZIENNEGO. XDDDDD
O nic nie pyta, niczego nie próbuje dociec, ten wątek jest po prostu zamknięty. A nawet nie zamknięty, on W OGÓLE NIE JEST ZACZĘTY. Ot, nie mogę wyjechać z miasta, no spoko, to wracam do nowego życia.
Przecież to jest absurd. ABSURD.
NIE PAMIĘTAM KIEDY OSTATNIO MUSIAŁAM TYLE NADUŻYWAĆ CAPSLOCKA W JAKIEJŚ OPINII, ALE POTRZEBUJE TEGO, JA WEWNĘTRZNIE KRZYCZĘ NA TĘ KSIĄŻKĘ, AAAA.
Beznadziejna, frustrująca, głupia. Podejrzewam, że im dalej, tym gorzej, ale o tym się nie przekonam, bo ja nie mam sił do tej książki. Nie chce mi się z nią bawić.
A teraz, gdybyście jeszcze czuli się zachęceni do tej książki, to przejdźmy do kącika cytatowego! Bo tu trafiły się prawdziwe perełki.
,,Miał na twarzy czarną maskę, za to jego oczy koloru srebrnych niebios były równie uderzające jak śnieg podczas chłodniej zimowej nocy." Już pomijam fakt, że ona widzi jego oczy Z ODDALI, BO ONA KRZYCZY DO NIEGO NA TYCH KLIFACH, to KTO NORMALNY TAK MÓWI. Rozumiem opisowość, rozumiem piękne porównania w książkach, kiedy są one opisywane z trzeciej osoby, z perspektywy narratora. A NIE Z PIERWSZEJ OSOBY, TO SĄ JEJ MYŚLI. CZY KTOŚ Z WAS KIEDYŚ POMYŚLAŁ, ŻE KTOŚ MA OCZY KOLORU SREBRNYCH NIEBIOS?
Lecimy dalej, to jest ta sama strona.
,,Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Tkwiliśmy w bezruchu, nie zamieniając ani słowa. Wpatrywał się we mnie, jakbym go przyłapała na jakiejś intymnej czynności - jakby właśnie kochał się z porankiem." Nie wiem jak wy, może będę teraz trochę obleśna, ale większość osób myśląc, że przyłapała kogoś na jakiejś "intymnej czynności" prędzej pomyślałaby o... dobra, ujmę to łagodniej - o masturbacji. Nie o "kochaniu się z porankiem". Chyba że ten poranek jest jakąś dziwną metaforą dłoni i on... Hm. HM.
,,Chłód jego spojrzenia kojarzył mi się z mentolem, zdawał się mrozić mnie od środka, przykuwając do miejsca."
,,Powinnam była na widok Juliana odczuwać strach - w końcu na własne oczy widziałam, jak składa ofiarę z kozła - lecz nie potrafiłam go w sobie rozbudzić." Może już rozumiecie, czemu uważam, że ona jest turbo-kosmicznie-głupia.
O, a tutaj mam cytat, już nie jest taką perełką jak tamte, ale pokazuje poziom dialogów i rozmowy między DOROSŁYMI ludźmi.
,,- Fable kiedyś zadurzyła się w Phoeniksie - wyszeptała do mnie Monday. - Myślała, że przemówi mu do rozumu.
- Co ty opowiadasz? - Fable przewróciła oczami. - Ale jesteś, już nigdy ci się nie zwierzę." Nie wiem jak dla was, ale dla mnie brzmi to jak jęczenie dziewczynki w wieku 14 lat, gdy koleżanka wyda jakiś jej głupiutki sekret, a nie dorosłej, pełnoletniej kobiety.
Nie polecam tej książki. Jest zła. Źle napisana. Głupio. Nudna. Nieciekawa. Banalna. Sztampowa. I podejrzewam, że część, którą sobie odpuściłam, wcale nie była lepsza. Ja odradzam.
Bez odbioru.

Pierwszy i zarazem dość mocny DNF w tym roku. Wyczuwałam go noskiem już od kilku pierwszych stron, ale usilnie dawałam szansę i brnęłam dalej w tę "historię". Niestety, poległam. Pokonała mnie. I to dobitnie.
Dosłownie poległam w momencie, gdy główna bohaterka z tak błyskotliwym tekstem:
,,- Jestem jedną z was! - krzyknęłam, wyrzucając ramiona w górę. - I nawaliłam się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejny raz muszę pożegnać ze swoich zbiorów tak pięknie wydaną książkę.
