-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać308
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński18
-
Artykuły„(Nie) mówmy o seksie” – Storytel i SEXEDPL w intymnych rozmowach bez tabuBarbaraDorosz2
-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
2021-10-06
2021-06-20
8/10
Po przeczytaniu "Bez dogmatu" oraz trzech utworów wchodzących w skład tzw. małej trylogii Sienkiewicza, dochodzę do wniosku, że zamiast zajmować się powieściami historycznymi powinien on więcej czasu poświęcić na pisanie powieści realistycznych.
Opowiadanie "Hania" ("Stary sługa" bowiem jest jedynie prologiem do niego), będące przecież bardzo wczesnym utworem, zdecydowanie przewyższa większość rzeczy, które Sienkiewicz napisał później. W zasadzie jest to takie mini "Bez dogmatu", tylko bez wymowy filozoficzno-moralnej. Historia miłości dwóch tytułowych przyjaciół do Hani nie jest przecież jakoś przesadnie oryginalna czy skomplikowana, ale pisanie o prostych sprawach za pomocą tak pięknego języka, jakim operuje Sienkiewicz, jest zawsze przeze mnie mile widziane. Poza tym ten pisarz doskonale rozumiał istotę relacji damsko-męskich. Nawet jeśli tytułowa Hania jest tą samą kobietą, czyli piękną, czystą i skromną, co Ligia z "Quo Vadis", Anielka z "Bez dogmatu", Helena, Oleńka i Barbara z "Trylogii" czy Danusia z "Krzyżaków". Gorzkie i cyniczne zakończenie jest wisieńką na tym torcie, okraszonym w dodatku wyjątkowo subtelnie odmalowanym obrazem kultury polskiej szlachty ziemiańskiej.
"Selim Mirza" to teoretycznie kontynuacja "Hani", dzieje dalszych losów przyjaźni bohatera-narratora Henryka z polskim tatarem Selimem Mirzą. W poprzednim opowiadaniu istotą była fascynacja mężczyzny kobietą, tutaj zaś - fascynacja mężczyzny drugim mężczyzną, pozbawiona oczywiście jakiegokolwiek podtekstu erotycznego. Sam Selim Mirza jest postacią wielką, bardzo dobrze przedstawioną w obu nowelach, pod której wpływem osobowość Henryka blaknie. Do tego Sienkiewicz ponownie sięga po ten sam chwyt i wszystko wieńczy cynicznym komentarzem, tym razem na temat fatalizmu wojny.
Oba opowiadania łączy też pewna zauważalna "rosyjskość" - polscy literaci raczej sięgali do wzorców z zachodu, Sienkiewicz jednak spojrzał na wschód. W "Hani" i "Selimie Mirzą" wyraźnie pobrzmiewa inspiracja Turgieniewem i Tołstojem, widoczna w roztaczanym nastroju, dyskretnym cynizmie, a nade wszystko - podobnym rozumieniu relacji damsko-męskich i tematu męskiej przyjaźni. Co ciekawe i w pewnym sensie absurdalne, te dwa opowiadania z mojej perspektywy przewyższają dla mnie wszystko, co póki co przeczytałem z opowiadań Tołstoja, Turgieniewa, a nawet późniejszego Czechowa.
8/10
Po przeczytaniu "Bez dogmatu" oraz trzech utworów wchodzących w skład tzw. małej trylogii Sienkiewicza, dochodzę do wniosku, że zamiast zajmować się powieściami historycznymi powinien on więcej czasu poświęcić na pisanie powieści realistycznych.
Opowiadanie "Hania" ("Stary sługa" bowiem jest jedynie prologiem do niego), będące przecież bardzo wczesnym utworem,...
2021-06-05
8/10
Eliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca, skąpej liczby bohaterów i bardzo wartkiej akcji. Nawet jeśli jesteśmy po pierwszych 20 stronach przewidzieć, co mniej więcej wydarzy się na następnych, to "Chama" czyta się z zaciekawieniem i zapałem. Jasne, również i w tym dziele Orzeszkowa po raz kolejny przedstawia wieś jako środowisko zdrowe, stojące w opozycji do zepsutego miasta, ale tutaj antyurbanistyczna, typowa dla pozytywizmu wymowa jest zdecydowanie bardziej subtelna. Przede wszystkim świetnie skonstruowane portrety głównych bohaterów - mieszczki Franki i chłopa Pawła - są główną "atrakcją" powieści.
Franka i Paweł są na tyle zindywidualizowanymi bohaterami, że nie są tylko pustymi figurami reprezentującymi dwa odmienne światy, a ich relacja jest ciekawa i całkiem niejednoznaczna. Orzeszkowa zdaje się sprzyjać Pawłowi jako reprezentantowi prostej i poprawnej wiejskiej moralności, ale także France daje dużo zrozumienia i wyrozumiałości, a na pewno zdecydowanie więcej niż Flaubert stworzonej przez siebie pani Bovary, której Franka jest zdecydowanie polską odpowiedniczkom. Postępowanie Pawła może jednak, zwłaszcza współcześnie, budzić duże wątpliwości - czy na pewno szczerze kocha Frankę, czy jednak bardziej kocha wymyśloną przez siebie ideę wybawienia jej od "grzechu"? Ta kwestia właściwie nurtowała mnie całą powieść, mimo że jestem prawie pewien, iż, jak już wspomniałem, mamy sprzyjać Pawłowi i jego misji.
