Kto chce ten niechaj słucha
Kto nie chce niech nie słucha
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Według autora „ta książka nie jest dalszym ciągiem "Wyspy Skarbów" ani nie jest - ufam - jej kiepskim naśladownictwem. Jest raczej uzupełnieniem, i to takim, sądzę, które Stevenson mógłby zaaprobować przynajmniej jako pomysł”. Wkrótce po przerobieniu „Wyspy” i „Złota z Porto Bello” przypadkiem znalazłam w bibliotece osiedlowej tytuł wskazujący na nawiązanie do „Wyspy”, zatem przeczytałam, raz tylko.
Po powrocie do Anglii Ben opowiada swe dzieje Jimowi Hawkinsowi.
Jeśli dobrze pamiętam, zaczęło się od tego, że ojciec Bena, będący kłusownikiem, zabity został przez jakiegoś panicza Basina. Na pogrzebie Nick Allardyce, syn pastora, wygarnął zabójcy „gdyby ci ludzie mieli odwagę, zakopali by ciebie razem z zabitym”. Wkrótce Nick zabił Basina i razem z Benem salwowali się ucieczką na morze, gdzie trafili do piratów kapitana Flinta. Dalszy ciąg opowiedziany trochę chaotycznie, wypadł moim zdaniem słabiej od dopiero co przeczytanego „Złota z Porto Bello”. Ben znany z „Wyspy” sprawia wrażenie jakby był pomylony (bądź udaje takiego),stąd może jego opowieść nie musi być wiarygodna. A może należało chwilowo zapomnieć o „Złocie” a skupić się na tym, na ile autor zdołał nawiązać do Stevensona. A że zdołał, zatem dodam z jeden punkt do oceny i ahoy, załogo!
Kto chce ten niechaj wierzy
Kto nie chce niech nie wierzy
Nam na tym nie zależy
Więc wypijmy jeszcze.