Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego Andrzej Makowiecki 7,3
ocenił(a) na 101 rok temu Wczoraj, a tak naprawdę dwie nocy temu, (ale od razu uprzedzę nie zarwałam nocy jak to się zwykle dzieje przy dobrej lekturze, no bo i nie było jak przy kilku końcowych rozdziałach.) biografię Michała Urbaniaka pióra Andrzeja Makowieckiego pt." Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego". Choć tytuł przyciąga uwagę. I sugeruję, że będzie ostro, skandalicznie i że będzie to lektura, która sprawi, że rumieńce tak zwane wypieki na twarzy nie będą znikać czytelników do ostatniego zdania tej książki. I choć trzeba przyznać, że parę sytuacji można się do szukać w opisywanej tu biografii to jednak liczba tychże wspomnianych awantur muzyka jest nieproporcjonalna do podtytułu tejże książki. Przynajmniej w moim odczuciu. I jest to głównie chwyt marketingowy niż prawda o tych wspomniach. Nie jest to również tak naprawdę książka o jazzie i muzykach jazzowych. No jest i nie jest. A w każdym razie nie tak bardzo jak było to w przypadku biografii Tomasza Stańki, która może pełnić rolę małej encyklopedii jazzu. To takim razie o czym jest ta książka? O życiu o marzeniach, które nieoczekiwanie, kiedy to już o przestajemy o nich marzyć, nagle zaczynają się spełniać tak jak w przypadku bohaterera tej opowieści o złotych dachach Manhattanu. O miłości, która jest największym impulsem, najwspanialszym natchnieniem, najpowabnieszą muzą. I nie tylko miłość jest bowiem również, a może przede wszystkim siłą, motorem i sensem życia. Gdy zabraknie i miłości i osoby do kochania wszystko znika nawet muzyka. Pozostają nałogi, ale i to nie na długo, bo rujnuje zdrowie i chociaż i nawet jeśli jest jeszcze za co rujnujować, to już nie ma co w zasadzie niszczyć. Pozostaje tylko nieprzeparta chęć śmierci. O przyjaźni, która ratuje przed śmiercią i o tym, że znów można wszystko od nowa niekoniecznie z tą samą kobietą o podróżch na Północ Europy ( Skandynawia, gdzie przez jakiś czas w różnych zakątkach Skandynawii Michał Urbaniak mieszkał z rodziną) i Wschód Europy ( Ukraina). Ale jest to także hołd złożony innym muzykom w szczególności Milsowi Davisowi( aż dwa rozdziały) i Krzysztofowi Komedzie , który ,, przewija" się co i rusz na kartach tej biografii. Narodzinach córek artysty, bardzo emocjonalna pod każdym względem część książki. O fascnacji tenisem, nie tylko jako kibic, co przede wszystkim jako gracz, sportowiec amator, w dosłownym i metaforycznym tego słowa znaczeniu. O fascnacji rapem oraz stawaniu się członkiem wielkiej rodziny czarnych muzyków ( głównie jazzmenów i raperów) , o politykach i o rodzinnym mieście-Łodzi. O byciu Polakiem i Amerykaninem jednocześnie, a nawet kosmopolitą, bo jak sam Michał Urbaniak mówi muzyk, zwłaszcza jazzowy jest kosmopolitą. Książka jest napisana lekko i z humorem, nawet w najdramatycznieszych momentach życia i co za tym idzie biografii . A to sprawia, że trudno się od lektury tych wspomnienień oderwać. I nie tylko ja tak twierdzę, ale również Pani Maria Czubaszek, a skoro tak to jest to prawda. I tle o lekturze po lekturze. 🙂