Psychologizm w tej powieści jest w pełni rozwinięty - to właśnie na opisywanie stanów emocjonalnych poświęcono najwięcej miejsca. Orzeszkowa w końcu więcej pokazuje i zostawia niedomówienia, niż zwyczajnie opowiada bajkę na dobranoc. Oczywiście trochę szkoda, że nie ma tu tego osobliwego klimatu "Meira Ezofowicza" czy nawet "Nad Niemnem" (nawet jeśli jest nudne), ale wynagradza to literacka dojrzałość, którą pisarka osiągnęła w "Chamie".
8/10
Eliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca,...
2021-06-17
2021-06-13
2021-06-13
2021-06-13
2021-06-02
2021-06-02
2021-05-29
2021-05-24
2021-05-16
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz w ogóle polskiej oświacie? Oczywiście, że nie! Ta książka jest po prostu tak dobra, że bezdyskusyjnie powinna być zaliczana do kanonu literatury światowej obok "Anny Kareniny", "Nędzników" czy "Czarodziejskiej góry".
Po pierwsze, zachwycająca jest łatwość, z jaką nawet urodzony na przełomie XX i XXI wieku 17-letni dzieciak (którym byłem gdy pierwszy raz zaczytywałem się w "Lalce") może się utożsamić z 45-letnim kupcem galanteryjnym z drugiej połowy XIX wieku. Stanisław Wokulski jest w genialny sposób autentycznie skonstruowaną postacią - trudny życiorys, ciągłe rozdarcie, marzycielskie dążenia, rozterki uczuciowe, niekierowanie się podziałami społecznymi i rasowymi, rozumienie problemów społecznych, głębokie i obrazowe przemyślenia filozoficzne, a w końcu popadanie w głęboką depresję i rozgoryczenie porządkiem świata. Śmiało można powiedzieć, że "Lalka" jest pierwszą polską powieścią psychologiczną i na pewno jedną z najlepszych w tym gatunku. Ale nie tylko Wokulski jest tak dobrze skonstruowaną postacią, bo równie wspaniale wykreowana jest panna Izabela (rozdział wprowadzający ją do fabuły, w którym Prus perfekcyjnie opisuje charakter Łęckiej bez bezpośredniego nazywania jej cech charakteru, to jeden z najlepszych momentów w literaturze). Zawsze będę miał problem z oceną jej niejednoznacznego charakteru, gdyż z jednej strony jest ona kobietą próżną i zepsutą, z drugiej dzieckiem swojej epoki i arystokratycznego wychowania.
Dotyczy to także wielu innych postaci - naiwny próżniak Łęcki, ogarnięta histerią i paranoją Krzeszowska, żyjący w zupełnie innym świecie baron Krzeszowski, zdziadziały Rzecki, demoniczny Starski, marzycielski i leniwy zarazem Ochocki, przemądrzały i ironiczny Szuman, poczciwy Suzin... nie wspominając już o Wąsowskiej, prototypie skrajnej feministki (bo emancypantka to słowo za słabe). Oczywiście na potrzeby tej marnej recenzji spłaszczyłem charaktery tych wszystkich niebywałych postaci, których decyzje, zachowania, drobne gesty i reakcje, a nawet niezwykle różnorodne (często zmieniające się w czasie) poglądy są tak cholernie autentyczne, że ciężko uwierzyć że są one tylko wytworem bardzo ludzkiej imaginacji Bolesława Prusa.
Wszystkie te postaci składają się na mozaikowy, całkowicie pełny (mimo zastosowania mowy ezopowej tam, gdzie cenzura kneblowała pióro Prusa) obraz społeczeństwa i epoki popowstaniowej w Królestwie Polskim. Budują go także zawarte w "Lalce" niezliczone, ciągle ścierające się idee i poglądy - kapitalizm, socjalizm, nihilizm, egzystencjalizm, darwinizm, feminizm, konserwatyzm, liberalizm, ateizm, katolicyzm, patriotyzm, kosmopolityzm, a w końcu pozytywizm i romantyzm. Te wszystkie -izmu są tu żywo obecne, razem z ambicją, marzycielstwem, bowaryzmem, próżniactwem, pracowitością, idealizmem, cynizmem, chciwością i całą gamą uczuć i postać życiowych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - ja przy powtórnej lekturze najbardziej zwróciłem uwagę nie tylko na stany psychiczne Wokulskiego, ale także na to, jakim ostrym ostrzem była "Lalka" skierowanym w stronę arystokracji, przedstawionej w niezwykle złym świetle. Arcydzieło Prusa odczytuję właśnie przede wszystkim jako krytykę społeczną i porządku XIX-wiecznego świata, krytykę wszelkich podziałów społecznych, nierówności ze względu na płeć, rasę i majątek, a także więzów jakim były dla ówczesnych ludzi konwenanse. Topos theatrum mundi, ciągłego grania ról i nakładania masek, ludzi-marionetek w rękach fatum - to wszystko tu jest.
