Rysownik urodzony w chorwackiej Puli. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Zagrzebiu. Od 1991 roku rysuje komiksy dla europejskich i amerykańskich wydawców. Przez niemal dziesięć lat mieszkał w Mediolanie, lecz potem wrócił do Zagrzebia.
POPKulturowy Kociołek:
Bohaterem albumu jest Duke McQueen. Mężczyzna, który niegdyś przez przypadek znalazł się w zupełnie innym miejscu galaktyki niż powinien. Wyzwolił on również planetę, pod jarzma tyrana, powracając po wszystkim do swojej żony na Ziemi. Od tego momentu minęło ponad czterdzieści lat. Teraz jest on seniorem bliskim kresu swojego życia, który cierpi z powodu utraty ukochanej. Niespodziewanie jednak ponownie będzie on musiał wcielić się w rolę herosa. Ocalona przez niego niegdyś planeta ponownie znalazła się bowiem w ogromnym niebezpieczeństwie.
Fabuła Starlight: Gwiezdny Blask brzmi dość standardowo i dokładnie też taka jest. Mamy tutaj bowiem do czynienia z prostą dawką rozrywki, która wzorem filmów klasy B oddaje hołd klasycznym bohaterom sci-fi. Jeśli lubisz Bucka Rodgersa lub Flasha Gordona, to pozycja ta będzie dla ciebie niczym najwygodniejsze ciepłe kapcie, zakładane w celu oddania się relaksowi. Nie należy więc oczekiwać od tytułu niczego więcej.
Każdy, kto liczy tu na rozbudowane treści i wielowymiarowe postacie, poczuje się mocno zawiedziony. Historia od samego początku jest bowiem mocno przewidywalna. Tak naprawdę to już po kilku pierwszych stronach doskonale wiemy, jak całość się skończy. Postacie zaś są jednowymiarowe z wyraźnym podziałem na bohatera, jego pomocnika i złoczyńcę.
Pomimo tego wszystkiego całość czyta się z niekłamaną przyjemnością. Twórcy udaje się zanurzyć nas w narracji, która umiejętnie splata przeszłość i teraźniejszość w jedną całość. Śledzimy historię Duke’a jako wybawiciela innej rasy w pojawiających się retrospekcjach, a jednocześnie obserwujemy jego współczesne problemy (z kosmitami i podeszłym wiekiem). Nie brakuje tu wyrazistej akcji, odrobiny przemocy (podanej ze smakiem) oraz całkiem niezłego humoru....
https://popkulturowykociolek.pl/starlight-gwiezdny-blask-recenzja-komiksu/
Pierwszy tom bez Ennisa i niestety spadek jakości jest ewidentny. Kompletny brak polotu u nowych scenarzystów - historie są sztampowe i bzdetne, właściwie w żadną nie sposób się zaangażować. Jedynie "Witajcie na Bayou" jest znośne, ale i tu brakuje tego charakterystycznego sznytu i pomysłowości Gartha Ennisa. Zdecydowanie najsłabszy tom całej serii MAX, na szczęście w kolejnym wraca Ennis, a potem świetny run pisze Jason Aaron.