rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

""Dylemat wagonika" jest prostym przykładem na to, że filozofia nie zawsze bywa oderwana od rzeczywistości. Ba! Czasami wkrada się w nasze życie, za pomocą zupełnie niespodziewanych sytuacji. Okazuje się, że abstrakcyjny dylemat moralny może zdarzyć się naprawdę. Zatem stając przed takim wyzwaniem, jaką decyzję byśmy podjęli i gdzie leży jej granica? Które rozwiązanie będzie etyczne? Niestety, ta krótka i przystępna książka nie dam nam jasnej odpowiedzi... lecz odkrywając arkana filozofii, sprowokuje czytelnika do myślenia.

""Dylemat wagonika" jest prostym przykładem na to, że filozofia nie zawsze bywa oderwana od rzeczywistości. Ba! Czasami wkrada się w nasze życie, za pomocą zupełnie niespodziewanych sytuacji. Okazuje się, że abstrakcyjny dylemat moralny może zdarzyć się naprawdę. Zatem stając przed takim wyzwaniem, jaką decyzję byśmy podjęli i gdzie leży jej granica? Które rozwiązanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ty skurwysyński Z-cie, ostatnia litero w alfabecie!"

Ach! Gdyby dane mi było przeczytać głośno te słowa na nużących, ciągnących się flegmatycznie lekcjach języka polskiego... z pewnością doceniłbym Szekspira już na etapie szkolnym! Mało tego, jestem pewien, że w przejawie młodzieńczego buntu, licealiści cytowaliby klasyka na szkolnych korytarzach!

"Król Lear" (tudzież "Wiernie spisane dzieje żywota i śmierci króla Leara i jego trzech córek") to dramat, który czyta się z wypiekami na twarzy, chichocząc pod nosem, gdy po raz kolejny wracamy do jakiejś pikantnej strofy. Oczywiście nie mówię, że krotochwile są tutaj najważniejszą rzeczą , po prostu zostały wprowadzone do utworu z takim kunsztem, że wręcz zachwycają. Nie chcę rozpisywać się na długą kolumnę, gdy mowa o dziele, z którym obowiązkowo należy się zapoznać. Natomiast, jeżeli w ogóle jest możliwe wyrażenie o "Królu Learze" jednozdaniowej opinii, to powiedziałbym: niesamowicie wymowny, o plastycznej akcji, która wprost kipi ironią i ciętym językiem! Oczywiście wszystko podane w szekspirowskiej palecie intryg, zemsty, pychy, rozpaczy oraz innych wielkich emocji targających bohaterami. Po prostu Szekspir w pełnej okazałości! Na moje szczęście, jeszcze wiele jego dramatów przede mną ale wiem, że ten będzie się zaliczał do moich ulubionych i wrócę do niego niejednokrotnie.

Pod koniec pokuszę się o małą refleksję, która poniekąd zahacza o reformę szkolnictwa. Może przydałaby się lektura stanowiąca swoiste wprowadzenie do analizy funkcji wulgaryzmów oraz ich znaczenia w języku sztuki? Bo z pewnością edukacja szkolna nie powinna ignorować faktu, że ordynarne sformułowania istnieją, a nawet odgrywają niebagatelną rolę jako środek ekspresji – czego najlepszy przykład daje sam Mistrz ;)

"Ty skurwysyński Z-cie, ostatnia litero w alfabecie!"

Ach! Gdyby dane mi było przeczytać głośno te słowa na nużących, ciągnących się flegmatycznie lekcjach języka polskiego... z pewnością doceniłbym Szekspira już na etapie szkolnym! Mało tego, jestem pewien, że w przejawie młodzieńczego buntu, licealiści cytowaliby klasyka na szkolnych korytarzach!

"Król Lear" (tudzież...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno w krótkim tekście wyrazić opinię, która ma dotyczyć książki posiadającej status kultowej. Z tego powodu zazwyczaj poprzestaje na samej ocenie konkretnego dzieła, rezygnując z jej uzasadnienia. Czemu zatem zdecydowałem się nakreślić kilka słów na temat „Hyperiona” Dana Simmonsa - pozycji, która bez wątpienia wpisała się już na stałe w historię fantastyki? Z czym na tyle wyjątkowym mamy tutaj do czynienia? Dopiero skończyłem czytać pierwszy tom cyklu i doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie jak spróbuję poukładać gmatwaninę myśli, wymieniając po kolei wszystko co moim zdaniem składa się na fenomen tej powieści.