Nie waham się nazwać "Lalki" także pierwszą współczesną polską powieścią, bo wciąż jest szalenie uniwersalna i po prostu poczytna, ale także otwiera nowy rozdział w historii polskiej literatury, ponieważ przed tą powieścią Prusa mieliśmy jedynie dzieła teraz dość archaiczne i szybko starzejące się, takie jak "Trylogia", albo zbyt mocno zakorzenione w swoich czasach, jak "Dziady". Natomiast po "Lalce" - masę dzieł już o charakterze bardziej współczesnym. "Lalka" ma także masę innych zalet - jest najzupełniej w świecie wspaniale napisaną książką. Przez jej tekst się po prostu płynie, a każdy wątek jest równy pod względem ważności i jakości. Rzadko trafiają się w niej momenty nieco nudniejsze od tak świetnych epizodów jak pobyt w Paryżu i próżniactwo w Zasławku (swoista parodia rajskości siedziby szlacheckiej z "Pana Tadeusza"), proces o tytułową lalkę, rozmowa Izabeli z Florentyną, wizyta Łęckiej w sklepie Wokulskiego, ich spotkanie w Łazienkach, scena pierwszego obiadu u Łęckich, wyścigi konne, pojedynek z Krzeszowskim, sugestywna scena wagonowa czy cały przygnębiający i najdłuższy w powieści rozdział "Dusza w letargu".
Podoba mi się także drobiazgowość w charakteryzowaniu ówczesnej rzeczywistości, w tym tej materialnej, umiejscawiania akcji w bardzo namacalnych i konkretnych miejscach (ta warszawskość powieści, ale też niepozorne Skierniewice), wśród drogich sprzętów domowych, aluzji do innych dzieł literackich, sztuki, muzyki, dzieł filozoficznych i wydarzeń historycznych, także tych, o których dzisiaj byśmy nie pamiętali, gdyby nie powieść Prusa (bo kto dziś kojarzyłby postać Napoleona IV, pokój san-stefański lub wojnę bułgarską?). Prawie wszystko, co dotyczy literackiego świata "Lalki", przez te wszystkie lata od jej wydania stało się ikoniczne, ponieważ my, Polacy, jesteśmy przesiąknięci "Lalki" do cna. I paradoksalnie ta polskość "Lalki" (mimo jej uniwersalności) sprawia, że jest tak niedoceniana na świecie, choć i tak jest najbardziej znaną za granicą polską powieścią.
Pełne i skończone arcydzieło literatury polskiej i światowej, to trzeba powiedzieć.
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej...
2021-04-17
4,5/10
Zawsze wydawało mi się, że "Wichrowe wzgórza" to jeden z tych największych powieściowych romansów wszechczasów, stawiany obok "Dumy i uprzedzenia" i "Przeminęło z wiatrem". Sięgając po książkę młodszej siostry Brontë z jednej strony rozczarowałem się pozytywnie, gdyż dostałem coś, co nie do końca można nazwać samym romansem, a zarazem negatywnie, bo jest to być może jedna z najbardziej przecenianych powieści wszechczasów.
"Wichrowe wzgórza" to przede wszystkim nieudana powieść gotycka. Nieudana, bo Emily Brontë zupełnie zawodzi, jeśli chodzi o budowanie potrzebnego w tym gatunku gęstego klimatu. Wydaje się, że autorka uznała, że gdy umieści akcję w podupadłym dworku na wrzosowiskach, użyje takich elementów jak burza, mgła, wichura, lustro i zjawy, a historię osnuje wokół losów bohaterów mniej lub bardziej niemoralnych, to wystarczy, by czytelnik poczuł dreszcz. Oczywiście to za mało - gotycyzm jest tu ledwie widoczny. Drugim moim zarzutem względem "Wichrowych wzgórz" jest paradoksalnie krótkość tej książki. Na ok. 350 stronach została rozpisana akcja rozpięta w czasie na ponad 30 lat, co w efekcie wygląda tak, że czytając powieść przechodzimy przez kolejne wydarzenia prawie że sprintem. Wszelkie zmiany, czy to charakterów czy sytuacji, zachodzą w zastraszająco ekspresowym tempie. Nie ma tu żadnego momentu na oddech, czy wczucie się w sy. Nadmiar wydarzeń, zwykle bardzo brutalnych, szybko prowadzi do przesytu.
Do tego zupełnie nie rozumiem, dlaczego traktuje się tę powieść jako dzieło "literatury kobiecej". Na odwrocie mojego wydania znalazł się nawet frazes, że jest to powieść "napisana przez kobietę, o kobietach i dla kobiet". Co prawda narracja w głównej mierze prowadzona jest z punktu widzenia służącej, będącej świadkiem wszystkich wydarzeń w powieści, ale postać ta pełni de facto rolę bezosobowego narratora obiektywnego. Nie zapewnia to w żaden sposób kobiecego spojrzenia na to, co się dzieje w "Wichrowych wzgórzach". a szkatułkowa konstrukcja opowieści nie jest dobrze wykorzystana, wręcz przeciwnie - wydaje się niepotrzebna i łatwo się przez nią zagubić w meandrach historii. Poza tym, w zasadzie jest tu więcej bohaterów męskich, niż żeńskich, a wątkom miłosnym daleko od "kobiecej" delikatności.
