Siedziałem po godzinach w biurze bo nie miałem dokąd pójść. Zapaliłem papierosa i nalałem sobie whiskey, kiedy weszła ona. Idealna blondynka, chodząca piękność, spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, a mi SERCE prawie wyskoczyło z piersi. Usiadła na moim biurku pokazując zgrabne nogi i patrząc na mnie sarnimi oczami powiedziała, że ktoś zabił jej męża. Był to znany w mieście milioner, który miał wielu wrogów więc powiedziałem jej, że śledztwo będzie długie, a wynik niepewny. Rozpłakała się i wtuliła w moje ramię. Nie wierzyłem w jej rozpacz. Ruszyłem w noc odwiedzając zaplute speluny i podejrzane ulice. Przemierzając miasto ciągle na nią wpadałem. Piła i tańczyła w barze, kupowała broń u Johnny'ego Spluwy, a później pojechała do hotelu. Byłem wykończony i potrzebowałem znowu się napić. Wykorzystując jej nieobecność poszperałem w jej domu i w szufladzie z bielizną znalazłem nóż. Dziwne miejsce na schowek. Wczoraj szef wezwał mnie i nakazał wziąć się o roboty, wpływowi ludzie zaczynali naciskać. Dał mi 48 godzin na znalezienie zabójcy. Nie mogłem mu powiedzieć, że wiem kto go zabił. Musiałem się z nią spotkać. O północy znalazłem jej samochód pod domem matki. Obserwowałem go popijając burbon z piersiówki i paląc fajkę za fajką. Wiedziałem, że sprawa musi się zakończyć. Byłem rozdarty jak nigdy, a ona wyraźnie się bała. Musiałem to zrobić delikatnie, tak żeby jej nie zranić. Musiała się dowiedzieć, że zrobiłem to dla niej. Dla nas. Ja ją kocham, a on nie...

Siedziałem po godzinach w biurze bo nie miałem dokąd pójść. Zapaliłem papierosa i nalałem sobie whiskey, kiedy weszła ona. Idealna blondynka, chodząca piękność, spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, a mi SERCE prawie wyskoczyło z piersi. Usiadła na moim biurku pokazując zgrabne nogi i patrząc na mnie sarnimi oczami powiedziała, że ktoś zabił jej męża. Był to znany w...

Kończyłem zmianę w pracy. Zdjąłem brudny fartuch i wrzuciłem go do kosza na zużytą odzież. Gdy przebrałem się włożyłem woreczek z zawartością do kieszeni. Wychodząc z roboty skierowałem się do swojego Forda Mondeo, który stylizowany na amerykańską taksówkę prezentował się wyjątkowo dobrze. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Ruch był duży. W piątkowe wieczory nie mogłem się spodziewać niczego innego. Woziłem ludzi na imprezy w klubach, „holowałem” niektórych do domu. Można rzec normalka. Woreczek z zawartością ciążył mi w kieszeni. Chciałem go użyć. Nie było jednak takiej okazji. Noc dobiegała końca, lecz gdy miałem się zawijać do domu dostałem ostatni kurs. Wiozłem pijaną studentkę. Blond włosy, wysoka szpila. Gapiłem się na nią pół drogi. Gdy trasa dobiegła końca dziewczyna powiedziała, że nie ma forsy. Wkurzyłem się, ale zachowałem spokój. Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała, że może mi inaczej zapłacić. Zgodziłem się. To była moja szansa. Aż żal było jej nie wykorzystać. Poczułem pulsowanie w miejscu, gdzie był woreczek. Skierowałem się za dziewczyną do jej mieszkania. Gdy ona się rozbierała ja wyciągnąłem zawartość z woreczka. Woń zgnilizny oblała cały pokój. Gdy dziewczyna odwróciła się zobaczyła co trzymam w dłoni. Ociekające osoczem SERCE. Chciała krzyknąć, ale ja w tym momencie wcisnąłem go jej w gardło. Trzymałem tak długo, aż przestała się ruszać po czym wyszedłem. Wsiadłem do taksówki i powiedziałem sam do siebie: „To był udany dzień”.

Kończyłem zmianę w pracy. Zdjąłem brudny fartuch i wrzuciłem go do kosza na zużytą odzież. Gdy przebrałem się włożyłem woreczek z zawartością do kieszeni. Wychodząc z roboty skierowałem się do swojego Forda Mondeo, który stylizowany na amerykańską taksówkę prezentował się wyjątkowo dobrze. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Ruch był duży. W piątkowe wieczory nie mogłem się...

