Odessa i tajemnica Skrybopolis Peter van Olmen 7,5
ocenił(a) na 610 lata temu Jesienne wieczory są coraz dłuższe i chociaż październik nie jest tak ponury, jak zazwyczaj, to nawał nauki skutecznie odbiera humor. Stąd też moje desperackie poszukiwania prostej, łatwej i – co najważniejsze! – zabawnej lektury! Kiedy tylko dostałam w ręce „Odessę…” byłam nieco zaskoczona grubością, ale to sprawiło, że jeszcze chętniej zaczęłam czytanie. W końcu zapowiadała się nie lada zabawa – wyruszyłam w podróż do Skrybopolis, miasta pisarzy.
Peter Van Olmen urodził się w Gandawie, młodość spędził w wielokulturowej Brukseli. Te doświadczenia były dla niego inspiracją literacką. Studiował ekonomię, jednak zawodowo zajmuje się psychologią. Pisarstwo jest jego największą pasją. „Odessa i tajemnica Skrybopolis” to jego debiutancka powieść, za którą otrzymał dwie prestiżowe nagrody. Aktualnie skończył pracę nad kolejnym tomem przygód dziewczynki.
Odessa ma trzynaście lat i żyje inaczej niż jej rówieśnicy. Jej matka wręcz więzi ją w domu. Dziewczynka nie ma przyjaciół, uczy się w zaciszu swoich czterech ścian, a jej jedyną rozrywką jest conocne wymykanie się i wędrowanie po dachach budynków. Jej największym marzeniem jest poznanie ojca – Odessa wymyślała przez wiele lat jego postać.
Wszystko zmienia się, gdy dziewczynka znajduje tajemniczą książkę, a jej matka zostaje porwana przez koszmarne stwory. Odessa poznaje wróbla, który zdecydowanie nie lubi, gdy tak się go nazywa, a on wyjawia jej tajemnicę o mieście pisarzy – Skrybopolis, a także jaki ma to związek z jej matką.
Czy Odessie uda się odnaleźć i uratować matkę? Kim tak naprawdę jest dziewczynka?
Z niezwykłym entuzjazmem podeszłam do tej lektury. Nie ukrywam, że zachęciły mnie słowa na tyle okładki – „podróż przez literaturę”, a także słynne nazwiska: Szekspir, Dostojewski, Kafka… Zapowiadało się naprawdę świetnie – obawiałam się jedynie tego, czy książka nie jest skierowana przypadkiem do młodszego odbiorcy, niż ja. I tak też się stało, chociaż ta kwestia nadal pozostaje dla mnie nieco zagmatwana.
Pomysł na książkę był naprawdę świetny. To była autotematyczna powieść – faktycznie, podróż przez literaturę. Trzeba przeczytać trochę klasyki, by rozumieć niektóre odwołania do słynnych dzieł. Z tego względu ta książka nie nadawałaby się dla kogoś, kto nie czytał chociażby „Zbrodni i kary” Dostojewskiego, która jest jedną z moich ulubionych lektur. Pod tym względem autor poradził sobie naprawdę świetnie. Oprócz nawiązywania do słynnych dzieł i postaci, widać też toposy czysto literackie, czym zaskarbił sobie moje serce.
Niestety, to równocześnie sprawiło, że książka była dosyć przewidywalna. Już od pierwszych stron, rozdziałów można było mniej-więcej przewidzieć zakończenie. Nie doświadczyłam żadnego zaskoczenia, co było rozczarowujące. Na tym fabuła traciła – o ile pomysł być ciekawy, to stracił właśnie pod tym względem. Była ona prosta i nieskomplikowana, jedyną jej zaletą natomiast ów koncept, a także szczegółowość autora, którą dostrzegałam w opisach.
Pióra van Olmena było jednak uniwersalne. Autor postawił na bogactwo treści, więc do jego opisów nie mam zastrzeżeń. Były one dokładne i proste – czytało się szybko i przyjemnie, co niezależnie od wszystkiego – zawsze było i będzie dla mnie zaletą.
Niestety od początku przeczuwałam, iż powieść będzie nieco infantylna i tak też było. Odessa ma trzynaście lat i głowę pełną pomysłów. Owszem, jej wyobraźnia niezwykle ubarwiała świat, dzięki perspektywie dziecka, wszystko było możliwe. Nie zmienia to faktu, że jest to postać niezwykle irytująca i uparta. Niezwykle zaślepiona swoimi magicznymi wizjami, rzadko kiedy zgadzałam się z nią i tylko w jej konflikcie z Dostojewskim i chłopcami o rzekomej „niższości” dziewczynek, stałam za nią murem.
Zirytowało mnie wywyższanie Szekspira i demonizacja – aż do przesady! – Dostojewskiego. Te dwie postacie ciągle były na widelcu, autor wręcz je maglował. Oczekiwałam nieco więcej, jeśli chodzi o przedstawienie literackich postaci. Innych pisarzy van Olmen wymieniał jedynie z nazwiska, rozwinął nieco Kafkę, a Flaubert, Goethe stali z tyłu, stanowili tło.
Nierozwiązaną dla mnie kwestią pozostaje pytanie – „dla kogo jest ta książka?”. Pod pewnymi względami zdecydowanie dla dzieci i młodzieży: mamy tutaj gadające zwierzęta, prostą, nieskomplikowaną fabułę, bohaterkę w idealnym wieku. Z drugiej strony autor zawarł w „Odessie…” literackie nawiązania, a i ilość stron dyskwalifikuje ją jako powieść dla młodych czytelników, którzy – nie ukrywajmy – rzadko wybierają tę czynność i książka przegrywa z komputerem.
„Odessa i tajemnica Skrybopolis” bardzo namieszała mi w głowie. Niekiedy naprawdę miło spędzałam z nią czas, innym razem – modliłam się o koniec monologów wewnętrznych Odessy. To specyficzna lektura z dobrym pomysłem, ale czy wykorzystanym w pełni? Van Olmen pozostawił we mnie niedosyt i pewnego rodzaju rozczarowanie. Być może poprawił błędy w kolejnej części.
Pozdrawiam