Zacznę od rzeczy, która najbardziej zwróciła moją uwagę. Książka opiera się na oryginalnej i w pewnym sensie pionierskiej ( przynajmniej dla mnie) konstrukcji fabularnej. Możemy ją potraktować jako naprawdę długi wstęp do głównego wątku, który zapewne zostanie rozwinięty dopiero w kolejnych częściach. Mamy tutaj sześć historii w formie retrospekcji opisujących losy pielgrzymów, z których każda może z powodzeniem stanowić osobną książkę. Niech to jednak nikogo nie zmyli. Całość czyta się jednym tchem i nie można narzekać na nudę. Wszystko w ciekawy sposób wplata się w wątek główny, stanowiąc tym bardziej o jego atrakcyjności i tajemniczości.

Tło wydarzeń „Hyperiona” to prawdziwa Space Opera w starym, dobrym stylu. Przy czym Dan Simmons stworzył spektakularną, barwną i jednocześnie realną wizję przyszłości, dzięki czemu łatwo sobie wyobrazić , że w zasadzie mowa tutaj o naszym świecie. Podobna dychotomia zachodzi , gdy mowa o bohaterach książki, którzy przedstawiają się naprawdę ciekawie i nieszablonowo, a jednak pozostają bardzo ludzcy i pełnokrwiści. Niemniej dzięki sposobie w jaki prowadzona jest fabuła, żaden z nich nie będzie obojętny czytelnikowi poznającemu ich wspomnienia i motywacje.

Charakterystyka otoczenia, wydarzeń historycznych, elementów oraz mechanizmów rządzących światem, z którym spotykamy się podczas lektury, jest naprawdę bogata , a jednak nie spotkamy tu przydługich opisów i lania wody, a sama akcja jest zwarta jak półdupki Schwarzeneggera po cyklu sterydowym. Przez kolejne strony książki ciekawość pcha nas do przodu i trudno jest odgadnąć cokolwiek, zanim tego nie przeczytamy. Intryga czy też rozwiązanie wątku cały czas wymyka się naszym podejrzeniom. Jakby było mało, Dan Simmons polewa całość gęstym, futurystyczno-mistycznym sosem.

Zapewne duży udział w przyjemności płynącej z lektury ma również język powieści, który w pełni pasuje do tego co czytamy. Wiem, wydaje się to banałem, a jednak zdarza się mi się przy czytaniu książki mieć wrażenie, że autor przesadził ze środkami wyrazu lub nie w pełni nad nim panuje, tworząc z języka irytujące narzędzie nie pozwalające wczuć się w klimat.

„Hyperion” może nie należy do prozy, która powykręcała mi zwoje mózgowe, sprawiając, że po przeczytaniu zwinąłem się w pozycję embrionalną i zacząłem ssać własny kciuk (przynajmniej na razie, po przeczytaniu pierwszej części). Czy to jednak jest najważniejsze? Z całą pewnością nie w tym przypadku. Niestety często ambitni pisarze skupiają się na pewnych ogniwach swojego dzieła, przedkładając je nad inne lub też nie do końca panując nad procesem twórczym. Tutaj nic takiego nam nie grozi. „Hyperion” to przede wszystkim kawał świetnie dopieszczonej literatury. Tyle w nim wszystkiego, a jednak fabuła się nie sypie, logika zostaje zachowana, a klimat (niesamowity!) nigdzie nie ucieka. Ponadto jest to powieść niezwykle oryginalna, wnosząca powiew świeżości do swojego gatunku, o rozmachu przerastającym oczekiwania. Z tych powodów uważam, że bez wątpienia książka zasługuje na status jaki zyskała wśród czytelników, tym bardziej, że nie zatraca się ona w swojej specyficzności i może przypaść do gustu dosłownie każdemu.