Czytając moją recenzję, można zauważyć, że zupełnie nie krytykuję warstwy fabularnej. Co prawda historia w "Wichrowych wzgórzach" jest bardzo zawiła, rozbita na dwa pokolenia, można się w niej zgubić (zwłaszcza w powiązaniach rodzinnych i małżeńskich pomiędzy bohaterami) i czasami wręcz przypomina dziwny harlekin. Niemniej zamysł Brontë, by umieścić akcję powieści w dwojakiej pod względem charakteru mikroprzestrzeni dwóch sąsiadujących ze sobą siedzib szlacheckich oraz pokazać degrengoladę i stopniowy upadek rodów Earnshawów i Lintonów za sprawą działań Heathcliffa, był naprawdę dobry. Jest to też miłą odmianą, że po ułożonych i wygładzonych powieściach Jane Austen w literaturze wiktoriańskiej Anglii pojawia się coś, co już w samym zamyśle miało być ponure i brutalne.
Niestety wszystko zawodzi przez naprawdę sztywny język Emily Brontë, jej nieumiejętność do prowadzenia narracji i roztaczania pożądanej gęstej atmosfery. Miałem wrażenie, że czytam książkę już przestarzałą w momencie wydania, starszą o co najmniej pół wieku, niż jest w rzeczywistości. Wystawiam jeszcze niższą ocenę, niż całokształt powyższej recenzji sugeruje, ponieważ "Wichrowe wzgórza" niezmiernie zaczęły mnie irytować i męczyć odkąd pojawił się wątek drugiego pokolenia bohaterów. Jest to bardziej szkic powieści, niż pełnoprawne dzieło. A szkoda, bo potencjał oczywiście był.
4,5/10
Zawsze wydawało mi się, że "Wichrowe wzgórza" to jeden z tych największych powieściowych romansów wszechczasów, stawiany obok "Dumy i uprzedzenia" i "Przeminęło z wiatrem". Sięgając po książkę młodszej siostry Brontë z jednej strony rozczarowałem się pozytywnie, gdyż dostałem coś, co nie do końca można nazwać samym romansem, a zarazem negatywnie, bo jest to być może...
2021-04-11
7/10
To moje pierwsze spotkanie z twórczością dramatyczną Czechowa i jestem zupełnie zaskoczony, ponieważ (być może naiwnie) spodziewałem się raczej dzieła podobnego treścią i nastrojem do satyrystycznych miniatur, z których Czechow najbardziej słynie, przynajmniej na polskim podwórku.
"Trzy siostry" to niezwykle specyficzny i bardzo trudny dramat. Jest ciężki do czytania, łatwo się pogubić wśród postaci i wypowiadanych monologów, ale czuje się, że najpewniej jest znacznie bardziej przystępny do oglądania na scenie lub ekranie. Nietrudno też odgadnąć, że dla profesjonalnych aktorów i reżyserów teatralnych dzieła Czechowa muszą być wspaniałą pożywką (o czym świadczy spora ilość adaptacji "Trzech sióstr"). W warstwie fabularnej praktycznie nic nie "dzieje się" w klasycznym rozumieniu tego słowa, bowiem akcja dramatu jest bardzo rozmyta i ma raczej strukturę punktową niż liniową. Nie uświadczy się tutaj również dialogu z prawdziwego zdarzenia, bowiem Czechow przedstawia środowisko, w którym ludzie mają wyraźny problem z porozumieniem się, przerywają sobie nawzajem, ani nie słuchają się. Przez to wszystko śledzenie akcji dramatu jest utrudnione, ale utrudnione celowo przez sam zamysł Czechowa.
Na szczęście w "Trzech siostrach" dzieje się zaskakująco dużo emocjonalnie i w warstwie nastrojowej. Postacie w gruncie rzeczy są dość słabo zarysowane, ale dramat jednak samo w sobie zachęca odbiorcę do prób dociekania jakie uczucia kłębią się w głowach ludzi, którzy sami zdają siebie nie rozumieć. To co jednak robi zdecydowanie największe wrażenie w "Trzech siostrach" to wspomniana atmosfera - długotrwałej apatii, melancholii, zagubienia, bowaryzmu, nienawiści do prowincji i tęsknoty za ciekawszym życiem w Moskwie, również emocjonalnego upośledzenia i czekania na coś, co nigdy nie nadchodzi. Czytając ten dramat sam poczułem się dziwnie ciężko, jakby udzielił się mi się nastrój odczuwany przez postacie. Niespodziewane pojawiające się w najmniej oczekiwanych momentach okropnie niezręczne elementy humorystyczne jeszcze bardziej podkręcały "dziwność" tego wszystkiego. Co ciekawe tuż przed "Trzema siostrami" przeczytałem "Ślepców" Maeterlincka, chyba wprowadzających kult atmosfery do ówczesnego teatru, dzięki czemu łatwiej mi przyszło wczuć się w klimat dzieła Czechowa.
