-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać293
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-02-26
2016-11-05
Herman Wouk weteran zmagań wojennych na Pacyfiku w czasie II Wojny Światowej, opisał historię mocno osadzoną w rzeczywistości w jakiej odbywał służbę. Dzięki temu mamy wiarygodne i rzeczowe opisy codziennej rutyny panującej na okręcie, a także wiernie odzwierciedlone specyficznych stosunków panujących w korpusie oficerski w US Navy.
Autor tematyką książki dotknął najbardziej newralgicznej kwestii w marynarce wojennej, jakim jest wypowiedzenie posłuszeństwa dowódcy okrętu. Opis „buntu” został rozbity na dwie części, czyli powstanie konfliktowej sytuacji i sam kryzys w obliczu niszczycielskiego Tajfunu, następną częścią jest przejście w dramat sądowy w scenerii wojskowego trybunału marynarki wojennej.
Na ostatnich stronicach książki znajduje się makabryczny opis skutków ataku japońskiego samolotu kamikadze na okręt „Caine”. Stworzony przez moją wyobraźnie obraz zmasakrowanego ciała pilota, po którym nie uszkodzone zostały tylko okulary zostanie na długo w moim umyśle.
Książka jest napisana przystępnym, łatwym jeżykiem sprzyjającym do szybkiego, „niekontrolowanego” czytania.
Herman Wouk weteran zmagań wojennych na Pacyfiku w czasie II Wojny Światowej, opisał historię mocno osadzoną w rzeczywistości w jakiej odbywał służbę. Dzięki temu mamy wiarygodne i rzeczowe opisy codziennej rutyny panującej na okręcie, a także wiernie odzwierciedlone specyficznych stosunków panujących w korpusie oficerski w US Navy.
Autor tematyką książki dotknął...
2016-10-18
Autor za pomocą fikcyjnych bohaterów mniej lub bardziej powiązanych z amerykańskim korpusem dyplomatycznym w Europie przededniu II wojny światowej wprowadza nas w meandry ówczesnej sytuacji politycznej. Dzięki utkanej siatce ciekawych postaci, opis ich przeżyć i obserwacji przenosi nas niczym kapsuła czasu i przestrzeni między gabinetem Prezydenta Roosevelta , Kancelarią Rzeszy Adolfa Hitlera, czy wreszcie umieszcza nas na ulicach bombardowanej Warszawy we wrześniu 1939r. Duża cześć powieści jest poświęcona agresji hitlerowskiej na Polskę. Jest to ciekawe spojrzenie z perspektywy amerykańskiego pisarza pochodzenia żydowskiego, który nie ma bezkrytycznego stosunku do naszego kraju, nie mniej opisy brutalnej napaści oraz cierpienia ludności cywilnej, jednoznacznie wskazują, kto jest katem, a kto ofiarą.
Ciekawym zabiegiem literackim jest stworzenie fikcyjnej postaci niemieckiego generała Armina von Roona, który swoim traktacie historyczno-filozoficznym spisanym jakoby już po klęsce Niemiec, służy pisarzowi do przytaczania prusko-hitlerowskiej perspektywy wydarzeń z czasów II wojny światowej. Traktat historyczny Ronna jest na tyle sugestywny, ze w pierwszej chwili wziąłem go za postać autentyczną i szukałem skąd autor czerpał źródła.
Autor za pomocą fikcyjnych bohaterów mniej lub bardziej powiązanych z amerykańskim korpusem dyplomatycznym w Europie przededniu II wojny światowej wprowadza nas w meandry ówczesnej sytuacji politycznej. Dzięki utkanej siatce ciekawych postaci, opis ich przeżyć i obserwacji przenosi nas niczym kapsuła czasu i przestrzeni między gabinetem Prezydenta Roosevelta , Kancelarią...