Trudno w krótkim tekście wyrazić opinię, która ma dotyczyć książki posiadającej status kultowej. Z tego powodu zazwyczaj poprzestaje na samej ocenie konkretnego dzieła, rezygnując z jej uzasadnienia. Czemu zatem zdecydowałem się nakreślić kilka słów na temat „Hyperiona” Dana Simmonsa - pozycji, która bez wątpienia wpisała się już na stałe w historię fantastyki? Z czym na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdemu zdarza się mieć przesyt literatury wymagającej ślęczenia w ciągłym skupieniu i odkrywania abstrakcyjnych wykwitów geniuszu. Czasami mamy po prostu ochotę odpocząć od zgiełku i otaczających nas problemów. Pragniemy jedynie wygodnie rozsiąść się w ulubionym fotelu, otworzyć książkę i zniknąć między jej kartkami. Oczywiście doceniam fantastykę, która pod płaszczykiem nietuzinkowej fabuły zmusza nas do poważnych refleksji bądź serwuje poznawczy "mindfuck". Tym samym niziutko kłaniam się twórczości Herberta, Lema czy Dicka. Niemniej, kierowany prozaiczną potrzebą wytchnienia w towarzystwie książki , sięgnąłem z nadzieją po "Pana Lodowego Ogrodu" i... szczęśliwie intuicja mnie nie zawiodła!

Książka okazała się prawdziwą perełką wśród rodzimej literatury spod znaku przygodowej fantastyki. Od pierwszych stron zaintrygował mnie sprytny zabieg autora, który płynnie balansował między fikcją naukową, a fantasy. Szybko okazało się, że jest to tylko jeden z wielu elementów pomysłowej fabuły, która sprawia, że mamy do czynienia z pozycją niebanalną o poczytności bliskiej dziełom Sapkowskiego. Niemniej, przede wszystkim liczy się tutaj akcja, przygoda i magia wykreowanego świata. Grzędowicz nie zmusza nas do niepotrzebnego wysiłku intelektualnego lecz sprawia, że możemy cieszyć wyobraźnię wciągającą rozrywką. Z lektury przebija również kapitalne podejście twórcy do świata przedstawionego, którym odcina ją od baśniowej naiwności fantasy. Na koniec muszę ostrzec, że "Pan Lodowego Ogrodu" uzależnia, a syndrom "jeszcze jednej kartki" towarzyszy czytelnikowi aż do ostatniej strony. Krótko podsumowując, Jarosław Grzędowicz okazał się Pieśniarzem, Czyniącym i Wiedzącym godnym swoich literackich dzieci. Zatem polecam książkę wszystkim, którym doskwiera szaruga za oknem, a sam z niecierpliwością zabieram się za drugi tom!

[edit:] Po 8 dniach z przykrością stwierdzam, że jestem już po całej tetralogii. Czas jaki poświęciłem na przeczytanie dość obszernych, czterech tomów jest chyba najlepszym dowodem na to, że moja opinia (wyrażona po przeczytaniu pierwszej części) nie wprowadza w błąd. Nie zmieniam więc swojej oceny bo całość ( mimo trochę słabszego II tomu) w pełni zasługuje na mocną ósemkę w swojej kategorii.

Każdemu zdarza się mieć przesyt literatury wymagającej ślęczenia w ciągłym skupieniu i odkrywania abstrakcyjnych wykwitów geniuszu. Czasami mamy po prostu ochotę odpocząć od zgiełku i otaczających nas problemów. Pragniemy jedynie wygodnie rozsiąść się w ulubionym fotelu, otworzyć książkę i zniknąć między jej kartkami. Oczywiście doceniam fantastykę, która pod płaszczykiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę Ketchuma zdecydowanie warto poznać. Cały problem polega na tym jak później zapomnieć o tym co się przeczytało?! W trakcie lektury wielokrotnie zamierzałem odłożyć ją na półkę i już nigdy do niej nie wracać. Od pierwszych stron domyślałem się zakończenia, jednak dalej przewracałem kolejne kartki, śledząc jak daleko przesunięta zostanie granica przemocy. Mimo wewnętrznych sprzeczności, książka wywoływała u mnie niezdrową ( ale jakże ludzką!) ciekawość... bo trzeba wiedzieć, że „Dziewczyna z sąsiedztwa” stanowi przerażające studium nad naturą człowieka. Świadectwo tego, że okrucieństwo jest domeną homo sapiens – gatunku istot zdolnych myśleć abstrakcyjnie i może przez to odnajdujących tyle przyjemność w zadawaniu bólu innym?

