rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Annie jest, urocza, nieśmiała, niewinna. Jest przez to ulubienicą miasteczka, każdy ją kocha i chce chronić. Łatka „aniołka” tak do niej przywarła, że Annie nie wyobraża sobie innego życia, niż takie jakie powinna wieść, czyli zostać żoną i matką. Jednak jej nieśmiałość stanowi przeszkodę nie do przeskoczenia.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Will jest ochroniarzem przyszłej bratowej Annie. Jest przystojny, męski i wytatuowany. Do niego też przywarła łatką, ale bad boy’a. Do tego jest zagorzałym przeciwnikiem małżeństwa i związków.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Obydwoje mają do siebie słabość, ale starannie to ukrywają. Wiedza, że do siebie nie pasują, bo niby aniołek mógłby być z bad boy’em? A mimo że Annie czuję niepohamowane skrępowanie przed każdym mężczyzna, przy Will’u czuję się swobodnie. Wie że między nimi nic nie może się wydarzyć, dlatego przystaje na pomysł przyszłej bratowej i prosi Will’a o lekcje randkowania.

Uroczo było się im przyglądać jak kluczą wokół siebie. Jako czytelnik wiemy od samego początku w jaką stronę to zmierza, ale mimo to naprawdę ciekawie było im się przyglądać. Kibicowałam im cały czas. Will to ideał, facet jakiego każda kobieta chciała by mieć. Nie tylko wie jak podejść do kobiety, jak ją zdobyć, ale i wykazuje się ogromem szacunku i wsparcia. Pomaga Annie nabrać pewności siebie i odkleić łatkę „grzecznej dziewczynki”. Mimo że obydwoje mają inne priorytety, bohaterów ciągnie do siebie i pomału pokonują swoje obawy i walczą o własne szczęście.

Gwarantuję, że „Practice makes perfect” to idealny, lekki, przyjemny i niezwykle uroczy małomiasteczkowy romans w stylu słów burn, w którym nie brak humoru i w którym się zakochacie! Jest to kolejna część „When in Rome. Rzymskie wakacje”, która to historia była również świetna! Nie mogę się doczekać aż poznam losy dwóch pozostałych sióstr Annie 🥰

Współpraca reklamowa Wydawnictwo Hype

Annie jest, urocza, nieśmiała, niewinna. Jest przez to ulubienicą miasteczka, każdy ją kocha i chce chronić. Łatka „aniołka” tak do niej przywarła, że Annie nie wyobraża sobie innego życia, niż takie jakie powinna wieść, czyli zostać żoną i matką. Jednak jej nieśmiałość stanowi przeszkodę nie do przeskoczenia.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Will jest ochroniarzem przyszłej bratowej Annie. Jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Destiny Joyce chcąc się zemścić na swoim byłym, decyduje się więc pod wpływem chwili (oraz alkoholu) aplikować o prace asystentki szefa jego największej konkurencji, Oscara Prestona. Nie może się spodziewać, że jej nowym szefem okaże się mężczyzna, z którym drze koty (delikatnie mówiąc) od felernego wpadnięcia na siebie w kawiarni. I naprawdę zwrot “drzeć koty” to jest eufemizm, bo Destiny mimo eleganckiego wyglądu, sypie epitetami z najgłębszego rynsztoka.

Muszę się przyznać, że strasznie mi to przeszkadzało, i mimo że nie mam problemów z wulgaryzmami w książkach, to jak Destiny zaczynała rzucać wiązankami to przysłowiowe uszy więdły. Nijak to pasowało do Nowego Jorku, stylowego ubioru, pracy w korporacji, a przede wszystkim do odzywania się do swojego szefa, który jest “liderem na międzynarodowym rynku finansowym”, i który mimo to jej tak naprawdę nie zwalnia, a wręcz przeciwnie, zniża się do jej poziomu i odpowiada pięknym za nadobne.

Gdyby akcja działa się w Polsce, to może i łatwiej było by mi przełknąć to wszystko, a tak, to mam okropny zgrzyt. Wiecie, że jestem ogromną fanką motywu enemies-to-lovers, ale wszystko ma swoje granice, szczególnie jeśli chodzi o dobry smak. I broń boże nie chcę, aby wyszło że hejtuję tą historię, bo mimo tych “wiązanek” Destiny i odbijanych piłeczek Prestona, historia nie była zła, była zabawna i nawet momentami ciekawa czy urocza, szczególnie tak od mniej więcej połowy, ale po prostu ta wulgarność Destiny strasznie mnie do niej zniechęciła, a jej zachowanie momentami mnie wybitnie irytowało, a jak nie zaiskrzy miedzy mną a bohaterami to ciężko mi polubić książkę.

