Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Mateusz Kaptur
2
5,9/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,9/10średnia ocena książek autora
9 przeczytało książki autora
10 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Matka Polka 2018. 100 lat Pol(s)ki niepodległej.
Mateusz Kaptur
0,0 z ocen
2 czytelników 0 opinii
2018
Najnowsze opinie o książkach autora
Sprzedawca papieru Mateusz Kaptur
5,9
Mateusz Kaptur to debiutant na rynku wydawniczym, który zainteresował mnie tym, że nie zaczął swej kariery od typowego romansu, dramatu czy kryminału, tylko od książki którą trudno określić i jednoznacznie przydzielić do jakiegoś jednego gatunku, a tematyka, fabuła jego powieści jest niespotykana i może nie jest to niesamowity temat, ale ja jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim wcześniej. Można więc powiedzieć, że prostota jednak czasem wygrywa.
Wątkiem przewodnim, głównym tematem i sensem książki, jest akwizytor. Zawód nieszanowany, nielubiany i niedoceniany, a przecież tak samo trudny, ciężki i wymagający wysiłku jak każdy inny. Choć z punktu widzenia klienta, akwizytor to najgorsze, nachalne i nadgorliwe zło, to jednak po lekturze,choć nie przedstawiła ona tego zawodu w superlatywach, zrobiło mi się żal akwizytorów. To najczęściej ludzie, którzy nie mieli dużego wyboru, każdego dnia walczący o choćby jedną sprzedaną rzecz, bo ich pensja zależy od sprzedaży, w dodatku na karku czują nienawiść ludzi otwierających drzwi.
Z takiego też założenia wychodził młody chłopak, maturzysta Tobiasz. Będąc u progu dorosłości, próbuje wybrać między kolejną szkołą, czyli studiami, a pracą zawodową. Kiedy w gazecie trafia na ogłoszenie, decyduje się od razu na to drugie i jest niezwykle zdziwiony, że zostaje zaproszony na rozmowę. Jego zdziwienie rośnie jeszcze bardziej, kiedy odbywa rozmowę z szefem. Okazuje się bowiem, że akwizycja to zawód z misją, a oferowane w sprzedaży rzeczy, w tym wypadku książki, to nie zwykła makulatura, ale sposób na uratowanie ludzkości, a w ogóle to sprzedawca wie lepiej i to on wie czego potrzebuje klient, który powinien tylko zapłacić i cieszyć się z nowej szansy. Aby jeszcze bardziej uwidocznić doniosłość tego zawodu, pracodawca od razu posyła Tobiasza na dzień próbny z najlepszym pracownikiem.
Sprzedawanie książek to nie łatwy kawałek chleba, ale najlepszy sprzedawca nie na darmo jest tak nazywany i ku zdziwieniu chłopaka, nikt mu nie odmawia. Jednak ta książka to nie tylko dzień z życia akwizytora, ale też i wiele rozmów, historii i ukrytych prawd, które można dostrzec między wersami. Ludzie przedstawieni są jako zagubieni, potrzebujący drugiego człowieka, a kupno czegoś to jedynie wymówka dla potrzeby rozmowy i kontaktu z drugim człowiekiem. Nie oznacza to jednak, że powieść jest jednym wielkim morałem, a z każdej strony autor próbował nas czegoś nauczyć. Wszystko jest napisane niezwykle lekko, a język i styl autora mają w sobie coś oryginalnego, klimat, którego wcześniej nie spotkałam w żadnej książce. Już samo to było interesujące i warte przeczytania, choć z drugiej strony czasami denerwowały mnie postaci, zbudowane trochę zbyt schematycznie, za prosto, ale zastanawiając się nad tym po przeczytaniu całości, muszę stwierdzić, że inne zarysy postaci mogłyby przyćmić sens i fabułę powieści, dlatego przymknęłam oko na bohaterów, nie byli oni tacy źli.
Nie jest to może mistrzostwo literackie, ale na pewno książka ma coś w sobie, jest inna i to jej duża zaleta, dlatego polecam zapoznać się z tym, moim zdaniem, udanym debiutem literackim.
Sprzedawca papieru Mateusz Kaptur
5,9
Nie lubię ludzi, którzy zaczepiają przypadkowych przechodniów lub chodzą po domach i oferują różne dobra materialne czy usługi. Wciskają niepotrzebne rzeczy, wmawiając przy tym, że bez tego w dzisiejszych czasach nie można się obejść, lub tego właśnie w życiu było nam potrzeba. Niektórzy z nas, w tym oczywiście ja, prześmiewczo sobie myśli „o boże, więc jak mi się udawało do tego czasu bez tej rzeczy obchodzić?”. Jeśli funkcjonowałam przed pojawieniem się na rynku tego przedmiotu, to i bez niej się obejdę. Czy wierzycie i nabieracie się na te ich sztuczki marketingowe? Jeśli tak, to zapraszam do zapoznania się z niniejszą recenzją, a następnie ze Sprzedawcą papieru.
