Cytaty z tagiem "krytyka literacka" [7]
[ + Dodaj cytat]Pierwszym psim obowiązkiem autora jest być wdzięcznym recenzentowi, że ten pochylił się nad jego dziełem, nawet gdy pochylił się on był wyłącznie po to, by precyzyjnie strzyknąć śliną.
Tak naprawdę Poirot i Marple ni są głównymi bohaterami w tradycyjnym sensie. To po prostu pełnomocnicy złożonej moralnej równowagi ustanowionej przez Pierwszego Poruszyciela.
Nie musi się przecież wypić całej beczki wina, by móc określić, z jakiego wino jest zbioru i jakiego gatunku. Po pół godzinie czytania, można z łatwością powiedzieć, czy książka jest coś warta. Temu, kto ma wyczucie formy, wystarczy nawet dziesięć minut. Komu by się chciało brnąć przez całe nudne tomisko?
Gdy ktoś uprawia zawód krytyka i obwieszcza, że nie rozumie egzystencjalizmu lub marksizmu (bo jak na złość są to właśnie te filozofie, których niezrozumienie wyznawane jest najczęściej), to uznaje własną ślepotę lub niemotę za uniwersalną regułę percepcji i pozbywa się marksizmu i egzystencjalizmu z tego świata: “Nic nie rozumiem a zatem jesteście idiotami”.
Uważam, że krytycy gówno się znają. Wydawnictwa produkują gówno i tworzą sztuczny popyt, żeby ktoś je zjadł ze smakiem, ledwo strawił i udawał, że gówno nie jest gównem. Wszyscy się gówno na wszystkim znamy i wszyscy udajemy.
Krytyka zresztą w dziełach ludzkich jest najłatwiejszą z natury swojej - utwór człowieka musi mieć strony słabe i niedoskonałe, wyszukać ich nie trudno, powiększyć i rozszerzyć nauczy trochę wprawy. Jeśli myśl dobra, bijesz na wykonanie, jeśli wykonanie ma wdzięk, pomysł może być mniej trafny; potem strona moralna przedmiotu, stanowisko autora w literaturze współczesnej, jego dążności, charakter pism itp. dostarczają zarzutów bez końca. Święte to stare przysłowie, jeszcze z czasu dysput teologicznych: Plus negare potest asinus, quam probare philosophus [Więcej może zaprzeczyć osioł, niż filozof potwierdzić], co grzeczniej tłumaczyć możemy: łatwiej napisać pięćdziesiąt krytyk, niż stworzyć jedno dziełko.
Dałem tym wstępnym rozważaniom tytuł Brązownicy, ponieważ w dyskusji, która stała się ich pobudką, raz po raz pojawiało się pytanie — rozstrzygane zazwyczaj w sensie twierdzącym: czy wielki pisarz — w szczególności Mickiewicz — ma zostać dla nas „posągiem z brązu”. Wynika stąd dla mnie jedna oczywistość: mianowicie, że krytyk czy historyk literatury powinien by w takim razie odbyć praktykę brązowniczą; w przeciwnym razie i w tym brązie będzie fuszerował.