Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marcus du Sautoy
Źródło: https://www.antonioolmos.com/img-get/I00005h3_oayivT0/s/1200/I00005h3_oayivT0.jpg
Znany jako: Marcus Peter Francis du SautoyZnany jako: Marcus Peter Francis du Sautoy
5
7,0/10
Pisze książki: informatyka, matematyka, popularnonaukowa
Urodzony: 26.08.1965
Brytyjski matematyk i popularyzator nauki, profesor University of Oxford.
Poprzednio był nauczycielem akademickim w All Souls College w Oksfordzie i Wadham College w Oksfordzie, obecnie należy do kolegium New College w Oksfordzie. Był również członkiem Royal Society. Jego praca naukowa obejmuje głównie zagadnienia teorii grup i teorii liczb. W październiku 2008 r. otrzymał profesurę na katedrze Public Understanding of Science (ufundowanej przez Charlesa Simonyi),obejmując to stanowisko po Richardzie Dawkinsie.
Du Sautoy znany jest z prac popularyzujących matematykę. Przez pismo The Independent on Sunday został nazwany jednym z czołowych brytyjskich naukowców. W 2001 roku otrzymał Nagrodę Berwicka od London Mathematical Society, przyznawaną co dwa lata najlepszej pracy matematycznej dla naukowca poniżej 40. roku życia. Du Sautoy pisze artykuły dla The Times i The Guardian, pojawił się kilkukrotnie w BBC Radio 4 i w telewizji. W BBC Four prowadził program Mind Games, jest również autorem licznych artykułów i książek traktujących o matematyce, z których najnowsza to Finding Moonshine. Jest również autorem czteroczęściowej serii dokumentalnej Historia matematyki emitowanej w Wielkiej Brytanii na kanale BBC Four, zaś w Polsce na kanale Planete.
Du Sautoy wspiera również organizację Common Hope pomagającą ludziom w Gwatemali.http://people.maths.ox.ac.uk/dusautoy/
Poprzednio był nauczycielem akademickim w All Souls College w Oksfordzie i Wadham College w Oksfordzie, obecnie należy do kolegium New College w Oksfordzie. Był również członkiem Royal Society. Jego praca naukowa obejmuje głównie zagadnienia teorii grup i teorii liczb. W październiku 2008 r. otrzymał profesurę na katedrze Public Understanding of Science (ufundowanej przez Charlesa Simonyi),obejmując to stanowisko po Richardzie Dawkinsie.
Du Sautoy znany jest z prac popularyzujących matematykę. Przez pismo The Independent on Sunday został nazwany jednym z czołowych brytyjskich naukowców. W 2001 roku otrzymał Nagrodę Berwicka od London Mathematical Society, przyznawaną co dwa lata najlepszej pracy matematycznej dla naukowca poniżej 40. roku życia. Du Sautoy pisze artykuły dla The Times i The Guardian, pojawił się kilkukrotnie w BBC Radio 4 i w telewizji. W BBC Four prowadził program Mind Games, jest również autorem licznych artykułów i książek traktujących o matematyce, z których najnowsza to Finding Moonshine. Jest również autorem czteroczęściowej serii dokumentalnej Historia matematyki emitowanej w Wielkiej Brytanii na kanale BBC Four, zaś w Polsce na kanale Planete.
Du Sautoy wspiera również organizację Common Hope pomagającą ludziom w Gwatemali.http://people.maths.ox.ac.uk/dusautoy/
7,0/10średnia ocena książek autora
151 przeczytało książki autora
486 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Around the World in 80 Games: A mathematician unlocks the secrets of the greatest games
Marcus du Sautoy
5,0 z 1 ocen
3 czytelników 0 opinii
2023
Kod kreatywności. Sztuka i innowacja w epoce sztucznej inteligencji
Marcus du Sautoy
7,3 z 53 ocen
246 czytelników 6 opinii
2020
To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki
Marcus du Sautoy
7,9 z 37 ocen
227 czytelników 7 opinii
2018
The Great Unknown: Seven Journeys to the Frontiers of Science
Marcus du Sautoy
8,0 z 1 ocen
7 czytelników 0 opinii
2017
Poker z Pitagorasem. Matematyka za milion dolarów
Marcus du Sautoy
6,9 z 38 ocen
160 czytelników 5 opinii
2012
Najnowsze opinie o książkach autora
Kod kreatywności. Sztuka i innowacja w epoce sztucznej inteligencji Marcus du Sautoy
7,3
Czy w przypadku AI(*) można mówić o kreatywności?
