Brytyjczyk, autor młodzieżowej trylogii fantasy ROTHERWEIRD. Tom pierwszy: Miasteczko Rotherweird (Rotherweird, 2017; pol. 2020). Tom drugi - Wyntertide (2018),trzeci - Lost Acre (2019).
Uwaga: nie mylić z Sir Andrew Caldecottem (1884-1951),Wielka Brytania, autorem dwóch zbiorów ghost stories.
Przyznam się wam, że to dość specyficzna książka. Autor używa tutaj dwóch stylów literackich, które ze sobą miesza w zależności od danej sytuacji. W pierwszym odruchu zauważyłam, że ukazane lata 63, później 977 i 1017 wszystko Roku Pańskiego faktycznie wyglądają jako te dawniejsze. Później natomiast w bardziej bliższych latach ten styl ulega wywyższeniu, postacie mają do siebie szacunek, jednak jeśli znajdują się w sytuacji bardzo niepokojącej niemal od razu wchodzą w prostotę prawie podwórkową. Do tego dołożył nam bardzo różnorodne postacie, których spotkać tutaj się nie spodziewałam. Co dziwniejsze każda z nich choć znają się, są wobec siebie bardzo tajemnicze. Nie odpowiadają na zadane pytania, tylko krążą wokół tematu odpowiedzi. Irytują w ten sposób swoich rozmówców, choć czytelnika niekiedy śmieszą. Niewątpliwie są bardzo mądre i nie chcą rzucać słów z których mogliby być rozgrzeszeni. Zawsze wybierają bezpieczną opcję tłumacząc się nam z tego. Postacie rządne władzy niekoniecznie stronią od kłamstwa. Nie są również zbyt inteligentne, skoro o wiele prostych rzeczy pytają wróżkę. Na szczęście ona wie co powiedzieć, by nie mieć żadnych konsekwencji.
W książce przewija się motyw dawnych religii i wierzeń. Na pewnym obrazie odnajdują liczby, których na siłę chcą odgadnąć znaczenie. Zaczynają dostrzegać dziwne znaki, które mogą oznaczać coś z czym nie chcieli mieć do czynienia. Jednak kiedy wychodzi na jaw hasło zimowego przesilenia, nie mają złudzeń. Nadchodzi ten, który kiedyś już po ziemi chodził. A z nim historia, która wywoła dreszcze na ciele...
W powieści przewija się bardzo dużo postaci, których funkcję będziecie mieli wytłumaczoną na samym początku książki. Rozdziały zaczną się od tytułów sugerujących przebieg akcji. Być może początek będzie nieco trudny we wdrążeniu się w historię, jednak później będzie już z górki. Co dziwne czyta się ją szybko z uwagi na niepokojące zachowania bohaterów. Polecam fanom sił zła:-)
Zdaje się, że sporą grupę czytelników zwiodła szufladka z napisem "fantasy", do której wrzucono tę powieść, pewnie dlatego, że co ma wyraźną etykietę, to łatwo się sprzedaje. Tymczasem to oczywiście jest fantasy, tyle że... nie jest. No jest, ale autorowi chyba nie o to chodziło, a użył takiej scenografii, bo - patrz wyżej. Fantastyczna czy nie, to książka o prawdzie i jej ukrywaniu, i o tym, jak ukrywanie prawdy dusi, niszczy i skarla to, co w prawdzie mogłoby rosnąć i kwitnąć. Prawda was wyzwoli, chciałoby się rzec za Biblią. I dlatego (nie z powodu Biblii, o niej nie ma w tekście mowy) warto czytać Caldecotta.