Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Eliza Saroma-Stępniewska
Źródło: Jędrzej Kubiak (KPCK)
3
8,8/10
Pisze książki: literatura dziecięca, poezja
Eliza Saroma-Stępniewska (rocznik 1977): maluje słowem, rzeźbi w słowie. Poetka, redaktorka, korektorka, copywriterka. Tłumaczka poezji, głównie anglojęzycznej i hiszpańskojęzycznej. Współautorka proekologicznej książki dla dzieci „Draka Ekonieboraka” (wyd. Albus). Dla rozrywki, w wolnych chwilach układa szarady i krzyżówki dla „Rozrywki” – tudzież pasjami czyta, wędruje, fotografuje… Bywa, że także śpiewa i komponuje – nierzadko wraz z mężem Zbigniewem – muzykę do własnych (i nie tylko) utworów.
Dotychczas ukazały się cztery zbiory jej wierszy: „Sztuka składania” (Poznań 2011),„Jaśnie, półcienie i ciemnie” (Warszawa 2021),polsko-angielski „Frigor mortis" (Warszawa 2022) oraz polsko-hiszpański "Szare z błękitem/Lo gris a lo garzo" (Warszawa 2024),oba ostatnie z przekładami pióra samej autorki.
Obecnie mieszka w Andaluzji.
Link do strony autorskiej:https://www.facebook.com/achillea.eliza
Dotychczas ukazały się cztery zbiory jej wierszy: „Sztuka składania” (Poznań 2011),„Jaśnie, półcienie i ciemnie” (Warszawa 2021),polsko-angielski „Frigor mortis" (Warszawa 2022) oraz polsko-hiszpański "Szare z błękitem/Lo gris a lo garzo" (Warszawa 2024),oba ostatnie z przekładami pióra samej autorki.
Obecnie mieszka w Andaluzji.
Link do strony autorskiej:https://www.facebook.com/achillea.eliza
8,8/10średnia ocena książek autora
50 przeczytało książki autora
54 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Draka Ekonieboraka
Emilia Dziubak, Eliza Saroma-Stępniewska
7,9 z 31 ocen
89 czytelników 8 opinii
2012
Najnowsze opinie o książkach autora
Draka Ekonieboraka Emilia Dziubak
7,9
Oferta książek dla dzieci jest dziś niezwykle bogata. Chociaż wciąż mamy do czynienia z całą gamą publikacji infantylnych i nieciekawych, to jednak powstaje coraz więcej książek wyjątkowych, które inspirują, bawią i uczą, które mają nie tylko szalenie interesującą treść, ale także dopracowaną szatę graficzną. Jedną z nich jest właśnie Draka Ekonieboraka.
Draka Ekonieboraka wpisuje się w ideę dostarczania dzieciom treści ważnych w zabawny i inspirujący sposób. To historia przeciętnego fajtłapy, który z ekologią jest na bakier. Ekonieborak marnotrawi ogromne ilości jedzenia, wody i energii. Do pobliskiego kiosku dojeżdża terenowym wozem, a śmieci i resztki jedzenia wrzuca wprost do toalety, by nie męczyć się zbytnio chodzeniem po schodach. Zniszczone meble i większe odpady, które wytwarza lądują oczywiście w lesie. Ekonieborak pozostałby nieświadomy własnych błędów, gdyby nie porady Profesora Sumienie, który przytacza liczne statystyki i sugeruje, jak powinno się postępować w każdej z sytuacji, by nie szkodzić środowisku i własnej kieszeni.
Draka Ekonieboraka to nie tylko mądra treść, ale również wyjątkowa oprawa graficzna. To jedna z wielu publikacji ilustrowanych przez Emilię Dziubak. Niezwykłe wyczucie stylu, subtelny humor oraz wyjątkowa wrażliwość czynią te obrazki małymi dziełami sztuki. Przyznam szczerze, że kupuję książkę w ciemno, jeśli widzę nazwisko Dziubak na okładce...