Czy AI może odebrać zajęcie matematykom?
Czy AI może tworzyć chorały w stylu Bacha, takie dla nas nieodróżnialne od oryginalnych?
Czemu AI łatwiej pisać wiersze niż powieści?
W jaki sposób AI może pomóc w ustaleniu autorstwa obrazu?
Marcus du Sautoy napisał książkę „Kod kreatywności. Sztuka i innowacja w epoce sztucznej inteligencji” chyba pod wpływem emocji. Z jej lektury jasno widać, że boi się, iż podstawowe zadania matematyków (czyli ludzi, takich jak on) związane z dowodzeniem twierdzeń, mogą być w niedalekiej przyszłości realizowane skutecznie przez algorytmy. W tekście postanowił więc prześledzić możliwości AI na polach ludzkiej aktywności, które uchodzą za twórcze, czyli w obszarze sztuki i oczywiście samej matematyki. Czy jest się czego bać? A może jest to dla nas nadzieja na ciekawe wpisanie się AI w ludzkie potrzeby emocjonalnego obcowania z wytworami kreatywności, które przecież nie muszą być tylko ludzkiego pochodzenia?
"Kod kreatywności" obfituje w treści, które rzadko się spotyka w jednej książce, a które mogą zafascynować jednocześnie 'humanistów' jak i 'ścisłowców'. Matematyk bardzo pięknie opisuje zarówno problem ludzkich granic poznania matematycznego (str. 195-204),ale i ciekawostki muzyczne czy malarskie. Nie ma w tym oczywiście eksperckiego pogłębionego znawstwa (szczególnie w analizach wytworów kultury),choć de Sautoy amatorsko sam wykonuje muzykę poważną. Jednak już bardzo sprawnie porusza się chociażby w algorytmizacji współczesnego rynku muzyki popularnej czy eksperymentalnym 'malarstwie zdigitalizowanym'. Esencjonalnie przybliża na przykład problem percepcji muzyki i istotę jej wartości - czy ona wynika z emocji włożonych w utwór przez autora, czy raczej finalna wartość jest pochodną emocji odbiorcy (str. 223-224)? To jest o tyle ważne, że daje się już komponować dzięki AI utwory, których barwa tonalna zależy od monitorowanego na bieżąco stanu emocjonalnego odbiorcy (str. 249).
Obraz, który kreśli du Sautoy jest optymistyczny, choć wymaga od ludzi odwagi w stawianiu wyzwań 'elektronicznym mózgom' i dalekowzroczności w ich projektowaniu. Z lektury książki wynika, że po części nie jesteśmy zagrożeni wyparciem przez AI, szczególnie tam, gdzie liczy się dla nas opowieść - taki potrzebny ludziom rozbudowany dyskurs o emocjach. Stąd chyba w sedno trafia wypowiedź Henriego Poiancarégo, przytoczona na tronie 267:
"Tworzenie polega na nieczynieniu bezużytecznych kombinacji. Tworzenie to wgląd, wybór [...]. Jałowe kombinacje nawet nie prezentują się umysłowi twórcy."
To jest w przekonaniu du Sauytoya wciąż istota przewagi ludzi nad AI. Choć zagrożenie jest duże, skoro przegrywamy z nią w grę Go (mającą ponad googol razy więcej możliwości ustawień na planszy, niż szachy),czy potrafi urzec ekspertów od malarstwa czy muzyki dziełami swej 'sztucznej sztuki'. Co gorsza (a może wręcz przeciwnie),sporo przykładów jej osiągnięć może zdumiewać swą niemal niemożliwością, jak grupa robotów wspólnie uzgadniających nazewnictwo dla ułożenia własnych podzespołów - wymyśliły własne języki opisu i dogadały się poprzez ich ujednolicenie (str. 296-297)!
Książka nie jest technicznie zaawansowana, bo du Sautoy realizuje nią plan objętej po Dawkinsie katedry, by komunikować publicznie o nauce. W każdej tematycznej części powołuje się matematyk na prace nad sztuczną inteligencją konkretnych zespołów naukowo-inżynieryjnych. Przez to tekst staje się kopalnią bardzo trafnie podanych problemów relacji człowiek-AI, z których cześć nas już oplata, a niektóre właśnie opuszczają laboratoria i jakoś będą nas za chwilę zmieniać. Publikacja nadaje się świetnie dla czytelników początkujących w obszarze wpływu AI na świat, ale też zaciekawi bardziej obeznanych z tymi zagadnieniami. Jako matematyk, du Sautay potrafi ciekawie pokazać spójną narracyjnie istotę współczesnej innowacyjności artystycznej; włącza czytelnika w swoje przemyślenia tak, że ten chętnie podąża tropami proponowanymi na kolejnych stronach.