Rozumiem, że wielu bardzo lubi tę historię za jej poczucie humoru, potyczki słowne między szefem i jego asystentką, które przeradzają się w romans, a kwestia wulgarności głównych bohaterów, aż tak nie razi ich po oczach, ale do mnie niestety ta historia nie trafiła. W moim odczuciu miała ona naprawdę duży potencjał, ale coś poszło nie tak. Nie zniechęcajcie się jednak moją subiektywną opinią, zawsze będę Wam mówić, abyście sami się przekonali, bo to co mi się nie do końca podobało, Wam może bardzo przypaść do gustu i na odwrót. Pozostawiam to Waszej ocenie, a ja sama patrząc na to, że “Before destiny teaches us to lie” jest debiutancką powieścią autorki, napewno sięgnę po kolejne jej książki, aby się przekonać czy napewno styl autorki nie jest dla mnie.

współpraca reklamowa z Wydawnictwo EditioRed

Destiny Joyce chcąc się zemścić na swoim byłym, decyduje się więc pod wpływem chwili (oraz alkoholu) aplikować o prace asystentki szefa jego największej konkurencji, Oscara Prestona. Nie może się spodziewać, że jej nowym szefem okaże się mężczyzna, z którym drze koty (delikatnie mówiąc) od felernego wpadnięcia na siebie w kawiarni. I naprawdę zwrot “drzeć koty” to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Bohater niedoskonały” to gorący romans, który mnie zaskoczył. Bo mimo wątku sensacyjnego w tle, którego raczej unikam w książkach, niesamowicie mnie wciągnął, a nawet porwał!

Haley życie się posypało. W jednej chwili straciła wszystko co stanowiło jej kotwicę: pracę, przyjaciółkę, narzeczonego, a nawet dodatkowe zajęcie, które wiązało się z jej pasją. Dlatego wzięła auto siostry i swoją siostrzenicę, którą się opiekowała i postanowiła wybrać się w podróż do Chicago, gdzie będzie mogła zacząć od nowa. I tak, jak pewnie się domyślacie, auto jej rozkraczyło po drodze. I tak tak, w małym miasteczku! I zgadnijcie kogo spotkała na swojej drodze?! Nie, nie tym razem mechanika, ale przystojnego wysoce gburowatego Warrena, który i tak jej pomoże z autem. Pech chce, że zostają sąsiadami, czego ani bezczelna (według niego) Haley nie chce, ani okropny (wg niej) Warren. Jeśli czytają to fanki romansów, szczególnie tych typu grumpy x sunshine, z małomiasteczkowym klimatem i od nienawiści do miłości, to prawdopodobnie nie muszę Was więcej zachęcać 😅 Mi przynajmniej tyle zwykle starcza 😂

Ale jeśli jeszcze nie, to chciałabym tylko dodać, że historia jest bardzo wciągająca i przyjemnie się ją czyta. Akcja miedzy bohaterami rozwija się dość powoli, ale nie nudno, początkowo przez to, że bohaterowie pałają do siebie szczerą nienawiścią, co jak możecie sobie wyobrazić, jest dość zabawne. A wątek sensacyjny, w którym to Warren prowadzi własne śledztwo, stara się rozwikłać zagadkę z przeszłości i zemścić się, stanowi dodatkowy smaczek i dodaje napięcia całej historii. Wielowątkowość tej historii to zdecydowana duża zaleta tej książki. Bardzo polubiłam Haley i Warrena i podobało mi się jak rozwijała się ich relacja, jak od wrogów stali się kochankami, a nawet czymś więcej, ale też jak sami się rozwinęli podczas tego czasu, jaka zmiana w nich zaszła. Ale niech nie zwiedzie Was ta cała “głębia” mojego opisu, bo nadal “Bohater niedoskonały” to gorący romans 18+ 😉🌶️

Naprawdę miło spędziłam czas czytając “Bohatera niedoskonałego” i gorąco Wam również polecam tę historię. Mimo że głownie to gorący romans to nie brakuje tu głębszych, poruszających momentów i skłaniających do refleksji. A że styl autorki bardzo przypadł mi do gustu, z chęcią sięgnę po inne książki autorki, jeśli zostaną u nas wydane ☺️

Współpraca reklamowa @editio.red

“Bohater niedoskonały” to gorący romans, który mnie zaskoczył. Bo mimo wątku sensacyjnego w tle, którego raczej unikam w książkach, niesamowicie mnie wciągnął, a nawet porwał!

Haley życie się posypało. W jednej chwili straciła wszystko co stanowiło jej kotwicę: pracę, przyjaciółkę, narzeczonego, a nawet dodatkowe zajęcie, które wiązało się z jej pasją. Dlatego wzięła auto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Królestwo słodyczy i rozkoszy” to zaskakująca historia na wielu poziomach. Zaskakuje przede wszystkim historią, która jest retellingiem „Dziadka do orzechów”. Jest to niesamowita adaptacja tej historii. Drosselmeyer jest łowcą magicznych faerii, Dziadek do orzechów to zaklęty władca fae, Klara, ma siostrę Luizę i to one razem pomagają uratować królestwo fae przed Królem Myszy, wraz z największym zaskoczeniem tej historii Cukrowym Wróżkiem! Uwielbiam gościa 😍

Bardzo lubię wszelkiego rodzaju retellingi, które często okazują się lepsze i ciekawsze od oryginałów. Tak było i tym razem. Lecz nim zacznę zachwalać tę historię miejcie na uwadze, że to zdecydowanie historia dla dorosłych czytelniczek ze względu na całkiem sporą ilość gorących scen dość dokładnie opisanych. Na wielu stronach 😈

Książkę poznajemy z dwóch perspektyw sióstr - Klary i Luizy. Było to dla mnie zaskoczenie i coś nowego, bo zazwyczaj jak czytam coś z dual pov to są to rozdziały opisane z perspektyw pary bohaterów, jej i jego. Mimo to dobrze mi się to czytało i podobał mi się ten zabieg. Siostry totalnie się od siebie różnią, są swoimi przeciwieństwami, tak jak ich wybrankowie. W tym przypadku autorka zastosowała zabieg „przeciwieństwa się przyciągają” i wyszła z tego niesamowita historia!