W zasadzie bardzo imponuje mi zamysł powzięty przez autora i wspomniana atmosferą, którą udało mu się wykreować. Niestety jest to dla mnie za mało, by w pełni docenić kunszt "Trzech sióstr". Traktując je wyłącznie jako tekst literacki, współczesny czytelnik właściwie nic nie znajdzie dla siebie. Podejmowana przez Czechowa tematyka jest zbyt nieciekawa, ze sztuki nie płynie żadna nauka ani przedstawienie głębszego problemu społecznego, a genialna atmosfera nie wynagradza tego w pełni. W kategoriach estetycznych jest to jednak na swój sposób unikalne dzieło, ale lepiej chyba zapoznać się z którąś z bardziej znanych adaptacji teatralnych.
7/10
To moje pierwsze spotkanie z twórczością dramatyczną Czechowa i jestem zupełnie zaskoczony, ponieważ (być może naiwnie) spodziewałem się raczej dzieła podobnego treścią i nastrojem do satyrystycznych miniatur, z których Czechow najbardziej słynie, przynajmniej na polskim podwórku.
"Trzy siostry" to niezwykle specyficzny i bardzo trudny dramat. Jest ciężki do czytania,...
2021-04-19
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do konkluzji.
Z tym, że w noweli Dygasińskiego jest to przygarnięty przez leśniczego wilk. Obserwujemy go oczywiście "ludzkimi" oczami narratora, ale zgłębiamy jego "charakter". Naturalnie jest to w ostateczności opowiastka o złych ludziach i dobrych zwierzętach, ale Dygasińskiemu jakimś cudem udaje się uniknąć popadnięcia w banał. Mimo zdecydowanie bardziej archaicznego języka, niż ten którym pisze chociażby Orzeszkowa, autor roztacza całkiem przyjemną i ciepłą w odczuciu atmosferę pewnej medytacji nad światem natury, zwłaszcza zwierząt, oraz ich związków ze światem człowieka. Wszystko to oczywiście z nabożnym szacunkiem wobec zwierząt, ich zwyczajów, niezależności i pewnego indywidualizmu.
Sama ta przytulna atmosfera wystarczyła mi, by przeczytać nowelę bez znużenia i frustracji, jak to bywało przy niektórych bardziej znanych dziełkach wielkiej trójcy polskiego pozytywizmu. Urzekło mnie także jak Dygasiński plastycznie opisywał wygląd i osobowość nielicznych ludzkich bohaterów, już nie wspominając o zwierzęcych. Wciąż to proste dzieło, z jedynie próbą literackiego naturalizowania, ale raczej z nieskomplikowanymi spostrzeżeniami i dość banalną wymową, jednakże warte poświęcenia mu niecałej godziny.
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do...
2021-04-09
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo wysoko wywindowało to, razem z zachęcającym opisem fabuły, moje zaciekawienie i chęć zapoznania się z tą książki.Na szczęście mogę powiedzieć, że zbudowane w ten sposób wręcz ogromne oczekiwania wobec "Bez dogmatu" zostały w pełni spełnione. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony i usatysfakcjonowany lekturą, ponieważ przewidywałem, że raczej się rozczaruję gdy będę tyle oczekiwał od autora "Trylogii".
Właściwie nie przepadam za formą epistolarną lub powieści-dziennika, ale Sienkiewicz wykorzystał ją do tego, w czym najlepiej się sprawdza, czyli tworzeniu bardzo złożonego i niejednoznacznego portretu psychologicznego. Na łamach "Bez dogmatu" poznajemy Leona Płoszowskiego, pozbawionego celu życiowego dekadenta, będącego zarówno dzieckiem swojej epoki (i dziedzicem bajecznej fortuny, dzięki której może swoje prowadzić bezproduktywne życie), jak i przedstawicielem bardzo uniwersalnego typu osobowościowego - niepozbawionego inteligencji i uroku egoisty. Zastosowany tutaj wysublimowany, wzniosły i przemyślany styl literacki Sienkiewicza świetnie współgra z kreowanym portretem charakterologicznym Leona, którego poznajemy jego własnymi oczami, bowiem sam bohater stara się w swoim dzienniku dokonać autoanalizy. Powieść sprawia wrażenie napisanej bardzo autentycznym językiem, którym mógłby posługiwać się ówczesny człowiek wykształcony i oczytany, o czym świadczy też ilość bardzo interesujących, nawet jeśli nierewolucyjnych, przemyśleń na temat literatury (zwłaszcza Hamleta, z którym Leon zdaje się utożsamiać). I tak jak to się dzieje zawsze w najlepszych powieściach psychologicznych, czytelnik po prostu rozumie głównego bohatera, mimo że potępia jego działania, którymi krzywdzi nie tylko otoczenie, ale też siebie.
