Humor świętych. Historie i anegdoty Henryk Bejda 4,4
Nie jest to lektura najwyższych lotów, książka napisana jest słabym, momentami wręcz bardzo słabym stylem, co więcej często obraźliwym dla czytelnika, np. podobno św. Wincenty Ferreriusz głosił pewne kazanie, w którym stwierdził, że wielu ludzi "przychodzi (do kościoła) jak świnie do koryta. Oj, co by było, gdyby dzisiaj twój proboszcz powiedział tak o tobie na kazaniu?"
Niestety, są też epizody, które choć opowiadane lekko, a nawet z podziwem, są albo wprost obrzydliwe albo stawiają bohaterów w co najmniej złym świetle. Na przykład rzekomo św. Franciszek wraz ze swoim towarzyszem na pewnym rozdrożu nie wiedział, w którą stronę się udać, "postanowił więc zdać się na wolę Bożą. Uczynił to jednak w wielce niekonwencjonalny sposób. Kazał bratu Maciejowi stanąć na środku rozdroża i... kręcić się w kółko, jak czynią to dzieci. Brat obracał się tak szybko i tak długo, że zakręciło mu się w głowie i kilka razy nawet upadł". Ostatecznie po jakimś czasie po tych upadkach i ponownych wirowaniach towarzysz ten stanął twarzą w stronę pewnej miejscowości i tam się obaj udali przekonani, że tam są właśnie potrzebni. A może skoro św. Franciszek chciał w taki sposób zdać się na wolę bożą, to sam by łaskawie się kręcił i przewracał?
Najgorsze są jednak kilkukrotnie powtarzane w różnych wariantach historie, w których jakiś święty spotyka się z kobietą z (podobno) zbyt odsłaniających ciało sukniach. Np. św. Feliks rzekł wówczas do niej: "Pamiętaj, że towar, który się na widok wystawia, jest przedajnym. Chce być złupionym, kto skarb otwarcie nosi", a św. Franciszek Salezy ostrzegł "Droga pani, jeśli ktoś nie zamierza przyjmować gości, niech schowa swój szyld". I zaczynam rozumieć, skąd wydawałoby się mocno wierzący (i dobrzy?) ludzie później stwierdzają, że za gwałt (czy przynajmniej chamskie zaczepki) winna jest sama ofiara, bo "źle się ubrała"... Innymi słowy, trudno z tej lektury wyciągnąć jakieś głębsze wartości.
Ale żeby być sprawiedliwym przyznam, że jedna opowieść bardzo mi się spodobała: otóż pewna "penitentka dowiedziała się, że grzeszyła... nosem. „Jak to nosem? – zapytała pewnie. – Czy można zrobić nim coś złego?”. „Ano tak, można... wtykając go w nie swoje sprawy” – wyjaśnił jej święty." Szkoda, że tylu "obrońców moralności" nigdy nie usłyszeli podobnej nauki...
Ale to tylko jedna jedyna wartościowa historia. I czy faktycznie tak odkrywcza lub zabawna, jak chciałby Autor i wydawca? Oceńcie sami...