Cała kreacja świata stworzonego przez R. F Kenney robi ogromne wrażenie, ale tym samy nie przytłacza. Niesamowicie było się zanurzyć w tak baśniowych realiach. Fajnie że tło historii jest wyjaśnione, ale nie ma skomplikowanych zaszłości, na których czytelnik musiałby się skupiać.

Można powiedzieć, że „Królestwo…” jest niewymagającą baśnią dla dorosłych, ale cała magia tego miejsca, przewidywalna, ale absolutnie nie rozczarowująca fabuła i kolorowi, oryginalni i absolutnie różni bohaterowie, sprawia że książkę czyta się szybko, przyjemnie i z wypiekami na twarzy. Jak dla mnie jest to retelling idealny i nie mogę się doczekać kolejnych części! 🔥

„Królestwo słodyczy i rozkoszy” to zaskakująca historia na wielu poziomach. Zaskakuje przede wszystkim historią, która jest retellingiem „Dziadka do orzechów”. Jest to niesamowita adaptacja tej historii. Drosselmeyer jest łowcą magicznych faerii, Dziadek do orzechów to zaklęty władca fae, Klara, ma siostrę Luizę i to one razem pomagają uratować królestwo fae przed Królem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zgasłe dusze” to historia małego miasteczka, księżycowej dziewczyny, przeklętego chłopaka, zakazanej miłości i pewnej klątwy. Poza tym jest nieszablonowa, wciągająca i bardzo 🔥🔥🔥 😁
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
A jeśli Was zainteresowałam i potrzebujecie więcej informacji to czytajcie dalej 😉
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Fallon po latach wraca do Weeping Hollow żeby zaopiekować się swoim dziadkiem, jedynym krewnym jaki jej pozostał. Gdy trafia w to miejsce od razu okazuje się, że to zupełnie inny świat, w którym granica między magią a rzeczywistością jest zatarta. Dawne wierzenia, klątwy, tajemnice wszytko to jest tu realne, a jednak jakby nie do końca. I on, Julian, jeden ze Zgaślaków, tych przeklętych, do ktorego ją wszystko ciągnie (z wzajemnością), mimo że jest to im wręcz zabronione.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Fallon mimo że pochodzi z miasteczka, nic nie wie o swoim pochodzeniu, nikt jej nie chce nic zdradzić. Usilnie próbuje się dowiedzieć czegokolwiek, ale informacje które zbiera nie są konkretne i tworzą jeszcze bardziej niewyraźny obraz. Na domiar złego jest manipulowana, uczucia do Zgasłego musi trzymać w sekrecie, a miasteczkiem wstrząsa seria niewytłumaczalnych morderstw…
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
„Zgasłe dusze” to niezwykła historia. Swoją oryginalnością bardzo mnie porwała. Niezwykle ciekawie było się zgłębiać w całkiem nowy świat, z systemem kowenów, bogatą historią, wierzeniami i klątwą. Historia jest bardzo rozbudowana i interesująca z niezwykłym klimatem. Miałam wrażenie że Weeping Hollow to takie całoroczne miasteczko Halloween czarownic i duchów! Trochę mnie drażniło, że Fallon jest taka uległa, bierze tyle ile jej dają, nie drąży dalej, co dla mnie jest niezrozumiałe, bo ja najzwyczajniej w świecie bym nie wytrzymała. Ale koniec końców bardzo dobrze się bawiłam i z wielką chęcią sięgnę po kolejną część.

„Zgasłe dusze” to historia małego miasteczka, księżycowej dziewczyny, przeklętego chłopaka, zakazanej miłości i pewnej klątwy. Poza tym jest nieszablonowa, wciągająca i bardzo 🔥🔥🔥 😁
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
A jeśli Was zainteresowałam i potrzebujecie więcej informacji to czytajcie dalej 😉
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Fallon po latach wraca do Weeping Hollow żeby zaopiekować się swoim dziadkiem, jedynym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najpiękniej wydanych książek w mojej biblioteczce jest „Gamerka” Kasi Wycisk. Piękna okładka, barwione brzegi które stanowią, wklejka, a do tego treści które można zobaczyć tylko w ultrafiolecie! No cudo! 😍🔥

Ale „Gamerka” to nie tylko ładna okładka, bo i treść zachwyca i powala! Nie spodziewałam się po opisie tak wciągającej, ciekawej i oryginalnej fabuły!

Wiktoria uwielbia grać w Fifę i jest w tym naprawdę świetna. Ale w świecie, szczególnie tym gamingowym, zdominowanym przez facetów, nie może liczyć na poważne traktowanie, więc ukrywa się pod maską i pseudonimem WhiteRabbit. Podziwia Kiliana, który ma pseudonim MadHatter i jest najlepszym graczem w Polsce i wicemistrzem świata w FIFA. Skrycie marzy aby go pokonać. Gdy pewnego dnia tuż przed ważnym turniejem poznają się, ona od razu go rozpoznaje, jednak on nie wiem czym tak naprawdę się zajmuje Wiki. Od razu między nimi iskrzy, a chłopaka tak do niej ciągnie, ze bardzo chce rozwinąć tę znajomość. Ale czy można zbudować związek na kłamstwie?

