Angela Merkel. Cesarzowa Europy Arkadiusz Stempin 7,4
ocenił(a) na 42 lata temu Bardzo byłam ciekawa tej pozycji. Spodziewałam się przy niej nadrobić pewne zaległości z wiedzy o Niemczech i pani kanclerz Merkel. Obstawiałam wręcz, że mimo stycznia będzie to jednak z lepszych pozycji, jakie przeczytam w 2022 roku. Cóż… Dobrze, że obstawiałam tylko w myślach.
Zacząć trzeba od tego, że jest to źle zredagowana pozycja, przynajmniej w wersji elektronicznej. Nie ma porządnego spisu treści z podziałem na podrozdziały, w efekcie czego same rozdziału ciągną się i ciągną, a jednocześnie jednak mają podrozdziały – nieoznaczone i zaczynające się np. linijkę przed końcem strony, będąc samym tytułem, ni z gruszki ni z pietruszki. Że to tytuł podrozdziału, trzeba było się domyślić, bo nie jest chociażby pogrubiony i nie ma odstępu przed kolejną linijką. Czytanie jest zatem męczące już przez to zaniedbanie.
Ogólnie jest to książka bardzo obszerna – nie zawiera jedynie opisu życia i kariery Angeli Merkel, ale cały kontekst i sytuację polityczną Niemiec. W efekcie to przegląd historyczny ostatnich ponad 40 lat w polityce Niemiec.
Ma to swoje plusy, bo o braku informacji i kontekstu w tej pozycji mówić nie można, ale jednocześnie to minus - setki nazwisk, rozwleczone wstępy z życiorysami innych postaci politycznych oraz brak jednej linii czasowej. Kończysz podrozdział w roku powiedzmy 2002, a w kolejnym jest nagle mowa o 1980, bo historia jakiegoś ugrupowania tego wymaga, tyle że orientujesz się dopiero w trakcie, bo zasygnalizowania tego przeskoku brak.
Jest dużo cytatów z wywiadów, artykułów, wszelakich publikacji, z odpowiednimi przypisami, co się chwali. Autor nie stroni tu od konkretów, cytuje wypowiedzi ostre, niewygładzone, kontrowersyjne.
Jednocześnie jednak dorzuca swoje jakieś komentarze na temat Merkel, po zdanku czy dwóch, które po kilkudziesięciu stronach już jednoznacznie wskazują mi na to, że ma mocne mommy issue.
Wiecznie porównuje Merkel do Amazonki (nawet biorąc poprawkę, że to zaczerpnięcie z prasy, to ciągnięte to jest zdecydowanie za długo) i podkreśla jak to źle ubrana i z okropną fryzurą Angela wchodzi coraz głębiej w zdominowany przez wulgarnych i barczystych mężczyzn świat polityki i stawia ich do pionu w małych lokalnych grupach, a potem poskramia większych przeciwników politycznych na wyższych szczeblach. Obrzydlistwo. Infantylne i prymitywne. Komuś się tu chyba wplątały wątki z oddzielnie pisanej pewnie do szuflady książki innego gatunku.
Upewnił mnie w tym dziwacznym fetyszu choćby komentarz odnośnie „girls camp” i opisie jedynego w tym gronie mężczyzny. Willy Hausmann został opisany jako „zupełnie podporządkowany”, chociaż „stuprocentowy mężczyzna”. I nie – nie był to cytat z czegokolwiek ani kogokolwiek (przypisów brak). To perfidny, oślizgły dodatek autorski. Aż się niedobrze robi. W tamtym momencie przerwałam i porzuciłam lekturę na kilka tygodni. Wróciłam do niej w kwietniu, doczytałam do końca rozdział i umęczyłam się strasznie.
Szersze konteksty, o ile na początku były wskazane, całe zaplecze polityczne, odnoszenie do innych istotnych postaci, było ważne, ale to się z czasem tutaj nie zmienia. Nadal w życiorys Merkel mamy wrzucony życiorys praktycznie każdej osoby po drodze. I to nie krótko, a po kilka stron, cofanie się o 20 lat… W mnogości tych nazwisk zaczęłam się w końcu gubić. Każda strona to wyzwanie, aż w końcu każde nowe nazwisko zaczyna czytelnikowi po prostu zwisać i powiewać.
Wersja ebooka ma niebagatelne 950 stron. Dałam radę 300. Może kiedyś będę brnąć dalej. Pamiętać poprzednich rozdziałów nie muszę, i tak się wszystko miesza. Szkoda straconego potencjału. Ktoś tu chciał za dużo na raz, za mocno, i chciał przy tym „pośmieszkować”. Nie wyszło.