cytaty z książek autora "Diana Gabaldon"
Kiedy stanę przed obliczem Boga, powiem tylko jedno, co jest przeciwwagą dla całej reszty. Panie Boże, dałeś mi niezwykłą kobietę. I kochałem ją ponad życie!
Kiedy nadejdzie dzień nieuniknionego rozstania, jeżeli moimi ostatnimi słowami nie będą słowa "kocham cię", wiedz, że po prostu nie zdążyłem ich wypowiedzieć.
- Och tak - odparł dość niechętnie. - Jestem twoim panem... a ty moją panią. Chyba nie mogę posiąść twej duszy, nie tracąc własnej.
Wiedziałam, że mnie kocha, było to dla mnie równie oczywiste jak to, że żyję. Tam bowiem, gdzie jest miłość, słowa są niepotrzebne. Miłość jest wszystkim. Jest nieśmiertelna. I wystarcza za wszystko inne.
- Mój ulubiony przykład przejęłam od pewnego jankesa. Nazywał się Williamson
i pochodził, o ile mi wiadomo, z Nowego Jorku. Powtarzał to za każdym razem, kiedy
zmieniałam mu opatrunek.
– I cóż to było?
– „O Jezu, w mordę, Chryste”.
- Ty jesteś moją odwagą, a ja Twoim sumieniem - szepnął.
- Ty jesteś moim sercem, a ja Twoim współczuciem. Żadne z nas nie jest całością. Przecież o tym wiesz Angielko.
- Wiem o tym - powiedziałam drżącym głosem - i właśnie dlatego tak się boję. Nie chcę znów czuć się jak pół człowieka. Nie mogłabym tego znieść.
Ale zobowiązania są tyle warte, ile ludzie, którzy je podejmują.
Tyś krwią z krwi mojej, kością z mojej kości.
Oddaję ci me ciało, byśmy byli jednym.
Oddaję ci mą duszą aż po kres dni naszych.
Przynajmniej pachniesz jak kobieta, a nie jakiś przeklęty kwiatek. Co ty sobie wyobrażasz. Jestem mężczyzną, nie bąkiem! Umyj się wreszcie, żebym mógł podejść do ciebie bliżej.
- Wiem już, dlaczego Kościół twierdzi, że to sakrament - odezwał się Jamie z rozmarzeniem.
- To? Dlaczego? - spytałam zaskoczona.
- A przynajmniej rzecz święta. Kiedy jestem w tobie, czuję się jak sam Bóg.
- Co zrobimy, jeśli doczekamy się potomstwa? Będziemy bić nasze dzieci czy im tłumaczyć? (...)
- To proste. Ty im będziesz tłumaczyć, a kiedy się zmęczysz, ja wezmę diablątka na dwór i sprawię im lanie.
- Myślałam, że lubisz dzieci.
- Lubię. Ojciec też mnie lubił... kiedy nie zachowywałem się jak idiota. I kochał mnie... na tyle, by mi przetrzepać skórę, gdy na to zasługiwałem.
- Drodzy umiłowani w Panu - rozpoczął ojciec Fodgen z lekkim czknięciem. - Czy bierzesz sobie tę oto kobietę... - spytał nagle kierując surowe spojrzenie w stronę Murphy'ego.
- Nie! - krzyknął zaskoczony kucharz. - Nie cierpię kobiet!
- Nie bierzesz? - Ojciec Fodgen zamknął jedno oko, a drugie oskarżająco wycelował w Maitlanda. - A czy ty ją bierzesz?
- Nie ja, ojcze (...) Proszę spytać jego - Maitland wskazał na Fergusa.
- Jego? Jesteś pewny? On nie ma jednej ręki - stwierdził ojciec Fodgen z powątpiewaniem w głosie. - Nie przeszkadza ci to gołąbeczko?
- Nie! - krzyknęła Marsali (...) - Proszę kontynuować.
