Młody, zdolny, przepełniony ideami absolwent prawa, kończący studia z wyróżnieniem, który może sobie przebierać w ofertach pracy. I duża kancelaria prawnicza, zatrudniająca takich absolwentów, oferująca wysokie zarobki, ale w zamian żądająca praktycznie całego życia pracownika, ledwo pozostawiająca mu parę godzin na sen. I w międzyczasie egzamin adwokacki do zdania... I jeszcze wiele rzeczy, których świeżo upieczony pracownik nie chce robić, bo są sprzeczne z prawem i etyką zawodową, jednak musi, przymuszony szantażem o podtekście seksualnym. Znamy to? Oczywiście! To "Firma"!

I tu niespodzianka - wcale nie!

Sama powieść jest niezła. Problem w tym, że jest wtórna. Fabułę autor niemal żywcem zerżnął ze swej własnej, wcześniejszej powieści. Trochę różni się intrygą - ale w sumie też niewiele. I tak samo jak tam, żółtodziób z powodzeniem wodzi za nos armię zawodowców. Jak na Grishama, nic zaskakującego. Powiedziałbym nawet, że jak na pisarza tej klasy, powieść jest wręcz żenująca - własnie dlatego, że nie jest oryginalna. To po prostu kopia "Firmy". Dlatego ocena jest niska.

Ale muszę przyznać, że to bardzo dobra kopia.

Napisana jest po mistrzowsku. Czytelnik ani przez chwilę się nudzi, nawet gdy cała akcja ogranicza się do przeglądania sterty prawniczych papierów w kancelarii. Wydawałoby się, że niczego nudniejszego nie da się wymyślić, jednak John Grisham potrafi nawet z tego zrobić fascynującą opowieść, którą czyta się jednym tchem. Zna on przy tym bardzo dobrze środowisko amerykańskich prawników i czytelnik czuje się, jakby sam został pracownikiem kancelarii. Nic nie wydaje mu się obce i niezrozumiałe - może jedynie na początku, ale przecież początkujący prawnik też tak ma. Bezlitośnie przy tym obnaża bezduszność i chciwość prawniczych korporacji, dla których prawo to po prostu maszyna do robienia pieniędzy.

A sprawiedliwość? Parafrazując słowa Zenona Laskowika: "Tu nie ma żadnej sprawiedliwości, tu jest sąd!". Który prawnik zawraca sobie głowę takimi drobiazgami...

Młody, zdolny, przepełniony ideami absolwent prawa, kończący studia z wyróżnieniem, który może sobie przebierać w ofertach pracy. I duża kancelaria prawnicza, zatrudniająca takich absolwentów, oferująca wysokie zarobki, ale w zamian żądająca praktycznie całego życia pracownika, ledwo pozostawiająca mu parę godzin na sen. I w międzyczasie egzamin adwokacki do zdania... I...