Cała recenzja dostępna pod adresem: http://kocielektury.blogspot.com/2015/11/draka-ekonieboraka-recenzja.html
Draka Ekonieboraka Emilia Dziubak
7,9
Bo do dzieci można mądrze. Bo wcale, ale to wcale, książka dla dzieci nie musi być błahą
opowiastką o kotku i piesku, i o kaczuszce. I jak ja się cieszę, że autorzy i wydawcy dawno już fakt ten zrozumieli. A teraz książki takie produkują (no tworzą właściwie, nazwać książkę "produktem" to wszak profanacja),że siadasz człowieku, żeby Berbecia tego zając na chwil parę, siadasz, czytasz wierszyk jeden, drugi i wpadasz w opowieść po uszy. I nie wiesz już sam w końcu, co najpierw robić - ilustrację chłonąc, rymem się zachwycić czy siąść i czytać, czytać, czytać... Bo dziecko to czytelnik wymagający o wiele bardziej niż dorosły. Żadne tam wodolejstwo nie przejdzie, a watę słowną Małe wyczuje z odległości kilometrów dwóch. Dorosły jak czyta, to do końca chce dobrnąć, opis przyrody pominie w takim "Nad Niemnem" dajmy na to i choć dialogi to przeczyta, a to zamyśli się nad sprawami dnia minionego i strony w tym zamyśleniu przewraca. Dziecko? Bynajmniej. U dziecka jest tak lub nie i nie ma nic pomiędzy. Na ilustracje spojrzy - 2-3 sekundy, decyzja podjęta - tak będę to czytać, lub nie, to mnie kompletnie nie interesuje i pac! książkę na półkę. I tyle, postanowione. To samo z tekstem - macie autorzy 2-3 pierwsze zdania lub wersy - nie zaciekawicie, pójdź cielę do obory. "Draka Ekonieboraka", jak więc widać na załączonych obrazkach, spełniła wszelkie normy i standardy "fajności". Mało tego stała się jedną z tych ulubionych, do czytania nawet w dzień, kiedy milion innych przyjemności zazwyczaj odciąga Bąbla od lektury. A matka? Jeszcze szczękę z podłogi zbiera po tym, co tam wyczytała. Bo tak, baba prawie 30-letnia doznała olśnienia czytając książkę dla dzieci. Bo będzie tu dziś, drodzy Państwo, o łekologii. Ale nie o tej takiej co to do drzew się przywiązuje, nie tej co ratuje foki i ani słowa o Greenpace - to wyższy poziom, na to jeszcze przyjdzie czas. Póki co pozostajemy w sferze własnego podwórka. Wśród spraw Dzieciakowi dobrze znanych, wśród plątaniny kabli, nieopodal tych dwóch worków śmieci przygotowanych do wyrzucenia, z rozjazgotanym telewizorem po prawej i pikającej mikrofalówce po lewej stronie życia. Powiedział ktoś kiedyś, że chcąc zmieniać świat, należy te zmiany zacząć od siebie. I ta książka, przytoczone w niej liczby, są tego żywym (no ok, ok - drukowanym) przykładem. Bo nawet pojęcia zielonego nie miałam, że ta woda, co towarzyszy nam rano dziarsko przy porannym myciu zębów, jak towarzysz niedoli porannego wstawania, nie wiedziałam, że ta woda właśnie aż tak się marnuje. No z reguły nie myłam zębów przy odkręconym kranie, ale że jeślibym tak robiła, to za każdym jednym myciem zębów marnowałoby się 15 (!!!) litrów wody, w życiu bym nie powiedziała. Albo jedzenie - no wiadomo, że marnujemy, że kupujemy bezmyślnie, bez głowy żadnej, bo mam ochotę na to i na tamto, a jak nie teraz to może w sobotę wieczorem będę mieć i bęc do wózka chipsy, bęc batoników pięć, bęc sześc jogurtów, bęc dwie paczki czegoś tam jeszcze i dwa chleby, bo kto wie, czy aby goście nie przyjadą. No niech mi ktoś powie, że tak to nie wygląda. Pewnie, że wygląda, ale bez krępacji - tak robię ja, tak robisz Ty, tak robi on, ona, ono. No i spoko - spoko, dopóki w książce Syna (Córki) nie wyczytasz, że robi się tego zmarnowanego jedzenia 240 kilogramów rocznie (no wiadomo, mniej