Dziennik z zaginięcia Hideo Azuma 7,3
ocenił(a) na 99 tyg. temu "Dziennik z zaginięcia" Hideo Azumy polecał mi już jakiś czas temu kolega z pracy, ale bez bicia przyznaję, że wyleciało mi to kompletnie z głowy. No dobra, może jednak nie tak kompletnie, bo na spotkaniu z Wydawnictwem Hanami w Bibliotece Publicznej Gminy Grodzisk Mazowiecki akurat ten tytuł wpadł mi od razu w oko. I już nie wypadł, bo wrócił ze mną do domu 😄 Po lekturze stwierdzam, że była to jedna z moich najlepszych zakupowych decyzji!
Hideo Azuma to japoński mangaka żyjący w latach 1950-2019. Zadebiutował w wieku 19 lat, ale dużą popularność zdobył w drugiej połowie lat 70-tych XX wieku. Azuma tworzył mangi nawiązujące do fantastyki i science fiction, ale również humorystyczne czy erotyczne. Przez długi czas nie był znany poza Japonią - szerszą popularność przyniosło mu dopiero wydanie "Dziennika z zaginięcia" w 2005 roku, za który otrzymał różne nagrody (m.in. Nagrodę Kulturalną im. Osamu Tezuki w 2006). Jeśli się nie mylę, na polskim rynku wydana została tylko ta jedna jego manga (pierwsze wydanie w 2009 roku).
"Hideo Azuma, słynny rysownik, wyszedł z domu i już nie powrócił... Przynajmniej przez pewien czas, a potem znowu wyszedł..." - ten właśnie okres opisuje w swojej autobiograficznej mandze Azuma. Pierwszy raz został bezdomnym z wyboru w listopadzie 1989 roku, gdy natłok obowiązków związanych z tworzeniem mang do różnych wydawnictw (a także nadużywanie alkoholu) wywołał u niego kryzys twórczy i depresję. Wyszedł po fajki i nie wrócił - ten epizod z jego życia opisany został w pierwszym rozdziale pt. "Spacerując nocą". Widzimy jak autor radził sobie z trudami dobrowolnej bezdomności, uczył się tych zupełnie nowych realiów życia.
"W czerwcu 1992, chociaż na pewien czas wróciłem do pracy, postanowiłem znów uciec. Wszystko przez to, że coś zaczęło wychodzić z mojej głowy". Ten drugi epizod ("Spacerując po mieście") różnił się jednak od pierwszego choćby tym, że nie przez cały czas Azuma był bezdomnym - owszem, przebywał na gigancie, ale w pewnym momencie zaczął pracę w ekipie rozbiórkowej, a nawet szkolił się na gazownika (w tym czasie miał dach nad głową). Po byciu robolem (sam tak to określił) wrócił do rysowania komiksów. Z tego rozdziału dowiemy się też jak wyglądała jego praca mangaki zanim postanowił uciec od tego wszystkiego.
25 grudnia 1998 roku trafił do szpitala psychiatrycznego na odwyk alkoholowy - jak sam stwierdza, przez ostatnie 15 lat pił w zasadzie kilka razy dziennie (mniej tylko w okresach ucieczki) i oczywistym stało się, że nie był sobie w stanie z tym poradzić. Dlaczego został alkoholikiem? Kiedy? Nie stało się to nagle, ale nie był w stanie tego sprecyzować. O tym okresie opowiada w trzecim rozdziale pt. "Odwyk alkoholowy" - poznajemy jego przemyślenia na temat odwyku i innych pacjentów szpitala.
A gdyby tak rzucić to wszystko i uciec w Bieszczady – trochę tak było u Azumy. Nie potrafił powiedzieć „nie” kolejnym wydawcom, aż w końcu nie był w stanie dalej tak funkcjonować i dotrzymywać terminów. Okresy jego ucieczki były dla niego swego rodzaju okresami oczyszczenia – pozbywał się wszystkiego, co wywołało u niego depresję i kryzys twórczy. Koncentrował się na znalezieniu pożywienia, kiepów, procentów i zapewnieniu względnie suchego miejsca do spania. Resetował się zupełnie. Szkoda, że nie uwzględniał przy tym konsekwencji jakie ponosiła jego rodzina... Po obu ucieczkach był w stanie wrócić do rysowania w całkiem niezłej formie, ale z czasem wszystko wracało i przytłaczało go na nowo.
Dla niektórych czytelników „Dziennik z zaginięcia” może być bardzo trudny w odbiorze, co poniektórzy mogą uznać, że Azuma swoim sposobem przekazu (nierealistyczne rysunki, liczne żarty) bagatelizuje problemy, które przedstawia w swoje autobiografii. Ja jednak tak tego nie odbieram. Zresztą autor na samym początku stwierdza, że „ Ten komiks przedstawia pozytywne nastawienie do życia, przy jednoczesnym maksymalnym braku graficznego realizmu. Realistyczne rysunki byłyby takie mroczne i dołujące”. Dzięki dużemu dystansowi z jakim Azuma podchodził do swojej historii otrzymaliśmy dzieło naprawdę mocne, przejmujące – z pewnością nie bagatelizujące opisywanych sytuacji. Zresztą w wywiadach umieszczonych na końcu mangi znajdziemy informację, że te naprawdę bolesne momenty opuścił. Autor nie próbował szukać usprawiedliwień dla swoich działań, nie użala się tu nad sobą, porusza ważne tematy (bez wybielania),ale udaje mu się uniknąć moralizatorstwa. Wszystko to jest okraszone sporą dawką autoironii i dystansu do siebie.
Gorąco polecam mangę „Dziennik z zaginięcia” – na mnie zrobiła naprawdę bardzo duże wrażenie. Warto zacząć lekturę od notki od tłumacza, która znajduje się na samym końcu – pozwala ona na lepszy odbiór całej mangi. Na końcu znajdują się również wywiady z autorem – również warto się z nimi zapoznać, ale jednak już faktycznie na samym końcu lektury 🙂