rozwiń zwiń
Piotr

Profil użytkownika: Piotr

Gdańsk Mężczyzna
Status Autor
Aktywność 1 rok temu
76
Przeczytanych
książek
76
Książek
w biblioteczce
17
Opinii
217
Polubień
opinii
Gdańsk Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Nie jest tajemnicą, że bardzo cenię twórczość Roberta Małeckiego i każda jego nowa powieść spycha książki czekające w kolejce na dalsze pozycje ( a jest ich niemało. 😉 ). Nie oznacza to jednak, że jestem wobec Roberta bezkrytyczny, ba!, wymagam wręcz od jego książek więcej, przez co czasem odczuwam mniejsze lub większe rozczarowania. Tak było podczas lektury „Najsłabszego ogniwa”, które nie było złe, pewnie gdyby na okładce widniało inne nazwisko, nie kręciłbym tak nosem na niektóre rozwiązania fabularne, ale po lekturze czułem niemały niedosyt. Dziś jednak mowa nie o „Najsłabszym ogniwie”, a o najnowszej powieści Roberta, czyli o „Wstydzie”.
Nie będę Wam streszczał fabuły. Jeśli miałbym wskazać rzecz, która irytuje mnie w internetowych recenzjach, to właśnie byłoby to streszczanie, o czym jest książka, przez które muszę się przebijać, by dotrzeć do opinii na temat omawianego tytułu. Wiem, że recenzja lepiej wygląda, gdy ma więcej znaków, ale można to zrobić w inny sposób, na przykład strzelając tego typu dygresjami. 😉 Jeśli jesteście ciekawi, co irytowało mnie we „Wstydzie”, to musicie chwilę poczekać albo przeskoczyć kilka akapitów, bo zaczynam od tego, co mnie urzekło. A było tego niemało.
A więc po kolei. Robert jak mało kto potrafi sprawić, by czytelnicy przenieśli się wprost do opisywanej sytuacji. O ile w „Najsłabszym ogniwie” drażniły mnie szczegółowe opisy włosów (to ostatnia wzmianka o tej książce, obiecuję), to we „Wstydzie” Robert pokazał genialny warsztat. Z jednej strony otrzymujemy szczegółowy (ale nie nudny!) opis miejsca, w którym się znajdujemy, z drugiej możemy wejść w umysł głównej bohaterki, podążać jej drogą rozumowania, przeżywać z nią rozterki i osobiste dramaty. Coś, co mogłoby być zgubne w przypadku większej liczby bohaterów, tu sprawdziło się idealnie. Od początku towarzyszymy Karli i choć różnię się od niej praktycznie pod każdym względem, to z łatwością wszedłem w jej umysł i zacząłem się z nią utożsamiać. O to właśnie w pisaniu chodzi. 😊
Skoro już mowa o Karli, to początkowo bałem się, że będzie ona podobna do bohaterki „Zmory”. Na szczęście po kilkunastu scenach pozbyłem się obaw, czy Robert odrobił zadanie domowe i stworzył zupełnie nową postać. Karla nie wyróżnia się niczym szczególnym: ot, kobieta po przejściach próbująca odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W pewnym momencie obawiałem się, czy wzorem większości bohaterów w imię źle rozumianej troski o najbliższych zacznie rzucać śledczym kłody pod nogi, ale tu również szybko odetchnąłem z ulgą.
W tym miejscu chciałbym przejść to największej moim zdaniem zalety „Wstydu”. Kto czyta moje przydługawe opinie, ten wie, że do szewskiej pasji doprowadzają mnie sytuacje, w których bohaterowie okłamują organy ścigania z zupełnie absurdalnych powodów w stylu: nie powiem, że widziałam X na miejscu zbrodni, bo mama się dowie, że zamiast uczyć się do klasówki, całowałam się z Pawłem z ósmej A. We „Wstydzie” większość osób kłamie lub przynajmniej ukrywa prawdę. Chyba jestem jakiś strachliwy, bo podczas lektury kolejny raz naszły mnie obawy, tym razem że niektórzy zatajają prawdę, kierując się naciąganymi powodami. Jak mawiał Hubert Czarny, nie mam nic przeciwko kłamstwom, byle były one inteligentne i miały sensowne podłoże. W większości przypadków we „Wstydzie” tak właśnie było. Mógłbym się przyczepić do jednej sprawy, ale byłoby to już na prawdę czepialstwo przez duże CZ, poza tym nie mogę aż tak popłynąć w spoilery, więc wybaczcie to wtrącenie. Pewnie za bardzo słodzę, ale naprawdę Robert wykonał kawał dobrej roboty. To nie się są naiwne kłamstwa. Jestem w stanie uwierzyć, że dana postać naprawdę by tak postąpiła w takiej sytuacji, a to dla mnie ogromnie ważne.
Wypadałoby poświęcić kilka słów tytułowemu wstydowi. Nie czytałem opisu z tyłu książki, więc nie wiedziałem, o czym to będzie historia. Kierując się wyłącznie tytułem i okładką, spodziewałem się innej historii. Po kilku pierwszych stronach wyobrażałem sobie zupełnie inną rolę wstydu. W głowie stworzyłem sobie wizję zakompleksionej głównej bohaterki i tego, jak wstyd wpływa na podejmowane przez nią decyzje. Niestety, w tym miejscu nie mogę zdradzić, jak było naprawdę, bo do końca życia musiałbym unikać Torunia i wszelkich literackich festiwali, więc dodam tylko, że pomimo innych oczekiwań jestem w stu procentach usatysfakcjonowany.
Zrobiło się za słodko, więc pora na marudzenie. Jest bowiem jedna rzecz we „Wstydzie”, która mnie zdenerwowała. Otóż dotychczas, mówiąc czy pisząc o książkach Roberta, mogłem kończyć w stylu: „No, fajny, fajny tej thriller, ale kiedy powrót Grossa?” Teraz niestety nie jestem pewny, czy bardziej czekam na kontynuację serii Chełmżyńskiej czy na nowy thriller. Mam wrażenie, że „Wstydem” Robert wszedł na wyższy poziom swojego pisarstwa. Widzę rozwój, widzę wychodzenie poza kryminał/thriller i bardzo mi się to podoba. Wybaczcie ilość cukru, ale ostatnio trafiały mi się same gorsze książki, więc musiałem wystawić niniejszą laurkę.
Polecam z czystym sumieniem.
Ps. Udało mi się napisać opinię bez użycia określenia, że nie ma wstydu, Robert nie ma czego się wstydzić itd. co było niemałym osiągnięciem. 😉