Po zakończeniu lektury czułem się bardzo nieswojo. Nie wiem czy to było oburzenie, współczucie... a może wstyd? Ostatecznie zdecydowałem, że powstrzymam się od oceny i postaram się o niej zapomnieć. Próba konfrontacji z treścią książki przerosła moje możliwości. Zwłaszcza, że opiera się na wydarzeniach, które miały miejsce w rzeczywistości...

Książkę Ketchuma zdecydowanie warto poznać. Cały problem polega na tym jak później zapomnieć o tym co się przeczytało?! W trakcie lektury wielokrotnie zamierzałem odłożyć ją na półkę i już nigdy do niej nie wracać. Od pierwszych stron domyślałem się zakończenia, jednak dalej przewracałem kolejne kartki, śledząc jak daleko przesunięta zostanie granica przemocy. Mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wielki Gatsby” to powieść zaliczana do kanonu literatury amerykańskiej, kilkakrotnie ekranizowana i jak wypada dziełu tej rangi – swój prawdziwy, globalny sukces osiągnęła dopiero po śmierci autora. Stąd nie byłem obiektywny, gdy zabierałem się do tej książki – tym bardziej, że widziałem wcześniej dwie ekranizacje, które bardzo przypadły mi do gustu . Nie ukrywam, że moje oczekiwania były ogromne… i niejako z mojej winy książka mnie nie zachwyciła. Nie zrozumcie mnie źle bo „Wielki Gatsby” to całkiem porządny kawał literatury. Posiada wszystko, co dobra powieść powinna posiadać ale chyba moje nastawienie na ogromne wrażenia literackie , zepsuło całościową ocenę.

Muszę jeszcze odnieść się do treści. Jednym z powtarzających się motywów twórczości Fitzgeralda jest romantyczna miłość zniszczona przez kult pieniądza. W tym przypadku nie jest inaczej. Książka przypomina podrasowaną wersję „Lalki”, która moim zdaniem jest osadzana w ciekawszych czasach, miejscu i ma wartką fabułę. Tytułowy Gatsby to parweniusz, który zakochuje się w pustej kobiecie z „lepszej” sfery. Choć wywodzi się z prostego ludu, dzięki swoim talentom osiąga niesamowity sukces finansowy. Niestety aspiracje i fasadowe uczucie, w świecie otoczonym przez ludzi pełnych obłudy, prowadzą do jego nieszczęścia… i to właśnie przesłanie, które w pełni uwypukla się pod koniec książki stanowi jej rdzeń i jednocześnie element, który najbardziej mnie urzekł.

Zatem czy warto przeczytać? Z całą pewnością tak! Mimo mojego małego zawodu, powieść jest ciekawa i oprócz pewnych refleksji, przede wszystkim dostarcza przyjemnej rozrywki. Zresztą taki tytuł po prostu wypada znać!

„Wielki Gatsby” to powieść zaliczana do kanonu literatury amerykańskiej, kilkakrotnie ekranizowana i jak wypada dziełu tej rangi – swój prawdziwy, globalny sukces osiągnęła dopiero po śmierci autora. Stąd nie byłem obiektywny, gdy zabierałem się do tej książki – tym bardziej, że widziałem wcześniej dwie ekranizacje, które bardzo przypadły mi do gustu . Nie ukrywam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I stało się nieuniknione! Jeszcze ostatnia kartka... koniec!? Przyszedł czas pożegnania z Arturem, Ginewrą, Merlinem i resztą legendarnych postaci, w które Bernard Cornwell tchną nowe życie. Chociaż nikt nie zaczyna książki z zamiarem nie dotarcia do jej końca, wraz z ostatnimi stronami żałowałem, że zbliżam się do okładki.

Trylogia Cornwell'a, jak większość jego powieści, potrafi pochłonąć czytelnika na długie godziny. Taką lekturę po prostu chłonie się całą wyobraźnią, odcinając od rzeczywistości. Spotkanie z nią było przygodą pełną bitew, romansów, intryg i magii. W cudowny sposób przeplatały się w niej historia i mistycyzm, przyziemne ludzkie pragnienia, jak i ambicje wielkich przywódców. Natomiast tło całej akcji stanowiło starcie między starym bogami i nowym, chrześcijańskim porządkiem. Bez wątpienia w tych książkach każdy znajdzie coś dla siebie. Niezależnie czy oczekujesz poznania owianego tajemnicą fragmentu dziejów, celtyckiej kultury, mrocznych legend lub po prostu wspaniałej rozrywki, całkowicie poddasz się urokowi arturiańskiej Brytanii. Krainie, gdzie krew i szczęk mieczy spowijają mgły Avalonu, a żeby się do niej przenieść, wystarczy otworzyć pierwszą stronę...

