Jutrzejsza miłość Shirley Abbott 5,2
ocenił(a) na 59 lata temu Zanim wydam swoją skromną opinię na temat tej powieści, czuję się zobowiązana uprzedzić potencjalnych czytelników o dwóch istotnych faktach na temat książki, o których powinien wiedzieć każdy, a o których, rzecz jasna, uprzejmy wydawca nie kwapi się nas poinformować.
Po pierwsze, jeden z głównych jej wątków stanowi romans starszych ludzi (rozumiem przez to ok. 70 lat). Nie brzydzi mnie widok całujących się staruszków w parku, ale intymne właściwości stosunków między nimi, której to kwestii autorka nie usiłuje w żadnym wypadku omijać, nie należą do tematów, które koniecznie chciałabym roztrząsać.
Po drugie, w spojrzeniu autorki na wydarzenia z 11 września 2001 nie ma nic świeżego, intrygującego, czegoś wybiegającego poza ogólny status tej tragedii.
Tyle więc, by uczciwie nieco przybliżyć charakter powieści, czego oszczędził nam wydawca. Skupmy się więc na samej książce.
Powieść Shirley Abbott jest dokładnie taka jak jej tytuł- wydumana, usiłująca być podniosła i próbująca wzbudzić refleksje o przyszłości, a zarazem tak banalna i sztampowa. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale w tym akurat przypadku, myślę, że nikomu by to nie zaszkodziło.
To, za co rzeczywiście można by autorkę pochwalić to bardzo uważne przyjrzenie się każdemu z bohaterów. Znamy motywy ich działania, uczucia, rozważania. Pokazuje, jaka walka z sprzecznymi uczuciami odgrywa się u każdej z postaci, z pozoru żyjących w spokojnym i poukładanym życiu.
Problem powieści tkwi głównie w tym, że autorka nie ma kompletnie wyczucia, kiedy powinna przestać. Traci często kontrolę, posuwając się w zbędne, długie, nieco przemądrzałe wywody, ciągnące akcję w nieskończoność i po pewnym czasie stapiające się w jedno, prawdopodobnie światopogląd samej autorki. (Ta tendencja autorki sięga szczytu w idiotycznym motywie z widmowym Mohammedem Attą- zażenowanie me wówczas mnie przerosło i zmusiło do przerwania lektury.)
Wydawca, tradycyjnie, choć dziwnym trafem nie wspomina ani słowa o bohaterach, ucieleśnieniu wszystkich możliwych skrajności społeczeństwa, nie omieszkał się napomknąć, iż książka została, że zacytuję: 'doskonale przyjęta przez krytykę'.
Oczywiście amerykańską. Nic dziwnego. Ma wszystkie potrzebne elementy, by amerykańscy specjaliści mogli uznać ją oficjalnie za odważną, daleką od konserwatyzmu. Poza tym, prawdopodobnie powiela uczucia wielu z nich co do zamachu na WTC, co, pamiętajmy, szczególnie ich dotknęła. Odnoszę często wrażenie, że amerykańscy krytycy chwalą po prostu wszystko, co chociaż trochę odstępuje od przyjętego schematu.