Polecam - frapujące i momentami kreatywne.
Niemal BARDZO DOBRE - 7.5/10
============
* AI - Artificial Intelligence (sztuczna inteligencja)
To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki Marcus du Sautoy
7,9
Wiele powinno się napisać o tej książce. Taki mam zamiar. Dla niecierpliwych - wspaniała lektura. Głęboka, refleksyjna, mądra i zręcznie napisana. Życzmy sobie aby jak najwięcej pojawiało się takich książek.
W kilku miejscach, tam gdzie uważam to za intelektualnie uzasadnione, pozwolę sobie wyrazić osobiste zdanie, polemizujące z opinią Autora. Następnie wskażemy sobie drobne błędy i/lub nieścisłości które się w książce pojawiły.
Ogólna refleksja: książka, być może niezamierzenie, pokazuje jak wadliwy i ubogi jest twardy, naukowy światopogląd. Jak bardzo nauka, jej język, jej metody, nie przystają do pytań światopoglądowych. Jak bardzo nauka jest bezradna wobec koncepcji Boga, pytań celowościowych, aksjologicznych i innych ważnych kwestii światopoglądowych. Najważniejszym wnioskiem tej cudownej książki jest zrozumienie, że poza nauką musimy odwoływać się do innych rodzajów wiedzy, poznania, rozumowań bo nasze kontakty z rzeczywistością są znacznie głębsze i bogatsze niż tylko to co możemy zmierzyć, dotknąć, obliczyć czy nawet zdefiniować. Autor, odchodząc gdzieniegdzie od tematów czysto naukowych, pokazuje praktyczną bezużyteczność nauki w kwestiach wykraczających poza dziedzinę jej zainteresowań. To największa wartość dzieła Marcusa du Sautoy. To dla nas wszystkich ważna lekcja.
Już na początku Autor wspomina rozmowę radiową na temat koncepcji Boga. Stara się zdefiniować czym Bóg miałby być, aby dociekać czy taki byt może istnieć. Problem nieadekwatności nauki do spraw transcendencji jawi się w całej mocy: precyzyjny język matematyki nie umożliwia rozważania takich hipotez. Matematyka wypada w tej próbie wręcz żałośnie.
Jak na książkę popularnonaukową, błędów merytorycznych zbyt wiele nie jest. Większość to drobne usterki, które można przypisać tłumaczeniu. Z kronikarsko-recenzenckiego obowiązku wyliczę znalezione nieścisłości:
s. 21 trzeci akapit. Hipoteza kwantów powstała przed ogłoszeniem szczególnej teorii względności. W grudniu 1900 roku Max Planck wprowadza pojęcie kwantu promieniowania, natomiast praca Einsteina "O elektrodynamice ciał w ruchu" ukazuje się dopiero w 1905.
s. 42. komentarz do zakładu Pascala. Autor pisze: "Takie rozumowanie traci sens, jeśli prawdopodobieństwo istnienia Boga faktycznie wynosi zero (...)". Trzeba świadomie zrezygnować z koncepcji Boga aby to prawdopodobieństwo "wyzerować". Nikt nie może powiedzieć, że to prawdopodobieństwo jest zerowe. A skoro tak, to zakład Pascala pozostaje w mocy. Dlaczego? Ponieważ nie wiemy i nie możemy wiedzieć czy Bóg jest czy nie. I nie możemy tego sprawdzić. Reszta to logika. Szanse są równe (właśnie są - Bóg albo jest albo nie, tertium non datur) - to po pierwsze. Po drugie - potencjalna szkoda przy złym obstawieniu Zakładu Pascala jest nieskończona a więc żadem doczesny "koszt" wiary nie jest zbyt duży względem potencjalnej wygranej. Każda skończoność ma się do nieskończoności jak zero. Nie wierzę, że matematyk tego nie wie - uważam, że świadomie manipuluje czytelnika. Wyobraźmy sobie dowolnie małą szansę zajścia niewyobrażalnej (w istocie nieskończonej) katastrofy - w tym konkretnym przykładzie chodzi o potępienie duszy. Każda, nawet najmniejsza szansa zajścia takiego nieszczęścia każe nam zabezpieczyć się przed taką ewentualnością. Wniosek Pascala jest słuszny, w tej sprawie Autor się myli. Wymówka Autora, z punktu widzenia matematyki jest absurdalna i bezzasadna.