I stało się nieuniknione! Jeszcze ostatnia kartka... koniec!? Przyszedł czas pożegnania z Arturem, Ginewrą, Merlinem i resztą legendarnych postaci, w które Bernard Cornwell tchną nowe życie. Chociaż nikt nie zaczyna książki z zamiarem nie dotarcia do jej końca, wraz z ostatnimi stronami żałowałem, że zbliżam się do okładki.

Trylogia Cornwell'a, jak większość jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła "Faktotum" snuje się gdzieś między rynsztokami, w podejrzanych knajpkach, pod ciemnymi latarniami i w innych miejscach, które świat zarezerwował dla społecznego marginesu. Czytając kolejne strony stajemy się co raz bardziej zamroczeni, jak pod wpływem alkoholowego transu. Wręcz czujemy apatię i obojętność towarzyszące głównemu bohaterowi, dla którego jedyną ucieczką od szarej rzeczywistości są seks i hazard - a wszystko suto zakrapiane tanim alkoholem... mówiąc krótko - esencja twórczości Charlsa Bukowskiego.

"Faktotum" stanowi bezpruderyjną afirmację awanturniczo-hulaszczego życia, którego tłem jest zarazem apatia jak i brud ludzkiej egzystencji. Jednak świat przedstawiony w książce stanowi jedynie wyrazistą scenografię dla jej prawdziwego sensu. Dzieło Charlsa Bukowskiego jest nierozerwalnie związane z jego osobą i w szerszej perspektywie w dosadny sposób rzuca wyzwanie społecznym wzorcom, za którymi służalczo lub wręcz gorliwie podążają ludzkie masy.

Mógłby dalej się rozpisywać, jednak taka literatura wymaga indywidualnej oceny, ponieważ jak to często bywa z nietypowymi daniami, jedni będą się nimi rozkoszowali wychwalając kunszt szefa kuchni, przy czym inni uznają je za zbyt odrażające, żeby przełknąć chociaż jeden kęs. Przyznaję, że zależnie od "podniebienia", każda z tych grup może mieć rację. Decyzja czy sięgnąć po książkę zawsze należy do czytelnika ale jeśli nie miałeś jeszcze do czynienia z Panem Bukowskim to bez dwóch zdań, powinieneś zacząć tę przygodę od przeczytania "Faktotum".

Fabuła "Faktotum" snuje się gdzieś między rynsztokami, w podejrzanych knajpkach, pod ciemnymi latarniami i w innych miejscach, które świat zarezerwował dla społecznego marginesu. Czytając kolejne strony stajemy się co raz bardziej zamroczeni, jak pod wpływem alkoholowego transu. Wręcz czujemy apatię i obojętność towarzyszące głównemu bohaterowi, dla którego jedyną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początku warto zaznaczyć, że William Golding napisał "Władcę much" kilka lat po zakończeniu II wojny światowej, w której sam brał czynny udział jako żołnierz po stronie aliantów. Wspominam o tym ponieważ czytając książkę odniosłem wrażenie, iż osobiste doświadczenia autora, a w szczególności konfrontacja z obłędem totalitaryzmu, zostawiły głęboki ślad w jego dziele.

"Władca much" jest przede wszystkim analizą ludzkiej natury. Analizą dosadną i przerażającą ponieważ opartą na symbolu niewinności, jakim są dzieci. Czytając powieść obserwujemy jak przekraczanie kolejnych granic oraz towarzysząca temu bierność otoczenia prowadzi do uwolnienia w człowieku pierwotnego zła. Pokusa władzy i idący za nią brak odpowiedzialności sprawiają, że w obliczu tragedii najważniejszą cechą nie staje się międzyludzka solidarność lecz autorytarna siła. Początkowo ochoczo ustalone demokratyczne mechanizmy, stopniowo zaczynają tracić na znaczeniu. Uwolnione zło, nie napotykając wyraźnego oporu, powoli zaczyna kiełkować w ludzkich sercach... Strach przed wyimaginowanym wrogiem i obietnice, poparte bezwzględną siłą samozwańczego przywódcy, biorą górę i sprawiają, że z czasem większość osób przechodzi na jego stronę. W uosobieniu autorytarnej władzy odnajdują bezpieczeństwo i tym samym poddają się machinie totalitaryzmu z własnej woli stając się bezrefleksyjnymi trybami podporządkowanymi odgórnym rozkazom. W nowo powstałym systemie wartości silni nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny, słabsi zmuszani są do posłuszeństwa, a nieliczni mający odwagę się przeciwstawić, zostają skazani na zagładę.