Tego dnia nic nie było tak jak zwykle może poza tym, że kobieta wstała o tej samej godzinie co zwykle . Ubrała się i zeszła na dół do łazienki. Zgodnie z rytuałem po toalecie porannej powinna była pójść do kotłowni i wypuścić psa na dwór gdzie ten spędzi cały dzień aż właściciele wrócą z pracy. Nagle usłyszała, że mąż wstał. Zdziwiona zerknęła na zegar. Co najmniej 15 minut za wcześnie. Dopiero nałożyła makijaż na jedno oko. Tymczasem on zszedł z góry, szybko uporał się z toaletą poranną, wypuścił psa i wyszedł na dwór. Robiąc drugie oko słyszała jak mąż coś mówi do zwierzaka. Nagle wpadł do domu krzycząc: DZWOŃ NA POLICJĘ, MAMY ZŁODZIEJA NA PLACU!!! Była typową kobietą i zareagowała jak kobieta. Od razu zaczęło walić jej SERCE jak szalone i z nerwów nie potrafiła odszukać w pamięci alarmowego numeru. Gdy to robiła mąż udał się w pogoń za złodziejem. Później opowiadał, że wstał wcześniej bo coś kazało mu wstać. Nie wiedział co. Wewnętrzny głos kazał mu wyjść na dwór i obserwować co robi pies. Okazało się, że pies warcząc podszedł do rogu posesji gdzie między ich garażem a stodołą sąsiadów znajdowała się półmetrowa luka prowadzącą do kolejnej posesji. Co tam znalazłeś piesku? Jeż tam jest? - powiedział czule do psa. Sam zajrzał i osłupiał gdyż w dziurze leżał człowiek. Ubrany w ubranie robocze w ręku dzierżył duży worek. Ewidentnie czekał aż gospodarze pojadą do pracy. Mąż rozejrzał się za jakimś ciężkim narzędziem i w zasięgu jego wzroku znalazły się grabie. Złapał za nie i ruszył na złodzieja ale ten wykorzystał moment i zaczął uciekać. Mężczyzna przecisnął się przez lukę między budynkami i pognał za złodziejem. Przeskakiwał przez ogrodzenia sąsiadów jakby był jakimś maratończykiem biorącym udział w olimpiadzie. W końcu ze zdziwieniem zauważył, że złodziej pobiegł na plebanię znajdującego się w pobliżu kościoła. Wparował tam za nim i stanął jak wryty widząc księdza w sutannie, który właśnie stał przed lusterkiem i golił się. Nagle przerwał tę czynność i zwrócił się do złodzieja tymi słowami: I co udało ci się coś upolować? Bedzie na remont parkingu przed kościołem????

Tego dnia nic nie było tak jak zwykle może poza tym, że kobieta wstała o tej samej godzinie co zwykle . Ubrała się i zeszła na dół do łazienki. Zgodnie z rytuałem po toalecie porannej powinna była pójść do kotłowni i wypuścić psa na dwór gdzie ten spędzi cały dzień aż właściciele wrócą z pracy. Nagle usłyszała, że mąż wstał. Zdziwiona zerknęła na zegar. Co najmniej 15 minut...

Gnijące zwłoki wypełniały mały gabinet niewyobrażalnym smrodem. Krew zastygła na puchowym dywanie, tworząc finezyjne wzory rozlewające się wokół roztrzaskanej głowy.
— Samobójstwo? — zaproponował szeregowy Kinley.
— Masz ty oczy, baranie? — fuknął detektyw Reed, klękając przy ziejącej ranie, zza której szarpanych brzegów wyzierały nadpsute fragmenty mózgu.
Kinley dołączył do partnera, usadawiając się po drugiej stronie ciała.
— Depczesz dowody, jełopie — mruknął Reed, obserwując, jak ciężkie i brudne od błota buciory Kinleya rozmazują bordowe ślady po krwi. Zaraz, rozmazują? Przecież powinny być już dawno zaschnięte. — Coś mi się tu nie podoba.
Kinley zaśmiał się serdecznie i wstał. Obejrzał ciało z góry.
— Wygląda mi na afekt.
— No co ty nie powiesz? — zakpił Reed, przejeżdżając zakrytą rękawiczką dłonią po chaotycznie zadawanych obrażeniach. Tępe narzędzie. — Pan prokurator musiał sobie u kogoś nieźle nagrabić. Może złamał którejś z kochanek SERCE.
— Kochanków — poprawił spokojnie Kinley.
— Skąd niby możesz to wiedzieć? Poszedłeś na kurs stawiania tarota? — zadrwił Reed, odpinając jeden z guzików koszuli prokuratora.
— A może ktoś miał dosyć tego, że pan prokurator nie okazywał mu należnego szacunku.
— O czym ty mówisz?
— I postanowił odegrać się za lata poniżania?
— Pojebało cię? — warknął detektyw.
Reed ostatni raz w życiu uniósł głowę, aby zobaczyć pędzącą w jego kierunku maszynę do pisania i szaleńczy uśmiech kwitnący na twarzy Kinleya.

