-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
„Powiedz, mamo, czy będziesz mnie kochać całe życie?” – pyta swojej mamy przed zaśnięciem Archibald – jeden z bohaterów książki Astrid Desbordes pt. „Miłość”. Mama wylicza kiedy kocha swojego syna. A wraz z kolejnymi przykładami uświadamia mu, że tak naprawdę kocha go zawsze.
To nie jest książka tylko dla dzieci. Choć można czytać ją i z dwulatkiem, i dziesięciolatkiem, a nawet całymi rodzinami. Chociaż tytuł dużo zdradza, to będziecie zaskoczeni jej treścią, a szczególnie zakończeniem.
Gdy pierwszy raz zetknęłam się z nią, miałam wrażenie, że jest to raczej publikacja dla starszych dzieci, a pewne treści w niej zawarte zrozumie tylko dorosły. Jednak to niezwykłe jak oddziałuje ona na np. dwuletnie dziecko. Moje dziecko, gdy dojrzy ją na półce, woła „mama, mama, mama!” i każe sobie czytać. Oczywiście trzeba mu objaśniać rysunki i lektura „Miłości” zajmuje nam dłuższą chwilę, ale po to właśnie one są. Ilustracje są przepiękne, subtelne, delikatne, ale jednocześnie bardzo wyraźne i ascetyczne. Nie ma w nich nadmiaru, przerysowania, idealnie współgrają z równie lapidarnym tekstem. Ta książka zostaje w środku, szczególnie gdy sama jesteś matką. A jeszcze bardziej gdy, tak jak ja masz w sercu świeże wspomnienia, albo uczucia i emocje, które jeszcze nimi nie są. Gdy chwilę zastanowić się nad nią, przywołuje różne myśli.
Zapraszam po więcej:
https://kreskiikropki.wordpress.com/2016/05/27/milosc/
„Powiedz, mamo, czy będziesz mnie kochać całe życie?” – pyta swojej mamy przed zaśnięciem Archibald – jeden z bohaterów książki Astrid Desbordes pt. „Miłość”. Mama wylicza kiedy kocha swojego syna. A wraz z kolejnymi przykładami uświadamia mu, że tak naprawdę kocha go zawsze.
To nie jest książka tylko dla dzieci. Choć można czytać ją i z dwulatkiem, i dziesięciolatkiem, a...
Niewielka, bo 32-stronicowa książka w miękkiej oprawie może niezauważona przemknąć na sklepowej półce. Wielkim atutem książki jest to, że tekst nie jest drukowany standardowym krojem pisma, ale jest (zaryzykuję, niech mnie autor poprawi) starannie wykaligrafowany. Pozwala to dziecku oswoić się z literami pisanymi. Opowiada historię spotkania chłopca w wieku szkolnym, bądź przedszkolnym. Chłopiec spotyka cztery ciotki na zabawie z okazji Dnia Dziecka. Już na początku zaskoczyło mnie stwierdzenie, które wypowiedział chłopiec „A ponadto – pod żadnym pozorem nie można sprawiać wrażenia, że jest się dzieckiem”. Jak to?
Ale dalej jest jeszcze ciekawiej. Opis ciotek, to kwintesencja ciotkowości:
„Ciocie mają cztery pary rąk i nóg, cztery głowy z czterema kapeluszami i dwadzieścia cztery srebrne zęby.
Ciocie wszystkich pozdrawiają i wszystkich znają. Ciocie wszystko wiedzą i o wszystkim słyszały. Ciocie wszędzie były i wszystko widziały.”
Ciotki pytają chłopców kim chcieliby zostać w przyszłości. Jeden mówi, że strażakiem, drugi – listonoszem, trzeci – policjantem, czwarty – żołnierzem. Ciotki kwitują: „Piękne marzenia […]. Wasi rodzice na pewno dopilnują, żeby się wam spełniły.” Tak to jest, poprawnie, grzecznie i jak należy. Przychodzi kolej na naszego bohatera, który ku zdumieniu ciotek odpowiada, że „chciałby zostać kilkoma zwierzętami naraz”. Gdy pierwszy szok minął, ciotki próbują go przekonać, że może kimś innym. Ostatecznie ciekawość zwycięża i postanawiają wysłuchać chłopca kimże on chce być...
Przyznam się, że byłam ciotką. Po przeczytaniu pomyślałam, że cóż ten pan Wechterowicz wymyślił. Absurd goni absurd, a już dialogi między ciotkami a chłopcem, to jakieś farmazony. Ale przecież, no trzeba było się ruszyć na wycieczkę, że kilkanaście lat temu ja chciałam być husarzem, panterą, delfinem i jaskółką.
https://kreskiikropki.wordpress.com/
Niewielka, bo 32-stronicowa książka w miękkiej oprawie może niezauważona przemknąć na sklepowej półce. Wielkim atutem książki jest to, że tekst nie jest drukowany standardowym krojem pisma, ale jest (zaryzykuję, niech mnie autor poprawi) starannie wykaligrafowany. Pozwala to dziecku oswoić się z literami pisanymi. Opowiada historię spotkania chłopca w wieku szkolnym, bądź...
więcej Pokaż mimo to