Kończąc muszę powiedzieć, że "Władca much" mimowolnie zmusza do refleksji i z pewnością pozostanie każdemu na długo w pamięci. Osobiście powieść odbiła na mnie ogromne piętno, a w noc po jej przeczytaniu niektóre sceny przyśniły mi się w formie koszmaru . Niestety, podobnie jak przy tematyce podejmowanej przez Orwella, jeden wniosek powinien nasunąć się wszystkim czytelnikom - kwestie poruszane przez Williama Goldinga, które traktują o naturze człowieka były, są i zawsze będą aktualne, czego najlepszym świadectwem jest historia ludzkości.

Na początku warto zaznaczyć, że William Golding napisał "Władcę much" kilka lat po zakończeniu II wojny światowej, w której sam brał czynny udział jako żołnierz po stronie aliantów. Wspominam o tym ponieważ czytając książkę odniosłem wrażenie, iż osobiste doświadczenia autora, a w szczególności konfrontacja z obłędem totalitaryzmu, zostawiły głęboki ślad w jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z góry zaznaczam, że moja opinia nie będzie obiektywna , ponieważ podziwiam twórczość Ryszarda Kapuścińskiego. Wiem, że wrażliwość z jaką pragnął uchwycić istotę rzeczy, skłaniała go do przekraczania granic wyznaczonych przez surową szkołę klasycznego reportażu. Nie czytam jego książek w poszukiwaniu twardych faktów - po to wystarczy sięgnąć do encyklopedii. Kapuścińskiego uwielbiam za wyjątkowy styl i plastyczny język, którymi obrazuje czytelnikowi pewne ulotne stany, pozwala zanurzyć się w wir wydarzeń, a także odchyla rąbek własnej duszy. Niezmiernie szanuję jego sposób podejścia do reportażu, w którym konfrontował się z często niesprawiedliwą i brutalną rzeczywistością. Wyjątkowo cenię jego pisarską pełnokrwistość, a w szczególności głęboko zakorzenione człowieczeństwo przelewające się na kartki jego książek. Wszystkie te cechy osobowości oraz kunsztu Ryszarda Kapuścińskiego można odnaleźć w lekturze „Chrystus z karabinem na ramieniu”, którą osobiście uznaję za jedną z najlepszych w dorobku Mistrza.

Powodem, dla którego po raz pierwszy sięgnąłem po ten reportaż (oprócz uwielbienia do autora) jest zainteresowanie losem Bliskiego Wschodu. Już w tym miejscu zaznaczę, że w tak małej ilości kartek, nikt nie zobrazował lepiej na czym polega tragedia Palestyny i Palestyńczyków. Natomiast po przeczytaniu wszystkich części ( w skład książki wchodzą reportaże z Bliskiego Wschodu, Ameryki Południowej i Afryki) w końcu zrozumiałem, dlaczego reportaże z różnych kulturowo i odległych od siebie miejsc zostały ujęte w jednym wydaniu. Ryszard Kapuściński po raz kolejny odkrywa historię od innej strony, pokazuje drugie oblicze faktów, które znamy z przysłowiowych podręczników. Przede wszystkim łamie pewien stereotyp utrwalany za czasów zimnej wojny, a mianowicie uzmysławia, że układ świata w tamtych czasach nie dzielił się literacko na czerń i biel. Myśl socjalistyczna nie zawsze stanowiła uosobienie zła, a demokratyczny Zachód nie raz posuwał się do najbardziej faszystowskich metod w walce o wpływy i pieniądze. Jednocześnie autor ukazuje tragedię całych narodów, które zostały wykorzystane i okaleczone przez imperializm. Państw, w których dolarami opłacano rzekę krwi upuszczaną ich mieszkańcom.

