Czy można napisać ciekawą książkę przedstawiającą rozgrywkę w grę fabularną, gdy od samego początku wiadomo, że wszystko jest nieprawdziwe i umowne? Można, jeśli bierze się za to Larry Niven i Steven Barnes.
Park rozrywki zwany Parkiem Marzeń organizuje gry fabularne wykorzystując do tego celu zaawansowane techniki symulacyjne. Pozwala to graczom pocić się, rozwiązywać zagadki, walczyć i umierać (choć na niby) w sposób na tyle realistycznym, że mogą się w tym całkowicie zatracić i zapomnieć, że to tylko zabawa wykreowana przez mistrza gry.
Podczas jednej z takich gier, wykorzystujących dla zbudowania jej fabuły kult cargo (jest on już sam w sobie fascynujący i prawdziwy) zostaje zabity strażnik pracujący w Parku Marzeń i ginie prototypowa substancja, która ma na celu wpływać na psychikę graczy. Trzeba odnaleźć mordercę i zaginioną substancję, nie przerywając jednocześnie toczącej się rozgrywki, w którą zainwestowano pokaźną sumę papierków z wizerunkiem prezydentów USA. Czy się uda? Sprawdźcie sami. Moim zdaniem będzie to całkiem przyjemnie i beztrosko spędzony czas.
Czytając tę powieść przeszedłem trzy kolejne fazy zainteresowania oraz czytelniczej oceny. Początek – kiepski, standardowy, prezentacja dość sztampowych bohaterów, typowa rozbiegówka bez większego polotu. Środek – zdecydowanie najlepsza część utworu, sam pomysł osadzenia akcji w świecie symulowanej (nader jednak realistycznie) gry fabularnej bardzo ciekawy, do tego intrygujący wybór scenerii oraz przewodniego motywu tejże gry: Nowa Gwinea i tamtejszy kult Cargo (połączenie wierzeń tradycyjnych, prymitywnie postrzeganego chrześcijaństwa oraz kultu przedmiotów materialnych, stanowiących wytwór nowoczesnej cywilizacji),do tego frapujący (do czasu) wątek kryminalny ze świata rzeczywistego. Zakończenie – ponowne obniżenie lotów i sztampa. Na plus zaliczyć należy dużą sprawność warsztatową Autorów, którzy nawet symulowane (z założenia) przygody bohaterów potrafią opisać w emocjonalny i wciągający sposób. Na minus widoczne na pierwszy rzut oka zestarzenie się powieści (w świecie rozwijającej się gwałtownie technologii VR sposoby symulowania sztucznej rzeczywistości przez personel tytułowego parku marzeń trącą już myszką, widać, że utwór napisano przed czterdziestu laty) – co jednak nie jest winą samych twórców, po prostu technologia VR rozwija się błyskawicznie. Dużo większy minus to kreacja bohaterów. Wydają się odlani z jednej matrycy, płascy i sztuczni. Zachowują się podobnie, prowadzą bardzo podobne dialogi, myślą o tym samym (zdobycie następnych punktów w dorobku gracza oraz zaliczenie kolejnego partnera seksualnego),mylą się wręcz podczas lektury. To już nie najlepsza robota literacka, na którą upływający czas nie ma większego wpływu.