-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1099
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać330
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński19
-
Artykuły„(Nie) mówmy o seksie” – Storytel i SEXEDPL w intymnych rozmowach bez tabuBarbaraDorosz2
Biblioteczka
2021-11-14
2021-09-10
Nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba. Miałam dość negatywny obraz „Pieśni lodu i ognia” w mojej głowie. Znałam na pamięć ostatni sezon serialu (bez oglądania; po prostu kocham analizę, którą zrobiła Megu na swoim kanale). Zakochałam się.
Na początku byłam trochę zagubiona w poszczególnych rodach, powiązaniach i powinowactwach (z wyboru (hehe) lub nie), miejscach i retrospekcjach, ale muszę powiedzieć, że Martin jest geniuszem. Widać, że wszystko jest przemyślane od początku do końca (choć tu właściwie nie mamy pewności, skoro nadal nie pisze kontynuacji serii). Poczułam, że jestem wciągnięta w świat i bohaterów. Wielka polityka, intrygi, morderstwa i bitwy przeplatane osobistymi dramatami, małymi wojenkami i konfliktami rodzinnymi to jest to, co lubię najbardziej.
W „Grze o tron” jest coś specyficznego, co sprawia, że nie ma tutaj patosu. Całkowicie obca dla mnie sytuacja, gdy mam do czynienia z monumentalną serią high fantasy. Może to za sprawą realizmu języka (a spodziewałam się naturalizmu, o tym za chwilę), przechodzenia do porządku dziennego nad tym, jaki człowiek może być i co jest w stanie zrobić innemu (wow, to ja wpadłam w większy patos).
Coś, na co wszyscy czekali:
„– Podejrzewam, że chodzi o seks – ocenił dyrektor Elektrowni Bełchatów”.
Ma pan rację, panie dyrektorze.
Spodziewałam się czegoś złego. O dziwo, całkiem się myliłam. Jak dobrze. Jest z lekka naturalistycznie i momentami dosadnie, ale to idealne wyważenie. W porównaniu z tym, co zaserwowała Cherezińska w „Koronie śniegu i krwi” (zatrzymałam się przed połową, nie dałam rady), Martin byłby genialnym autorem erotyków.
Bardzo, bardzo, bardzo chciałabym czytać dalej, ale za wiele rzeczy muszę skończyć (a nie byłam w stanie się na nich skupić przez myślenie o tym, co dzieje się w Siedmiu Królestwach).
Ostatnia rzecz. Polskie słuchowisko jest cudowne. Dziękuję.
(W ocenie zostawiam sobie margines na to, że któryś kolejny tom może być jeszcze lepszy. A poprzeczka już jest wysoko).
Nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba. Miałam dość negatywny obraz „Pieśni lodu i ognia” w mojej głowie. Znałam na pamięć ostatni sezon serialu (bez oglądania; po prostu kocham analizę, którą zrobiła Megu na swoim kanale). Zakochałam się.
Na początku byłam trochę zagubiona w poszczególnych rodach, powiązaniach i powinowactwach (z wyboru (hehe) lub nie), miejscach i...
9,5
„Pieśń lodu i ognia” jest wspaniała.
Amen.
Mogłabym na tym skończyć.
Pewne dzieła literatury nie potrzebują recenzji; bronią się same tytułem i/lub nazwiskiem autora. Z sagą Martina tak właśnie jest.
Jakiekolwiek słowa nie są w stanie należycie oddać poziomu tej książki. Już przy poprzednim tomie przekonałam się, że rzeczywiście jest to epicka seria fantasy, która zasługuje na swoje miejsce wśród największych dzieł gatunku. Tym razem kolega skłonił mnie do kontynuacji (za którą przez początek roku akademickiego nie mogłam się wziąć), rzucając kontrowersyjną opinię, że, gdy kazano mu wybrać między Tolkienem a Martinem, wybrał tego drugiego. I choć kiedyś skwitowałabym to uniesieniem brwi i zdegustowanym spojrzeniem, po przeczytaniu tomu drugiego przypomniałam sobie, dlaczego takie stwierdzenie nie jest herezją. Z bólem serca chyba przyznaję mu rację, choć nie lubię porównywać żadnej serii do Śródziemia.
W „Pieśni lodu i ognia” najlepiej napisane są długie sekwencje, w których teoretycznie nic się nie dzieje – bohaterowie rozmawiają, snują intrygi, od czasu do czasu ścinają głowy swoich wrogów. Dzień jak co dzień.
Zdecydowanie bardziej angażowałam się w te „powolne” sceny. Mniej trafiła do mnie bitwa i wyprawa nocnej straży za mur, choć oczywiście cierpiałam podczas słuchania przedostatniego rozdziału.
Podziwiam, że Martin był w stanie podjąć się zadania spisania tak skomplikowanej, wielowątkowej fabuły, ale nie dziwię się, iż na razie nie dał rady jej skończyć. W tym momencie jedyne rozwiązanie widzę w wybiciu większości bohaterów (a na niektóre śmierci czekam z wytęsknieniem).
Tradycyjnie ocenia minimalnie zaniżona, aby zostawić margines na jeszcze lepsze tomy. Które, mam nadzieję, przeczytam na fali ponownego zachwytu jak najszybciej.
9,5
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Pieśń lodu i ognia” jest wspaniała.
Amen.
Mogłabym na tym skończyć.
Pewne dzieła literatury nie potrzebują recenzji; bronią się same tytułem i/lub nazwiskiem autora. Z sagą Martina tak właśnie jest.
Jakiekolwiek słowa nie są w stanie należycie oddać poziomu tej książki. Już przy poprzednim tomie przekonałam się, że rzeczywiście jest to epicka seria fantasy, która...