Aby zilustrować przykładem: szansa wygranej w lotto to 1:14 000 000. Wydaje się beznadziejnie mała. Więc dlaczego ludzie grają? Bo stawka jest tak wysoka, że nie warto odmawiać sobie nawet tak nikłej szansy dopóki prawdopodobieństwo sukcesu nie jest dokładnie zerowe. Gdyby gra toczyła się o 100 złotych, nikt by o to nie zadbał. Ale wygrana może odmienić życie. Natomiast jeśli przejdziemy z naszym przykładem do matematycznej granicy nieskończonej wygranej i nieskończenie małej szansy sukcesu - to okazuje się, że nadal warto. Jedna nieskończoność unieważnia drugą. Inny przykład: wyobraźmy sobie własne dziecko. Ciężko chore. Śmiertelnie. Dostajemy informację, że jest pewna metoda leczenia, skuteczna w jednym przypadku na miliard. Jeśli mamy do wyboru - pewna śmierć dziecka lub taka mała (niezerowa) szansa ocalenia - logika i rachunek prawdopodobieństwa podpowiada jasno: próbować!
Nagroda w postaci wiecznej chwały w obliczu Boga, lub porażka w postaci wiecznego potępienia unieważnia "nieskończenie małe" prawdopodobieństwo (w rzeczywistości wcale nie takie małe, statystycznie 50/50, tylko wielu nie chce dopuścić do siebie tej myśli) istnienia Boga.
Wbrew pozorom dziś Zakład Pascala nadal pozostaje w mocy. Nie jesteśmy mądrzejsi od XVII naukowców, takich jak Newton czy Leibniz. Tym co nas od nich odróżnia jest brak pokory aby przyznać prawo istnienia bytom, które nieskończenie nas przerastają, które przekraczają nasz rozum.
Cytując przywołanego już Newtona: "hypoteses non fingo" - hipotez nie wymyślam, miał Newton tak odpowiedzieć na pytanie o przyczynę grawitacji. Miał w sobie tyle pokory, aby uznać ograniczoność swojego rozumu. Obecnie to zatraciliśmy.
s. 77 o ewolucji narządu wzroku. Autor zastanawia się, czy ewolucja biologiczna jest deterministyczna, ponieważ wiele gatunków zwierząt, niezależenie i w różnych okresach historii życia na Ziemi, wykształciło narządy wzroku. Wyjaśnienie jest znane i proste. Krokodyle, mewy, małpy, pszczoły, kangury, węże, ludzie i inne Ziemskie stwory żyją w różnych środowiskach, prowadzą zróżnicowany tryb życia, pobierają różny pokarm. Ale światło Słoneczne jest w każdym z tych środowisk takie samo a zmysł wzroku tak samo przydatny - czy to do polowania czy wypatrywania drapieżników. Stąd wykształcenie zmysłu wzroku leży w interesie wszystkich Ziemskich zwierząt. Tam, gdzie nie ma światła, np. w jaskiniach albo na dnie oceanów, zwierzęta są ślepe bo wytworzenie takiej ewolucyjnej cechy jak wzrok nie było tam potrzebne.
s. 113 - rachunek różniczkowy jako dzielenie przez zero. Zbyt daleko idące uproszczenie. Wyrażenie 'dx' w mianowniku operatora różniczkowego odpowiada infinitezymalnemu przyrostowi zmiennej x. Bardzo małemu, ale nie zerowemu. dx w granicy dąży do zera ale go nie osiąga. Dlatego rachunek różniczkowy działa i daje dobre wyniki. Podstawienie za dx zera wszystko psuje.
s. 117 - błąd rzeczowy. Cytat: "(...) lit, oddalony od niego o osiem miejsc sód oraz znajdujący się po kolejnych ośmiu krokach potas były miękkimi, błyszczącymi i RADIOAKTYWNYMI metalami". Podkreślenie moje. Lit, sód i potas nie są radioaktywne. Tzn. posiadają radioaktywne izotopy, jak każdy pierwiastek, ale w formie występującej w przyrodzie nie są radioaktywne. Chodzi zapewne o AKTYWNOŚĆ chemiczną, czyli łatwość wchodzenia w reakcje. Są to metale aktywne i zapewne o to Autorowi chodziło. Domyślam się, że błędnie przetłumaczono 'activity' na 'radioactivity'.
