rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W ostatnim czasie (w ciągu ostatnich pięciu lat?) ukazuje się mnóstwo powieści młodzieżowych o szeroko pojętej tematyce LGBT+. Większość tych powieści to tłumaczenia, a książki te – ze względu na gwałtownie rosnącą popularność gatunku – często powstają na zamówienie najróżniejszych wydawnictw, które chcą zarobić. Efekt jest często mizerny, a wątki fabularne kompletnie nie przystają do polskich realiów (bo rzecz się dzieje np. w elitarnej amerykańskiej szkole). Dojrzały czytelnik, który szuka literatury z tzw. wątkiem queer musi się naprawdę nieźle natrudzić. „Skrawki”, jestem o tym głęboko przekonany, zostały napisane z potrzeby autora, a nie po to, by nasycić chłonny „tej” tematyki rynek.
Historię można opowiedzieć na różne sposoby, wiadomo. Można zachować chronologię i mówić linearnie. Można też chronologię podrzeć i wymieszać, a potem obserwować, jak skrawki układają się niczym puzzle w jedną całość. Ten drugi sposób jest trudniejszy i nie zawsze przynosi ciekawe efekty, ryzyko jest całkiem spore, bo tylko wprawny pisarz przemiesza chronologię tak, by czytelnik nie zagubił się w gąszczu wątków, postaci i planów czasowych. To się Dariuszowi Adamowskiemu udało. W jego powieści dzieciństwo bohatera (samobójcza i tajemnicza śmierć matki, alkoholizm ojca) przeplatają się z przeszłością (Warszawa – a może raczej „warszawka”, związek z mężczyzną, do którego bohater-melancholik nostalgicznie wciąż wraca myślami) i teraźniejszością (choroba, śmierć ojca, relacja miłosna z kolegą z dzieciństwa, Mirkiem).
W pewnym sensie „Skrawki” są jak tragedia antyczna. Piętrzą się komplikacje, odsłaniają się kolejne skomplikowane zależności między bohaterami, jest hamartia (czyli błędne odczytanie własnej sytuacji), a wreszcie właściwe rozpoznanie, które – w tragedii – prowadzi do katastrofy, ale też do katharsis. W ten sposób bohater poznaje rodzinną tajemnicę. Nie wiemy jednak, co z tym poznaniem zrobi: czy prawda go złamie, czy uzdrowi? Być może właśnie to niejednoznaczne (dla mnie) zakończenie sprawia, że o „Skrawkach” się myśli, że nie jest to książka, o której szybko się zapomina. I to lubię najbardziej w literaturze.

W ostatnim czasie (w ciągu ostatnich pięciu lat?) ukazuje się mnóstwo powieści młodzieżowych o szeroko pojętej tematyce LGBT+. Większość tych powieści to tłumaczenia, a książki te – ze względu na gwałtownie rosnącą popularność gatunku – często powstają na zamówienie najróżniejszych wydawnictw, które chcą zarobić. Efekt jest często mizerny, a wątki fabularne kompletnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałem rozpocząć swoją przygodę z Nesbo od początku, czytając jego książki chronologicznie. I... Nie rozumiem tych milionów sprzedanych egzemplarzy. "Człowiek nietoperz" przypomina wczesne filmy z Jamesem Bondem - ta książka jest maczystowska i seksistowska... Mam wrażenie, że taka książka nie mogłaby powstać współcześnie. Poza tym wieje nudą.

Chciałem rozpocząć swoją przygodę z Nesbo od początku, czytając jego książki chronologicznie. I... Nie rozumiem tych milionów sprzedanych egzemplarzy. "Człowiek nietoperz" przypomina wczesne filmy z Jamesem Bondem - ta książka jest maczystowska i seksistowska... Mam wrażenie, że taka książka nie mogłaby powstać współcześnie. Poza tym wieje nudą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Act Cool" to książka o świecie, który nie istnieje. Albo o tym, jak powinien wyglądać świat. Główny bohater, osoba transpłciowa, trafia do elitarnej szkoły artystycznej, w której istnieje toaleta "obojętna genderowo" a uczniowie są wręcz nieprawdopodobnie otwarci na różnorodność. Zresztą, wśród nich spotykamy lesbijki, gejów, osoby niebinarne i kogo tam tylko chcecie. To co przychodzi mi do głowy to Netflixowa hiperpoprawność (nie oceniam, dzielę się wrażeniami). Ten idealistyczny świat trochę mi przeszkadzał, jest prawie cukierkowo (bohater zostaje co prawda odrzucony przez rodziców, ale okazuje się, że ma ciotkę lesbijkę, która zawsze będzie go wspierać. Opisane realia kompletnie nie przystają do naszych, polskich :)
Czyta się to jednak bardzo przyjemnie, bo "Act Cool" powstał wg przepisu na dobrą powieść młodzieżową. Trochę "Szkoły dla Elity", szczypta "Glee", nutka "West Side Story" i "HighSchool Musical", stare i sprawdzone recepty.