Gnijące zwłoki wypełniały mały gabinet niewyobrażalnym smrodem. Krew zastygła na puchowym dywanie, tworząc finezyjne wzory rozlewające się wokół roztrzaskanej głowy.
— Samobójstwo? — zaproponował szeregowy Kinley.
— Masz ty oczy, baranie? — fuknął detektyw Reed, klękając przy ziejącej ranie, zza której szarpanych brzegów wyzierały nadpsute fragmenty mózgu.
Kinley dołączył...

Milena pokochała Zuzę odkąd zobaczyła ją po raz pierwszy. Wszyscy mówili, że to efekt dojrzewania, że jako wrażliwa nastolatka po prostu potrzebowała bratniej duszy.
Zawsze wyobcowana, cicha, bez znajomych, aż tu nagle takie gorące uczucie.
Zuza stała się dla Mileny kimś szczególnym, spedzały z sobą każdą, wolną chwilę. Najbardziej jednak lubiły spacerować po lesie. Tam nikt ich nie widział, tam mogły czuć się swobodnie.
Jako, że Zuza szczególnie rozmowna nie była, Milena z każdym dniem otwierała się przed nią coraz bardziej.
Opowiadała Zuzie o swoich marzeniach i lękach, o szkole i planach na przyszłość, a także o wspólnym życiu, bo nie wyobrażała sobie bez niej przyszłości.

Wtedy zdarzyła się tragedia, Zuza najpierw zaginęła, a kilka dni później znaleziono ją martwą.

Milena poczuła jakby ktoś wyrwał jej SERCE. Matka postanowiła wysłać zrozpaczoną córkę na terapię, by jakoś poradziła sobie ze śmiercią Zuzy.
Tylko ojciec jakoś tak sceptycznie popatrzył na swoją żonę i powiedział:
- Serio? Terapia z powodu śmierci psa?

Milena pokochała Zuzę odkąd zobaczyła ją po raz pierwszy. Wszyscy mówili, że to efekt dojrzewania, że jako wrażliwa nastolatka po prostu potrzebowała bratniej duszy.
Zawsze wyobcowana, cicha, bez znajomych, aż tu nagle takie gorące uczucie.
Zuza stała się dla Mileny kimś szczególnym, spedzały z sobą każdą, wolną chwilę. Najbardziej jednak lubiły spacerować po lesie. Tam...

Sprawa była prosta. Zabójstwo w pożarze pełnej żaru miłości. Dosłownie i w przenośni. Ukochana, która zginęła w płomiennym romansie z rąk swojego wybranka podczas tragicznych wydarzeń towarzyszących ich wspólnym chwilą uniesienia, gdy przykuta do łózka została pochłonięta przez niewynikające z uczucia miłości płomienie ognia. Jej partner przyznał się do wszystkiego. Wynikająca ze śledztwa wersja wskazująca, że do końca nie był to czysty przypadek i ktoś musiał maczać w tym swoje ręce, została przez niego potwierdzona. SERCE – rzecz niebezpieczna, bo chociaż podtrzymuję życie tych samotnych, jak i złączonych w miłosnym związku, to potrafi również i zaślepić przejrzystość logicznego myślenia i doprowadzić do tragedii. Wszystko niby się tu zgadzało. Motyw miłosny często widniał w aktach spraw kryminalnych, połączony z zazdrością, której z kolei tu nie było. Wszystko wyjaśniło się więc kilka dni po tym, gdy splątany w pętlę sznur zakończył żywot drugiego z kochanków, a ofiara skazanego sama dała wytłumaczenie tej nie do końca jasnej sprawy, gdy dość niespodziewanie rzuciła się na spuszczaną w czerń ziemi trumnę. Tego feralnego dnia uciekła. Kajdanki łatwo udało się jej ściągnąć, po czym dolała oleju do miłosnego ognia, by dać całej sprawie dramaturgię. Następnie ukrywała się, czekając, by w rocznicę ich pierwszego pocałunku się mu znów objawić, tyle że teraz jego zimne usta nie miały już tego żaru, a SERCE nawet najmniejszej iskry dawnej miłości.

Sprawa była prosta. Zabójstwo w pożarze pełnej żaru miłości. Dosłownie i w przenośni. Ukochana, która zginęła w płomiennym romansie z rąk swojego wybranka podczas tragicznych wydarzeń towarzyszących ich wspólnym chwilą uniesienia, gdy przykuta do łózka została pochłonięta przez niewynikające z uczucia miłości płomienie ognia. Jej partner przyznał się do wszystkiego....