Nie jest tajemnicą, że bardzo cenię twórczość Roberta Małeckiego i każda jego nowa powieść spycha książki czekające w kolejce na dalsze pozycje ( a jest ich niemało. 😉 ). Nie oznacza to jednak, że jestem wobec Roberta bezkrytyczny, ba!, wymagam wręcz od jego książek więcej, przez co czasem odczuwam mniejsze lub większe rozczarowania. Tak było podczas lektury „Najsłabszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To druga część przygód Felicji Stefańskiej, pierwszej nie czytałem i już czytać raczej nie będę. To jest moment, w którym powinniście połknąć przynętę i założyć, że książka była tak słaba, że nie interesują mnie wcześniejsze losy Felicji. Jeśli już tak pomyśleliście, to spieszę z wyjaśnieniami, że „Ogród świateł” zrobił na mnie dobre wrażenie, ale pada tam informacja, kto zabił w pierwszej części, więc siłą rzeczy straciłem możliwość zabawy w detektywa. Moja wina, trzeba było zacząć po bożemu, od pierwszej części. 😁
Mam problem z oceną tej książki. Myślę, że ktoś zrobił jej krzywdę, serwując na okładce zapowiedź: „Mroczna powieść kryminalna. Trzeba mieć mocne nerwy!”. Nastawiając się na mocną i mroczną historię, czytelnicy mogą poczuć się mocno zawiedzeni. Dla mnie to lekka, bardzo przyjemna w odbiorze opowieść, na którą akurat miałem ochotę. Zarówno wątek kryminalny, jak i losy głównej bohaterki śledzi się bardzo przyjemnie, niemniej ani przez chwilę nie poczułem tam mroku. Jest klimat małego miasteczka, są skrywane przez lata tajemnice, jest brutalne zabójstwo – myślę, że to pozycja, którą powinni zainteresować się czytelnicy Kasi Puzyńskiej.
Jest jednak jedna rzecz, która psuła mi przyjemność w trakcie czytania. Jak już wiecie, jestem zwolennikiem przedstawiania pewnych faktów za pomocą dialogów. W „Ogrodzie świateł” dialogi są bardzo sprawnie poprowadzone, niemniej wiele informacji przekazanych jest trochę na wzór pamiętnika, dodatkowo pisanego kursywą, czego zwyczajnie nie lubię. Nie mówię, że to jest wada, nazwałbym to bardziej cechą charakterystyczną, która akurat mi nie przypasowała. To samo można było przedstawić przy użyciu dialogu, a i książka dzięki temu miałaby więcej stron. 😉