- Och, tak - mruknął nerwowo ksiądz, cofając się o krok. - Cóż, w końcu nie przypuszczam, żeby to było jakąś przesz... przeszkodą. To znaczy, gdyby stracił narząd... Ale może jednak go nie stracił, prawda? - spytał niespokojnie Fodgen, gdy uświadomił sobie taką ewentualność. - Nie mogę udzielić ślubu, jeśli kawalerowi brak... To zabronione.
(...)
Ksiądz zerknął z ukosa na Marsali.
- Imię - powiedział nagle. - Muszę znać imię. Nie mogę udzielić ślubu bez imienia... Jak i bez kutasa. Nie możecie się pobrać bez imienia. Nie możecie się pobrać bez kutasa.
- Marsali Jane MacKimmie Joyce!
- Tak, tak - mruknął pośpiesznie. - Oczywiście. Marsali. Mar-sa-lij. Właśnie tak. A zatem, czy ty, Mar-sa-lij, bierzesz tego mężczyznę... nawet jeśli brakuje mu ręki i prawdopodobnie również innych części ciała...
- Tak!
Ojciec Fodgen (...) usiłował powstrzymać kolejny atak czkawki, ale mu się nie udało. Błękitne oczy wycelowały w Fergusa.
- Czy ty masz jakieś imię? Jak również żądany organ?
Czasem nasze najszlachetniejsze czyny są skutkiem tych, których najbardziej żałujemy.
Są rzeczy, o których nie musisz mi mówić, (...). Nie będę cię o to pytał ani zmuszał do wyznań. Ale kiedy już coś mi mówisz, to chce słyszeć prawdę. Nic nas w tej chwili nie łączy, prócz szacunku. A myślę, że tam, gdzie jest szacunek, jest i miejsce na tajemnicę. Ale nie ma miejsca na kłamstwo.
Wystąpienie z grupy, samotna walka przeciw niej od tysięcy lat oznacza śmierć dla śmiałka. Sprzeciwienie się stadu wymaga czegoś więcej niż zwykłej odwagi - wymaga przełamania instynktu.
- Do diabła, Angielko! - wołał ogarnięty pasją głos z dużej odległości. - Do diabła, przysięgam, że jeśli umrzesz, to cię zabiję!
Być może „delikatna” nie jest pierwszym określeniem, jakie przychodzi mi do
głowy, gdy o tobie myślę. – Objął mnie ramieniem. Na plecach czułam dużą, ciepłą
dłoń.– Ale rozmawiam z tobą, jak z własną duszą – wyznał. Jego palce gładziły moje
skronie. – Twoja twarz, Angielko, to moje serce – wyszeptał.
Od bardzo dawna się nie bałem, Angielko (…).
Ale teraz się boję. Bo istnieje coś, co mogę stracić.
Chociaż przypuszczam, że jeśli człowiek pozostaje uczciwy wobec samego siebie i zna swoje powołanie, to rosną jego szanse na to, iż nie będzie miał poczucia zmarnowanego życia.
Pisarze, pieśniarze, bajarze. To oni przetwarzają przeszłość tak, jak im się podoba. Potrafią z głupca zrobić bohatera, z opoja stworzyć króla.
... każdego można złamać, jeżeli stać cię na to, żeby go w odpowiednim stopniu skrzywdzić.
Mimo że miłość jest potęgą, wymaga stałej opieki. Trzeba nad nią czuwać. Nawet największy ogień wymaga nieustannej kontroli.
Ułożyłam się na plecach i z przymkniętymi oczami ponuro zaczęłam liczyć owce. Były to jednak szkockie owce, które zamiast dać się policzyć, wesoło brykały po cmentarzu, beztrosko kopiąc w nagrobki.
Mogę znieść własny ból(...) lecz nie twój. Do tego trzeba niewyobrażalnej siły.
Nie martw się, dziewczyno. Cierpiałem już większy ból, i to z rąk ludzi nie tak ładnych jak ty.
Tam bowiem, gdzie jest miłość, słowa są niepotrzebne. Miłość jest wszystkim. Jest nieśmiertelna. I wystarcza za wszystko inne.
Żyjemy i stanowimy jedność. A dzięki miłości śmierć nigdy nas nie dosięgnie...