Jak łatwo się domyślić, po tym rozbudowanym wstępie, Sprzedawca papieru ukazuje historię dziewiętnastoletniego Tobiasza, który jest nie tylko tegorocznym maturzystą, ale również… molem książkowym. Chłopak przypadkowo natrafia na ogłoszenie dotyczące pracy w wydawnictwie. Zaintrygowany ofertą i pod wpływem impulsu umawia się na spotkanie z prezesem firmy. I tak Tobiasz poznaje pracę od strony teoretycznej, przy czym nie tylko on zaczyna mieć mętlik w głowie, ale również i czytelnik. Do tego dyrektor proponuje mu spędzenie jednego dnia z Najlepszym Sprzedawcą z wydawnictwa paraliterackiego. Ten zabieg ma pomóc Tobiaszowi w podjęciu decyzji o zatrudnieniu w tej firmie. Dzięki temu, Tobiasz poznaje nie tylko tajniki sprzedaży, ale również różnych odbiorców, którzy podobnie jak my, szuka pomocy w otaczającej ich rzeczywistości. I w tym momencie zjawia się Najlepszy Sprzedawca, podobnie jak „Superbohater”, który przychodzi do nich z najlepszym lekarstwem na ich bolączki. I dodatkowo by uzmysłowić „zagubionym w świecie” ludziom, że książka jest w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem. Ale czy naprawdę nim jest?
Muszę przyznać, że dobrze się ta opowieść zaczęła. Na wstępie pomyślałam, że to historia napisana z potencjałem. Niebanalna. Nieprzeciętna. Nie tylko przez wyszukany i zawiły język, ale również przez poruszane problemy dnia codziennego. Przede wszystkim Sprzedawca papieru ukazuje jak można człowiekiem manipulować, by odnieść samemu sukces. I to tylko za pomocą słów, wykorzystując przy tym ich sytuację życiową. A co jest w tym najsmutniejsze, to fakt, że ludzie są bardzo łatwowierni. Człowiek będący na zakręcie, jeśli ma mu to pomóc, uwierzy we wszystko, nawet w magiczną moc książek. Choć nie przeczę, że te przedmioty mogą przynieść pewne rozwiązania, podnieść na duchu, ale pod warunkiem, że literatura jest dobrana indywidualnie do osoby, borykającej się z konkretnym problemem. Natomiast książki, które Najlepszy Sprzedawca proponował upatrzonym „ofiarom” sprawiają wrażenie raczej „podejrzanych”, niż pomocnych. W niniejszej pozycji została jeszcze poruszona sprawa pieniędzy. Liczy się ilość sprzedanych egzemplarzy, niż rzeczywista pomoc.
Bohaterowie, pojawiający się w Sprzedawcy papieru są bardzo różnorodni. Szkoda tylko, że autor większość potraktował stereotypowo i nadał im cechy naprawdę mało pozytywne. Przez to czytelnikowi niekiedy może się zrobić ich żal.
Jeśli chodzi o akcję, to momentami niemiłosiernie się dłuży. A w szczególności wtedy, gdy Najlepszy Sprzedawca czarował swoich klientów. Bezlitosny i bezduszny. Czekałam na moment, gdy ktoś z upatrzonych przez Jonasza (bo takie imię nosi ów sprzedawca) nie da się zauroczyć, niestety nie doczekałam się tego momentu. Ale doczekałam się za to innej, równie budującej sytuacji jak ta, którą przed momentem opisałam. O jakiej piszę? Musicie się sami przekonać, sięgając po Sprzedawcę papieru.
Ostatni rozdział jakoś najbardziej do mnie przemówił. Bo pokazuje on prawdę o młodych ludziach po studiach, przede wszystkim bez perspektyw na godne życie. Tyle tylko, że my, młodzi możemy wyjechać i nam się chce kreować naszą przyszłość. A co z ludźmi, którzy dostali wypowiedzenie, a swoje najlepsze lata mają za sobą i dodatkowo, do emerytury zostało im kilka lat?
Szczerze powiedziawszy, po przebrnięciu przez Sprzedawcę papieru miałam taki sam mętlik w głowie, jak Tobiasz. To, co zdecydowanie przemawia „za” tą pozycją, to poruszony w niej temat – manipulacji i wpływanie na osoby z równymi problemami. Jestem przekonana, że po jej lekturze większość nie będzie tak skłonna wierzyć ludziom pokroju Jonasza. Drugim plusem jest poczucie humoru głównego bohatera, dzięki któremu tą pozycje daje się przetrawić. Gdyby nie ono, chyba nie dokończyłabym jej lektury. Minusy? Dłużąca się akcja i ten irytujący Najlepszy Sprzedawca. Jednakże warto po nią sięgnąć.
~*~
Jedyne, co mnie właściwie wyróżniało wśród rówieśników, zarówno z kręgu rodzinnego, jak i później szkolnego, to ponadprzeciętna pasja do druku, która nie mogła nie przerodzić się w miłość do książek. [1]
[o czytaniu]
Moje wymagania rosły i przestałem zadowalać się również obficie ilustrowanymi czasopismami mojego ojca, chowanymi przez niego ukradkiem w kominach dolnych głośników. Czasopisma te, choć poświęcone kobiecej modzie, prezentowały zadziwiająco mało ubrań. [2]
Kto wie, którą drogą do kobiecego serca, niech podniesie rękę. [3]
A czy to nam w smak czy też nie, pieniądze stanowią nieodłączną część naszego życia. [4]
Kiedy wypłacam pieniądze po wypłacie, nie mogę nazwać tego inaczej niż iluzją…przykrą w odbiorze zresztą. [5]
___
[1] KAPTUR M.: Sprzedawca papieru. Gdynia: Novae Res 2013, s. 6.
[2] Op. Cit., s. 8.
[3] Op. Cit., s. 63.
[4] Op. Cit., s. 86.
[5] Op. Cit., s. 134.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2013/10/kaptur-mateusz-sprzedawca-papieru.html]