I choć w serduszku to trochę boli, to dla tak słabej pozycji nie ma miejsca w mojej biblioteczce, niezależnie od tego, jak śliczna by nie była.
Początek nie był zły, choć już wtedy czułam, że miłości między nami nie będzie, a z braku miłości z biegiem czasu przechodziłam do coraz większego zmęczenia, rozczarowania i zniechęcenia tą książką.
Jest średnia. Może nie tragiczna, nie beznadziejna, spotykałam gorsze, ale bardzo, bardzo przeciętna.
Kreacji świata praktycznie nie ma, może pod koniec dostajemy jakieś wzmianki o innych królestwach, ale poza tym wszystko w tej książce dzieje się "od czapy", w dodatku niemal wszystko, co związane z mitologią, wierzeniami, rytuałami spotkałam już w innych książkach, chociażby ,,Córce Bogini Księżyca", która plasuje się o niebo wyżej od tej książki. W dodatku wszystko to jest tutaj strasznie uproszczone.
Bohaterowie - niby są, a ich nie ma, są tak nijacy, nieciekawi, w ich relacjach nie ma żadnej chemii. Księżniczka, która zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka, Ning z kolei niby nie odbyła jakichś większych szkoleń, ale coś tam potrafi i ma wiedzę, sama poczuła, że z jej zdolnościami jest w stanie wygrać konkurs, ale właściwie to cały czas przechodzi za pomocą szczęścia, niby się zna, ale później produkując herbatę dla siebie przesadza ze składnikami i działają na nią nie tak jak trzeba. W dodatku jest koszmarnie niekonsekwentna i zmienia zdanie jak chorągiewka na wietrze.
Obwinia się o śmierć matki, nowo poznany chłopak mówi jej, że to nie jej wina, ona zaprzecza i jest zła, że on śmie tak mówić, potem uświadamia jej, że jej matka PRZEWYŻSZAŁA JĄ WYSZKOLENIEM I ZDOLNOŚCIAMI, a i tak nie zauważyła trucizny, a jak miałaby to zrobić Ning, która ledwo co była szkolona, więc nagle zaczyna mieć wątpliwości i przyznaje mu racje, więc jej wyrzuty sumienia idą w zapomnienie.
Albo jej relacja z tym niesamowicie tajemniczym chłopakiem - nie ufa mu, potem mu ufa, bo widzi jego wspomnienia, potem znów nie ufa, bo on okazuje się kimś innym, potem chce zaufać i ufa, a potem dowiaduje się czegoś, nie potwierdza u źródła i z powrotem mu nie ufa i nie ma zamiaru więcej ufać.
No trzymajcie mnie.
No i jeszcze ten wątek romantyczny - stworzony kompletnie z niczego, między bohaterami nie ma chemii, oni po prostu parę razy się napotykają, a ich relacja polega na... nie wiem, wypiciu herbaty, zobaczenia swoich wspomnień, a potem nagłym zakochaniu się, ale wiecznym przyciąganiu i odpychaniu, jak innowacyjnie! Powiew świeżości!
To niby nie jest długa książka, powinnam była skończyć ją o wiele szybciej i pewnie by tak było, gdyby skupić się na tych ważnych wątkach i może dopracowaniu ich, wgłębieniu się w nie, rozwinięciu, niż na bezsensownych wstawkach z tego, jak dziewczyny pomagają w kuchni i zachwycają się jedzeniem. Lub innym dziwnym, kompletnie niepotrzebnym scenom.
Na plus byłby ciekawy system magii za pomocą herbaty, ale! nawet on jest niekonsekwentny, bo później okazuje się, że herbata wcale nie jest do tego potrzebna, że magia potrafi działać inaczej, więc w sumie po co w ogóle tyle zachodu z pogłębieniem tego wątku, skoro później spłaszczamy go do "no, w sumie to i tak nie jest potrzebne".
Iksde.
Przeczytałam gdzieś w opiniach, że książka podobna jest do Dworów - na jej szczęście (tak, jestem naczelną hejterką Sarah J. Maas, gdyby ktoś nie wiedział lub zapomniał, bo dawno o tym nie wspominałam, hejka!) ja zupełnie tego nie zauważyłam, na jej nieszczęście zaś - i tak niewiele to zmienia.
