cytaty z książek autora "Agnieszka Graff"
Przestańmy się łudzić, że polski patriarchat znajduje się w stadium przeobrażeń. To jest patriarchat młody i prężny; patriarchat, którego pazury są głęboko wbite w podłogę parlamentu, a może i w głębie pod parlamentem. On przemawia z pozycji siły - tak wielkiej, że stać go na mnożenie głupstw i sprzeczności, gadulstwo nie na temat, bezczelne udawanie, że się nie rozumie pytań drugiej strony.
Szczęście stało się dziś obowiązkiem. Ludzie smutni czy melancholijni postrzegani są jako nieudacznicy. Tymczasem w życiu jednostki i w życiu zbiorowości dzieją się rzeczy bolesne, przerażające, okropne. I może warto się z nimi zmierzyć inaczej niż przez optymistyczne machnięcie ręką? Mamy prawo do rozpaczy. Rozpacz bywa sensowna. Jest przyznaniem, że życie nie jest sprawiedliwe i czasem musimy przegrać. A wtedy potrzebujemy innych ludzi, którzy z nami tę rozpacz podzielą.
Jeśli kobiety w polityce wymagają prawnej ochrony, to dlatego że są dyskryminowane, a nie dlatego że są „gorsze”.
Świat władzy pozostaje światem bez kobiet, w którym wygłasza się co pewien czas frazesy o równości lub rodzinie, tak naprawdę jednak nie traktując całej sprawy poważnie.
Jeśli jest się kobietą, „wolność słowa” sprowadza się do konieczności oglądania na każdym kroku wizerunków innych kobiet w roli przedmiotów.
Powiedzmy to sobie otwarcie: kobieta i kariera to w polskiej kulturze kłopotliwa para. W języku brak nie tylko „żony stanu”; nie ma też „polityczki”, „premierki” ani „ministerki”.
Feminizm nadaje sens całej gamie trudnych kobiecych doświadczeń. Nie neguje wartości ludzkich relacji, miłości, macierzyństwa, troski, ale pokazuje asymetrię. Pokazuje, jak kobieca rola uwikłana jest w system zależności, władzy.
W demokracji bez kobiet polityka ma płeć - męską. Dopiero przy równym rozkładzie ról obu płci można by twierdzić, że płeć nie odgrywa istotnej roli. Świadome tworzenie przyjaznego dla kobiet klimatu w polityce to nie politycznie poprawne fanaberie, lecz jednoznaczny wysiłek cywilizacji zachodniej, by doprowadzić do końca dzieło sufrażystek.
Reguły dotyczące języka, tak chętnie wyśmiewane u nas jako "poprawność polityczna", to nie cenzura, lecz swoisty savoir-vivre, zestaw reguł, który mówi, żeby innych nie ranić, unikać takich form języka, które uwłaczają jakiejś grupie. Na przykład kobietom albo mniejszościom etnicznym czy seksualnym. Wciąż się nas straszy widmem terroru poprawności politycznej. Ten jednak nam nie grozi, natomiast terror politycznej niepoprawności bywa dość uciążliwy.
Spojrzenie feministyczne zawsze jest spojrzeniem obcego, spojrzeniem cudzoziemca w krainie patriarchatu.
Milczenie stanowiło nieodłączną część układu politycznego, jaki powstał po przełomie 1989 roku w Polsce: po upadku komuny budowano nad Wisłą demokrację, owszem, ale z konsekwentnym pominięciem praw kobiet.
Ktoś mi mówił o badaniach, które niedawno przeprowadzili Anglicy. Otóż wynika z nich, że o ile w całej populacji jest około 13% osób niezrównoważonych psychicznie, o tyle wśród polityków aż 40%. Może to coś tłumaczyć.
Za komuny były traktorzystki i usuwanie ciąży, ale teraz jest znowu normalnie. Polska jest Polską, mężczyzna – mężczyzną, a kobieta – kobietą.
Od 2018 roku aborcja jest w Irlandii legalna do 12 tygodnia ciąży.
Przemoc wobec kobiet, molestowanie seksualne, brutalność, którą w pornografii nazywa się seksem - to wszystko różne przejawy tej samej, głęboko patriarchalnej kultury, w której seks jest czymś brudnym, co mężczyzna robi kobiecie, nie zaś czymś pięknym, co dwoje ludzi robi razem.
Podobnie widzimy świat. Podobne rzeczy nas dziwią i złoszczą. Nie jesteśmy tego całkiem pewne, ale wygląda na to, że podobnie rozumiemy feminizm - jako kobiecy punkt widzenia. Taki, z którego widać męską władzę i to, jak mało władzy i wolności mają kobiety. Widać władzę Kościoła, męską arogancję, kobiecy brak pewności siebie, a także ten szczególny rodzaj krzywdy, którą patriarchalna kultura robi mężczyznom.
Współczesna babcia niczego szorować nie zamierza, a na mannę nie ma ochoty. Jej córka czy synowa tymczasem zupełnie nie wyrabia się z łączeniem pracy i macierzyństwa. Niby wie, że mama ma własne życie, ale nieświadomie liczy na powtórkę z własnego dzieciństwa, czyli babcię jako rodzinny zasób naturalny. (...) Wygląda na to, że oprócz nowego kontraktu płci czeka nas nowy kontrakt kobiecych pokoleń.
Chyba taki, że jesteśmy społeczeństwem, które spotkała wielka strata. Przed wojną w Polsce żyło pięć milionów Ukraińców, trzy miliony Żydów, milion Białorusinów, coś koło miliona protestantów. Hitler i Stalin sprawili, że dziś jest tak, jak jest - mniejszości etniczne to coś koło procenta, a zbitka "Polak katolik" wydaje się oczywista. Współczesna Polska homogeniczność to żadna wartość. To efekt ludobójstw i polityki mocarstw, które poprzesuwały nam granice wedle własnego widzimisię. Warto to dzieciom uświadamiać.