Sięgając po „Gamerkę” nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie znałam wcześniejszych książek autorki, ale już wiem że muszę poznać wszystkie. Totalnie przepadłam w tej historii, nie mogłam się oderwać! Podobało mi się w niej absolutnie wszystko. Uwielbiam Kiliana, bo to chłopak z głową na karku, którego mimo że nie otrzymał odpowiedniej miłości od rodziców, ma serce po „właściwej stronie”. Wiki to dziewczyna petarda - uwielbiam jej charakter, wyszczekanie i podziwiam system wartości. Genialnie czyta między wierszami i nie daje się nabić w butelkę. A do tego stara się spełniać swoje marzenia i mimo trudności i męskiego szowinizmu idzie w zaparte.

Relacja Wiki i Kiliana to raczej jedna z tych slow burn, co dodaje jej realizmu, ale i sprawia że nie możemy się doczekać na więcej! Cały czas bardzo im kibicowałam i z ciekawością pochłaniałam kolejne strony historii, że dowiedzieć się co będzie dalej. Szczególnie że momentami autorka zapewniała nam istny rollercoaster emocji serwując zwroty akcji!

„Gamerka” to nie tylko sam romans, bo porusza także ważne, ale i trudne tematy jak schizofrenia czy wcześniej wspomniana dyskryminacja kobiet w środowisku zdominowanym przez mężczyzn. Dla mnie to ważne, gdy autor w swojej historii porusza trudniejsze tematy, przybliża je nam i pokazuje jak może być trudno ludziom, który na co dzień mierzą się z takimi problemami.

Podsumowując „Gamerka” to naprawdę świetna historia od której nie sposób się oderwać. Nie mam jej nic do zarzucenia, świetnie się przy niej bawiłam i mimo upływu czasu dalej siedzi mi w głowie. Czekam na kolejny tom, bo ten zakończyła je w takim momencie i z takim zwrotem akcji, że myślałam że mi głowa wybuchnie 🤯 Brawo Kasiu i proszę nie karz nam czekać za długo na kontynuację 😘

Jedna z najpiękniej wydanych książek w mojej biblioteczce jest „Gamerka” Kasi Wycisk. Piękna okładka, barwione brzegi które stanowią, wklejka, a do tego treści które można zobaczyć tylko w ultrafiolecie! No cudo! 😍🔥

Ale „Gamerka” to nie tylko ładna okładka, bo i treść zachwyca i powala! Nie spodziewałam się po opisie tak wciągającej, ciekawej i oryginalnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem fanką produkcji Mika Flanagana, takich jak: „Nawiedzony dom na wzgórzu” czy „Doktor sen” albo ostatnio „Zagłada domu Usherów”. Gdy czytałam „Nocne godziny” Marty Bijan czułam jakbym właśnie czytała idealny scenariusz na następną produkcje Flanagana!

Trójka młodych aktorów trafia do starego zamku w Szkocji, aby zagrać w gotyckim horrorze pt.: „Nocne godziny” reżyserowanego przez mroczną, oryginalną i budzącą niepokój Faustynę, która ma niezwykle unikatowy sposób na kręcenie filmów. Młodzi ludzie mają się odciąć od świata zewnętrznego i totalnie wcielić w role rodzeństwa, które po śmierci rodziców zostają pozostawieni sami sobie. Mimo towarzyszącemu im niepokojowi, poddają się temu niezwykłemu procesowi, zanurzając się w mroczny, duszny i mglisty klimat zamczyska i ról przed nimi postawionych.

„Nocne godziny” zaczynają się spokojnie, choć mrocznie, duszno i niepokojąco, ale wszystko ma swój sens. Im dalej idziemy, tym mrok robi się obezwładniający, czasem zaczyna brakować nam tchu, a niepokój staje się strachem. Zamek już nie jest zwykłym tłem czy scenografią, reżyserka Faustyna robi się bardziej mroczna, a aktorzy już nie tylko grają swoje role… Akcja zaczyna się rozjeżdżać, odczuwamy nagły dysonans, zastanawiamy się co jest prawdą? Czy to lęk bohaterów bierze nad nimi przewagę, a może to już siły nadprzyrodzone mącą im w głowach? I jak to możliwe, że wydarzenia z życia aktorów mają związek z odgrywanymi przez nich postaciami?

Czytając „Nocne godziny” bawiłam się wybornie - jeśli mogę tak ująć niepokój i chorobliwą ciekawość jakie czułam podczas lektury, ale tego oczekiwałam. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką i sięgając po tę historię wiedziałam tylko tyle, że to gotycka powieść grozy ya i że opis mnie zainteresował. Nie zawiodłam się ani trochę! Historia ta mnie pochłonęła i swoim niepokojem obezwładniła na dobrych kilka godzin. A zakończenie?! - wgniotło mnie w fotel! Totalny zwrot akcji i mind blowing! „Nocne godziny” to dla mnie idealna lektura na mroczny październik ze swoim jesienno-halloweenowym klimatem, która budzi niepokój i powoduje dreszcze przebiegające po plecach.

Jestem fanką produkcji Mika Flanagana, takich jak: „Nawiedzony dom na wzgórzu” czy „Doktor sen” albo ostatnio „Zagłada domu Usherów”. Gdy czytałam „Nocne godziny” Marty Bijan czułam jakbym właśnie czytała idealny scenariusz na następną produkcje Flanagana!