Przez płot obserwowałem rodzinę, która wprowadziła się koło nas niecały miesiąc temu. Robię to cichutko i z ukrycia, ponieważ Mamusia nie pozwala mi podglądać sąsiadów ani nawet się do nich zbliżać. Mamusia jest kochana, ale czasem za surowa i nie rozumiem tego. Mam już całe 10 lat a ten syn nowych sąsiadów wydaje się być w podobnym wieku. Wołają na niego Mateusz. Ładnie. Ja mam na imię Karolek, mi się nie podoba, ale Mamusia mówi żebym nie wydziwiał. Pewnego dnia gdy Mamusia wyszła do pracy a opiekunka smacznie zaczęła chrapać przed telewizorem, wykradłem się na dwór i zajrzałem przez płot. Mateusz akurat był na podwórku i układał na trawie jakiś wzór z kamyków nucąc coś pod nosem. Ojej jak ja bym chciał poznać Mateuszka bliżej... Nagle syn sąsiadów podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Zamarłem, ale on się uśmiechnął szeroko, zamachał rękami i powiedział, że otworzy mi furtkę i żebym pomógł mu układać psa z kamyków. Ochoczo pokiwałem głową i odpowiedziałem, że na chwilkę tylko wrócę do domu po moją ulubioną zabawkę. Po minucie stałem już pod furtką. Mamusia nadal była w pracy a opiekunka spała jak zabita. Mateusz wpuścił mnie do środka i po chwili szliśmy już w stronę wzorku, który wcześniej układał. Zadrżałem z rozkoszy. Mamusia chyba znów miała rację bym się do nikogo nie zbliżał. SERCE na moment mi zamarło i zalała mnie fala litości dla tej biednej duszy, ale pocieszyłem się myślą, że mateuszkowa dusza za chwilę dołączy do wielu innych będących już w zaświatach i może będzie szczęśliwa. SERCE znów zaczęło bić miarowo, gdy podniosłem w górę nóż i szybko opuściłem go w stronę syna nowych sąsiadów.

Przez płot obserwowałem rodzinę, która wprowadziła się koło nas niecały miesiąc temu. Robię to cichutko i z ukrycia, ponieważ Mamusia nie pozwala mi podglądać sąsiadów ani nawet się do nich zbliżać. Mamusia jest kochana, ale czasem za surowa i nie rozumiem tego. Mam już całe 10 lat a ten syn nowych sąsiadów wydaje się być w podobnym wieku. Wołają na niego Mateusz. Ładnie....

-Halo pogotowie, proszę przyjechać na Wiśniową. Obok marketu leży nastoletni chłopiec. Trzyma się za lewe kolano. Chyba został potrącony przez samochód - usłyszał w słuchawce operator 112.
Na miejscu pojawiła się policja. Chłopak został przesłuchany. Nie było tam jednak sprawcy. Poszkodowany zeznał, że potrąciło go czarne BMW po czym uciekło z miejsca zdarzenia pozostawiając go bez pierwszej pomocy. Policja rozpoczęła śledztwo. Nazajutrz na komisariat przybył chłopiec z ojcem. Przyznał, że przypomniał sobie kto go potrącił. Podobno był to mężczyzna o czarnych włosach a na zderzaku samochodu miał charakterystyczną naklejkę z napisem ,,turbo''. Po kilku godzinach na komendę zgłosił się sam oskarżony. Przedstawił jednak inną wersję wydarzeń. Według niego chłopak wtargnął na jezdnię prosto pod jego koła. Wystraszony mężczyzna był w amoku, bo jechał na pogrzeb matki. Zatrzymał się po czym odjechał powiadamiając w międzyczasie pogotowie ratunkowe.
Na komendę ponownie przywieziono chłopca w celu wyjaśnień. Kurczowo trzymał się swojej wersji wydarzeń. W końcu nie wytrzymał i wyznał, że kłamał, bo nienawidzi tego mężczyzny. Chciał zepsuć mu życie, bo wie, że potajemnie spotykał się z jego matką. Nie mógł znieść zdrady ojca i chciał zrobić krzywdę sobie i jemu. SERCE krajało się ojcu słysząc słowa syna. Nastolatek został objęty nadzorem psychiatry. Ojciec wyjechał na drugi koniec Polski pozostawiając rodzinę bez słowa.

-Halo pogotowie, proszę przyjechać na Wiśniową. Obok marketu leży nastoletni chłopiec. Trzyma się za lewe kolano. Chyba został potrącony przez samochód - usłyszał w słuchawce operator 112.
Na miejscu pojawiła się policja. Chłopak został przesłuchany. Nie było tam jednak sprawcy. Poszkodowany zeznał, że potrąciło go czarne BMW po czym uciekło z miejsca zdarzenia...