haloperidol

Profil użytkownika: haloperidol

Warszawa (natywnie Kielce) Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
162
Przeczytanych
książek
165
Książek
w biblioteczce
14
Opinii
161
Polubień
opinii
Warszawa (natywnie Kielce) Mężczyzna
dziennikarzyna komputerowy, ex-polonista, ex-filozof

Opinie


Na półkach: , ,

Problem z Grzędowiczem mam jeden - jestem w stanie wybaczyć wiele temu facetowi. Na "Popiół i Kurz" nosami kręciła spora ilość osób, mnie zaś coś na kształt szamańskiego noir wciągnęło bez reszty. "Księga jesiennych demonów" to dość mało pretensjonalny zbiorek opowiadań grozy. Jest dość ciężki, duszny, momentami niemal kafkowski, zwłaszcza w momentach monologów wewnętrznych. Nie jest to prosta literatura, ale nie ze względu na temat czy poziom "straszności". "Księgę..." czytamy powoli, bo przez ponure światy, jakie kreśli Grzędowicz ciężko przebijać się z uśmiechem na pyszczku i pękiem stokrotek w ręce.

Zdecydowanym plusem jest miły mariaż prozy w stylu Poego i Kinga, podlanej sosem polskości i przyprawionej dziewiętnastowieczną czarną Europą. Z jednej strony nie chcemy mimo wszystko być uczestnikami takich wydarzeń, a z drugiej - gdyby wyjąć rzeczy nadnaturalne - doskonale znamy takie sytuacje jak samotność, zdrada i tak dalej. W tym leży siła tej prozy. Niby są potwory ze ścian, ale wszystko jest gorzko znajome.

To miłe, że polska fantastyka nadal udowadnia lwom salonowym, że nie wszystko na półce pełnej kolorowych okładek to misja w poszukiwaniu świętego gobliniego napletka. Grzędowicz od dawna udowadnia, że linia między prozą dramatyczną czy obyczajową a fantastyką i grozą jest już mocno zatarta. I chwała mu za to.

Problem z Grzędowiczem mam jeden - jestem w stanie wybaczyć wiele temu facetowi. Na "Popiół i Kurz" nosami kręciła spora ilość osób, mnie zaś coś na kształt szamańskiego noir wciągnęło bez reszty. "Księga jesiennych demonów" to dość mało pretensjonalny zbiorek opowiadań grozy. Jest dość ciężki, duszny, momentami niemal kafkowski, zwłaszcza w momentach monologów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Hyperversum to taka psotna pozycja. Po tzw. blurbie możemy spodziewać się czegoś na miarę "Modyfikowalnego Węgla" Morgana, tyle że w wersji dla młodszych. Nic bardziej mylnego. To może coś w klimacie niedawnego "uksiążkowienia" gry "Assassin's Creed 2"? Też nie. Ta powieść bowiem z grami komputerowymi ma tyle wspólnego, że na pierwszych pięciu i kilku ostatnich stronach pojawia się wzmianka o tytułowej grze VR. Poza tym mamy do czynienia z klasyczną powieścią przygodową, troszkę spod znaku płaszcza i szpady, czyli coś na kształt "Aktora porno na dworze Króla Artura" czy innych filmów z dzieciństwa. Szkoda też, że o ile historycznie autorka odrobiła lekcje, zabrakło jej warsztatu psychologicznego oraz sprawnego wiązania akcji.

Głównym problemem "Hyperversum" jest jego jednowymiarowość. Nie pamiętam imion bohaterów, ich charakterów, pamiętam za to że jest: rycerz, złodziej, nobliwa dama. To tak jak w starym "Mission: Impossible" gdzie był Szef, Facet-od-gadżetów, Facet-od-bicia-po-mordzie oraz Piękna Kobieta, której jedynym zadaniem było... bycie piękną kobietą.

Niestety, ale funkcjonalność to nie wszystko, nawet jeśli idzie o powieść dla młodzieży, wystarczy spojrzeć na sukces pewnego czarodzieja ze sznytem na czole. Bohater powinien być żywy, a jak się go zatnie, to krwawić. "Dzieciaki" (cudzysłów celowy, gdyż mimo dwudziestki na karku są potwornie infantylne) z Hyperversum nie krwawią, chyba że wodą.

Niespecjalnie mam ochotę znęcać się nad tą, ekhm, literaturą. Wystarczy powiedzieć, że gdyby Aleksander Dumas zachorował stwardnienie rozsiane, miał zespół Downa, artretyzm i wycięty płat czołowy, być może... nie. Nawet wtedy napisałby coś lepszego niż to badziewie. Tylko i wyłącznie na gwóźdź (~700 stron!)