Dalej jest to bardzo słaba książka, niekonsekwentna, nudna, sztampowa i strasznie przewidywalna. Nic, czego na rynku byśmy już nie mieli i to w lepszych wersjach.
Zaś ta okładka...

Kolejny raz muszę pożegnać ze swoich zbiorów tak pięknie wydaną książkę.
I choć w serduszku to trochę boli, to dla tak słabej pozycji nie ma miejsca w mojej biblioteczce, niezależnie od tego, jak śliczna by nie była.
Początek nie był zły, choć już wtedy czułam, że miłości między nami nie będzie, a z braku miłości z biegiem czasu przechodziłam do coraz większego zmęczenia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Byłam przekonana, że ta książka trafi do topki tego roku - i właściwie niewiele się myliłam, chociaż nie spodziewałam się, że od końca, jako jeden z większych zawodów.
Długo czekałam na jej premierę, oczywiście za sprawą tej obłędnej okładki, wydanie jest naprawdę przepiękne, niestety, jej zawartość już niekoniecznie.
I nie mam tu na myśli klimatu tej książki, bo z zamierzenia właśnie taki miał on być - brudny, przeżarty, gnijący, duszący. Taki był, ale tylko z opisów, bo tego klimatu nie byłam w stanie odczuć. Jedyne, co odczułam podczas jej czytania, to parokrotnie odrazę, niechęć i nieco obrzydzenia, a do tego od połowy książki okropne znużenie, zażenowanie i chęć skończenia jej jak najszybciej, mimo że ta książka i tak jest dość króciutka!
Brakowało mi w tej książce dopracowania, wszystko dzieje się dość szybko, rozwiązania przychodzą bohaterkom ot tak, na pstryknięcie palca, pełno jest szczęśliwych zbiegów okoliczności, bohaterki szybko znajdują to, czego im potrzeba, nawet z pożaru, który trawi wszystko, akurat pozostaje to, co jest im potrzebne, by ruszyć dalej! Nieprawdopodobne!
I tak się ta fabuła jakoś kręci, nie jest wybitna, nie jest zaskakująca, nie byłam zachwycona jej innowacyjnością, zamiast tego byłam zażenowana tym, co działo się w dialogach.
Część postaci przedstawiana jest jako eteryczna, wyjątkowa, dość wysublimowana, część jest z tych wyższych wyżyn społecznych, część jest określana jako ta inteligentna i błyskotliwa, możemy sobie wtedy pomyśleć: o, super, te postaci na pewno będą miały coś sobie do powiedzenia!
Tak, między innymi ciągłe "jesteś kutasem", ,,wypierdalaj", ,,idę się wysrać jak zwierzę w lesie" - to chyba moje ulubione, szczyt elokwencji. Zamiast rozmów mamy jakieś gówniarskie odbijanie piłeczek, ciągłe uszczypliwości, docinki, które miałyby sens, jakby postaci miały po 5-7 lat, a nie po 17-20. Wszystkie te teksty były tak drętwe, żenujące i głupie, że odechciewało się czytać.
No i jeszcze jedno. Zgnilizna.
Ile. Można. Powtarzać. To. Samo.
Przysięgam, na jednej stronie trafiłam na powtórzenie tego słowa z jakieś 4-5 razy. Rozumiem chęć stworzenia klimatu, ALE NAPRAWDĘ, ISTNIEJĄ INNE SŁOWA. MOŻNA UŻYWAĆ ICH NAPRZEMIENNIE. Zamiast tego co rusz czytamy o tym, że coś pachnie zgnilizną, że coś gnije, że coś jest zgniłe, potem znowu coś cuchnie zgnilizną i tak w kółko.
Dla mnie - bardzo słaba książka. Głupiutka. Przykro mi. Liczyłam na więcej. Myślałam, że będzie jedną z lepszych w tym roku. Nie była.

Byłam przekonana, że ta książka trafi do topki tego roku - i właściwie niewiele się myliłam, chociaż nie spodziewałam się, że od końca, jako jeden z większych zawodów.
Długo czekałam na jej premierę, oczywiście za sprawą tej obłędnej okładki, wydanie jest naprawdę przepiękne, niestety, jej zawartość już niekoniecznie.
I nie mam tu na myśli klimatu tej książki, bo z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Baśnie wybrane braci Grimm Jacob Grimm, Wilhelm Grimm
Ocena 8,0
Baśnie wybrane... Jacob Grimm, Wilhel...