"Act Cool" to książka o świecie, który nie istnieje. Albo o tym, jak powinien wyglądać świat. Główny bohater, osoba transpłciowa, trafia do elitarnej szkoły artystycznej, w której istnieje toaleta "obojętna genderowo" a uczniowie są wręcz nieprawdopodobnie otwarci na różnorodność. Zresztą, wśród nich spotykamy lesbijki, gejów, osoby niebinarne i kogo tam tylko chcecie. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ci, którzy sięgną po tę książkę, aby dowiedzieć się czegoś o życiu codziennym w stanie wojennym (jak sugeruje tytuł - o tym powinna być ta książka) mogą czuć się zawiedzeni. Ten historyczny reportaż jest, co prawda, z jednej strony ujęciem bardzo subiektywnym, z drugiej jednak skupionym nadmiernie na faktografii stanu wojennego. Jestem fanem reportaży, a przez ten z trudem przebrnąłem (często wiało nudą!) choć doceniam trud włożony w powstanie "Dnia bez teleranka".

Ci, którzy sięgną po tę książkę, aby dowiedzieć się czegoś o życiu codziennym w stanie wojennym (jak sugeruje tytuł - o tym powinna być ta książka) mogą czuć się zawiedzeni. Ten historyczny reportaż jest, co prawda, z jednej strony ujęciem bardzo subiektywnym, z drugiej jednak skupionym nadmiernie na faktografii stanu wojennego. Jestem fanem reportaży, a przez ten z trudem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachwyciła mnie ta książka. Opowieści-w moim mniemaniu nie tylko dla dzieci - pelne empatii, tolerancji, czułości. Pięknie wydana, z cudnymi rysunkami Joanny Rusinek. Myślę, że to doskonała lektura do wspólnego czytania, rodziców i dzieci.

Zachwyciła mnie ta książka. Opowieści-w moim mniemaniu nie tylko dla dzieci - pelne empatii, tolerancji, czułości. Pięknie wydana, z cudnymi rysunkami Joanny Rusinek. Myślę, że to doskonała lektura do wspólnego czytania, rodziców i dzieci.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Moniki Wojciechowskiej na długo zapada w pamięć i prowokuje do licznych pytań – od zadawanych bardzo często (jak dzieciństwo wpływa na nasze dorosłe życie? Co to znaczy „szczęśliwe dzieciństwo”? czy wykorzystanie seksualne dziecka na zawsze pozostawia piętno?) po te mniej oczywiste (czy dzieciństwo w ogóle może być szczęśliwe? Co to jest „normalny związek” i kto lub co stanowi o tym, że ten związek jest „normalny”? gdzie jest granica normalności, a gdzie zaczyna się patologia?). Tych pytań jest znacznie więcej.
Główni bohaterowie – rodzeństwo – Albert i Sandra wychowują się w liberalnym, wydawałoby się – normalnym – domu. Normalnym, bo nie ma tu przemocy, jest dużo swobody, niejeden rówieśnik rodzeństwa zazdrości im takiego domu i takich rodziców. Ich rodzice to ludzie wykształceni, należący do towarzyskiej i intelektualnej elity. Autorka opowiada kilkudziesięcioletnią historię Alebrta i Sandry (opowiedzianą raz z perspektywy siostry, raz – z brata) i czyta się tę książkę trochę jak sagę rodzinną. Monika Wojciechowska łamie – być może jako pierwsza polska autorka? – pewne tabu. Mówi o sprawach, o których zwykle się nie mówi, bo gorszą, bo są wstydliwe, bo nie wypada. W literaturze było już wszystko to, co niewygodne i skrywane: homoseksualność, aborcja, wykorzystywanie seksualne, a nawet pedofilia. „Rodzeństwo” opowiada o relacji brata i siostry – relacji, która wykracza poza ramy braterstwa i siostrzeństwa.
Kogo zainteresuje książka? Tych, którzy w literaturze szukają przenikliwych analiz relacji międzyludzkich. Tych, których interesuje psychologia. Choć czyta się „Rodzeństwo” bardzo dobrze, nie jest to lektura, o której szybko zapomnicie.