s. 134 - niefortunne zdanie: "Neutrina są niemal zupełnie pozbawione masy i ładunku". Masy - owszem, mają tak małą masę, że takie stwierdzenie może być w przybliżeniu użyte. Ale jeśli mówimy o cząstkach elementarnych, to one albo mają ładunek, równy liczbowo ładunkowi elementarnemu z odpowiednim znakiem, albo go nie mają. Nie ma sensu określenie "niemal pozbawiony ładunku" bo ładunek elementarny jest niepodzielny (z wyjątkiem kwarków, ale one nie występują swobodnie).
s. 134 - czytamy, że koncepcja neutrin była niezbędna jako "uzupełnienie w teoretycznych analizach rozkładu neutronów i mionów". Nieszczęśliwie dobrane słowo 'rozkładów'. W oryginale zapewne było tu słowo 'decay' czyli rozpad (promieniotwórczy). Rozkład to może być statystyczny i wtedy używamy słowa 'distribution'. Rozkład zwłok można określić przez 'decay' ale to inne znaczenie. W tym przypadku chodzi o precyzyjnie zdefiniowane określenie rozpadu promieniotwórczego.
s. 171 - mamy Jamesa Clarka Maxwella. Chodzi Jamesa Clerka Maxwella. Zapewne tłumaczenie. Clerk to pierwsza część nazwiska a nie drugie imię.
s. 202 - "Dostrzegliśmy wtedy, że cząstki przelatujące przez jedyną szczelinę, ulegają lekkiej dyfuzji". Poważny błąd. Dyfuzja to zjawisko samorzutnego mieszania się substancji. Gdy psikamy perfumami w jednym miejscu to zapach staje się po pewnym czasie wyczuwalny w całym pomieszczeniu. Na skutek dyfuzji właśnie. Natomiast zmiana kierunku rozchodzenia się fali (a cząstki mają właściwości falowe),jak w opisywanym w książce eksperymencie, nosi nazwę dyfrakcji. To zupełnie różne pojęcia zaczerpnięte z mocno odrębnych działów fizyki.
s. 240 - Wreszcie prawda o Giordano Bruno. Spłonął na stosie za twierdzenia że Wszechświat jest nieskończony w czasie co przeczyło ówcześnie dogmatycznie rozumianemu stworzeniu świata przez Boga w danej chwili czasu oraz usuwało dzień Ostateczny. Za ten drugi wniosek (o niemożliwości końca świata) Bruno został skazany. Ta historia od lat jest przekłamywana. Wg nieprawdziwej ale popularnej wersji Bruno spłonął dlatego, że dopuszczał istnienie innych zamieszkanych światów we Wszechświecie.
s. 274 - Wszechświat 378 tysięcy lat po Wielkim Wybuchu stał się przezroczysty dla światła bo spadła gęstość cząstek które wcześniej je rozpraszały. To nie jest prawda. 378 000 lat po Wielkim Wybuchu temperatura Wszechświata spadła do 3000 K. W takiej temperaturze energia elektronów jest zbyt mała aby wyswobodziły się one z atomów wodoru. Atomy wodory związały elektrony na swoich powłokach. Pamiętajmy, że światło rozprasza się na elektronach swobodnych, lub słabo związanych (czyli takich których energia wiązania jest dużo niższa niż rozpraszanych fotonów). Wobec tego światło, które rozpraszało się na swobodnych elektronach nie mogło już rozpraszać się na elektronach związanych w atomach wodoru i helu we wczesnym Wszechświecie.
[Mam świadomość, że bardzo ryzykownie wypowiadam się o tym rozpraszaniu. Nie chcę aby ten komentarz był zbyt długi, więc tylko wspomnę, że np. rozpraszanie Rayleigha zachodziło po związaniu elektronów, ale ten rodzaj rozpraszania nie zmienia energii fotonów ani ich nie pochłania, zmienia tylko kierunek propagacji.]
s. 286 - hipoteza Wieloświata i wartości stałych. Dużo trzeba tu napisać. Hipoteza Wieloświata pochodzi od Hugh Everetta III i rozważań nad mechaniką kwantową. W skrócie chodzi o to, że każdy scenariusz kwantowy ("kot żywy i kot martwy") urzeczywistniają się, tylko że ma to miejsce w równoległych wszechświatach. Taki kolejny wszechświat pączkuje w każdej chwili gdy funkcja falowa układu kwantowego ma ulec kolapsowi. Taka jest koncepcja.