"Bez dogmatu" zapewnia w pierwszej kolejności doznań estetycznych, ale współczesny czytelnik będzie też w stanie wyciągnąć dla siebie także niezbyt odkrywcze i głębokie, ale wciąż interesujące, rozważania Leona na temat ludzkiej natury, a z tym garść złotych myśli i zaskakująco aktualnych obserwacji na temat relacji damsko-męski. Uderzyło mnie zwłaszcza ciągłe analizowanie najmniejszych gestów i zachowań Anielki, rozpaczliwe poszukiwanie najmniejszego "dowodu" na jej odwzajemnione uczucie, a także sama miłość faktycznie granicząca z nienawiścią. Fabuła "Bez dogmatu" jest ściśle pretekstowa, służąca Sienkiewiczowi przede wszystkim do prezentowania kolejnych stanów psychicznych bohatera, zwłaszcza pogłębiającego się chorobliwego i niszczącego uczucia do Anielki. Nie dzieje się tu za wiele, ale nie jest też nudno. Oprócz dobrze prowadzonego romansu mamy tu chociażby epizod z wyścigami konnymi i wiele innych drobnych elementów, które przypominają, że rzecz dzieje się wśród zamożnej arystokracji końca XIX wieku. A warstwa psychologiczno-społeczna jest wciąż tak szalenie aktualna, że bardzo łatwo o tym zapomnieć. Rozwój wypadków, choć powolny, jest zwłaszcza w pewnym momencie bardzo interesujące i zapowiada, że patowa sytuacja pomiędzy bohaterami zostanie rozwiązana w niesztampowy sposób. Niestety zakończenie wydaje się być napisane na kolanie, tak jakby Sienkiewicz poszedł po najmniejszej linii oporu. Po prostu poszedł w zupełnie nieoczekiwaną sztampę. Jest to jedyny prawdziwie rozczarowujący element powieści, na szczęście nieprzysłaniający tego, jak dobre było to co się działo wcześniej.
Jakbym miał krótko opisać "Bez dogmatu", to byłoby zderzenie dwóch literackich światów znanych z daleko popularniejszych powieści powieści. Nieszczęśliwy romans prowadzący do skrajnego rozstroju psychicznego i oczywiście forma epistolarna nasuwają mi jasne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera", natomiast wspaniały styl literacki, głęboki portret psychologiczny, pożądanie nieznajdujące ujścia i pewna złowroga aura przywodzą na myśl "Lolitę". Powieść czyta się dość wolno z powodu języka, ale nie odejmuje to przyjemności z lektury. Szczerze polecam, zwłaszcza krytykom Sienkiewicza, uznającym go jedynie za przecenianego i podrzędnego pisarza XIX-wiecznych bestsellerów. Samym "Bez dogmatu" udowodnił, że jest bardzo wszechstronnym i elastycznym pisarzem, który w kostiumie historycznym po prostu czuł się najlepiej, nawet jeśli nie jest to najlepsze oblicze jego twórczości.
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo...
2021-03-27
5/10
Pocieszam siebie myślą, że po przeczytaniu "Mansfield Park" mam już za sobą prawdopodobnie najsłabszą część twórczości Jane Austen i jeśli najdzie mnie ochota na pozostałe dzieła tej popularnej do dziś pisarki, to nie trafię już tak źle. Ta powieść uznawana jest za rzekomo najtrudniejszą, co właściwie zachęciło mnie do jej przeczytania. Po jej skończeniu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest po prostu słaba.
Austen miała tym razem poważniejszą ambicję, by przedstawić w swym dziele wyraźną krytykę społeczną. Mamy tu postać ubogiej i skromnej Fanny, która zamieszkuje u bogatego wujostwa w tytułowym Mansfield Park. Jej najbliższym przyjacielem staje się Edmund, młodszy syn wyniosłego sir Thomasa oraz przyszły pastor. Jednak nawet ci główni bohaterowie są tak nijacy, że ledwo wyróżniają się na tle jednolitych mieszkańców i bywalców tytułowej posiadłości. Historii i bohaterom brak jakiegokolwiek wyrazu i kolorytu, a dowcipne i cięte dialogi z "Dumy i uprzedzenia" wraz z żywymi portretami literackimi gdzieś wyparowały w przeciągu roku, który dzieli oba te utwory. Najprawdopodobniej w związku ze społeczną krytyką, jakiej podejmuje się Austen, było to jej zamiarem, by ukazać wszystkich jako pustych ignorantów. Sprawia to jednak, że wszystko jest okropnie odpychające i zwyczajnie nudne.
Drugi główny zarzut względem tej powieści dotyczy jej marnej kompozycji. Na tym co powinno być istotne Austen nie rozwodzi się wcale, ale na motyw przedstawienia teatralnego, będący dla mnie totalnie irytującym, niezrozumiałym i niepotrzebnym wątkiem, poświęca prawie połowę całej książki. Przez większość czasu czytanie szło niezwykle opornie, choć od technicznej strony przecież ciężko cokolwiek zarzucić językowi Austen. Druga połowa "Mansfield Parku" robi się odrobinę ciekawsza, ale wciąż jest bardzo nużąca. Po długim wstępie i wątku teatralnym fabuła powieści mogła się rozwinąć w o wiele lepszą stronę, ale zostaje to wszystko zniweczone przez słabo umotywowany zwrot akcji, który na przestrzeni ostatnich 50 stron w ekspresowym tempie zamyka dość nienaturalnie wszystkie wątki. Ostatni rozdział to dopowiedzenie losów postaci w taki sposób, jakby samej Austen już nie chciało się więcej pisać.