Na półkach: , ,

Zostałam wychowana na baśniach, pod ich znakiem minęło całe moje dzieciństwo, więc zrozumiałe, że są bliskie memu sercu. Nie tylko te Braci Grimm, ale akurat te biorę tu na tapet.
I to nie okrojone, przycenzurowane wersje, a te, które miały być tymi oryginalnymi, brutalniejszymi, bardziej okrutnymi, wręcz krwawymi. Dużo się o tym nasłuchałam i naczytałam, a że z wieku dziecięcego już dawno wyrosłam i te mroczniejsze wersje niegdyś ukochanych opowieści mnie bardzo ciekawiły to nie mogło być inaczej i w końcu po nie sięgnęłam.
I, cóż, sromotnie się rozczarowałam.
Tak, tak, wiem w jakich czasach zostały one napisane i tak, oczywiście, nasza aktualna znajomość wielu z tych historii, a przede wszystkim - ich adaptacji, wieeelu adaptacji na pewno znacznie wpływa na odbiór tych historii, ale... Nie mogę zdzierżyć jak płytko i sztampowo wyglądają te baśnie. Zamiast baśni uznałabym je wręcz za satyrę czy karykatury. I świadomość, w jakich latach zostały napisane wcale nie pomaga.
Nie będę spoilerować, bo te baśnie są na tyle króciutkie i raczej na tyle znane, że raczej ciężko jest w ich przypadku rzucić spoilerem, ale przykładowo - historia o najmądrzejszej dziewczynie, którą król poślubia, bo odgadnęła zagadkę, potem nie podoba mu się, że ta mogła zaingerować w spór, na co nie ma żadnego dowodu, zrywa z nią zaślubiny, nie chce jej więcej widzieć, każe zabrać jej tylko to, co jest najdroższe sercu, a ta go usypia i tego człowieka zabiera ze sobą do domu, mówiąc, że to on jest najdroższy jej sercu, jemu się nagle wszystko odmienia, znów ją kocha i bierze ponownie ślub.
???????
Przecież to jest tak głupie na tylu aspektach. Począwszy od głupiego, panicznego i zaściankowego myślenia króla, po głupotę niby najmądrzejszej na świecie dziewczyny, która daje sobą pomiatać, pojąć za żonę bez żadnej zgody, a potem jeszcze stwierdza, że ten sam osobnik, który bez żadnych dowodów krzyczy na nią jest miłością jej życia.
Niestety, to są chyba historie, które w tym momencie zbyt tracą na aktualności i mnie, zwłaszcza jako kobiety, bolą utarte schematy i traktowanie kobiet jak przedmioty, dla których największym zaszczytem ma być zostanie wybraną przez króla.
W dodatku ten motyw cały czas się przejawia, za wszystko łaskawi królowie pozwalają dziewczynom siebie poślubić, czyniąc im tym wielką łaskę. A co boli bardziej, niemal każde zaślubiny poprzedzone są okrutnością władców, momentami wręcz tyranią, a w niektórych opowieściach (mam tu na myśli baśń o Kopciuszku) wręcz głupotą, naiwnością i ślepotą, a później żyje im się długo i szczęśliwie.
Nie, nie i jeszcze raz nie.
Kocham baśnie i dalej będę je kochać, ale znacznie bardziej bliższe memu sercu będą adaptacje i mój własny ich odbiór, niż to, co zostało spisane oryginalnie. Bo na ten moment nie jestem w stanie docenić twórczości Braci Grimm. Pomysły, może, zaś wykonanie?
Absolutnie nie.

Zostałam wychowana na baśniach, pod ich znakiem minęło całe moje dzieciństwo, więc zrozumiałe, że są bliskie memu sercu. Nie tylko te Braci Grimm, ale akurat te biorę tu na tapet.
I to nie okrojone, przycenzurowane wersje, a te, które miały być tymi oryginalnymi, brutalniejszymi, bardziej okrutnymi, wręcz krwawymi. Dużo się o tym nasłuchałam i naczytałam, a że z wieku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To bardzo, bardzo dziwna książka. Dziwna i nieco pogmatwana. Pokręcona. Może dla mnie nieco zbyt metaforyczna.
