cytaty z książek autora "L. Sprague de Camp"
Cymeryjczyk rzucił się znów w wir walki ze zwinnością atakującej pantery, tnąc przeciwników jak dojrzałą pszenicę.
Jej wyobrażenie o niezawodnym Cymeryjczyku znacznie się popsuło. Nie znała słowa odpowiadającemu dzisiejszemu "żigolo", dobrze rozumiała jednak samo pojęcie.
- Cromie, wiem, że dla ciebie wynik tej bitwy nie ma znaczenia. Ani ty, ani inni bogowie nie będziecie pamiętać, dlaczego walczyliśmy, ani jak umieraliśmy. Ale wiem, Cromie, że raduje cię ludzkie męstwo, a tej nocy trzej odważni ludzie staną przeciwko wielu. To może zapamiętasz. Za moją odwagę i moją krew, proszę o jedno: pozwól mi się zemścić. A jeśli nie, to niech cię piekło pochłonie!
Pergamin, pokryty pajęczymi znakami, był zbyt niebezpieczny, by go po prostu wyrzucić. Ktoś inny, znalazłszy go, mógłby postanowić zdobyć nagrodę. Z drugiej strony zabawnie byłoby mieć przy sobie wyrok śmierci na siebie.
Conan uśmiechnął się zuchwale, a w jego ogorzałej twarzy zabłysły białe zęby. Minął czas słów. Chociaż lata nauczyły Cymmerianina ostrożności i odpowiedzialności, pod otoczką dojrzałości wciąż krył się nieokrzesany barbarzyńca, który najbardziej cenił sobie porządną bitkę, a właśnie zapowiadała się najwspanialsza haratanina, jaka przytrafiła mu się od wielu miesięcy.
- Urodziłem się na polu bitwy... - rzekł cicho. - Pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszałem, był krzyk... Nie przeraża mnie walka.
Przez usta Conana przewinął się cień uśmiechu, potem rzekł:
- Najważniejsze w życiu jest stanąć twarzą w twarz ze swoim wrogiem, ujrzeć jego krew wsiąkającą w ziemię i usłyszeć lament jego kobiety!
Psie! - zaśmiał się barbarzyńca. - Nie zdołasz mnie trafić! Nie urodziłem się po to, by umrzeć od hyrkańskiej stali! Spróbuj jeszcze raz, turańska świnio!
Arpello wysłał żołnierzy, aby aresztowali młodzieńca, ale tłum porwał go i uniósł w bezpieczne miejsce, obrzucając ścigających go żołdaków kamieniami i zdechłymi kotami.
Była to istna jatka, ale Conan nie popełnił jednego fałszywego ruchu. Brnął poprzez ludzką ciżbę niczym tajfun, wywijając metrowym ostrzem i pozostawiając za sobą czerwoną strugę.
A potem ogarnęło go szaleństwo. Poczuł jakby zamiast krwi żyły wypełniło mu roztopione żelazo. Podniósł pochodnie i młot i rozejrzał się dzikim wzrokiem.
Ciskając przekleństwa i wzywając wszystkich cymmeriańskich bogów, z wyjątkiem Croma, którego mężczyźnie wzywać nie wypadało, król Aquilonii zachęcał swoich ludzi do walki.
Król Aquilonii wyszeptał modlitwę do Croma. Ten wyniosły cymmeriański bóg rzadko wtrącał się w ludzkie sprawy i niewiele obchodził go poświęcony mu kult. Jednak gdy na człowieka spoglądał z góry demon Ostatecznej Otchłani o oczach jarzących się szkarłatnym płomieniem, lepszy był obojętny bóg niż żaden.