więcej) od każdej rodziny. A na świecie umiera z głodu około 15 tysięcy osób codziennie. Straszne są te liczby? Straszne! Ale skuteczne, oczy otwierają.Oczywiście i rzecz jasna nikt nam nie każe fundować takich newsów czterolatkowi do poduszki. Książka jest tak świetnie pomyślana, by starczyła na lat wiele i miał z niej pożytek każdy z domowników. Dla Malucha są wierszyki - wszystkie dotyczą tego samego bohatera naszej książki, prześmiesznie stereotypowego, statystycznego Polaka z wąsem, który pozbierał nasze narodowe wady i przywary i na swym grzbiecie je dźwiga. Za karę dla kapiącego zlewu odkręca go na całego, włącza wszystkie urządzenia w domu, żeby mu burczały do towarzystwa, rozrzuca papierki po cukierkach, jeździ terenówką do kiosku, a zepsute meble tarabani na polanę. I te wierszyki są tak bardzo rytmiczne, tak zabawne, a jednocześnie mądre, nie smęcą, a uczą. I zawsze, ale to zawsze złe postępowanie obraca się jako naturalna konsekwencja przeciw Ekonieborakowi, z czego dla dzieci płynie pośrednio nauka. Bez palcem kiwania, bez moralizowania i wcale nie nudno. Można? Można!I tak pomiędzy tymi wierszykami, które mój Natan nota bene uwielbia (a ja do niedawna uparcie prozę mu serwowałam, swoim gustem się kierując) mamy pozamieszczane strony z praktycznymi informacjami, schematami, poradami, instrukcjami i zagadkami. I nadal jest to utrzymane w lekkim, zabawnym tonie, nadal jest to do się pośmiania i podziwienia, a cała "cięższego kalibru reszta" to druk. I jest on może nawet bardziej dla nas, dorosłych, niż dzieci, byśmy mieli motywację do tego śmieci segregowania, do tego oszczędzania nie tylko dla mniejszych rachunków (ale o tym też nas Profesor Sumienie informuje),ale przede wszystkim dla czystszego świata. Bo kto, jak nie my pokaże dzieciom, że można inaczej. A wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie. To nam trzeba mówić, nas informować - a w naszych rękach już to, by dzieciom segregowanie odpadów czy sprzątanie po zwierzakach było czymś tak oczywistym, jak oddychanie. Wydawnictwo Albus się postarało. Autorki się postarały, o ilustratorce już nie wspomnę. Książka nawet formą mówi nam o oszczędzaniu - w tym przypadku papieru - jest treścią po brzegi zadrukowana. I to jak zmyślnie. I to jak ładnie. Pierwsze co wzrok przyciąga to niesamowite ilustracje Emilii Dziubak (a jednak wspominam o ilustratorce ;) No cóż, wybaczyć mi trza, kocham prace tej pani). Przyroda, która zakwita spod jej kreski, jest tak piękna, tak żywa i tak niesamowicie witalna, przekonywująca, że od samego patrzenia człowiek sumienia nie ma potem tego papierka rzucić, żeby cudu takiego nie zniszczyć. Sumienia nie ma na to trawki źdźbło sobie wdepnąć. I przewracasz te strony i czujesz te jędrne liście pod palcami, chłód zacienionego parku dreszczykiem ci się na plecach kładzie, ptak ci do ucha rozkosznie kwili. A tu wtem podjeżdża terenówką jeden taki... Ekonieborak, żeby go @^*^!!^0!!!. I ptaszka płoszy, park ci zasmradza... No tak oddziałują na czytelnika te ilustracje, że nawet stertom śmieci się tu przyglądasz z uczuciem estetycznego rozanielenia, bo taka poetyczna ta skórka banana/rybia ość/zmięta gazeta; taka sympatyczna zużyta bateria. Ja tam osobiście tak przepadam za jej twórczością, że niechby tu sobie o fizyce kwantowej po starocerkiewnosłowiańsku pisano, kupowałabym w ciemno, byle się tylko napatrzeć. I podobną tendencję z radością u Natka odnotowałam.
Książka rewelacja, polecamy gorąco!!!