Trójka młodych aktorów trafia do starego zamku w Szkocji, aby zagrać w gotyckim horrorze pt.: „Nocne godziny”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Morderstwo w świątecznym ekspresie” to było moje drugie i to bardzo udane spotkanie z autorką, Alexandrą Benedict. Pierwsze było w zeszłym roku z powieścią „Świąteczną morderczą grą”.

Uwielbiam świąteczne książki! Ale czasem mam przesyt literatura obyczajową w tym klimacie, więc bardzo doceniam książki A. Benedict.

Gdy Wielką Brytanie nawiedza sroga zima, która zaskakuje nie tylko drogowców, ale i wszystkich innych w tym koleje państwowe, grupa 18 ludzi wybiera się w podróż pociągiem sypialnianym do Szkocji, aby zdążyć na święta. Gdy za oknem zima szaleje w najlepsze, w środku nocy dochodzi do wypadku - pociąg się wykoleja, ale to niespodziewana przerwa w podróży to najmniejsze zmartwienie pasażerów, bowiem w jednym z przedziałów dochodzi do morderstwa… Każdy ma coś do ukrycia, każdy jest podejrzany, a na jednym trupie się nie kończy… Rozwiązania zagadki podejmuje się emerytowana policjantka Roz, która za wszelką cenę chce dotrzeć do swoje córki na czas.

„Morderstwo w świątecznym ekspresie” to kryminał w stylu Agathy Christie z motywem locked room, ale z powiewem świeżości, bo osadzony we współczesnych realiach. Akcja zaczyna się w miarę spokojnie, ale w pewnym napięciu, ponieważ ze względów pogodowych nie wiadomo czy pociąg wyruszy. Wszyscy oddychają z ulgą gdy jednak tak się dzieje, do czasu aż pociąg się wykoleja. Wbrew pozorom nikt nie ucierpiał w wyniku wypadku, ale inne sprawa że w wyniku działań osób trzecich już tak… Pytania zaczynają się mnożyć, czy coś łączy współpasażerów, kto będzie następny, czy pomoc przybędzie na czas, i w końcu kto jest mordercą? Czy emerytowanej policjantce, która pragnie dotrzeć do córki na czas świąt uda się powstrzymać zabójcę i rozwiązać zagadkę?

W „Morderstwie w świątecznym ekspresie” bawiłam się wybornie! Klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie i rozbudowanym tłem obyczajowym to prawdziwa gratka dla fanów gatunku. Na duży plus zasługuje to, że autorka poruszyła tak ważne, ale zarazem bardzo trudne tematy jak gwałt i jego wpływ na ofiarę, trudne relacje rodzinne czy blaski i cienie osób popularnych w social mediach. Jak w prawdziwym życiu, tak i tu okazuje się, że nic nie jest czarno-białe, a odcienie szarości mogą nie tylko zaskoczyć ilością, ale wręcz przytłoczyć.

Autorka po raz kolejny zrobiła nam cudowny prezent na święta i obdarowała nas bardzo dobrym świątecznym kryminałem!

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Kobiecym.

„Morderstwo w świątecznym ekspresie” to było moje drugie i to bardzo udane spotkanie z autorką, Alexandrą Benedict. Pierwsze było w zeszłym roku z powieścią „Świąteczną morderczą grą”.

Uwielbiam świąteczne książki! Ale czasem mam przesyt literatura obyczajową w tym klimacie, więc bardzo doceniam książki A. Benedict.

Gdy Wielką Brytanie nawiedza sroga zima, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żadna książka jeszcze nie wywołała we mnie tyle sprzeczności co „Daisy Jones & The Six”. Książka ta nie stała się moją ulubioną, ani nie powaliła mnie na kolana, ale mimo to zainteresowała mnie, wciągneła i zostanie w mojej pamięci na długo.
Muszę zaznaczyć, że lata 70. to nie jest mój ulubiony okres w historii; ani muzyka, ani styl mnie nigdy nie zachwycał, ale bardzo chciałam przeczytać tę historię, bo mnóstwo ludzi jest zakochanych w niej. Niestety z książki się dowiedziałam, że ten okres to przede wszystkim czas chlania na umór i ćpania wszystkiego co się da i kiedy się da. Czytając o tym co się działo podczas aferparty po koncertach, czułam autentyczną odrazę. Dodatkowo nie polubiłam się z bohaterami, a ciężko się czyta książkę, w której bohaterów nie darzy się sympatią. Tytułowa bohaterka, Daisy, to dla mnie najgorszy typ głównego bohatera, ale nie będę pisać czemu, bo byłby to za duży spoiler. Że o Billym nie wspomnę. ALE mimo wszystko nie był to czas stracony! Bardzo podobała mi się forma, w jakiej napisana jest książka, czyli wywiad. Było to nowe doświadczenie dla mnie i bardzo pozytywne. Obserwowanie rozwoju zespołu, tego jak przez lata ewoluował, było bardzo interesującym doświadczeniem. Najbardziej podobał mi moment kiedy bohaterowie tworzyli piosenki. Nie mam pojęcia jak finalnie one brzmiały, ale uwierzcie mi, że gdy Daisy ćwiczyła piosenkę „Impossible Women” i po raz pierwszy zaśpiewała ją idealnie, to autentycznie miałam ciary! To jest niesamowite jak autorka przekazała emocje śpiewanej piosenki na kartkach papieru! Dzięki tej książce dowiedziałam się ile tak naprawdę pracy wymaga stworzenie całego albumu i jego promocja, a cena jaką muszą ponieść za to członkowie zespołu nie rzadko jest wyższa niż ich faktyczny zysk. Jeśli chodzi o bohaterów, to muszę zaznaczyć, że są naprawdę świetnie wykreowani - są żywi i prawdziwi, bez koloryzowania i słodzenia, ze swoimi wadami i zaletami. Samo zakończenie było świetne! A ostatnia strona sprawiła, że łzy stanęły mi w oczach. A to nie często mi się zdarza!
Naprawdę mam mieszane uczucia co do tego tytułu. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba, bo mi się podoba w takiej samej mierze, co nie podoba 😅 Ale na pewno polecam przeczytać i samemu się przekonać.