Styl pisania autorki nie jest zły, wręcz przeciwnie, nie jest to typowo głupiutka, płytka książka, jest napisana dość spokojnie, malowniczo, obrazowo, mimo tego nie byłam w stanie wgryźć się w tę historię, ba, czułam się od niej totalnie odklejona, jakbym na wszystkie wydarzenia, o których czytałam, patrzyła zza powierzchni wody. I tak ta płynąca, uderzająca w skały woda unosiła mnie na falach powieści, a ja nie byłam w stanie się w nią zagłębić.
Nie jestem fanką mieszania realnego świata i dość mocnych, rzeczywistych wydarzeń z fantastyką, jeśli nie ma to mocnego fundamentu. Co innego, gdy cały świat fantastycznej historii jest osadzony w naszych realiach, jak przykładowo w ,,Darach anioła", gdzie wszystko od początku jest nam ładnie wyjaśnione, a co innego, gdy mamy nasz "normalny" świat i nagle jakieś dziwne, paranormalne wydarzenia, o których nie do końca wiemy, czy dzieją się naprawdę, czy są tylko wymysłem schorowanego umysłu i niemal do końca książki nie możemy być pewni, co będzie prawdą, a gdy już się dowiadujemy, jest to takie cudaczne, niewiarygodne i bezsensowne. Niestety, tutaj to takie było.
Mamy tu również dużo niedopowiedzeń, dużo porzuconych wątków, które mogłyby być ważne. Dostajemy wzmiankę o czymś, by zaraz autorka o tym zapomniała i już więcej nie poruszyła tego tematu, jak w przypadku rasizmu między narodami, który jest lekkim napomknięciem gdzieś na początku książki, a później pojawia się jeszcze raz czy dwa, by obrazić jednego z bohaterów i tyle. Dostajemy zapowiedź bardzo rozbudowanego świata, by niczego się o nim nie dowiedzieć.
Co do bohaterów - ciężko było przejść przez tę historię z Effy. Pominę już fakt, ile razy nie rozumiałam przez chwilę, co się dzieje w książce, bo zamiast Effy czytałam ELFY I ZASTANAWIAŁAM SIĘ SKĄD NAGLE W TEJ KSIĄŻCE WZIĘŁY SIĘ ELFY.
Ta zaś była z początku niesamowicie irytująca. Albo zahukana i niepewna siebie, by zaraz przypuścić atak na drugą osobę, bo ta miała czelność mieć inne poglądy niż ona. Lub wypożyczyć książki, które ona chciała, bo ON NA PEWNO ICH NIE ZROZUMIE TAK JAK ONA. No nie dało się jej zdzierżyć. Na zmianę się bała, potem była bezczelna i arogancka, czepliwa, by zaraz znów się bać i płakać. Z czasem zrobiło się nieco lepiej, Effy trochę przystopowała, ale w dużej mierze zaczęło się to dziać za sprawą rozkwitającego wątku romantycznego. Ciężko było zrozumieć tę dziewczynę, tym bardziej, że autorka praktycznie przez całą książkę rzuca nam tylko ochłapy tego, co mogło się jej przydarzyć w związku z jednym z profesorów i do końca książki nie dostajemy jasnej informacji. Możemy się tylko domyślać, czy i w jaki sposób została przez niego wykorzystana, ale przez brak powiedzenia tego jasno i przy snuciu jedynie domysłów ciężko jest zrozumieć zachowanie i motywację Effy, które zdaje się być dla mnie jako czytelnika jedynie dziwne, dzikie i niezrozumiałe. Uważam, że pozostawienie tego wątku w taki sposób to ogromny błąd autorki, który - dla mnie - bardzo wpłynął na odbiór książki. Zwłaszcza, że o takich tematach nie powinno się milczeć i ich nie rozwijać, tym bardziej biorąc pod uwagę zakończenie, gdzie Effy nagle żąda "zadośćuczynienia". No nie. Nikt nic nie wie, nikt nic nie rozumie, a dziewczyna ot tak szantażem nakazuje zwolnienie profesora. Któremu notabene się to należy, nie mówię, że nie, ale NIKT NIE ZNA POWODU. Przecież to jakiś absurd.
Ja nie jestem z tej książki zadowolona. Za bardzo mnie zmęczyła, nie wciągnęła, historia miała ogromny potencjał, ale wszystkie te błędy skutecznie ściągnęły ją na dno. Można przeczytać, oczywiście, możecie odebrać ją inaczej, ale ja jestem rozczarowana. I przykro mi, że takimi głupotkami został zmarnowany potencjał książki, która mogła być naprawdę dobra.