Żyjemy w naszym Wszechświecie. To jest niewątpliwy fakt obserwacyjny. A ponieważ żyjemy w naszym Wszechświecie to on musi stwarzać nam do tego sposobność. I tak oto gdyby masa elektronu była odrobinę inna, mniejsza lub większa, niż jest nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby stała struktury subtelnej była nieco inna - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby ułamek masy jąder deuteru, które podczas łączenia się w jądro helu zamienia się w energię był nieco inny - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Gdyby stała Plancka była inna - nie mogłoby powstać życie jakie znamy. Wydaje się, że Wszechświat był przygotowany na wygenerowanie życia w którymś momencie swojej historii. Aby tej konkluzji uniknąć niektórzy naukowcy postanowili wykorzystać hipotezę Everetta. Stwierdzili, że Wszechświat, podczas nieskończenie wielu poprzednich "prób" dobierał inne wartości stałych fundamentalnych aż w końcu przypadkowo trafił się nam taki zestaw, że w tym (kolejnym, jednym z wielu) Wszechświecie zaistnieliśmy. Że wcześniej istniało multum Wszechświatów z innymi stałymi i tam życie nie powstało. Aż zaistniał nasz Wszechświat, który w kosmicznej loterii trafił doskonale wszystkie podstawowe liczby aby możliwe było pojawienie się życia.
To jest złe tłumaczenie.
Udowodniono, że wszystkie modele kosmologiczne, umożliwiające zmiany stałych fizycznych w momencie Wielkiego Wybuchu, dopuszczają takie zmiany również w dowolnym innym momencie ewolucji Wszechświata. Nie ma takich modeli, które pozwalają na takie zmiany tylko w chwili gdy nowy Wszechświat powstaje, tzn. istnieją ale modele takie są niespójne. Fakt, że teraz nie obserwujemy zmian stałych przyrody oznacza, że takie zmiany są niemożliwe. Także w chwili Wielkiego Wybuchu. Oznacza to, że stałe fundamentalne są w jakimś sensie uniwersalne. Obowiązują zawsze i wszędzie. Spodziewam się wyjaśnienia podobnego do tego, które tłumaczy uprzywilejowaną pozycję kształtu kuli - czarne dziury, gwiazdy, planety, krople wody są kuliste. Znamy wyjaśnienie takiego stanu rzeczy: kula ma najkorzystniejszy stosunek powierzchni do objętości. Dokładnie mówiąc: kula umożliwia zamknięcie objętości przy pomocy najmniejszej powierzchni ograniczającej, co minimalizuje energię powierzchniową np. kropelki wody. Uważam, że podobnie można wytłumaczyć wartości stałych - jako najkorzystniejszy możliwy układ.
A więc jeśli istnieje wiele Wszechświatów, to wszystkie mają podobne wartości stałych jak nasz. To wytłumaczenie "teleologicznego zaprojektowania" Wszechświata, które Autor lansuje w wielu miejscach już jest nieaktualne.
s. 301 - Wieloświat lepszy od koncepcji Boga. Cóż, argument, że Wieloświat jest lepszy bo nie sugeruje istnienia nowego bytu, tylko wielu wersji czegoś o czym wiemy, że istnieje co najmniej jedno (nasz Wszechświat) jest bardzo sensowny. Ale, wyjaśniająca moc hipotezy Wieloświata upadła, patrz wyżej.
s. 343 - "Jeśli masa jakiejś gwiazdy przekroczy 1,4 masy Słońca (...)" to wg Autora pozostanie po niej czarna dziura. Mamy kolejny błąd rzeczowy, który uważam za poważny. Nie pierwszy to raz kiedy autor książki popularnonaukowej miesza pojęcia. Szkoda. Uporządkujmy informacje.
Gwiazdy trochę większe od Słońca (nawet 3-4 razy bardziej masywne) gdy wypalą paliwo jądrowe, odrzucają zewnętrzne warstwy atmosfery i stają się białymi karłami. Biały karzeł ma wielkość mniej więcej równą rozmiarowi Ziemi (ok. 10 000 km średnicy). Takie białe karły stygną potem przez ogromnie długi czas.