więcej mniej Pokaż mimo to
W trakcie lektury epickiej pracy historycznej prof. Jerzego Strzelczyka „Goci – rzeczywistość i legenda” postanowiłem nieco sobie rozrzedzić powagę tej tematyki jakąś książką beletrystyczną na ten temat. I tak oto wpadłem na kompletnie mi wcześniej nieznaną autorkę powieści historycznych Hannę Malewską. Już na wstępie lojalnie muszę nadmienić, że nie dotarłem do końca tego przepastnego tomiska, a moje literackie spotkania z panią Hanną skończą się na tej pierwszej dość przypadkowej randce. Z lapidarnej notki biograficznej Hanna Malewska objawia się jako postać o nieskazitelnym życiorysie po mimo ponurej epoki naszej historii w jakie przyszło jej realizować swój najbardziej produktywny okres życia. Mowa w tym miejscu o koszmarze okupacji niemieckiej oraz ciemnej nocy stalinizmu w Polsce. Malewska zapisała piękna kartę w swoim życiu po przez aktywny udział w podziemiu niepodległościowym, gdzie brała także czynny udział w Powstaniu Warszawskim. Jej wojenna epopeja zakończyła się w randze kapitańskiej. Co ciekawe, nawet w tych ekstremalnych warunkach realizowała swoje literacie pomysły. Po wojnie związana była ze środowiskiem katolickich intelektualistów czego ukoronowaniem była posada redaktora naczelnego miesięcznika „Znak”. Powieść „Przemija postać świata” powstała w pierwszej połowie lat 50-tych, gdzie obowiązującym kanonem literacki był socrealizm.
Zamierałem pisarki było stworzenie w ramach, niczym historyczne obrazy Jana Matejki, wielkiego ściennego gobelinu epoki historycznej obejmującej okres od ostrogockiego panowania nad Italią a epoką podbojów bizantyjskich z czasów słynnego wodza Belizariusza kończąc. Ale nie tylko dzieje polityczne byłym tematem zainteresowania autora. Bogato zostały przedstawione realia życia codziennego czasów obumierającego antyku a rodzącej się epoki średniowiecza. Do tego trzeba dodać historiozoficzne rozważania niejako na boku fabuły i prochrześcijańskie akcenty. Malewska chciała jeszcze aby powieść była z wciągającą fikcyjną fabułą niczym najlepsza sienkiewiczowska proza. Efekt niestety jest taki, że mamy prawie 900 stron nijakości. Co tu ukrywać, powieść jest po prostu nudna, jak przemówienie I sekretarza Władysława Gomułki. Dobrze mi znane fakty historyczne choćby z książki prof. Strzelczyka są tutaj na siłę implementowane w rozwijającą się fabułę. Stworzone fikcyjne postaci są bez ikry i fantazji. Do tego dochodzą ideologiczne wtręty autora. Z jednej stronny mamy chrześcijańską apologię. Na przykład postaci katolickiego biskupa, który jako gracz polityczny, dysponujący wpływem społecznym, a będący jednocześnie postacią mało budującej powierzchniowości spotyka się z krewkim, młodym germańskim barbarzyńcą Teodorykiem Wielkim – królem Ostrogotów. Wpływa na jego decyzję i postawę nie po przez kontrakt polityczny tylko po przez jakąś mistyczną świętą aurę, boski fluid itd. To tak, jakby Morawiecki podrygiwał w śpiewnych tanach na eventach Tadeusza Rydzyka, bo jest pod hipnotyzującym wpływem tego brzuchatego guru dla prowincjuszy. W ogóle nie ma tutaj znaczenia, że rzucone dla niego hasło dla moherowych brygad wyborczych przekłada się na kluczowy milion głosów. Z drogiej stronny autorka sili się na ahistoryczną krytykę stosunków feudalnych, jako opartych na wyzysku i niesprawiedliwości. I robi to według marksistowskiej ówczesnej wykładni. Zapomina jednocześnie o tym, że ten układ społeczny był scementowany sankcją Kościoła, który sam był największym w historii feudałem, a za swoje usługi pobierał sute apanaże od władców ówczesnego Świata. Pomijam już fakt, że jednak feudalizm w ujęciu Karola Marksa był krokiem na przód w stosunku do epoki niewolniczej.
Podsumowując za beletrystyczne odmalowanie realiów epoki, która tak rzadko gości na stronach powieści historycznych dałbym Hannie Malewskiej 10 gwiazdek ale już ocena jako wciągająca książka do poczytania dla relaksu to niestety klasyfikuje się w okolicach 1 gwiazdki. Średnia statystyczna wychodzi zatem na 5 gwiazdek.
W trakcie lektury epickiej pracy historycznej prof. Jerzego Strzelczyka „Goci – rzeczywistość i legenda” postanowiłem nieco sobie rozrzedzić powagę tej tematyki jakąś książką beletrystyczną na ten temat. I tak oto wpadłem na kompletnie mi wcześniej nieznaną autorkę powieści historycznych Hannę Malewską. Już na wstępie lojalnie muszę nadmienić, że nie dotarłem do końca tego...
więcej Pokaż mimo to