To bardzo, bardzo dziwna książka. Dziwna i nieco pogmatwana. Pokręcona. Może dla mnie nieco zbyt metaforyczna.
Styl pisania autorki nie jest zły, wręcz przeciwnie, nie jest to typowo głupiutka, płytka książka, jest napisana dość spokojnie, malowniczo, obrazowo, mimo tego nie byłam w stanie wgryźć się w tę historię, ba, czułam się od niej totalnie odklejona, jakbym na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznaję się bez bicia - byłam PRZEKONANA, że ta książka to fantastyka.
Ale spójrzcie tylko na nią - ten tytuł! ta okładka! ten... No dobra, z czytaniem opisów to ja akurat jestem na bakier, nie zdarza mi się to, chyba że tak, jak w tym przypadku - dopiero w momencie, gdy odkrywam, że coś jest nie tak i coś mi nie pasuje.
Więc ta daaa! ja miałam ogromną niespodziankę, gdy zamiast fantastyki w klimacie plemion dostałam (co prawda również plemienny) mini-kryminał, śledztwo narkotykowe, Indiańskie wierzenia, romans między bohaterami. Brzmiałoby całkiem nieźle.
Brzmiałoby, gdyby nie fakt, że dla mnie książka była jednocześnie okropnie nudna, a jednocześnie dość niespójna, infantylna i naiwna.
Miała swoje fazy, gdzie zainteresowanie skakało niczym sinusoida, wątki stawały się interesujące i książka sama się czytała, by zaraz spaść i przez następne x stron ciągnąć się, powodując ziewanie za ziewaniem i chęć przerwania czytania. W pewnym momencie zaczęłam przewijać strony, gdy stało się zbyt ckliwie.
A w momencie, gdy sprawę gwałtu (coby nie spoilerować, nie podam na kim) potraktowano tak po macoszemu, zrobiono z niej byle przerywnik, byleby tylko wzbudzić jakieś emocje, współczucie, ale praktycznie nie poruszyć go w żadnej ważniejszej kwestii. Cała ta scena była też bardzo enigmatyczna, niby coś się wydarzyło, ale nie jesteśmy pewni, by potem dostać potwierdzenie, jednak... no nie. Było to bardzo złe i bardzo krzywdzące. Bardzo mnie zdenerwowało i sprawiło, że kompletnie odechciało mi się dalszej lektury. Z czystej przekory dowlekłam się do zakończenia, nie skupiając się już specjalnie - przyznaję się.
W ogólnym rozrachunku dużo z zachowań bohaterów jest głupich, infantylnych, niedojrzałych, ich zachowania są irracjonalne, nie polubiłam się dosłownie z nikim i nikogo nie będę opłakiwać czy żałować.
Wątek kryminalny oraz poszukiwanie sprawców handlu narkotykami - no był. Rozwiązanie naciągane, wciąganie w to głównej bohaterki - idiotyczne. Bez żadnego przeszkolenia, wytłumaczenia, ot tak, zróbmy z dziewczyny informatorkę! Świetny pomysł, co może pójść nie tak?
No i na zakończenie - wszystko i tak sprowadza się do długo i szczęśliwie między bohaterami, których relacja jest tak przesłodzona, oczywiście zaraz po tym jak ciągle ich ciągnie do siebie, oni się odtrącają, wracają, odtrącają i tak jeszcze z pięć razy. Moje ulubione.
Wspomnę jeszcze o delikatnym motywie fantasy o "małych ludziach", który był tak oderwany i niepotrzebny, że tylko bardziej zaszkodził tej książce, skutecznie unierealniając całą historię.
Ja nie jestem zadowolona, nie polecam tej książki i jestem szczerze zaskoczona, że nie zbiera ona praktycznie żadnych złych opinii, co najwyżej przeciętne.
Dla mnie zmarnowany czas.

Przyznaję się bez bicia - byłam PRZEKONANA, że ta książka to fantastyka.
Ale spójrzcie tylko na nią - ten tytuł! ta okładka! ten... No dobra, z czytaniem opisów to ja akurat jestem na bakier, nie zdarza mi się to, chyba że tak, jak w tym przypadku - dopiero w momencie, gdy odkrywam, że coś jest nie tak i coś mi nie pasuje.