W zasadzie więc mało tu typowego romansu, więcej tu wyjątkowo nieciekawej w tej odmianie obyczajowości epoki regencji. Wymowy krytycznej "Mansfield Parku" właściwie musiałem się domyślać, bo jest słabo zaakcentowana przez większość powieści. W zasadzie mamy sympatyzować z Fanny i Edmundem jako jedynymi, którzy reprezentują pozytywne wartości, ale jest to bardzo ciężkie, gdy ich charakter i losy są tak nijakie. Za ambitniejszy zamiar powieściopisarki i bycie tak wczesną przedstawicielką realizmu nie wystawiam "Mansfield Park" niższej oceny, jednak o wiele bardziej rozrywkowa "Duma i uprzedzenie" nawet na polu moralizatorskiego przekazu zdecydowanie wygrywa porównanie obu utworów.
5/10
Pocieszam siebie myślą, że po przeczytaniu "Mansfield Park" mam już za sobą prawdopodobnie najsłabszą część twórczości Jane Austen i jeśli najdzie mnie ochota na pozostałe dzieła tej popularnej do dziś pisarki, to nie trafię już tak źle. Ta powieść uznawana jest za rzekomo najtrudniejszą, co właściwie zachęciło mnie do jej przeczytania. Po jej skończeniu mogę z czystym...
2021-03-21
8,5/10
Na świeżo po zaznajomieniu się z "Ogniem i mieczem", które stało się dla mnie wyznacznikiem tego, jak wyglądała wczesna twórczość Sienkiewicza, sięgnąłem od razu po "Quo Vadis" będące jego największym sukcesem literackim zagranicą.
Tak jak i w wypadku pierwszej części "Trylogii", pisarzowi nadzwyczaj sprawnie udaje się wciągnąć czytelnika w świat przedstawiony. Już od pierwszych stron całkowicie zanurzyłem się w świecie starożytnego Rzymu. Podobało mi się zwłaszcza, że specyfika i koloryt tego okresu historycznego jest charakteryzowana przez Sienkiewicza przede wszystkim poprzez dialogi i działania bohaterów, a nie długie i nużące opisy, których raczej się tu nie uświadczy. Cała atmosfera panowania Nerona, wraz z ogarniającym życie strachem przed władzą porywczego i głupiego tyrana i uciekaniem w hednonistyczną dekadencję, została tutaj oddana naprawdę niezwykle. Zasługa tu przede wszystkim naprawdę plastycznego i obrazowego języka, jakim posługuje się Sienkiewicz. W pamięci zostaje wiele obrazów - od wystawnych uczt, poprzez wybitnie opisany pożar Rzymu, aż po sceny prześladowań. Ponownie tutaj autor zaskoczył mnie tym, że nie stroni od brutalności i dosadności. Barbarzyństwo prześladowań chrześcijan zostało opisane w całej okazałości, co nawet dorosłego czytelnika będzie w stanie przytłoczyć i przerazić.
Fabularnie jest o wiele lepiej, niż w "Ogniem i mieczem", choć to wciąż historia "damy w opałach". Tym razem jednak Sienkiewicz urozmaica wątek miłosny różnymi zwrotami akcji, a nawet postaci są o wiele ciekawsze. Sama Ligia, choć jest przede wszystkim dobrą chrześcijanką, ma stokroć więcej charakteru niż Helena Kurcewiczówna. Winicjusz zaś przechodzi bardzo wiarygodną przemianę od egoistycznego brutala do pokornego chrześcijanina. Całkiem nieźle zarysowana jest także postacie Nerona i jego otoczenia. Mistrzostwem zaś jest kreacja Petroniusza, którego wątek w całej powieści jest zdecydowanie najciekawszym i bardzo dobrze służy pisarzowi do wyrażenia myśli, że można być dobrym poganinem. "Quo Vadis" ma pewne wady i niedociągnięcia związane z nierównym prowadzeniem fabuły (zwłaszcza w połowie może znużyć) i pewną prostotą poruszanej tematyki religijną, które nie pozwalają mi wystawić powieści wyżej noty, ale i tak jest ona ze wszech miar jest pierwszoligowym dziełem literatury europejskiej.
"Quo Vadis" jest w istocie mało "polską" książką, w czym upatruję jeden ze składników międzynarodowego sukcesu Sienkiewicza, który zaowocował nagrodą Nobla za całokształt twórczości. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na swój sposób polski noblista wyprzedził swoją epokę, co byłoby innym źródłem sukcesu jego dzieła. Myślę bowiem, iż "Quo Vadis" pod względem literackim bliżej jest do późniejszych XX-wiecznych powieści historycznych (np. "Ja, Klaudiusza" i "Egipcjanina Sinuhe") niż jakiejkolwiek powieści historycznej sprzed lub z czasów Sienkiewicza. Ogromny krok w twórczości tego pisarza, ale przede wszystkim po prostu fantastyczna, świetnie napisana i niezwykle wciągająca opowieść o zwycięstwie moralnym ofiar nad prześladowcami, a także o zmierzchu kultury antycznej w naszym współczesnym jej rozumieniu.