Hyperversum to taka psotna pozycja. Po tzw. blurbie możemy spodziewać się czegoś na miarę "Modyfikowalnego Węgla" Morgana, tyle że w wersji dla młodszych. Nic bardziej mylnego. To może coś w klimacie niedawnego "uksiążkowienia" gry "Assassin's Creed 2"? Też nie. Ta powieść bowiem z grami komputerowymi ma tyle wspólnego, że na pierwszych pięciu i kilku ostatnich stronach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Problem z Pielewinem jest taki, że określanie go jako literatury postmodernistycznej jest zarówno słowem-wytrychem, jak i fundamentem zrozumienia tego tekstu. Dlaczego wytrychem? Bo, parafrazując Klasyka "wytrych is in the eye of the beholder" - niewiedza na temat tego fascynującego dyskursu (ukrytego pod wilkołaczym futrem) będzie podobna do recenzji filmu "Mulholland Drive" Davida Lyncha. Miały one dwa schematy: "nie wiem, postmodernizm", "lesbijki, więc pewnie postmodernizm". Z drugiej strony nie jest to wytrych a fundament, gdy wzorem bohaterów do postmodernisty rzucimy kilka "jobów" i każdy zrozumie o co chodzi.

Jak w przypadku każdego tekstu, którego treść jest złudą, a i forma krąży w oparach iluzji, nie ma zbytniego sensu dywagować o fabule utworu. Ona gdzieś tam jest, początkowo Pielewin wpuszcza nas w maliny tworząc iluzję normalnej książki, przeplatanej introspekcjami głównej bohaterki, lisicy A Huli, istoty prosto z chińskich mitów. Ale im dalej w las, tym więcej drzew, które są iluzjami umysłu. Nagle w pewien czarujący, a przy tym ironiczny sposób prosty zamysł fabularny zaciera się i wskakujemy na poziom intertekstualny. Tu autor folguje sobie co nie miara, cytując szeroko zarówno popkulturę, jak i buddyjskie sutry, przeplatane Berkeleyem. Wszystko podane w taki sposób, że jeśli komuś udało się wyjść poza kontekst fabularny, od razu wpadnie w rytm (i nie trzeba do tego trzech istnień wszechświata).

I wtedy nagle okazuje się, że pojawia się trzeci poziom, już pod koniec - i ten etap jest może bardziej wymagający, zwłaszcza jeśli ktoś nie ma wiedzy na temat wykładni buddyzmu. A jeśli ma, pierwszą egoistyczną myślą może być "przecież ten śmieszny Pielewin wyważa otwarte drzwi". Otóż nie. Po pierwsze ujmuje różne fundamenty filozofii buddyjskiej w uroczy sposób (świat iluzji jako bycie w dupie i nibbana jako z dupy się wydostanie - to zasługuje na nagrodę), po drugie to nie on to mówi, a bohaterka, która jak nam ujawnia, sama Oświecenia poszukuje. I osiąga je, aczkolwiek znów, wymieszany wschód z zachodem - wedle niej, gdy już poznaje Czwartą Prawdę, osiągnie wolność. Gdy w tym momencie ktoś patrzy na nas z pierwszego poziomu tekstowej, ujmie to nieco inaczej, w bardzo cielesny sposób.

Ta książka jest dopracowana od początku do końca - i choć nie wiemy z początku o co chodzi i dlaczego i wciąż karmieni jesteśmy kolejnymi iluzjami, nasza osobista droga do zrozumienia Oświecenia A Huli może być Oświeceniem samym w sobie, gdy rozumiemy Pustkę.

Problem z Pielewinem jest taki, że określanie go jako literatury postmodernistycznej jest zarówno słowem-wytrychem, jak i fundamentem zrozumienia tego tekstu. Dlaczego wytrychem? Bo, parafrazując Klasyka "wytrych is in the eye of the beholder" - niewiedza na temat tego fascynującego dyskursu (ukrytego pod wilkołaczym futrem) będzie podobna do recenzji filmu "Mulholland...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika haloperidol

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [15]

Mistrz Kaisen
Ocena książek:
8,0 / 10
8 książek
0 cykli
4 fanów
François Rabelais
Ocena książek:
6,6 / 10
5 książek
1 cykl
Pisze książki z:
16 fanów
Wiktor Pielewin
Ocena książek:
6,4 / 10
18 książek
2 cykle
163 fanów
Wiktor Pielewin Generation P Zobacz więcej
Wiktor Pielewin Generation P Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
162
książki
Średnio w roku
przeczytane
10
książek
Opinie były
pomocne
161
razy
W sumie
wystawione
160
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
902
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
9
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
4
książek [+ Dodaj]