Więc ta daaa! ja miałam ogromną niespodziankę, gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chciał się człowiek pobawić trochę przed nadchodzącym Halloween, poczytać jakichś książek w klimacie gotyku, wampirów, trochę straszne, trochę zabawne, tak o, w klimacie, ale po dwóch niewypałach to mi się już nie chce.
Ot, taka nieco głupiutka, nieco naiwna historyjka, niespecjalnie ciekawa, mało interesująca, akcja jakaś się dzieje, ale jest na tyle sztampowa i przewidująca, że człowiekowi aż nie chce się czytać, bo i tak wie, co się stanie.
Co prawda skłoniła mnie trochę do refleksji, w aspektach obsesji na punkcie swojego ciała doskonale ją rozumiałam i pod tym względem ta książka mnie troszkę użądliła w serduszko, niestety, potem znów poleciał sztamp, zakończenie tego wątku, tak jak i cała ta książka, było okropnie banalne i choć za ten jeden wątek chciałam dać plusa - tak po tym nie mam zamiaru go dać.
Oczywiście, fajnie jest przejść do dobrej relacji ze swoim ciałem, ale wcześniejsze opisy tego tematu, które były bardzo znajome i życiowe, nie powinny na przestrzeni dwóch stron zostać nagle zbagatelizowane i nagle wszyscy są piękni, szczęśliwi, zadowoleni z siebie.
Książka nie jest zła - jest zwyczajnie nijaka. Przewidywalna. Nie wnosząca nic do literackiego świata.

Chciał się człowiek pobawić trochę przed nadchodzącym Halloween, poczytać jakichś książek w klimacie gotyku, wampirów, trochę straszne, trochę zabawne, tak o, w klimacie, ale po dwóch niewypałach to mi się już nie chce.
Ot, taka nieco głupiutka, nieco naiwna historyjka, niespecjalnie ciekawa, mało interesująca, akcja jakaś się dzieje, ale jest na tyle sztampowa i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wszystko, co złe, zostało już o tej książce powiedziane.
Ja dodam tylko:
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Ona była zbyt głupia, by w ogóle ją kończyć.

Wszystko, co złe, zostało już o tej książce powiedziane.
Ja dodam tylko:
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Ona była zbyt głupia, by w ogóle ją kończyć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie dam rady. Próbowałam. Naprawdę. Wracałam do tej książki x razy, w formie papierowej, na legimi, za każdym razem dosłownie po paru przeczytanych słowach moje myśli odlatują. I nie jest to kwestia jakiegoś zastoju czytelniczego, o czym myślałam za pierwszym razem - nie, zdecydowanie nie, bo inne książki jestem w stanie czytać normalnie.
Tym bardziej mi żal, widząc tyle pozytywnych opinii, wyjątkowo mam wrażenie, że może to ze mną jest coś nie tak, skoro kompletnie nie potrafię wgryźć się w tę książkę i docenić jej potencjału.
Z reguły staram się przeczytać książkę chociaż do połowy, lub chociażby z te dwieście stron - tutaj nie jestem w stanie. Chyba pierwszy raz w życiu porzucam jakąkolwiek książkę tak szybko, ale to zwyczajnie nie ma sensu, więcej się namęczę i zmarnuję czas, który mogę poświęcić na inną lekturę.
Nie wiem czy jest zła, nie wiem, czy jest dobra, wiem jedynie tyle, że mnie przeokropnie nudzi, nie potrafię się na niej skupić, jest w niej dla mnie zbyt wiele polityki, której nienawidzę i nie potrafię się wkręcić. Będzie dla mnie małą zadrą w moim książkowym serduszku, bo i dostałam ją w prezencie (więc tym bardziej źle mi z tym, że nie dobrnęłam nawet do połowy, ale ile można próbować), i ma piękną okładkę, i nasłuchałam się o niej dużo dobrego.
Ale trudno, muszę to przeżyć.

Nie dam rady. Próbowałam. Naprawdę. Wracałam do tej książki x razy, w formie papierowej, na legimi, za każdym razem dosłownie po paru przeczytanych słowach moje myśli odlatują. I nie jest to kwestia jakiegoś zastoju czytelniczego, o czym myślałam za pierwszym razem - nie, zdecydowanie nie, bo inne książki jestem w stanie czytać normalnie.
Tym bardziej mi żal, widząc tyle...

więcej Pokaż mimo to