8,5/10
Na świeżo po zaznajomieniu się z "Ogniem i mieczem", które stało się dla mnie wyznacznikiem tego, jak wyglądała wczesna twórczość Sienkiewicza, sięgnąłem od razu po "Quo Vadis" będące jego największym sukcesem literackim zagranicą.
Tak jak i w wypadku pierwszej części "Trylogii", pisarzowi nadzwyczaj sprawnie udaje się wciągnąć czytelnika w świat przedstawiony. Już...
6/10
"Nad Niemnem" to bardzo specyficzny przypadek w literaturze polskiej i twórczości Orzeszkowej. Dotychczas wszystko, co wyszło spod jej pióra, zaskakująco przypadło mi do gustu. Z tego powodu postanowiłem świadomie zmierzyć się z jej ponoć (według krytyków literatury) najlepszym dziełem, ale powszechnie uważanym przez czytelników (głównie uczniów liceum) za wręcz katorgę. Właśnie przez tą złą renomę "Nad Niemnem", z takim pozytywnym zaskoczeniem przyjmowałem inne jej utwory, które nie były takie złe, a nawet bardzo dobre.
Zacznę więc od wymienienia kilku pozytywnych cech tej powieści. Przede wszystkim to podejmowana przez Orzeszkową faktycznie szeroka tematyka, która zaważyła na włączeniu "Nad Niemnem" zarówno do kanonu lektur, jak i klasyki. Mamy tu zarówno konflikt ziemski, konflikt pokoleniowy, różnorodny stosunek do powstania styczniowego, pochwała etosu pracy, antyurbanizm, zachwyt naturą i wsią, problem mezaliansu, bowaryzm oraz feminizm. Zwłaszcza ten ostatni jest ciekawie ujęty przez pisarkę, która po prostu stworzyła szereg bardzo ciekawych i zróżnicowanych postaci kobiecych, grających właściwie pierwsze skrzypce w powieści. Nawet Justyna Orzelska, która z początku wydawała mi się zupełnie nijaką osobą, z czasem nabrała jednak rumieńców i zadziwiła mnie swoją asertywnością. Postaci męskie i ogólnie relacje pomiędzy wszystkimi bohaterami są również bardzo ciekawe przemyślane i ułożone przez pisarkę.
Niestety to właściwie koniec pozytywnych cech "Nad Niemnem". Książka jest faktycznie niezwykle rozwlekła i nudna. I już nie chodzi o to, że Orzeszkowa swój charakterystyczny narratorski styl, obecny w jej krótszych powieściach i nowelach, rozdmuchała do granic możliwości, dodając do tego jeszcze słynne opisy przyrody i chat wiejskich. To co znajdziemy na tych 600 stronach mogłoby się zmieścić spokojnie w 300, gdyby pisarka znalazła umiar. Największym problemem jest jednak to, że "Nad Niemnem" nie ma właściwie fabuły - to ciąg przeplatających się obrazków, które nie łączą się bezpośrednio ze sobą i nie tworzą ciągu przyczynowo-skutkowego. Stąd się bierze trudność w przebrnięciu przez całą powieść. Poza tym pisarka, która przecież w takim "Meirze Ezofowiczu" wzorowo poprowadziła narrację i stopniowo wprowadzała bohaterów, wyjaśniając przy tym kim są,
logicznie wykorzystując ich do rozwoju fabuły, tutaj właściwie wprowadza wszystkich w sposób przypadkowy i chaotyczny. Przez to z początku trudno zrozumieć, kto jest kim i jakie łączą ich relacje (rodzinne czy osobiste) z innymi postaciami. Paradoksalnie, jak już wspomniałem, same postacie i związki między nimi, są najzwyczajniej ciekawe i dobrze rozpisane.
Właściwie było tylko kilka momentów w książce, które mi się w pewien sposób podobały - były to głównie fragmenty, w których Orzeszkowa rozlegle prezentowała portrety psychologiczne bohaterów i bohaterek, np. Emilii Korczyńskiej czy Andrzejowej. Inną sprawą, że wprowadza je w dziwnie nieuporządkowany sposób - np. Emilii prawie na początku, choć ta bohaterka pozostaje bierną przez większość "akcji" powieści. Do gustu przypadł mi także bajkowy styl Orzeszkowej, przywodzący czasami na myśl "Meira Ezofowicza". Niemniej jest to ten typ powieści, o której lepiej się rozmawia (miałem szansę się przekonać) i myśli, niż po prostu czyta, choć nie było aż tak źle. Mam mimo wszystko poczucie, że warto było przebrnąć przez te 600 stron, nawet jeśli znajomość "Nad Niemnem" nie zmieni wiele w moim dalszym życiu.
6/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Nad Niemnem" to bardzo specyficzny przypadek w literaturze polskiej i twórczości Orzeszkowej. Dotychczas wszystko, co wyszło spod jej pióra, zaskakująco przypadło mi do gustu. Z tego powodu postanowiłem świadomie zmierzyć się z jej ponoć (według krytyków literatury) najlepszym dziełem, ale powszechnie uważanym przez czytelników (głównie uczniów liceum) za wręcz...