To druga część przygód Felicji Stefańskiej, pierwszej nie czytałem i już czytać raczej nie będę. To jest moment, w którym powinniście połknąć przynętę i założyć, że książka była tak słaba, że nie interesują mnie wcześniejsze losy Felicji. Jeśli już tak pomyśleliście, to spieszę z wyjaśnieniami, że „Ogród świateł” zrobił na mnie dobre wrażenie, ale pada tam informacja, kto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto mnie zna, ten wie, że bardzo mi zależy, by każda moja kolejna książka mocno różniła się od poprzedniczek. Niesie to z sobą pewne ryzyko: łatwiej utrzymać przy sobie czytelnika przyzwyczajonego do określonego klimatu, ale osobiście uważam, że tkwienie ciągle w tej samej szufladce jest zwyczajnie nudne. Mógłbym tu jeszcze dodać kilka zdań o rozwoju, ambicji i tak dalej, ale to wszystko już wiecie. 😉
Po co ten wstęp? A no po to, by pogratulować Przemkowi odwagi. Cieszę się, że poszedł moją drogą (żarcik, dla wtajemniczonych śledzących mniejsze i większe dramy na literackiej scenie, o których jeszcze tu wspomnę) i po dobrze przyjętej trylogii zdecydował się napisać zupełnie inną historię. Uważam to za dobrą decyzję. Nie, żebym miał coś przeciwko mocnym opowieściom, ale lubię poznać autora z różnych stron. Ukłony należą się tym większe, że Przemek nie tyle napisał historię w innym klimacie, co przeskoczył na drugi biegun literackiego kryminału. O ile „Krew z krwi” w ogóle jest kryminałem…
Nie wiem, czy można mówić o kryminale, gdy większość opowieści poświęcona jest relacjom ojca z synem. Zagadka kryminalna jest tłem, główny bohater nie próbuje jej rozwiązać, słyszymy o niej jedynie raz na jakiś czas, gdy dadzą o sobie znać policjanci prowadzący sprawę. I tu niestety mam problem. Nie mam nic przeciwko tego typu historiom, nie muszę towarzyszyć śledczym w każdym ich kroku, niemniej oczekuję, że w zamian dostanę coś, co złapie mnie za serce. Skoro czytam o relacji ojca z chorym synem, to powinienem odczuwać silne emocje, wściekać się z głównym bohaterem, czuć jego bezradność, kibicować mu, wzruszać się, podczas gdy nie czułem praktycznie nic. Dziwne, zwłaszcza że sam mam prawie trzyletniego syna, na którego chucham i dmucham. Nie wiem, może zadziałał u mnie jakiś mechanizm obronny, mój umysł nie chciał zagłębiać się w psychikę głównego bohatera, żebym nie zaczął za bardzo się dołować? Szkoda, bo czuję, że w ten sposób straciłem z tej historii to, co najważniejsze. Nie sugerujcie się tym, może innych czytelników ta relacja chwyciła za serce, wcale się nie zdziwię, jeśli tak będzie.
O ile powyższego akapitu nie mogę określić jako błąd, tak w trakcie lektury kilka razy zalała mnie krew, gdy „męczyłem” długaśne monologi głównego bohatera. Kiedyś, na kilka lat przed moim książkowym debiutem, odbyłem bardzo pouczającą rozmowę na temat tworzenia książek fantasy. Pamiętam do dziś, jak mój rozmówca przytoczył dwa przykłady opisu tego samego zamku: pierwszy był zwykłym opisem, jak ów budynek wygląda, ile ma pięter, jakie ma zdobienia, co gdzie się znajduje, kto gdzie mieszka itd.; drugi przekazał te same informacje w trakcie dialogu dwóch postaci. Różnica w odbiorze była powalająca. Oczywiście, pewne rzeczy należy opisywać bez użycia dialogów (niektórzy wręcz z tego słyną 😉 ), niemniej omawianej książce nie zaszkodziłoby podmienić kilka opisów na dialog. To drobnostka, ale jako czytelnik muszę zwrócić na to uwagę.
Tu pierwotnie chciałem postawić kropkę, ale po przeczytaniu powyższej opinii stwierdziłem, że ta może być mylnie odebrana jako krytyczna, a tego bym nie chciał. Napiszę więc wprost: „Krew z krwi” podobała mi się. Przemek fajnie dozuje informacje o śledztwie, zabawnie opisuje realia rynku wydawniczego w Polsce, pokusił się nawet o pokazanie w krzywym zwierciadle rodzimych pisarzy. Oczywiście mocno wszystko przekoloryzował, ale fajnie, gdy autor puści w ten sposób oko do czytelnika. Bardzo ciekawi mnie odbiór tej historii przez stałych czytelników Przemka. Z pewnością znajdzie się kilku malkontentów kręcących nosem, że poprzednie książki były lepsze, ale sądzę, że większość będzie ukontentowana.

Kto mnie zna, ten wie, że bardzo mi zależy, by każda moja kolejna książka mocno różniła się od poprzedniczek. Niesie to z sobą pewne ryzyko: łatwiej utrzymać przy sobie czytelnika przyzwyczajonego do określonego klimatu, ale osobiście uważam, że tkwienie ciągle w tej samej szufladce jest zwyczajnie nudne. Mógłbym tu jeszcze dodać kilka zdań o rozwoju, ambicji i tak dalej,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Piotr Borlik

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
76
książek
Średnio w roku
przeczytane
13
książek
Opinie były
pomocne
217
razy
W sumie
wystawione
74
oceny ze średnią 8,2

Spędzone
na czytaniu
579
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
18
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]