Żadna książka jeszcze nie wywołała we mnie tyle sprzeczności co „Daisy Jones & The Six”. Książka ta nie stała się moją ulubioną, ani nie powaliła mnie na kolana, ale mimo to zainteresowała mnie, wciągneła i zostanie w mojej pamięci na długo.
Muszę zaznaczyć, że lata 70. to nie jest mój ulubiony okres w historii; ani muzyka, ani styl mnie nigdy nie zachwycał, ale bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewiele na polskim rynku jest thrillerów medycznych, bo temat nie jest łatwy. Sama w tym temacie jestem absolutnym laikiem, choć jest to niezwykle ciekawa dziedzina. W „Psychopacie” autorka porusza szalenie ciekawy temat neurogenezy i zaburzeń psychicznych. A wszystko to jest umieszczone w akcji, która mrozi krew w żyłach!
Młoda, inteligentna badaczka Maja, prowadzi testy nad nieinwazyjna metodą leczenia raka mózgu i odnosi spektakularne sukcesy. Po bankiecie z tej okazji budzi się na ławce w parku i okazuje się ze nie pamięta ostatnich 36 godzin i nie ma pojęcia co się wtedy z nią działo... Do tego po okolicy szaleje seryjny morderca, którego tropi ukochany głównej bohaterki, a Maja odkrywa, że zbrodnie jej nie przerażają, a fascynują...
Thriller ten wciąga i mrozi krew w żyłach! Do końca nie wiedziałam jak się skończy i choć podejrzewałam w jaka stronę to zmierza, zakończenie zaskoczyło mnie bardzo! Jeśli chodzi o medyczne zagadnienia (wiem ze wiele osób na to zwraca uwagę) to autorka w bardzo prosty i przystępny sposób stara się wytłumaczyć całe zawiłości medycznych procesów, w sposób który nie nuży czy zniechęca.
Mi się podobało i to bardzo! Książkę czyta się szybko i mimo że to thriller z strasznymi morderstwami to czyta się lekko, bo fabuła bardzo mnie wciągnęła. Lubię takie klimaty. Psychopaci to temat fascynujący i zawsze na czasie, prawda? 😉

Niewiele na polskim rynku jest thrillerów medycznych, bo temat nie jest łatwy. Sama w tym temacie jestem absolutnym laikiem, choć jest to niezwykle ciekawa dziedzina. W „Psychopacie” autorka porusza szalenie ciekawy temat neurogenezy i zaburzeń psychicznych. A wszystko to jest umieszczone w akcji, która mrozi krew w żyłach!
Młoda, inteligentna badaczka Maja, prowadzi testy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od momentu przeczytania „Poranków na Miodowej 1” Joanny Szarańskiej, aż do chwili kiedy piszę tą opinię, wciąż jestem pod wielkim wrażeniem! Co to była za piękna historia! Do tej pory nie mogę przestać o niej myśleć, a emocje jakie mi towarzyszyły podczas czytania są ze mną do tej pory i jestem pewna, że długo ze mną pozostaną! Szczególnie jeśli chodzi o ostatnie kilkadziesiąt stron. Ale nie będę tu pisać o jakie emocje chodzi, bo jesteście bystrzy i nie mogę Wam tu spojerować 😌 „Poranki” są przykładem idealnej literatury obyczajowej, takiej jaką chciałabym czytać za każdym razem gdy sięgam po książki z tego gatunku. Książka ta jest pełna rozterek, podejmowania trudnych decyzji, trochę smutku, ale i zrozumienia, nadziei, uśmiechu i wzruszeń. Naprawdę, sięgnijcie po „Poranki”, obiecuję, że będziecie równie zachwyceni jak ja! Na szczególną uwagę zasługuje język i styl autorki. Pani Asia zawsze pisze pięknie i w taki sposób, że czyta się jej książki naprawdę przyjemnie, ale tu przyjemność z czytania po prostu wchodzi na wszy level! Nie mogę doczekać się kontynuacji - pewien wątek niezwykle mnie ciekawi (!), ale na szczęście dobre i litościwe ptaszki mi doniosły, że na kolejną część nie będę musiała długo czekać 😍 Serio, nie zwlekajcie i czytajcie „Poranki na Miodowej 1”. U mnie jest to lektura 10/10!