W moim odczuciu "Chrystus z karabinem na ramieniu" zmusza do dość pesymistycznej refleksji, iż człowieczeństwo jest w defensywie. Jednostki z ideałami, marzyciele i bohaterzy pragnący zmienić okrucieństwo i niesprawiedliwość otaczającej ich rzeczywistości, przegrywają osamotnieni w walce z dążeniami mocarstw i ich popleczników. Przegrywają w sposób ostateczny - wycieńczeni, oblężeni przez wrogów, wybici do ostatniego i pochłonięci przez piaski czasu… a jedynym ratunkiem od zapomnienia są dla nich słowa zawarte w tej książce.

Z góry zaznaczam, że moja opinia nie będzie obiektywna , ponieważ podziwiam twórczość Ryszarda Kapuścińskiego. Wiem, że wrażliwość z jaką pragnął uchwycić istotę rzeczy, skłaniała go do przekraczania granic wyznaczonych przez surową szkołę klasycznego reportażu. Nie czytam jego książek w poszukiwaniu twardych faktów - po to wystarczy sięgnąć do encyklopedii. Kapuścińskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak większość z nas, po raz pierwszy "Małego księcia" czytałem w szkole podstawowej. Przyznaję, że jako dziecku książka mi się nie podobała. Uważałem, że jest dziwna, pogmatwana i nic z niej nie rozumiem, a przeczytanie chociażby jednej strony odbywało się ze łzami w oczach... Dopiero teraz, mając prawie trzy dekady na karku, uświadomiłem sobie, że Antoine de Saint-Exupéry napisał "bajkę" dla dzieci, która staje się w pełni zrozumiała gdy dorośniemy.

"Mały książę" choć nieobszerny w ilość kartek, jest dla mnie małym arcydziełem. Książką obfitą w ponadczasowe mądrości, które choć z pozoru błahe, w istocie stanowią o zapomnianym przez wielu z nas, sensie ludzkiego życia. Piękno tego utworu kryje się przede wszystkim w prostocie przelanych na jego kartki myśli, w których odnaleźć można bogactwo indywidualnych interpretacji stanowiących o uniwersalnych wartościach . Mówiąc jeszcze inaczej, jest to książka niezwykła, która działa jak zwierciadło ludzkiej duszy i chociaż może zostać przez każdego czytelnika zrozumiana w inny sposób, prowadzić będzie do wniosków wspólnych dla nas wszystkich.

Jak większość z nas, po raz pierwszy "Małego księcia" czytałem w szkole podstawowej. Przyznaję, że jako dziecku książka mi się nie podobała. Uważałem, że jest dziwna, pogmatwana i nic z niej nie rozumiem, a przeczytanie chociażby jednej strony odbywało się ze łzami w oczach... Dopiero teraz, mając prawie trzy dekady na karku, uświadomiłem sobie, że Antoine de...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciągająca książka. Napisana w nieskomplikowany, szczery i otwarty wobec czytelnika sposób. Z całą pewnością została stworzona prosto z serca, przez człowieka z charakterem, którego żywiołem jest walka zabarwiona osobistymi ideałami. Autor występuje w niej w wielu rolach. Jest zarazem obserwatorem jak i bohaterem, kondotierem i awanturnikiem, żywi się wojną oraz przygodą, jednak wie o co walczy i nie boi się konfrontować poglądów z otaczającą go rzeczywistością. Nie ze wszystkim się z nim zgadzam ale z całą pewnością szanuję za barwny życiorys oraz nieugiętą wolę.

Przyczepić się mogę tylko do małych błędów w fonetycznym zapisie arabskich zwrotów i niektórych tłumaczeń... chociaż perfekcyjna wymowa nie jest najważniejsza w zawodzie najemnika, a "komunikatywne" posługiwanie się językiem oddaje klimat miejsca i czasu.

Zdecydowanie polecam wszystkim czytelnikom, bo nie jest to książka tylko dla koneserów pełnokrwistych i naznaczonych przygodami biografii.

Wciągająca książka. Napisana w nieskomplikowany, szczery i otwarty wobec czytelnika sposób. Z całą pewnością została stworzona prosto z serca, przez człowieka z charakterem, którego żywiołem jest walka zabarwiona osobistymi ideałami. Autor występuje w niej w wielu rolach. Jest zarazem obserwatorem jak i bohaterem, kondotierem i awanturnikiem, żywi się wojną oraz przygodą, ...

więcej Pokaż mimo to