Książka Moniki Wojciechowskiej na długo zapada w pamięć i prowokuje do licznych pytań – od zadawanych bardzo często (jak dzieciństwo wpływa na nasze dorosłe życie? Co to znaczy „szczęśliwe dzieciństwo”? czy wykorzystanie seksualne dziecka na zawsze pozostawia piętno?) po te mniej oczywiste (czy dzieciństwo w ogóle może być szczęśliwe? Co to jest „normalny związek” i kto lub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy zacząłem czytać „Nie zwalaj winy na blond” – zachwyciłem się już po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Pomyślałem: To jest prawdziwa literatura. A potem przeżyłem szok: okazało się, że autorka ma 19 lat, a książkę napisała, przygotowując się do matury, na… telefonie! Niemożliwe. A jednak.
„Nie zwalaj winy na blond” mieści się w nurcie Young Adult skierowanym do nastoletnich czytelników. Można powiedzieć: nastolatka (no dobra, obecnie już dwudziestolatka) portretuje swoje własne pokolenie, stawia dojrzałą i przenikliwą diagnozę. Któż zna lepiej to pokolenie, jego język, sposób myślenia, zainteresowania, niż ona sama? Młody odbiorca dostaje historię Seta i Bianki, rodzeństwa, które – z powodu niezabliźnionych ran z przeszłości – walczy ze sobą, publikując w sieci filmiki-zemsty, wywołując tym samym ruch #nzwnb. Brzmi poważnie, a nawet ponuro.
Ale tak nie jest.
Wielką siłą tej książki jest pomieszanie kategorii estetycznych: grozy z komizmem, czarnego humoru z patosem. „To zupełnie tak samo jak w przypadku ciastek i czipsów – kiedy zjesz zbyt dużo ciastek, przydatne są czipsy, żeby słodkie przegryźć słonym” – mówi autorka. Dlatego – obok nieprzystępnej Bianki – spotykamy barwnego Harry’ego, zwolennika włosizmu i wywalenizmu. Obok komicznych scen z szopem praczem w roli głównej, mamy wątki sensacyjne, jak z Netflixowych seriali.
Uwielbiam takie mieszanki.
Książka Agi nie jest wyłącznie dla młodych ludzi. To tak, jak z „Salą samobójców” – filmem o nastolatkach, niekoniecznie dla nastolatków. Warto zwrócić uwagę na konstrukcję tej powieści – jest podzielona na pięć części-faz: Zaprzeczenie, Gniew, Targowanie się, Depresja i Akceptacja. Brzmi znajomo?
I jeszcze jedno: poleciłbym tę książkę rodzicom i nauczycielom.

Kiedy zacząłem czytać „Nie zwalaj winy na blond” – zachwyciłem się już po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Pomyślałem: To jest prawdziwa literatura. A potem przeżyłem szok: okazało się, że autorka ma 19 lat, a książkę napisała, przygotowując się do matury, na… telefonie! Niemożliwe. A jednak.
„Nie zwalaj winy na blond” mieści się w nurcie Young Adult skierowanym do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Daj Boże, żeby to był syn! Co Ci szkodzi, Panie Boże? Oszczędź jednemu człowiekowi bycia dziewczyną. Po co mu całe życie gonić, zaganiać? Po co ma parzyć sobie serce jak ćma albo głupieć – z rozsądku?” – tak pisała Osiecka w czasie, gdy spodziewała się dziecka. Jej doba musiała mieć chyba 72 godziny. Co najmniej. Nawet w ciąży była nadaktywna, pracowała, pisała, jechała do Związku Radzieckiego wspierać Okudżawę, planowała, spotykała się z ludźmi, roztrząsała wielkie sprawy tego świata. Jak ona to robiła? 4 lutego 1973 roku urodziła córkę. Tuż przed porodem włączyła radio i usłyszała swoją piosenkę – „Ja mam szczęście do wszystkiego” – w wykonaniu Joanny Rawik i Krystyny Sienkiewicz. Dobry znak.
Zapiski prowadzone w trakcie ciąży i tuż po porodzie to, rzecz jasna, świetny dokument epoki – jak wszystkie dzienniki Agnieszki Osieckiej. Zawsze mi się wydawało, że felietony – czy w ogóle proza (też ta wspomnieniowa) – poetki są za mało doceniane. Doceniamy głównie piosenki, niestety. Spotkałem się nawet z takimi opiniami, że proza Osieckiej jest niewiele warta, niepoważna, że Osiecka mitologizowała swoje czasy, pisała pół-prawdy. No pewnie, że tak. Ale przecież „Galeria potworów”, „Zabawy poufne” czy „Szpetni czterdziestoletni” to majstersztyki gatunku. Książka „Czekając na człowieka” nie jest może tak drapieżna, a jednak ten „Osieckowy”, rozpoznawalny styl, ta jej indywidualna wrażliwość, te obserwacje… To jest bezcenne.

„Daj Boże, żeby to był syn! Co Ci szkodzi, Panie Boże? Oszczędź jednemu człowiekowi bycia dziewczyną. Po co mu całe życie gonić, zaganiać? Po co ma parzyć sobie serce jak ćma albo głupieć – z rozsądku?” – tak pisała Osiecka w czasie, gdy spodziewała się dziecka. Jej doba musiała mieć chyba 72 godziny. Co najmniej. Nawet w ciąży była nadaktywna, pracowała, pisała, jechała do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia inaczej. Bardzo potrzebna książka. Polska mentalność w pigułce.

Historia inaczej. Bardzo potrzebna książka. Polska mentalność w pigułce.

Pokaż mimo to