Od momentu przeczytania „Poranków na Miodowej 1” Joanny Szarańskiej, aż do chwili kiedy piszę tą opinię, wciąż jestem pod wielkim wrażeniem! Co to była za piękna historia! Do tej pory nie mogę przestać o niej myśleć, a emocje jakie mi towarzyszyły podczas czytania są ze mną do tej pory i jestem pewna, że długo ze mną pozostaną! Szczególnie jeśli chodzi o ostatnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam ochotę na ciekawy thriller, który będzie ciekawy i wciągający, taki który zapewni dobra rozrywkę. Sięgnęłam po „Łowcę tatuaży” Alison Belsham i to był strzał w dziesiątkę! Właśnie czegoś takiego chciałam!
Akcja toczy się w Brighton w UK gdzie swoje żniwo zbiera seryjny morderca, który kolekcjonuje tatuaże (czytaj: obdziera ludzi ze skóry 😳). Pech chciał, że pierwsze ciało znajduje Marni Mullins, tatuażystka, której nie cieszy (oczywiście) ani morderca, który atakuje ludzi z jej kręgów, ani późniejsza współpraca z policją, której szczerze nie cierpi i unika. Śledztwo za to prowadzi młody, niedawno awansowany komisarz Francis Sullivan, który też się nie cieszy, tyle że popularnością wśród współpracowników, co znacznie utrudnia mu pracę.
„Łowca” mi się podobał. Dostałam to czego aktualnie potrzebowałam, czyli wciągającej, ciekawej i na swój sposób niebanalnej historii - motyw tatuażu i tatuowania, bardzo mi się podobał. Oczywiście schemat książki, jak i główny motyw nie jest jakoś mega odkrywczy, wręcz przeciwnie, jest dość znany i popularny, ale mimo to autorka tak poprowadziła książkę, ze czytelnik się nie nudzi i nie czuje żeby był to kolejny „odgrzewany kotlet”, a przynajmniej ja nie czułam. Bardzo podobały mi się rozdziały prowadzone z perspektywy mordercy i ogólnie rozdziały prowadzone z perspektywy bohaterów, które były krótkie i kończyły się tak, ze musiałam czytać od razu kolejny. Jeśli chodzi o bohaterów to maja oni ciekawe osobowości i pierwszy raz od dłuższego czasu nie wkurzała się na nie logiczne zachowanie, bo z mojego punktu widzenia takiego nie było. Jak dla mnie to fenomen 😉 Zakończenie też jest prawie takie jak być powinno czyli zaskakujące i tłumaczące wszystko. Ale nie mogę wam powiedzieć dlaczego prawie, bo byłby to spoiler 😉 Mi się podobało i polecam! Napewno sięgnę po więcej książek tej autorki.

Miałam ochotę na ciekawy thriller, który będzie ciekawy i wciągający, taki który zapewni dobra rozrywkę. Sięgnęłam po „Łowcę tatuaży” Alison Belsham i to był strzał w dziesiątkę! Właśnie czegoś takiego chciałam!
Akcja toczy się w Brighton w UK gdzie swoje żniwo zbiera seryjny morderca, który kolekcjonuje tatuaże (czytaj: obdziera ludzi ze skóry 😳). Pech chciał, że pierwsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mroczne zakamarki" to kolejny thriller, który miał się okazać fantastyczny, ale niestety dla mnie był średniaczkiem. Tu się kłania powiedzenie: "Nie oceniaj książki po okładce" 😂 Bo okładka jest świetna i zachęcająca do sięgnięcia, tak samo opis z tyłu książki, który bardzo zachęca, ale jak później się okazało, niezwykle rozczarował. Książkę czytało mi sie topornie, chyba po trochu przez styl autorki i samą narrację, jak również przez ślimaczą akcje. I nie chodzi mi o to, że nie było tam akcji rodem z filmów akcji, nie oczekuje tego przecież od każdej książki, ale po prostu książkę momentami była mało ciekaw, żeby nie powiedzieć nudna...
Historie o nastolatkach, które próbują na własną rękę prowadzić śledztwo i dojść do prawdy, jest niestety naciągana (tym bardziej, że robią to w większości na zasadzie "zgaduj-zgadula"), a główna bohaterka - Tessa i jej przyjaciółka - Callie niestety są dość dziwne, na swój sposób i mnie momentami denerwowały. Zdaje sobie sprawę, że stały się takie przez to co je spotkało w dzieciństwie, jak i potem (czyli te ostatnie 10 lat). Tessa nie miała łatwego życia od samego początku, patola w domu jak się patrzy, krzywe akcje, to musiało się skończyć źle, więc pewnie przez to wyszło jak wyszło, choć tak naprawdę Tessa wyszła, jak to się mówi, "na ludzi".

Podsumowując historia przedstawiona w książce sama w sobie nie była zła, ale jak dla mnie książka średnia - film z dobrym scenariuszem na podstawie powieści w rękach dobrego reżysera mógłby być świetny. Za to wydarzenia, które się rozegrały przed akcją książki, według mnie mogłyby być ciekawszą bazą dla książki.

"Mroczne zakamarki" bronią się swoim zakończeniem. Ostatnie kilka stron były bardziej ciekawsze niż kilkaset stron powieści. I ta historia właśnie połączona z wydarzeniami, które wydarzyły się 10 lat wcześniej, mogłyby stanowić świetną powieść.