Granica Chandrasekhara dotyczy pozostałości po gwieździe, a dokładnie to właśnie białego karła. Gdy taki biały karzeł ma masę przekraczającą 1,4 masy naszego Słońca - wybucha jako supernowa i staje się gwiazdą neutronową. Aby biały karzeł osiągnął masę większą niż 1,4 masy Słonecznej pierwotna masa gwiazdy z której on powstaje musi być ok. 10 razy większa niż masa naszego Słońca.
Gwiazda neutronowa. Jest bardzo mała, ma średnicę kilku-, kilkunastu kilometrów, czyli zmieściłaby się w małym mieście. Składa się z samych neutronów. Możemy wyobrażać sobie gwiazdy neutronowe jako wielkie jądra atomowe bez protonów. Ale gwiazdy neutronowe też mają swoją masę graniczą. Nazywa się ona granicą Tolmana-Oppenheimera-Volkoffa i wynosi od 0,7 do 3 mas Słońca (nie jest tak dokładnie określona jak granica Chandrasekhara dla białych karłów). Po przekroczeniu granicy TOV przez gwiazdę neutronową zachodzi zapadnięcie się takiej gwiazdy neutronowej w czarną dziurę.
A więc gwiazdy (ciągu głównego) o masie przekraczającej 1,4 masy Słońca nie muszą stać się czarnymi dziurami. Pod koniec życia w ciągu głównym (przypominamy sobie diagram Hertzsprunga-Russela) taka gwiazda odrzuca większość tworzących ją gazów a to co pozostaje (biały karzeł) ma masę znacznie mniejszą od 1,4 masy Słonecznej.
s. 506 - uproszczenie o Wielkim Wybuchu jako początku Wszechświata i przypisanie tego poglądu środowisku naukowemu. Nadużycie. Od samego początku hipoteza Wielkiego Wybuchu była traktowana jako "początek Wszechświata jaki znamy i jaki rozumiemy" a nie jako początek Wszechświata w ogóle. Nie wiadomo co i czy w ogóle coś było wcześniej. Panuje zgoda, że tego nie wiemy a utrzymywanie, że na pewno nie było wcześniej nic jest nieuprawnione.
To mniej więcej wszystko co mam do powiedzenia o tej książce. Doskonale się ją czyta, dostarcza mnóstwo dobrej rozrywki. Bardzo wartościowe są opisy rozmów Autora z różnymi wybitnymi naukowcami. Rozmowy na tematy naukowe i światopoglądowe. Dyskutanci są zróżnicowani jeśli chodzi o poglądy, nie można powiedzieć, że Autor dokonał tendencyjnego wyboru. Rozmowy są fascynujące i bardzo wartościowe zarówno poznawczo jak i światopoglądowo.
Ostatecznie uważam, że "To, czego się nie dowiemy" jest książką niezwykle wartościową. Wyjątkową pośród licznych podobnych publikacji. Na pewno każdy powinien po nią sięgnąć. Daje całkiem dobry przegląd współczesnych problemów naukowych i głęboki, frapujący komentarz. Daje do myślenia i nie pozostawia obojętnym. Poszerza horyzonty myślowe również przez odwołania do klasyki filozofii, m. in. Arystotelesa, Poppera, Hume'a, Sartre'a, Russella. Mamy dyskusję twierdzenia Godla, temat rzadko poruszany w literaturze popularnej a przecież arcyciekawy, nie tylko dla matematyków. Napisana jest dynamicznie i z polotem.
Autor ma poglądy. Nie winię go za to, we własnej książce ma prawo je eksponować i ich bronić. Jedyny zarzut jaki mogę uczynić, to niesprawiedliwe wartościowanie argumentów przeciwnych osobistym przekonaniom autora, jak np. przy omawianiu zakładu Pascala czy hipotezy Wieloświata. Należy jednak zaznaczyć, i czynię to z przyjemnością, że Autor wyraża się z szacunkiem o religii i osobach wierzących w środowisku naukowym. Nikt nie powinien czuć się lekceważony podczas lektury, bez względu na światopogląd. W czasach kpin ze średniowiecznych zabobonów, autorów przekonanych że wiedzą wszystko najlepiej i są po to aby pouczać czytelnika, po lekturze książek Dawkinsa czy innych "oświeconych" autorów, takie podejście zasługuje na pochwałę.
Brawo. Polecam.