"Mroczne zakamarki" to kolejny thriller, który miał się okazać fantastyczny, ale niestety dla mnie był średniaczkiem. Tu się kłania powiedzenie: "Nie oceniaj książki po okładce" 😂 Bo okładka jest świetna i zachęcająca do sięgnięcia, tak samo opis z tyłu książki, który bardzo zachęca, ale jak później się okazało, niezwykle rozczarował. Książkę czytało mi sie topornie, chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Krucyfiks" Chrisa Carter'a to kolejny świetny thriller, który miałam okazję przeczytać 👌😁

W parku narodowym w opuszczonym budynku zostają znalezione zwłoki młodej kobiety, którą okrutnie torturowano, a na jej ciele policja znajduje znak - symbol podwójnego krzyża. Nie bylo by w tym nic aż tak dziwnego, gdyby nie fakt, że ten sam symbol w tym samym miejscu był "podpisem" seryjnego mordercy, którego złapano i stracona dwa lata wcześniej...

W "Krucyfiksie" jest wszystko czego potrzeba dobremu kryminałowi/thrillerowi. Jest dochodzenie - bardzo interesujące, są oczywiście morderstwa - strasznie masakryczne, jest akcja, jest chwilą zwątpienia, jest zwrot akcji, wielki szok i wielki finał 🤯 Czego chcieć więcej?
Dodatkowym smaczkiem jak dla mnie jest wątek mafijny, którego ogólnie w książkach za bardzo nie lubię, ale tu był świetnie wkomponowany, a w roli szefa tejże mafii nie mogłam sobie wyobrazić nikon innego jak Will'a Smitha 😁

Znajoma, która mi poleciła tą książkę, powiedziała, że mimo że "Krucyfiks" jest dobra książka, to jest to najsłabsza pozycja z serii. Czyli, patrząc na to ile jest już książek w tej serii, to świetne wieści 😁
Podsumowująca książka bardzo mi się podobała i gorąca polecam 😊

"Krucyfiks" Chrisa Carter'a to kolejny świetny thriller, który miałam okazję przeczytać 👌😁

W parku narodowym w opuszczonym budynku zostają znalezione zwłoki młodej kobiety, którą okrutnie torturowano, a na jej ciele policja znajduje znak - symbol podwójnego krzyża. Nie bylo by w tym nic aż tak dziwnego, gdyby nie fakt, że ten sam symbol w tym samym miejscu był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Substancja" Klaudii Kloc Muniak to druga powieść autorki i choć jestem wielka fanka jej pierwszej powieści "Gdybym jej uwierzył" to muszę się przyznać, że "Substancja" mi się chyba bardziej podoba.

Mówiąc o "Substancji" trzeba na początku wspomnieć, że autorka zrobiła coś przewrotnego i zaskakującego zarazem przedstawiając wydarzenia nie będące kontynuacją jej pierwszej powieści, a dziejące się kilka lat przed wydarzeniami z "Gdybym...", kiedy Julka jest na studiach, znów wpada w delikatnie mówiąc tarapaty i poznaje Kamila 😍 Mi się to strasznie spodobało! Byłam mega ciekawa jak się poznali, a teraz miałam okazję się dowiedzieć 😁

Jak już wspomniałam Julka jest na studiach biotechnologicznych oczywiscie i poznaje bliżej Patrycje Kosowska, z którą się zaprzyjaźniają i przy okazji - Kamila 😍 Dołącza też do koła naukowego, "którego odkrycie ma zrewolucjonizować świat medycyny i stać się innowacyjnym lekiem". Tymczasem nie wszystko idzie jak powinno, ginie jedna z studentek należąca do koła, a potem kolejna osoba... Robi się niebezpiecznie, a oczywiscie Julka jest w samym srodku tej afery. No i DZIEJE SIĘ!

Substancja czyta się bardzo dobrze, autorka ma dar do pisania ciekawie i interesująco, więc czyta się szybko, a że fabuła jest wciągająca to nie można od niej się oderwać. Akcja ma tempo, nie można się nudzić i jest niezwykle ciekawa. Wielka zaletą Klaudii jest fakt, że nie traci czasu na zbędne opisy, przy których można zapomnieć o czym się czyta. No ale nie była bym soba gdybym nie wspomniała o wątku romantycznym, bo przecież Julka poznaje Kamila! 😍 A że jestem ich wielką fanką i bardzo ich lubię, to na to czekałam 😁 I uwierzcie mi, warto było!

"Substancja" to kolejna świetna pozycja na naszej rodzimej polskiej liście thrillerów i #mustread tego lata. Jeżeli czytaliście "Gdybym jej uwierzył" koniecznie sięgnijcie po prequel jakim jest "Substancja", a jeśli nie czytaliście to śmiało zaczynacie od tego tytułu, zachowacie kolejność chronologiczną 😉Gorąco polecam 😁👌


PS. Najlpesze jest to, że mimo że z bohaterami spotykamy się po raz drugi to i tak nadal nie wiemy co dalej będzie po zaskakującym i szokujący zakończeniu "Gdybym jej uwierzył"... 😯🙄🙃 Well done! 😁

"Substancja" Klaudii Kloc Muniak to druga powieść autorki i choć jestem wielka fanka jej pierwszej powieści "Gdybym jej uwierzył" to muszę się przyznać, że "Substancja" mi się chyba bardziej podoba.

Mówiąc o "Substancji" trzeba na początku wspomnieć, że autorka zrobiła coś przewrotnego i zaskakującego zarazem przedstawiając wydarzenia nie będące kontynuacją jej pierwszej...

więcej Pokaż mimo to